Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

Stałem i patrzyłem próbując sobie wszystko poukładać.
Wbiłem nóż w Alice. Chciałem ją zabić... Moje najgorsze koszmary o tym, że tracę panowanie nad sobą, zaczęły przybierać fizyczną formę.
Następną ciekawą informacją jest chyba fakt, że Alice NAPRAWDĘ nie jest normalna.
- Jesteś... robotem? - zapytałem, gdy... to coś wyjmowało sobie mój scyzoryk z... ciała?
- Androidem - poprawiła mnie z lekkim znudzeniem. Zamrugałem, nadal wiele nie rozumiejąc.
Ach taak, android - to mi cholernie wiele tłumaczy.
- Dokładnie androidem ze sztuczną inteligencją, zaprojektowanym, aby znajdować przyszłych uczniów Szkoły Morde...
- MILCZ! - teraz rozumiem. I wcale mi się to nie podoba. Skoro próbowałem ją zabić - choć wcale tego nie chciałem - to oznacza... że teraz jestem na ich celowniku?
- Wybacz Hell, ale muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła Alice oddając mi scyzoryk. - Wiem, że nie masz najlepszego zdania o Szkole Morderców, ale...
- Tak, tak. Wybór zabij, albo zostań zabity obowiązuje, ale Ja na to kicham - przerwałem jej - nie mam zamiaru tańczyć tak jak mi zagrają! Nie będę mordercą! - wykrzyczałem w twarz androida.
Alice patrzyła na mnie smutno.
- Hell... Ale już za późno na groźby - wyszeptała.
Potem zrobiło mi się ciemno przed oczami.
- C-co...
- To tylko środek usypiający, abyś się nie wyrywał. - To były ostatnie słowa jakie usłyszałem. Potem powieki opadły, a ja pogrążyłem się w śnie.

Szkoła Morderców - w moim wyobrażeniu miejsce pobytu największych i najgorszych psychopatów na świecie. No wiecie - miejsce pilnie strzeżone i unikane.
I przede wszystkim - pustawe. Kto wybiera zabijanie?

- Hell! Obudź się!
- Jeszcze pięć minutek tatku...
- Cholera! Hell Stigmatus! Jesteś przywoływany do porządku, przez najwyższy samorząd Szkoły Morderców. - Kiedy budzą cię takie słowa... Cóż byłem lekko przerażony. Tym bardziej, że właśnie zacząłem coś gadać o ojcu...
Leżałem na metalowym łóżku w wielkiej sali, całej w bieli. Wyglądało to jak sala szpitalna dla całej armii zaprojektowana przez jakiegoś króla... wszystko wyglądało na zadbane, odkurzone i nowe...
Naprzeciw mnie stały dwie dziewczyny i jeden chłopak.
Jedną z dziewczyn była Alice. Miała już naprawionym obojczyk. Druga miała burzę czarnych włosów z granatowymi pasemkami. Gdzieniegdzie widziałem zaplecione małe warkoczyki. Patrzyła na mnie z oburzeniem i irytacja.
Chłopak, który stał obok... Cóż, mogę go opisać jednym zdaniem: wyglądał jak grabarz na własnym pogrzebie. Miał twarz zastygłą w śmiertelnej prowadzę, a jego kasztanowe włosy były starannie przylizane i równiutko ścięte, tak, że żaden włosek nie dostawał nawet na milimetr. Wpatrywał się we mnie, zza okularów, w przerażający sposób. Jego źrenice były zimne, twarde... I budziły najprawdziwszy strach.
Wszyscy mieli sweterki bez rękawów z tarczą Szkoły Morderców.
- Hell... - zaczęła łagodnie Alice, ale ciemno włosa dziewczyna pokazała jej, aby zamilkła.
- Jestem przewodniczącą samorządu Szkoły Morderców, a to mój zastępca - pokazała na chłopaka, który nawet nie drgnął. - Zgodnie z ustawą 7 jestem zmuszona do zadania kilku pytań. Wszystko co powiesz, będzie mieć znaczący wpływ na twoje życie...
- To pytaj w końcu! - warknąłem tracąc cierpliwość.
Mam zaraz wydać na siebie wyrok śmierci. Niech ta baba się pośpieszy!
- Czy ukończyłeś szesnaście lat?
- Tak.
- Czy przeszedłeś ostateczne badania?
- ... A te przeprowadzone przez Alice się liczą? - zapytałem niepewnie. Dziewczyna wywróciła oczami, a chłopak... tak... jego kąciki ust uniosły się nieznacznie!
- Aby nie przedłużać, mogę ci to uznać. Ale wiedz, że na podstawie tych badań zostałeś formalnie uznany psychopatą.
- Lepszy rydz niż nic - mruknąłem wzruszając ramionami. Dziewczyna chyba udała, że tego nie słyszy, bo zanim skończyłem mówić zadała mi pytanie:
- Czy chcesz zginąć? - Zapadła cisza. Chyba nie tylko ja zdziwiłem się treścią pytania. Chłopak i Alice wpatrywali się wraz ze mną z niezrozumieniem w przewodniczącą. Tylko ona była pewna wypowiedzianych słów.
- Zara... trochę to inaczej brzmiało - zauważyła Alice. Dziewczyna nadal nic nie mówiła tylko z wyczekiwaniem patrzyła na mnie.
- No... ja nie chcę umierać. Lubię życie, choć daje mi w kość...
- To mi wystarczy. Od jutra zaczynasz naukę. Alice, zaprowadź to do męskiego akademika...
- Chwila! - przerywam jej jednocześnie wściekły i przerażony. - Ja nie chcę się tu uczyć! Nie chce zabijać!
- Chcesz, chcesz... - zapewniła mnie. - Tylko jeszcze się do tego nie przyznajesz przed sobą.
- Co? O czym ty chrzanisz kobieto? Ja NIE CHCĘ być mordercą! - Siarczysty policzek przeciął powietrze i trafił w moją twarz. Po wielkiej sali odbiło się głuche echo, a ja z zaskoczenia nawet nie wydałem dźwięku.
- Jestem Zara Xanthopoulos. Zaraz po nauczycielach, najważniejsza osoba w tej szkole. Postaraj się nie zabić w Szkole Morderców. - A potem wyszła.
Wszyscy wyszli.
A ja zostałem sam w istnym wariatkowie... w czystej postaci piekła na ziemi.


#Heej! I Jak? Co Hell z tym zrobi? Czy Zara miała jakiś powód, aby zatrzymać go w Szkole? Odpowiedzi później. Czkam na opinię ☺

























...aicyż ęzdiwanein

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro