Rozdział XXXIII
Otworzyłem oczy i wiedziałem, że ten dzień będzie zły.
Właśnie pożerałem tosta z szynką i serem, gdy Sky zeszła rozmawiając z Zarą i śmiejąc się przy tym w dość podejrzany sposób.
- Dzień dobry Gordon - przywitała się ze mną okularnica. Usta miałem zapchane jedzeniem, więc nic nie mogłem odpowiedzieć, ale pokiwałem w stronę blondynki głową. Obie dziewczyny poszyły do kuchni. Przez piętnaście minut słuchałem tylko jakichś szmerów, chichotów i cichego plotkowania. To naprawdę było nie do zsinienia.
Nagle w kieszeni bluzy coś mi zawibrowało. Mój telefon. Odblokowałem ekran i niewiele brakowało, a bym wrzasnął wściekły, odczytując nową wiadomość.
Od: Dean Do: Hell
Obraziłeś się? Jak tam na wycieczce?
Mocno ścisnąłem telefon, a potem wcisnąłem go głęboko do kieszeni. Wstałem od stołu z talerzem i ruszyłem do kuchni i świergoczących nastolatek.
- Nie robicie sobie śniadania? - spytałem chowając naczynia do zmywarki. Dziewczyny stały tylko z kubkami w rękach (Zara miała herbatę, a Sky gorącą czekoladę) i opierały się o blat caaały czas paplając.
- Nie. Zjemy w restauracji w centrum - wyjaśniła krótko Zara. Pokiwałem tylko głową, a potem nalałem sobie wody na kawę. Kiedy włączyłem czajnik, znów poczułem wibrację w kieszeni bluzy.
Od: Dean Do: Hell
Helluś...? Myślałem, że już się przestałeś na mnie obrażać.
- Co jest? - spytała ciemnowłosa widząc jak palce zaciskają się na obudowie smartfona, jakbym miał zamiar go zmiażdżyć.
- Nic. Tylko pewien debil przypomniał sobie, że ma mój numer - wyjaśniłem okrężnie. Sky wpatrywała się w to we mnie, to w Zarę.
- Mogę wiedzieć...
- Nie - uciąłem jej szybko. - Lepiej, żebyś nie wiedziała - dodałem i była to najszczersza prawda. Lepiej, żeby nie wiedziała. Sam wolałbym nie wiedzieć. Zwróciłem się do Zary i Sky, starając się jak najszybciej zapomnieć o brunecie.
- Jakie macie plany na dziś? - zapytałem udając zainteresowanie. Sky odgarnęła kosmyk włosów cały czas nieposłusznie opadający jej na czoło. Wyglądała uroczo z tym loczkiem...
- Głównie centrum handlowe. Pogoda ma dziś być raczej kiepska, więc będziemy spacerować po budynku - wyjaśniła Sky. Pokiwałem głową, a gdy czajnik pyknął informując, że woda się zagotowała, nalałem wrzątku do kubka.
Dziewczyny jednak nie poszły do centrum handlowego. Moje szczęście (sarkazm) jak widać udziela się wszystkim dookoła, a mi najbardziej.
- Nad miastem przejdzie jedna z największych burz w tym stuleciu. Mieszkańcom zaleca się wyłączenie wszelkich urządzeń elektronicznych i zostanie w domach... - mówiła przyjętym głosem pogodynka. Sky rozmawiała z przyjaciółkami przekładając spotkanie, a ja spojrzałem na Zare.
- Czyli dziś nie da rady sprawdzić przypuszczenia o prześladowaniu Sky - stwierdziłem. Zara z westchnieniem pokiwała głową. Po chwili milczenia, zmarszczyła brwi.
- Kto do Ciebie pisał przy śniadaniu? - zapytała. Nic nie powiedziałem tylko pokazałem jej wiadomości w telefonie. Dziewczyna stłumiła śmiech.
- Słodkie...
- Tylko dla osób trzecich - warknąłem. - Dla mnie to lekko uciążliwe...
- Ale i tak go lubisz - zauważyła z miną znawcy.
Jak ja nienawidzę ludzi, którzy myślą, że wszystko jest takim jakim to widzą. Nie potrafią spojrzeć z innej perspektywy tylko od razu są pewni swego i nie sposób ich przekonać do choćby chwili przemyślenia, albo zmiany zdania.
Ścisnąłem pięści tak mocno, że zbielały mi kostki.
- Nic o tym nie wiesz Zara - wysyczałem. - Nie możesz zrozumieć... że ja nie wiem czego chce? Nie możesz zrozumieć, że nawet gdybym wiedział, czego chce, to nie potrafię tego wyrazić? Nie możesz zrozumieć, że potrzebuje czasu...? - wymieniłem patrząc na nią spode łba. Zara otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Chyba zrozumiała, żę nie warto kontynuować tematu.
Jak na przekór znów odezwał się mój telefon. Tym razem tylko go wyłączyłem, a gdy podniosłem głowę, napotkałem pytające spojrzenie dziewczyny.
- Burza się zbliża - przypomniałem. -Trzeba wyłączyć telefony...
[Perspektywa Zectora Richardsona]
Ziewnąłem rzucając swoją torbę do ćwiczeń w szatni. Otworzyłem swoją szafkę i zdjąłem kurtkę wieszając ją na haczyku wewnątrz szafki. Potem otworzyłem torbę i wyjąłem koszulkę z materiału przepuszczającego powietrze. Była czarna, na piersi miała nadrukowane logo Szkoły, a na plecach moje nazwisko. Zdjąłem z siebie swoją bluzę i naciągnąłem koszulkę. Potem zmieniłem jeansy na zwykłe dresy i zamykając za sobą szafkę ruszyłem na halę.
Wielkie okna pokazywały piękną panoramę lasu i ciemne niebo, przysłonięte, przez ciężkie chmury. Zbliżała się burza...
Na sali nie było wielu osób. Ktoś zajmował bieżnie, a ktoś inny walił w worek treningowy. Z dodatkowej sali, którą była strzelnica co jakiś czas dobiegał huk, z czego mogłem wnioskować, że ktoś strzela z dwu lufówki.
Podszedłem do drążka zawieszonego pod sufitem i obsypując dłonie białym proszkiem. Pod nim stała mała trampolina, pomagająca doskoczyć do dość wysokiego sprzętu. Kilka razy potarłem ręce, a potem stanąłem na trampolinie. Musiałem trzy razy powtarzać skok, zanim udało mi się złapać drążek. Łańcuchy poruszyły się i drążek zaczął się huśtać wraz ze mną, zawieszonym pod sufitem. Rozhuśtałem go, a potem podciągnąłem się i wyprostowałem ręce. Obróciłem się i usiadłem na huśtającym się drążku. Złapałem się łańcuchów i powoli opuściłem się do tyłu, trzymając się teraz tylko zgiętymi kolanami. Puściłem łańcuchy i opuściłem ręce luźno w duł. Szybko zdałem sobie sprawę, że nie dosięgnę osadzonego wyżej drążka. Zacząłem znów huśtać się tym razem rękoma. Kiedy uznałem, że tym razem spokojnie dosięgnę, przygotowałem ręce do chwytu. Zbliżyłem się, wyciągnąłem ręce, złapałem i puściłem nogami poprzedni drążek. Podciągnąłem się na wysokość bioder i nawet nie musiałem się rozhuśtać by dosięgnąć niebieskiej siatki, która była zejściem.
Wiele razy proponowałem, aby rozbudować tor przeszkód pod sufitem, ale Alice upierała się, że nie każdy uczeń jest tak wygimnastykowany jak ja i było by tylko mnóstwo kłopotów.
- Zeector! - zawołał ktoś. Poznałem ten głos, ale powstrzymałem się przed odwróceniem.
- Co jest? - zdziwił się Dean i spojrzał na mnie z góry. Nienawidziłem rozmawiać z osobami wyższymi ode mnie, a Dean był niestety wyższy od większości osób.
- Nic - odparłem chłodno i ruszyłem ku sztangom.
- Jesteś bardziej ponury niż zwykle - zauważył brunet. Tym razem spojrzałem na niego znudzony.
- Dlaczego tak uważasz? - spytałem. Dean podrapał się za uchem.
- Nie jesteś z Artmate, tylko wywijasz na drążkach, a to znaczy, że chcesz poprawić sobie humor. A po za tym mnie ignorujesz, a choć to nie jest nic nadzwyczajnego, to dziś wyglądasz, jakbyś się do tego zmuszał - wyjaśnił. Może czasami zachowywał się tragicznie i dziecinnie, ale byłem jedną z niewielu osób, które dobrze znają Dean i wiedzą, jaki jest naprawdę.
- Prawda, dziś jakoś nie najlepiej się czuję... - westchnąłem w końcu. Dean spojrzał na mnie wyczekująco, ale ja pokiwałem głową.
- Bez powodu. Po prostu jest niskie ciśnienie - dodałem. Dean przyjął to do wiadomości i rozejrzał się po hali. Dopiero teraz zauważyłem, że dwie osoby które tu były, zdążyły już wyjść.
- Mam do ciebie pytanie... - zaczął brunet z niezwykłą dla niego powagą. Uniosłem jedną brew.
- W czym takim mogę ci pomóc? - zdziwiłem się, jednocześnie bardzo zainteresowany. Dean wyglądał jakby rozważał ucieczkę z sali, ale w końcu przełknął ślinę.
- Dziara i Wilk uciekli - powiedział ze śmiertelną powagą. Uniosłem brwi, ale nic nie powiedziałem, tylko czekałem na kontynuację.
- Chcę ruszyć za nimi. Czy mogę liczyć na ciebie w oddziale? - spytał bez ogródek.
Zamknąłem oczy i odświeżyłem swoją pamięć. Dziara i Wilk, czyli głupi i napakowany 2. Obaj wyglądali jakby ich wyciągnięto po wybuchu bomby w salonie tatuażu. Silni i typy psychopatów, którzy po prostu walą wszystkich po gębach. Nie jesteś z nimi w spółce? Jesteś ich wrogiem. Odejdziesz od nich? Jesteś trupem. Naturalnie wiedziałem, co kiedyś łączyło Deana z nimi. Osobiście odwodziłem go od pomysłu ucieczki ze Szkoły. To przy jego... przeszłości było by nie możliwe. Po tym co widział, co zrobił... My - mordercy rodzin, którzy zabijają od dziecka... Nie mamy szansy na normalność. Pogodziłem się z tym dawno.
Podniosłem spojrzenie na bruneta. Zmienił się trochę od czas trzymania z Dziarą i Wilkiem. Było to na krótko przed końcem sierpnia, kiedy przestał szukać leku na śmierć. Długo się zastanawiałem, kiedy zmądrzeje, a tu nagle, wielka odmiana.
Potem pojawił się Hell, a od jego pojawienia Dean zaczął dbać o siebie, trzy razy bardziej niż po zakończeniu współpracy z tamtą dwójką. Częściej odwiedził siłownie, a nie czaił się ze świtą po korytarzach. Częściej też był rozdrażniony i częściej ćwiczył się w swoich zdolnościach kata.
- Zector...? - przerwał ciszę chłopak. - Pamiętasz, że nie czytam ci w myślach? - upewnił się głupio. - Musisz M-Ó-W-I-Ć...
- Wiem - przerwałem mu ochryple. - Pomogę ci. Dobrze wszystkim zrobi, pozbycie się ich z powierzchni wszechświata - stwierdziłem zimno. Dean zesznurował usta, ale już nic nie powiedział. Po kilku chwilach milczenia odwrócił głowę i zapatrzył się w szare niebo.
- Podejrzewam, że mogli się oni przyłączyć do Eartha - powiedział chłopak. - Dlatego będę musiał dodatkowo wszystko skonsultować... z dyrektorem - powiedział pełnym napięcia głosem. Nie dałem po sobie poznać zaskoczenia.
- Osobiście?
- Nie ma Zary, ani Alice więc pewnie tak. Moja prośba o konsultacje jest u Honesta i w ciągu kilku godzin otrzymam odpowiedź - wyjaśnił. Pokiwałem głową. Dyrektor, pozostawał jedną z niewielu osób, które były dla mnie zagadką. Mniej zagadkowy był już Tyr, czy Hell.
Usłyszałem nagle wnerwiający dźwięk dobiegający z kieszeni Deana. Chłopak marszcząc brwi wydobył telefon i na jego twarzy zagościło zaskoczenie. Potem cały poczerwieniał. Poczułem szczerą ciekawość związaną ze zmianą koloru twarzy bruneta.
- Co jest? - zapytałem, a gdy Dean długo nie kontaktował, po prostu wyrwałem mu smartfona z rąk.
Od: Gniazdo-na-głowie Do: Dean
uchcu zabawaan na caleggo. tw óój Helluś to taaako lubiane ciasteczkoo
- Czy ta idiotka się opiła?! - zapytał Dean podniesionym głosem. Ledwie powstrzymywałem rechot. Zaraz za wiadomością pojawiła się kolejna wiadomość, tym razem MMS. Kiedy Dean pieklił się na temat Zary (bo to chyba ona kryła się pod nazwą Gniazdo-na-głowie), ja otworzyłem zdjęcia.
Mimo wszelkich starań, wybuchnąłem nieopanowanym rechotem.
Zdjęcie przedstawiało Hella o niewyspanym i zmęczonym spojrzeniu trzymanego za policzki przez... To była Alice?! Chyba ją odpicowali, bo wyglądała fenomenalnie. Zara leżała z jakąś butelką w ręku na brzuchu chłopaka.
Jak tylko Dean zobaczył zdjęcie, myślałem, że wybuchnie, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
I wybuchnął. Rzucił komórkę o ścianę, a ta roztrzaskała się na kilkanaście kawałków. Potem brunet wyszedł. Kiedy się uspokoiłem zbliżyłem się do szczątków smartfona.
Z szatańskim uśmiechem wydobyłem ze zniszczonych kawałków plastiku jeden mały kawałek, który mnie interesował.
Karta pamięci...
[Perspektywa Hella Aliquid]
Z zapisków Hella Aliquid
Dzień 2
Dochodzi północ, a ja dopiero teraz się obudziłem po całym dniu spędzonym w domu. Zara i Sky znalazły alkohol. Brzmi jak początek kiepskiego żartu? NIE. To spieprzona rzeczywistość. Kiedy te dwie się opiły, rozpętała się przeraźliwa burza. Musiałem samemu uszczelnić wszystkie okna i wleźć na dach założyć piorunochron. Podczas gdy te dwie zachowywały się gorzej niż dzieci. Boję się włączyć telefon w obawie o spam wiadomości Deana. Z poważnej operacji zrobiło się tu przedszkole, a ja - jak się okazało - zupełnie się do tego nie nadaje.
# Hejo. Miałam ostatnio tak dupny nastrój, żę spod moich palców wychodzi sama nie wiem co. Nic. Sorry, że tak to wygląda, ale nawet Gordon choć chce mi pomóc, to mu nie wychodzi. Wasza Capricorn robi co może, ale błagam o wyrozumiałość.
#Capricoern
/Gordon. Ja się jeszcze nie poddałem i zwrócę wam starą autorkę!/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro