Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXI

Gdzie jestem?!
Co się stało?!
Pamiętam tylko, że goniłem Gordona. Tak. Ranny Gordon. Zobaczyłem go i po lekkim szoku zacząłem zmierzać w jego stronę. Wpadłem w pułapkę.
Ostatnia rzeczy, którą pamiętam to strzykawka w ręku Dean. Potem już tylko ciemność.
Mój umysł z oszołomieniem powtarzał tylko dwa słowa.
Dlaczego Dean. Dlaczego Dean. Dlaczego Dean.
A potem zrozumiałem jedną sprawę.
- ZDRAJCA! - wrzasnąłem, z nadzieją, że mnie usłyszał. Do oczu napłynęły mi łzy bezsilności.
- Zdrajca... cholerny zdrajca - szeptałem. Nic się nie zgadzało. Dean w jednej chwili żartował że mną. Odstraszył tamte dziewczyny mówiąc, że jest moim chłopakiem.
Czy to była tylko gra? Czy tak naprawdę Dean nigdy nie pokazał mi swojej prawdziwej twarzy?
Zapłakałem.
I jeszcze Gordon. Tutaj nawet nie wiedziałem co powiedzieć. Mój przyjaciel. Jeszcze tak niedawno z nim rozmawiałem. Czy to też była gra? Jakiś plan? Ale czemu Gordi - osoba, która nie ma nic wspólnego z moim światem?
Przypomniałem sobie twarz Gordona. Jego włosy zwykle mające odcień ciemnego blondu, teraz przypominały brudny brąz. Jasna cera, stała się blada i w kolorze nie zdrowej zieleni. Wychudły i pozbawiony wyrazu twarzy. I jeszcze ta rana. Z jego nogą nie było najlepiej. Kuśtykał o kuli.
Co powiedział kiedy stanąłem z nim twarzą w twarz?
"Wybacz"
Zwinąłem się w kłębek. Wszystko wydawało mi się zbyt straszne, aby było prawdziwe.

Kiedy oszołomienie minęło, wróciło mi racjonalnie myślenie. Alleluja.
Szybko zorientowałem się gdzie jestem. W jakiejś celi. I to takiej luksusowej bo były trzy ściany i kraty! Kto w tych czasach używa KRAT?!
Cela z betonu, kraty za wejście. Za kratami widziałem tylko ciemny korytarz skręcający po trzech metrach. Panował półmrok, a jedyne światło było dostarczane przez słabą żarówkę kołyszącą się pod sufitem na kablu.
Muszę stwierdzić, że ludzie strasznie muszą mnie lubić, skoro jestem tak często porywany.
Miałem na sobie swoje czarne rurki, koszulkę z tarczą szkoły i czarną bluzę z kapturem. Na nadgarstku połyskiwał zegarek. Jedno spojrzenie na niego powiedziało mi, że byłem nieprzytomny dwanaście godziny.
Mogli mnie już wywieźć gdzieś daleko. A najgorsze, że Artmate i Zector nic nie widzą. Ani kiedy, ani jak znikneliśmy.
Znów łzy napłynęły mi do oczu. Szybko je otarłem.
Nie czas na łzy. Nie ma sensu płakać po zdrajcy.
Ale nawet to pokrzepiające zdanie nie sprawiło, że poczułem się lepiej. Nie mogłem wyrzucić z głowy uśmiechu Deana i cichych słów "tak, jesteś moim bliskim". Unieruchomił mnie. Zaciągnął z Gordonem do tego pomieszczenia. Do pułapki.
Tylko po co?!
Plasnąłem się w policzki.
Nie teraz Hell. W detektywa pozbawisz się jak się wydostaniesz.
Nagle drzwi mojej celi otworzyły się.
- Hell... - cichy głos, przepełniony... pustką. Nic nie dało się odczytać z jego głosy, lub choćby jego oliwkowych oczu. Była tylko pustka.
- Gordon, mów co się dzieje - przeszedłem od razu do sedna. Chłopak usiadł z cichym stęknięciem naprzeciw mnie. Przez chwilę po prostu na mnie patrzył.
- Zmieniłeś się. Dobrze wyglądasz...
- Gordi! Błagam! - jęknąłem. Chłopak spojrzał na mnie swoim obojętnym spojrzeniem, ale zaczął mówić.
- Zamaskowany porwał mnie i zmusił, abym do ciebie zadzwonił. Kiedy już to zrobiłem powiedział, że wypuści moją rodzinę. I wypuścił ich. Ale mnie wziął ze sobą. Kiedy próbowałem uciekać... zabił ich na moich oczach... - przełknął ślinę. - A ja chciałem się zabić. Ale On mi zakazał. Nie pozwala mi to za każdym razem. Straciłem nadzieję na śmierć... - powiedział, a pod koniec głos mu zadrżał. Chwyciłem go za ramię. Próbowałem dodać mu... otuchy?!
On stracił wszystko. Dawne życie, marzenia, rodzinę... A teraz nawet możliwość śmierci. W takim stanie nie istnieje już coś takiego jak słowa "będzie lepiej". Teraz nie może być już nawet gorzej.
- Ale czemu... czego chce ten... - Zamaskowany. Pacnąłem się w głowę.
- Earth - uświadomiłem sobie, a Gordon zadrżał.
Earth chce stać się długowiecznym. Ale nie wiem dlaczego w takim razie porwał mnie, skoro chce Tyra. Chyba stwierdził, że jestem łatwiejszy do uprowadzenia.
Mój mózg się przegrzewał. Nic nie chciało do siebie pasować.
- Ale... co do tego wszystkiego ma Dean? - wydusiłem z siebie. Gordon spuścił wzrok.
- Ten, który jest dla ciebie ważny? - zapytał. Oddech mi przyspieszył.
- Tak. To był przyjaciel. I muszę wiedzieć, czy nadal jest moim przyjacielem - wyszeptałem. Gordon nawet nie drgnął.
- Chyba zawarł z Nim umowę. Słyszałem jedyne o jakiejś obietnicy zawartej przed śmiercią - powiedział zimno. Pokiwałem głową. Może oznacza to, że Dean nie do końca zdradził.
Ale skoro zawarł z nim umowę... to musiał go do tego w jakiś sposób zmusić.
A czego boi się morderca? Śmierci.
- Gordon... ja tak strasznie cię przepraszam - wyznałem z bólem. Chłopak spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
- Za co?
- Za to, że jestem twoim przyjacielem. Gdybyś nigdy nie zaczął ze mną rozmawiać, nigdy byś nie poznał Eartha, nie stracił byś wszystkiego co kochasz, a twoim największym problemem były by niezapowiedziane klasówki... - z każdym słowem mówiłem ciszej. Wszystko było zbyt przytłaczające. Ból Gordona stawał się moim bólem. Jego strach był moim przerażeniem...
- Hell, to nie twoja wina - wypalił nagle Gordon. Uniosłem głowę.
- Jak to?
- Chciałem się z tobą przyjaźnić z własnej, nieprzymuszonej woli. To, że On chciał ciebie... gdybym nie chciał uciekać moja rodzina by żyła. Więc sam na to wszystko zapracowałem...
- Jednak czuję się winny - westchnąłem. Odwróciłem wzrok. Zapadła niczym nieprzerwana cisza.
W końcu usłyszałem cichy i obojętny głos Grdona.
- Przyszedłem, aby ci coś powiedzieć - zaczął. - Nie wiem czego chce od ciebie On, ale zdaje mi się, że masz coś co On bardzo chce posiąść - wyznał. Spojrzałem na niego, oczekując dalszych wyjaśnień, ale nic więcej nie opuściło ust mojego przyjaciela.
Earth chce posiąść serum długowieczności. Ale to Tyr jest strażnikiem leku na śmieć! Dlaczego uwziął się na mnie skoro ja mu nic nie dam. Po prostu nie mam nawet co dawać! Nie znam przepisu na serum!
Czy ktoś stoi za rogiem i się ze mnie śmieje? Z mojego parszywego życia?
Ja bym się śmiał...
- Chcę ci pomóc Hell... - powiedział nagle Gordon. Utkwiłem spojrzenie w przyjacielu. Niespodziewanie na jego twarzy pojawił się blady uśmiech.
- Ale Gordi... - zacząłem, a on tylko pokiwał głową i przyłożył palec do ust, mówiąc abym był cicho.
- Możesz być moim wybawieniem brachu...

[Perspektywa Deana Pittera]

Zakuty w kajdany u stóp tyrana-mordercy. Nie mam dobrego dnia.
W dodatku... Hell musi mnie nienawidzić. Czasami zdawało mi się, że słyszę jego głos. Jego ciche chrapanie. Ale potem uświadamiałem sobie, że to niemożliwe. Straciłem nadzieje. Hell sądzi, że zdradziłem.
Skuliłem się i patrzyłem tępo na kajdany. Wszytko przez to, że jestem słaby. Tak cholernie słaby. Nie boję się bólu. Znoszę każdy ból.
Ale tak strasznie boję się śmierci...

Moje nogi są przywiązanie do jakiegoś zardzewiałego łańcucha pod suficie. Krew dawno odpłynęła mi z kończyn. Piasek w nosie rani moje zmysły. W uszach pobrzmiewają moje myśli.
Zabiję go. Nie tkniesz Hella...
Ale zamaskowany podszedł do mnie nagle z pistoletem.
- Nie mam ochoty się z tobą bawić. Może jak zginiesz to twoi znajomi zaczną gadać - powiedział zniekrztałuconym głosem. Adrenalina mi zapulsowała. Wszystko nagle zaczęło wrzeszczeć "NIE!"
- Nie... nie zabijaj mnie! Zrobię wszystko! - błagałem. Byłem zły na siebie za tę słowa. Zabrzmiałem żałośnie. Jak ja mogłem się zbliżyć do tak parszywego poziomu ? Zamaskowany przestał bawić się magazynkiem broni.
- Zrobisz wszystko? Już mi się to podoba! Zawrzyjmy umowę...

Byłem taki głupi. Jak mogłem zrobić coś takiego? Chciałem chronić Hella, skończyło się tak, że teraz... oddałem chłopaka prosto w łapy tego szaleńca. W dodatku, moje dalsze życie również nie jest pewne.
Usłyszałem kroki. Odruchowo chciałem się skulic, bo te ciężkie kroki kojarzyły mi się z wielkim bólem. Ale postanowiłem pokazać temu zasrańcowi, że mnie nie złamał.
Wstałem i powitałem zamaskowanego twarzą w twarz.
- Dean... będziesz mi potrzebny - powiedział, jakby to było oczywiste. Zacisnąłem szczękę. Chciałem się sprzeciwić. Krzyknąć "nic dla ciebie nie zrobię", ale on wyciągnął jedyny argument zdolny zmienić mnie o 180 stopni. Wycelował we mnie lufę swojego niezawodnego pistoletu.
O jego niezawodności mogłem się przekonać na własne oczy. I nie mam zamiaru stać się ofiarą jego wystrzału.
Mężczyzna złapał mnie za kajdany i z pistoletem z tyłu głowy, wyszedłem z pomieszczenia.

Pusty pokój. Dwoje drzwi - przez jedne zostałem wprowadzony, a przez drzwi naprzeciw zostanie pewnie wprowadzona ofiara Eartha. Mocne, drażniące zmysły światło. I broń na moim karku.
Nawet nie mam jak z tego zażartować. Moje życie wisi na włosku. Nie chcę umierać.
Jestem mordercą. W swoim życiu zabiłem dokładnie piętnaście osób. Ale ja nie chcę umrzeć. Muszę żyć. Boję się ponieść odpowiedzialność. Jeśli istnieje jakieś życie po śmierci... I jeśli naprawdę będę tam sądzony za swoje czyny... Nie chcę umierać.
Drugie drzwi otworzyły się i wypadł do środka... Hell. Miał kaptur na głowie. Za nim wykuśtykał tamten chłopak - Gordon. Tak przynajmniej sądzę, bo światło nie pozwalało widzieć mi wszystkich detali i kolorów . Zamknął za sobą drzwi i stanął jak najdalej w koncie. Hell nadal leżał twarzą do betonowej podłogi. Drżał. Może płakał?
- Nie przywitasz się z kolegą? - zapytał pobłażliwie zamaskowany. Zacisnąłem zęby, gotów odpowiedzieć z odpowiednią ilością przekleństw i obelg, ale skóra nadal czuła zimny metal na jednym z moich kręgów. Zaschło mi w gardle.
- Nie. Nie pozwoliłeś mi. - Kątem oka zajerestriwałem poruszenie się w koncie. Pewnie ten Gordon wie o czym mówię. Jeśli nie posłucham zamaskowanego - zginę. On musi tu być na podobnych warunkach.
Earth rzucił mi coś. Refleks mi nie zanikł, więc sprawnie złapałem przedmiot.
Był to pistolet.
Pot zalśnił na moim czole. Wiedziałem czego chce Earth. Jednak chciałem wyrazić swoje niezadowolenie. Nie dane był mi to jednak. Teraz zamiast broni, poczułem ostrze na gardle.
- Dean, powiedz mi - zaczął tym swoim głosem wyjętym z horroru. - Do czego zdolny jest tchórz pod groźbą śmieci? - zapytał. Przełknąłem głośno gule, którą miałem w gardle.
Wyprostowałem rękę z pistoletem.
Hell podniósł się się w końcu z ziemi. Głowę trzymał nisko. Nie patrzył na mnie. Może i lepiej. Pewnie zobaczyłbym w jego oczach zawód.
- Tchórz jest zdolny do wszystkiego. Również do zabójstwa... - wyszeptałem. Chłopak nawet nie drgnął. Wiedział co się teraz stanie.
- Hell... proszę... powiedz coś... - załkałem. Nóż zamaskowanego wykonał nacięcie na mojej spoconej skórze. Zignorowałem to. Nadal wpatrywałem się w opuszczoną głowę chłopaka. Żałowałem, że spod kaptura nie wystaje choćby kosmyk jego ciemnych włosów.
Pomińmy moje pieprzenie, typu "Hell jest słodki". Oczywiście, że jest słodki. Ale przed wszystkim jest moim przyjacielem. Tylko morderca jest na tyle powalony by zaufać innemu mordercy. I on mi zaufał.
Nie wiedział tylko, jak bardzo jestem słaby. Jak bardzo boję się śmierci. Jak bardzo jestem samolubny i jak bardzo chcę żyć.
- Ja... Wiedz, że tego nie chcę - wyszeptałem.
I oto zwrot akcji.
Hell wyciągnął zza pleców spluwę i wycelował ją we mnie. Taki sam pistolet jaki dał mi Earth.
Zamaskowany drgnął.
- Nie spodziewałem się tego... - przyznał cicho. Jednak moja ręka nie zamieniła pozycji nawet o milimetr. Nadal celowałem w Hella. A teraz miałem jeszcze więcej motywacji, aby strzelić.
Chłopak odbezpieczył swój pistolet.
On.. chce...

Mnie zabić...

Również odbezpieczyłem swoją broń, choć z mniejszą pewnością niż Hell. Sprawdziłem magazynek. Miałem tylko jeden nabój. Tylko jeden wystarczy do zabicia Hella.
Wtem chłopak nie celuje już we mnie tylko w...
Swoją skroń.
- Co...? - to Earth nie wie co się dzieje.
- Hell, NIE!!! - wrzeszczę...

Słuchać głuchy wystrzał. Krew i kawałki mózgu rozpryskują się na szarej ścianie.
A ja nadal trzymam pistolet z jednym nabojem.
Chłopak przewraca się na ziemię, a na jego twarzy widać cień uśmiechu ulgi.





...























...





























...




























[Perspektywa Hella Aliquid]

Widzę jak chłopak ubrany w moje ciuchy upada, odstrzeliwując sobie łeb.
Spełniło się twoje marzenie Gordi. Śmierć przyszła także i po ciebie.
Chłopak wymyślił to kiedy powiadomił mnie, że pomoże. Powiedział, że mamy zamienić się ubraniami.
Nie powiedział jednak, że tu będzie Dean. Kiedy go zobaczyłem, bałem się trochę, że może mnie rozpoznać. Ale to jaskrawe światło przytłumiło jego zmysły. Przynajmniej teraz widziałem, że nie zdradził z własnej woli. Został zmuszony. I to w taki paskudny sposób - groźbą śmierci.
Hell, myśl - wszystko na chwilę stanęło w miejscu, ale zaraz ruszy.
Wyciągnąłem brzytwę i rzuciłem ją w maskę Eartha. Idealnie. Mężczyzna oszołomiony cofnął się, a Dean zdołał się wysunąć z jego uścisku.
Spojrzał na mnie nieprzytomnie. Był wykończony. Złapałem go za rękaw bluzy i porzucając kulę mojego martwego przyjaciela wybiegłem przez drzwi.
Gordon pokazał mi jak się wydostane na zewnątrz. Ale cały czas czułem na karku oddechy ludzi Eartha. Mało brakowało, a zgubiłbym się w licznych, identycznych korytarzach.
W końcu dopadłem dwuskrzydłowych drzwi.
Poczułem zapach świeżego, nocnego powietrza. Powiał chłodny wiatr, oczyszczając moją twarz z zapachu stęchlizny tamtego bunkru.
Dean opadł mi bezwładnie na plecy. Przytłoczony wrażeniami, musiał być ledwie żywy.
Ujrzałem las. I kilka postaci wynurzających się z pomiędzy drzew. Przez chwilę przestraszyłem się, że to kolejni przeciwnicy. Ale zaraz rozpoznałem kolorową czuprynę biegnącą ramię w ramię z czarną smugą. Na mojej zmęczonej twarzy zawitał uśmiech, a potem postanowiłem zasnąć. Z Deanem blisko siebie i przyjaciółmi w pobliżu poczułem się tak bezpieczne, że nie pozostało mi już nic, jak tylko odpłynąć w ciemną otchłań snów.




# Przepraszam, że tak długo. Miałam takie trudności z napisaniem tego rozdziału, że głowa mała... Ale jest.
I jak? Nie spodziewane? Wiem, jestem straszna, ale taka książka zobowiązuje! Po za tym staram się być szczera w każdym słowie tu zawartym.
Co do okładki... postanowiłam jej na razie nie zmieniać. Niech już będzie taka jaką ją stworzyłam.
Ty tyle z mojej strony.

#Capricorn

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro