R11
/10.09.1987/
Byliśmy w drodze na lotnisko, gdy Ania spojrzała na mnie maślanymi oczami
- Ale na pewno nawet nie przejedziemy przez Polskę?
- Na pewno... A chcesz?
- Nie... Po trasie tam polecimy... dziewczynki będą starsze i więcej będą rozumiały
- Też tak sądzę... mam nadzieję, że dobrze zniosą podróż...
- Będzie dobrze...
Na lotnisku, gdy już startowaliśmy Ania chwyciła mnie mocno za rękę, gdy tylko samolot ruszył
- Co się dzieje? - zdziwiłem się
- Od dawna nie latałam... prawie 10 lat...
- Nie bój się... - pocałowałem ją w czoło - to nie są jakieś publiczne linie, tylko mój samolot. Tu największe zagrożenie dla ciebie stanowię ja.
Gdy wysokość samolotu się ustabilizowała, Ania się uspokoiła...
Dziewczynki na razie dobrze znosiły podróż...
Gdy samolot prawie lądował w Japonii, spałem ja, Ania i dziewczynki...
Obudził mnie jeden z pilotów i powiedział, że zaraz lądowanie, więc zapiąłem pasy swoje i Ani, bo dziewczynek nie odpinaliśmy
Już w hotelu, gdy położyliśmy się, prawie natychmiast zasnęliśmy...
/11.09.1987/
O 9⁰⁰ zjedliśmy śniadanie, zostawiliśmy dziewczynki z nianią i poszliśmy pozwiedzać...
- Myślisz, że moja babcia mówiła na serio z tym pochodzeniem szlacheckim?
- Nie wiem... Coś wymyślę, żeby sprawdzić... Nie wiem co...
- Co jeśli to prawda?
- Dla nas nic... dziewczynkom dopiszemy w papiery twoje nazwisko...
- A ty? Nie będziesz chciał na tym skorzystać? Sam też go przyjąć?
- W jakim sensie przyjąć?
- Dopisać do dokumentów...
- Czemu?
- A nie marzy ci się stanie się szlachcicem?
- Dzisiaj to chyba nie ma znaczenie...
- Nie ma, poza tym, że mają jakieś bazy danych że spisem potomków rodów szlacheckich i ich małżonków... Skoro I tak jesteśmy małżeństwem to nie chciałbyś być częścią historii mojego kraju?
- Stanę się częścią, tak czy inaczej, jadąc tam... Ale jeśli ci zależy, mogę przyjąć twoje nazwisko, chociaż nie wiem co to zmienia... Rozmawiamy po polsku, tylko po to, żeby nikt nie zrozumieć, prawda?
- Tak, nie chciałam o tym rozmawiać w hotelu, a tutaj tylko tak możemy pogadać o tym...
- Zajmiemy się ta sprawa...
Weszliśmy do Shinjuku Gyoen National Garden, który był tego dnia specjalnie zamknięty dla ludzi i tylko my mogliśmy tam wejść i na moje życzenie dzieci z miejskiego sierocińca
Pochodziliśmy jeszcze po kilku miejscach między innymi obejrzeliśmy pokaz sztuk walki oraz dostaliśmy japońskie stroje ludowe, ale nie widzieliśmy siebie nawzajem w tych strojach i poprosili nas, żebyśmy po powrocie znów się w nie przebrali i dopiero zobaczyli jak drugie wygląda...
***
Gdy wróciliśmy do hotelu, dziewczynki spały...
Z pomocą kostiumografki przebraliśmy się...
Gdy zobaczyłem Ann odjęło mi mowę...
- Wyglądasz olśniewająco - pocałowałem ją w usta
- Dziękuję, ty też
***
Przebraliśmy się znów w nasze rzeczy i najzwyczajniej usiedliśmy na kanapie, żeby chociaż pozorować, że nie jesteśmy właśnie szczytem zainteresowania
- Obiecaj mi, że będziemy chronić dziewczynki przed zostaniem złymi ludźmi... ważne, żeby były dobre i zdrowe... - poprosiła
- Co ty rozumieć jako zdrowe?
- Żeby nie dopadła ich żadna choroba...
- Jaka?
- Nie wiem... rak, cukrzyca...
- A jeśli by się okazało, że nasze córki to lesbijki?
- Czemu mnie o to pytasz?
- Bo chcę wiedzieć, co uważasz... Doskonale wiesz, że przyjaźnię się między innymi z Mercurym...
- Chcę, żeby były dobre, zdrowe i szczęśliwe... reszta nie ma znaczenia... - przytuliła się
/14.09.1987/
Kilku dniowym śledztwie prowadzonym przez grupę prywatnych detektywów, udało się dowieść, że rodzina Ani naprawdę ma szlacheckie korzenie, a po przeprowadzce do USA zmienili jedynie ostatnią literę z "j" na "y", co znaczyło, że jej prawdziwym nazwiskiem było Rej.
Gdy dostaliśmy tą infrmacje, dostaliśmy też papiery umożliwiające prawa do nazwiska szlacheckiego, herbu itd...
- Co zrobisz? - zapytałem - Zostajesz przy nazwisku?
- Chciałabym mieć podwójne... a ty? Przyjmiesz moje?
- Jeśli żylibyśmy w czasach świetności twoich przodków, to powinienem?
- Generalnie tak. Mężowie często tak robili, jeśli rodzina żony była szlachecka, ale... ty, jako ty, nie.
- Czemu?
- Bo w tamtych czasach nawet byśmy nie mogli za długo rozmawiać.
- Czemu? Bo jestem czarny?
- Bo Twoi przodkowie to niewolnicy. Po prostu... Ale teraz możemy być razem i to się liczy - przytuliła się do mnie
- Skoro jestem potomkiem niewolników, a ty jesteś szlachcianką, to rozkazuj mi...
- Rozkazuj, mówisz? Więc pokaż mi, jak bardzo mnie kochasz.
Podniosłem ją I dopchnąłem do ściany
》Ania《
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Michael pozbył się moich majtek, rozpiął swoje spodnie I wsunął się we mnie
- Zawsze jestem gotowy spełnić każde twoje życzenie... - szepnął mi do ucha powoli poruszając się we mnie - powiedz tylko co mam robić
- Nie przestawaj...
- Nie zamierzam... jestem twój...tylko twój
- Wiesz, że kiedy pojedziemy do mojej babci, to się będziemy musieli powstrzymać, bo gdyby się dowiedziała, że jej idealna wnusia robi z siebie taką szmatę, to chyba by na zawał zeszła
- O czym ty mówisz? Czemu szmatę? Nie mów tak o sobie... To, że nie żyjesz w celibacie, nie znaczy, że robisz źle.
- Czasem mam wrażenie, że babcia wolałaby, żebym została zakonnicą...
- Jeszcze się nie zabiłem tylko dla ciebie...
- Mówiłeś już...
Bawiliśmy się może pół godziny, nim nasze córeczki zaczęły płakać
- Poczekaj chwilę, pójdę do nich i zaraz do ciebie wrócę - stwierdziłam lekko go odpychając
- Poczekam, spokojnie...
Ubrałam szlafrok I pobiegłam do pokoju córek...
Po tym jak skończyłam je obie przewijać i karmić, chciałam je odłożyć do łóżeczka... Mary prawie od razu poszła spać dalej, ale gdy kładłam Katherine do jej łóżeczka, poczułam dotyk na biodrach I chwilę później, gdy tylko położyłam małą, silne szarpnięcie do tyłu, w wyniku czego poczułam go w sobie...
Chciałam krzyknąć, ale zakrył mi usta dłonią
- Nie mów nic - szepnął Michael nachylając się do mojego ucha po czym zabrał rękę z moich ust
- Nie mogłeś poczekać minuty?
- Nie mogłem. - powiedział, a ja w tej samej chwili poczułam czemu...
- Wybaczę ci... może...
- Jaki jest warunek?
- Że zrobisz to jeszcze raz, ale w naszej sypialni
Wyszedł ze mnie i obrócił mnie przodem do siebie
- Czyli co ja mam zrobić?
- Chodź, to ci wyjaśnię...
Przemknęliśmy do naszej sypialni
- Czyli co ja mam zrobić? - zapytał ponownie
- Zmuś mnie do schylenia się i to wykorzystaj
- Mogę cię po to...
- Nie mów mi co zrobisz. Teraz ja stąd wyjdę na 5 minut, a ty przygotuj co tylko chcesz. Warunek masz jeden. Chcę być przy tym przytomna.
- Jasne.
Wyszłam z pokoju
》Michael《
Nim Ania wróciła miałem wszystko gotowe... położyłem na łóżku linę I knebel, a stojące w rogu pokoju krzesło położyłem na ziemi, tak, że oparcie było poziomo, a siedzisko pionowo.
Gdy Ann weszła do pokoju, złapałem ją za ręce
- Idziesz ze mną...
Zmusiłem ją do klęknięcia na oparciu krzesła, tak, że jej uda dolegały do siedziska
Przywiązałem ją tak, żeby prawie nie mogła się ruszyć
- Teraz to i się nie wyprostuyjesz... - szepnąłem wsuwając się w nią - teraz jestem zdana na moją łaskę
- Co jeśli będę krzyczeć?
- To. - Ubrałem jej knebel - pamiętaj tylko, że ja jestem tylko twój, a ty tylko moja... zapamiętasz? - zdjąłem jej knebel
- Tak... Gdy skończysz, moja kolej...
》Ania《
Gdy skończył I mnie uwolnił, postawiłam krzesło z powrotem do dobrej pozycji
Nim zdążyłam cokolwiek więcej zrobić, zakręciło mi się w głowie i wpadłam na Michaela
- Ann? - zapytał z troską w głosie - wszystko ok?
- Chyba tak...
- Chodź, może lepiej się czegoś napij i coś zjedz...
- Niech będzie...
Ubraliśmy szlafroki i przeszliśmy do kuchni
Gdy zjadłam, Mike zaniósł mnie do naszej sypialni, gdzie położył mnie do łóżka i otulił kocem
- Ann, zdrzemnij się... ciągle zarywasz nocki, od kiedy dziewczynki się urodziły
- Ale twoja trasa...
- Zamęczysz się... Nie możesz zarywać nocy tylko dlatego, że ja mam trasę. Mogę też wstawać do dziewczynek w nocy. To nie problem...
- Nie chcę, żebyś zemdlał na koncercie. Nie możesz zarywać nocy które sam odliczałeś na odespanie koncertów.
- Jeszcze słowo, to cię tu przywiążę i poczekam aż odeśpisz. Mój organizm się przyzwyczaił, że nie dojadam i nie śpię przez wiele nocy, więc mi nic nie będzie. A ty masz odespać, bo się wykończysz.
- Przestań. Nie tak dawno skończyłam liceum. Też jestem przyzwyczajona do niespania.
- Ann nie. Ty masz odespać. Jeśli cokolwiek ci się stanie, to przerwę trasę nawet w środku koncertu. Nie interesuje mnie nic bardziej od ciebie.
- Nie pozwolę ci.
- Nie potrzebuję twojej zgody... ale teraz się zdrzemnij...chociaż półgodzinki...
》Michael《
Gdy Ania zasnęła, poszedłem do dziewczynek, żeby gdyby się obudziły, nie płakały zbyt długo
Po dwóch godzinach Ann zajrzała do pokoju dziewczynek
- Czemu mnie nie obudziłeś?
- Bo słodko spałaś... Po za tym dziewczynki były grzeczne...
/27.01.1989/
Trasa się skończyła...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro