Rozdział XL
#Chryste Panie... już nam 40 strzeliła O.O
Samochód stanął. Po kilkunastu godzinnej jeździe. I bynajmniej nie był to postój.
- Stare śmieci - westchnęła Mia wyjmując kluczyki ze stacyjki i otwierając drzwi.
Poczułem jakąś nieopisaną ulgę, związaną z tym miejscem. Chyba miałem wrażenie, że jestem bezpieczny. Szkoła Morderców nie wpuści nikogo niepożądanego. A jeśli ktoś się wedrze... już nie wyjdzie wyjdzie żywy. Tak jak to było w dzień ustawy.
Wysiadłem i wypuściłem Deana. Wyszli także Zector i Artamte. Zara i Sky...
- Mówi jej kim jest naprawdę - wyjaśnił półgębkiem kolorowy. Pokiwałem głową i nawet nie próbowałem im przeszkadzać. To musi być delikatna rozmowa.
Skierowałem się więc w stronę bramy. Wszystko było takie same jak wtedy kiedy zostawiłem to miejsce za plecami.
- Udało się... - szepnąłem do siebie. I miałem rację. Udało nam się ocalić Sky i powrócić do Szkoły. Nawet mamy bonus w postaci Mii. I wiem już dlaczego Earth się na mnie uwziął. Wszystko powoli zmierzało do zakończenia historii z Earthem. Choć... zbyt wiele było niewiadomych.
- Nom, chyba szykuje się dłuuugi urlop - westchnął Artmate obok mnie, przeciągając swoje chude i drobne ciało. Skinąłem głową.
- Nie wyjdę już za tą bramę - oświadczyłem i chciałem popchnąć ją. Mia wrzasnęła i złapała mnie za nadgarstek.
- Czego?! - zapytałem zirytowany. Mia patrzyła na mnie z... niepokojem.
- Wszystko jest pod wysokim napięciem - powiedziała. Zmarszczyłem brwi. To było niemożliwe. Przecież prąd w ogrodzeniu jest włączany tylko w czasie bezpośredniego zagrożenia Szkoły.
Widząc mój brak przekonania, Mia puściła moją rękę i wyciągnęła kluczyki od auta. Rzuciła je w stronę bramy.
Powietrze wypełnił zapach topionego plastiku a metal nagrzał się do czerwoności. Iskry sypały się z ogrodzenia a kluczyki zlewały się w jedną masę stopionego plastiku i metalu.
- A-Ale... to niemożliwe! Kto zabezpieczał by Szkołę przed nami samymi? - wydukałem patrząc na kluczyki już na zawsze stopione z ogrodzeniem.
Mia wymieniła spojrzenie z każdym z nas, gdy nagle jej wzrok stał się... zły. Pewny, nieustępliwy i pozbawiony emocji.
Podeszła do samochodu i prawie wydawała drzwi. Wyciągnęła Zare i Sky za kołnierz. Blond okularnica jeszcze płakała.
- Co wiecie o swoim ojcu? - spytała tonem nie oczekującym zwlekania z odpowiedzią. Zara patrzyła na nią z niezrozumieniem i w sumie jej się nie dziwiłem.
- No... jest dyrektorem, jest mechanikiem i inżynierem. Geniuszem...
- Ile ma lat?
Puf. I w tym pytaniu cały świat runął.
Śmiech. Tak donośny i przepełniony pogardą, że czułem się jak glizda u stóp Mściwego Boga Zła. Śmiech wydobywał się zza bramy gdzie stał on.
Twój uosobiony koszmar. Nazwij go jak chcesz. Nie potrafię go opisać. Pamiętam tylko ten śmiech. Jego mina, jego oczy rządne mordy i chaosu...
- Tata? - zapytała Zara niepewnie. Śmiech wzmógł się jeszcze bardziej teraz przypominając śmiech szakala.
- Xan? - Mia była chyba rozdarta na dwie części, które nijak dochodziły ze sobą do zrozumienia. Walczyła sama ze sobą. A on dalej się śmiał. Śmiał i śmiał.
Dean, Artmate i Zector podobnie do mnie chyba się zgubili. Wszytko traciło i zyskiwało nowy sens. Niczego już nie rozumiałem. A gdy jeszcze raz przetwarzałem wszystkie informację od początku... nie, nadal nie mogłem niczego zrozumieć.
Brama zaczęła się powoli otwierać.
- Witajcie drogie dzieci - uśmiechnął się do nas. - Nawet nie wiecie jak długo czekałem na tą chwilę... Czas odkryć karty kochani, a ja chyba mam same asy - uśmiechnął się w ten przerażający sposób i odwrócił się do nas plecami. Machnąwszy ręka na nas, ruszył w stronę Szkoły, praktycznie tanecznym krokiem, jakby dziecko dostało nową zabawkę.
Ruszyliśmy za nim, wymieniając szybkie spojrzenia.
"Czy wiesz o co chodzi" spojrzałem na Zare.
Ona jednak nie była w stanie odpowiedzieć. Jakby... widziała, że do tego może dojść? Trzymała Sky za rękę i prowadziła ją. Choć raczej Sky prowadziła Zare jak małą dziewczynkę przez mgłę.
- Tato...? - pisnęła cicho. Dyrektor stanął i obrócił się na pięcie.
- Miałem setki bachorów i jeszcze więcej kobiet. Nawet nie pamiętam imienia twojej matki, a twoje wymyśliłem na poczekaniu. Nie masz absolutnie żadnego powodu do nazywania mnie "tatą" - powiedział zimno zbliżając się do Zary z każdym krokiem. Kiedy stał przed przed nią w odległości kilku metrów, wyprowadził gładkie kopnięcie, które uderzyło niską brunetkę w szczękę. Głowa Zary odskoczyła jak zabawka na sprężynce, a dziewczyna upadła na kostkę.
Pierwszy do Zary rzucił się... Zector. Dyrektor skwitował to śmiechem i spojrzał na drugą córkę.
- A twoją matkę... chyba pamiętam... ah no taaak - zaśmiał się w jakiś dziwny sposób. - Była prostytutką. Zgarnąłem ją z drogi. Pooootrafiła zaspokoić mężczyznę. - Zaśmiał się. - Nie chciała nawet słyszeć o dziecku, ale potrafię być przekonujący i zgodziła się zrobić to bez prezerwatywy. Kiedy się urodziłaś chciała uciec. Ale jej nie pozwoliłem... - wymownie przejechał palcem po gardle. Sky patrzyła na niego jakby właśnie powiedział, że tak naprawdę nie żyje.
Choć patrząc na naszą sytuację.
Potem spojrzał na Deana i też uśmiechnął się jakoś dziwnie. Nic jednak nie powiedział, po prostu ruszając dalej.
- Hell? - zapytał w którymś momencie.
- ... - Nie potrafiłem się odezwać. Jego obecność napawała mnie czymś dziwnym. Jakby... potrzebą wysłuchania go.
- Czemu milczysz? Przecież spełniłeś swoje zadanie podwójnego agenta wręcz perfekcyjnie - uśmiechnął się lekko ukazując z profilu.
Podwójny agent?
Co takiego zrobiłem?
- Co...?
- Gdyby nie Ty, twoje działania, wybory... Oj Hell wypełniałeś moje rozkazy co do literki. Jestem z Ciebie dumny - powiedział z zimnym uznaniem.
Mia złapała mnie za ramie.
- Coś Ty zrobił?!
- N... nie wiem - odparłem, sam gubiąc się w tym wszystkim. Zaraz potem oberwałem od kogoś w twarz. Zatoczyłem się i zobaczyłem Zectora. Patrzył na mnie z mieszaniną wściekłości i przerażenia.
- Zdrajca! - ryknął i chciał się na mnie rzucić, jednak powstrzymała go męska dłoń w skórzanej rękawice. Dyrektor dosłownie się przy nim zmaterializował.
- A może to ty jesteś zdrajcą Szkoły? Może twój brat oszukuje Cię każdego dnia? Ty już kłamiesz nawet przed sobą... - patrzył na niego nadal trzymając nadgarstek w żelaznym uścisku. Wściekłość odpłynęła mu z twarzy pozostawiając blady strach. Dyrektor opuścił rękę i z chorą radością ruszył dalej.
Co się dzieje?
Chcesz wiedzieć?
Uniosłem głowę. Ten sam głos który tyle razy mówił mi co mam zrobić.
Dyrektor widząc mój ruch uśmiechnął się nieznacznie.
Tak, to ja. Dzięki chipom wszczepionym do naszych płatów mózgowych jestem w stanie przesłać Ci informację takie jak te, lub persfazyjne polecenia. Uznaj to za coś w rodzaju telepatii.
Czułem pot. Pojedyncze kropelki ciekły mi wzdłuż karku i zwilżały koszulkę. Pięści były zbyt słabe by się utrzymać i opadały bezwładnie wzdłuż mojego ciała.
Wszytko. Właśnie wszystko zostało zburzone.
- Witajcie. Witajcie w prawdziwej Szkole Morderców - powiedział dyrektor stając przez rezydencją.
#Dziękuję za tyle gwiazdek i wyświetleń. "Szkoła Morderców" utrzymuje się dzielnie w pierwszej 30 Horrorów. Dziękuję :*
*umyślnie nie komentuje rozdziału*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro