Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

Nauczyciel w końcu odchrząknął.
- Gumi... Hell... wracajcie na miejsca. Hell - spojrzał na mnie, a ja zrozumiałem dlaczego był mordercą.
Tęczówek nie dało odróżnić się od czarnych źrenic. Kolor tak ciemny i zimny, że samo patrzenie w jego oczy... to był horror. Nigdy nie zrozumiem dlaczego wtedy spojrzałem mu prosto w oczy. Ale nigdy też nie zapomnę, aby tego nie robić.
- Zostań po lekcjach. Muszę wyjaśnić ci kilka... ważnych spraw. - Potem odwrócił się do tablicy, a z prędkością światła wróciłem między Hariet i Deana. Odprowadzał mnie wzrok całej klasy, a ja to czułem. Kiedy usiadłem na miejsce postawiłem kołnierzyk marynarki, chcąc odgrodzić się od całego świata.

- Wracając do tematu... - Facet kontynuował jakby nic się nie stało - Wróciłem od dyrektora. Mamy zlecenie, ale po ostatnim... Kazano mi wybrać uczniów do misji. Pamiętacie Meg i jej bliskie spotkanie z mocnym paralizatorem? - Kilka osób się zaśmiało, a reszta tylko pokiwała głowami. Spojrzałem na Deana, który nachylił się do mnie.
- Miesiąc temu podczas wypadu poza Szkołę, Meg została usmażona przez nielegalne paralizatory - wyjaśnił półgłosem. Zamarłem. Na szczęście nic rano nie zjadłem.
- Wniosek: nie wolno wysyłać niedoświadczonych. W tym miesiącu szykujemy się do innego rodzaju misji. Misji szpiegowskiej - po auli rozbrzmiały pojedyncze oklaski, a wszyscy wydali z siebie okrzyk radości. Nauczyciel poczekał, aż wrzawa opadnie, a potem zaczął rozglądać się po sali.
- Szczegóły będą potem. Postawimy na zwinność, szybkość i skuteczność. Oczywiście wszyscy mają jakiś swój udział, ale dziś wybierzemy tylko wykonawców. - Wszyscy wypieli dumnie piersi jakby oczekiwali, że to oni zostaną wybrani.
Nie, nie, nie... powinni się bać, ociągać, chować się za zeszytami...
- Artmate - wskazał kolorowego chłopaka. Mój współlokator wstał i wyszedł na środek auli. Nikt nie zdawał się zdziwiony wyborem. Niektórzy nawet wyciągnęli dłoń, aby chłopak przybił im piątkę. Widziałem ich podziw. Widocznie Artmate jest bardzo popularny. Potem nauczyciel westchnął cicho i spojrzał na kogoś z ostatniego rzędu, ukrytego w cieniu.
- Choć nasz ponuraku - jęknął przeciągle, a chłopak w ciemnej bluzie i naciągniętym na głowę kapturem zszedłem na środek auli z akompaniamentem śmiechu wszystkich uczniów. Stanął obok Artmatego i zdjął z głowy kaptur.
Oczy prawie wyszły mi z orbit.
- C-Czy... on...
- Jest bliźniakiem Artmate? - dokończyła za mnie Hariet. - Tak, jest. Ale Zector nie jest lubiany tak jak brat... ogólne jest cichszy i spokojniejszy... I nuuudnyy - wyjaśniła Hariet.
Zector... miał takie same, szare oczy, a jego włosy miały kasztanowy kolor. Nawet mieli podobną budowę kości twarzy. Byli prawie identyczni. Rzecz jasna z wyjątkiem kolczyków i kolorowych włosów.
- I... A co mi tam! Zara, choć. - Przewodnicząca wstała i niczym miss elegancji stanęła obok Artmatego.
- Jeszcze ktoś by się przydał... - wymruczał do siebie, gdy nagle Zara szepnęła mu coś na ucho. Facet uniósł brwi... A jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Skoro tak... Hell, zapraszam chłopcze. - Świat zawirował mi przed oczami. Gdyby Hariet mnie nie wypchnęła, pewnie w ogóle bym się nie ruszył z miejsca.
Po raz drugi tego dnia wyszedłem na środek auli. Zara uśmiechała się do mnie sztucznie, jakby mówiła "Tak beznadziejo, to ja cię w to wpakowałam". Stanąłem obok Artmatego, a ten szepnął mi na ucho pokrzepiające słowa:
- Dopilnuje, abyś przeżył - zapewnił. Nawet nie zareagowałem. Wpatrywałem się w podłogę nie reagując na nic.
- To nasi wykonawcy. Resztę ustalimy jutro. Na dzisiaj koniec lekcji, a waszą pracą domową jest zgromadzenie informacji na temat nielegalnego transportu narkotyków - powiedział nauczyciel. - A ty Hell zostań na chwilę, mam ci do powiedzenia kilka rzeczy. - Przez jakiś czas trwało zamieszanie i jakieś ciche rozmowy i śmiech, a potem cisza.
Wszyscy sobie poszli, a ja zostałem z tym psychopatą.

- Nazywam się Roger Honest - przedstawił się nauczyciel. - Czy może matka...
- Nie znam mamy. Nigdy jej nie poznałem - powiedziałem zimno. Nadal wpatrywałem się w podłogę. Nie miałem sił podnosić wzroku. Pan Honest westchnął.
- No tak... wybacz...
- O co w tym wszystkim chodzi?! - wrzuciłem z siebie. - Jakie misje, jaka Meg, co to w ogóle za... za chore miejsce?! - wykrzyknąłem przerażony. Mężczyzna milczał przez chwilę.
- Szkoła Morderców. Miejsce pod pełnym nadzorem rządu. Wszyscy tu zaproszeni psychicznie chorzy i o trudnej przeszłości... Jesteśmy marionetkami - podsumował krótko. - Jesteśmy od wykonywania roboty do której nikt się nie nadaje. Tworzymy armię super żołnierzy. Nie domyśliłeś się? Wszyscy tutaj... zrozum, że wszyscy są gotowi zabić przyjaciół, rodzeństwo... Te dzieciaki nie znają litości. - Zimny dreszcz oblał mnie od głowy i promieniował w dół.
A więc to prawda...
- Ale... - nauczyciel uśmiechnął się do mnie. - Nie rób takiej przerażonej minki. Ty też jesteś zdolny zabić - zapewnił mnie. - Tylko jeszcze o tym nie wiesz...
- Ale... dlaczego, jak ktoś nie zabił to jest dnem?
- Hell, Hell, Hell... wszyscy uczniowie już kogoś zabili. Tylko Tyr pozostaje nietykalny. On jest zawsze mózgiem naszych operacji i nie chcemy co rozgniewać.
- J-ja... Wolę już umrzeć! - wrzasnąłem.
Cały drżałem. Nic nie poradzę. Nie potrafię zabijać. Nigdy nikogo nie zabije. Strach zaczął mnie paraliżować.
Ale jeśli kogoś zabije przez przypadek? NIE!!! NIE ZABIJĘ DRUGIEGO CZŁOWIEKA!
Wolę umrzeć! Całe życie robiłem wszystko, aby być normalnym.Całe życie! Nie mogę tego zmarnować!

A czy aby na pewno chcesz umrzeć?

Też prawda. Kocham żyć. Cokolwiek powiem, ja nadal chcę żyć. Myślałem, że nie ma to dla mnie znaczenia, ale teraz.
- Czyli chcesz, aby zabić Hell? - słowa, niczym lodowe sztylety przeszywały powietrze, podcinając mi gardło.
- N-Nie o to...
- Niee. Ja cię nie zabiję - zapewnił. - Ale ona może - wskazał na otwarte drzwi do auli.
- Gumi? - Dopiero teraz zauważyłem albinoskę. Była wściekła.
- GŁUPI DZIECIUCH! - ryknęła. W ręku miała tasak. Tak - tasak. Jak w horrorach.
- Wszyscy patrzyli na ciebie jak na kogoś wielkiego, a to ja jestem największym mordercą na świecie! - zaczęła schodzić w moją stronę. Szukałem ratunku u pana Honesta, ale kogo ja oszukuje. Tak naprawdę byłem sam.
Gumi była już blisko. Jej czerwone oczy wychodziły z orbit. Wyglądała jak po jakimś narkotyku. Jej blada cera była czerwona ze złości. Gdzieś z tyłu słyszałem chichot nauczyciela.
Niech mnie zostawi.

Dlaczego... dlaczego ja... bo moja mama była mordercą? Wszyscy oczekują ode mnie tego samego? Nie chcę zabijać. Nikogo. Przecież to nie moralne. Nie wybaczalne. Nie chcę... Nie potrafię. Nigdy nie będę potrafił. Zabić. To tylko brzmi tak prosto. Ale... kiedy przyjdzie co do czego... Nie. Nie potrafię.

- GIŃ! - Ale Gumi potrafi zabić. Machnęła nożem, a ja ledwo zdołałem ominąć tasak.
Co na nią tak wpłynęło?
"Zabiłam swoją klasę w liceum, bo wytykali mnie palcami. Potem chciałam zabić siebie, ale delegacja Szkoły Morderców mnie powstrzymała"
Chciała zginąć. Ale... samobójstwo jest prawie tak nienormalne jak zabójstwo.
- Gumi... Ale dlaczego?
- Bo tak jest fajnie - odwarknęła.
Znów zamachnęła się tasakiem, a ja upadłem na prawy bok unikając ostrza.
Albinoska zaczęła mnie kopać. W brzuch, w nogi, w głowę. A ja leżałem nie potrafiąc poukładać sobie jej logiki. Co ją kieruje...
- Hell! - Krzyk Artmate wywołał moją świadomość. Stał za zamkniętymi, przeszklonymi drzwiami auli. Wszyscy tam stali. Zauważyłam kucyki Hariet i blizny Tyra.
Kolorowy chłopak walił w szyby, wywrzaskując moje imię. Płakał z bezsilności. Inni po prostu oglądali przedstawienie.
Nikt.
Zostałem sam?
Skoro tak, to nie mam dla kogo się starać być normalny.
Dźwignąłem się na nogi.
Z uśmiechem i krwią wypływającą mi z ust i nosa spojrzałem na Gumi. Ona też się uśmiechała.




#Niedokończony rozdział. Taki Polsat. Obiecuję, że po raz ostatni tak robię. Ale Hell pół rozdziału gdybał i gadał do siebie... następny będzie jeszcze lepszy 😊 słowo Capricorn!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro