Gordon, wstań...
[Perspektywa Capricorn]
Stałam dość długo w deszczu, po prostu patrząc bezmyślnie na nagrobek.
Na tyłach Szkoły Morderców utworzono cmentarz. Ponoć normalni ludzie nie chcieli, aby morderców grzebano razem z nimi, bo to było by dziwne. Wiem, że wymyśliłam ten świat, ale jego filozofia nadal mnie zaskakuje. Choć raczej zaskakuje, w ten negatywny sposób.
Mordercy jako ludzie drugiej kategorii. Jako śmiecie, wyrzutki, którzy po prostu mają ciężko w życiu...
Ale teraz Gordon jest z nimi na równi. Leży wśród morderców, choć sam nikogo nie zabił. No, może oprócz siebie samego, ale to się nie liczy.
Wyciągnęłam z kieszeni czarnego płaszcza mój niezawodny telefon i wpisałam jedno słowo:
WSTAŃ.
Wystarczyło pięć minut, aby z ziemi wyskoczyła czyjaś brudna ręka, a ja poczuła się jak aktorka w jakimś horrorze o zombi. Potem z ziemi wyrosła następna dłoń, aż w końcu z trudem wysunęła się głowa. Od razu poznałam tą twarz. Te udręczone rysy i wory pod oczami nabyte pod czas nauki. Tylko twarz Gordona mogłaby pasować do tego opisu.
Kucnęłam nad żywym trupem do pasa pogrzebanym w ziemi.
- Cześć Gordi - powiedziałam z uśmiechem wyciągając do niego rękę. Chłopak obrzucił mnie lekko zdezorientowanym spojrzeniem, ale chwycił moją pomocną dłoń.
- Wiesz kim jestem? - upewniłam się. Gordon pokiwał głową.
Siedzieliśmy w moim pokoju. Wiem, dziwne tak wpuszczać postać fikcyjną do swojego pokoju, ale to było najbezpieczniejsze miejsce na świecie - granica między światem fikcyjnym, a realistycznym. Nikt mnie tu nie szuka, a nawet jeśli szuka, to nie znajdzie.
Gordon już po wizycie w łazience. Po powstaniu z martwych był strasznie ubłocony i zmarznięty, więc poradziłam mu, aby wziął prysznic, a ja w tym czasie przygotowałam nam obojgu kawę. Gordon ubrany w stare ciuchy mojego kuzyna wyglądał strasznie dziwnie, ale to może dlatego, że na początku nie postanowiłam mu się przyglądać, a teraz... wszystkie oczy były zwrócone właśnie w tego mistrza drugiego planu.
- Widziałem cię. Kiedy śniłem widziałem cię jak się uczysz i jak piszesz na telefonie. Widziałem... szkice twoich prac. No i widziałem twoje reakcje. Nie chciałaś mnie zabijać - rzekł skulony pod kocem, na kolanach trzymając kubek z misiem "Me to You". Przełknęłam ślinę i uniosłam wzrok na mój wyrzut sumienia.
- To prawda. Na początku miał zginąć Hell, a ty miałeś zająć jego miejsce w całej historii. Ale jednak... Hell...
- To ty - wzruszył ramionami. - Nie możesz zabić esencji tej książki - stwierdził. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Czyli... nie jesteś na mnie zły? Za to wszystko co ci zrobiłam? - upewniłam się. Gordon zaśmiał się sucho i spojrzał na krajobraz za oknem. Na krople deszczu, powoli spływające po szybie.
- Byłem zły. Kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem we śnie, właśnie pisałaś, że zabrałaś mi wszystko dlaczego żyłem. Wtedy byłem wściekły. Ale potem... Zrobiłem sobie rachunek sumienia, i doszedłem do wniosku, że może i nie zasługiwałem na to wszystko co mnie spotkało, ale zdecydowanie podjąłem kilka bardzo złych decyzji... A do tego wszystkiego nie zasługuje na współczucie jakim mnie obdarzono.
- Gordon nawet tak nie mów - przerwałam mu. Gordon wzruszył ramionami i spojrzał znów w okno.
[Wydarzenia sprzed kilku tygodni]
Obudziła mnie zimna woda. Siedziałem na krześle przywiązany w całości liniami. Nie mogłem nawet się poruszyć. Nade mną stał zamaskowany mężczyzna, a w dłoniach trzymał pistolety.
Tętno mi przyspieszyło. Źle mi się zrobiło, a żołądek zagroził, że długo ze mną nie zostanie. Zacząłem się pocić, a ręce mi dygotały.
- Ja... ja...
- Właśnie ty, ty - wszedł mi w słowo. - Jesteś Gordon Phillips i masz szesnaście lat. Chodzisz do pierwszej klasy liceum. Twoimi rodzicami są Jayden i Amy Phillips...
- Skąd...
- Ja wiem wszystko o tobie Gordon. Gdybym dobrze poszukał to zgadłbym twoją orientację seksualną więc przestań zadawać bezsensowne i wydukane pytania, tylko powiedz mi to co chce wiedzieć - wycharczał mi w twarz. Łzy cisnęły mi się do oczu.
- Powiem wszystko! Tylko proszę zostaw mnie w spokoju... - pisnąłem. Zamaskowany wyprostował się i patrzył przez chwilę na mnie z góry. Jego maska gazowa wydawała z siebie odgłos oddychania, a wielkie szkła, przypominającego oczy muchy były skierowane w moją stronę.
- Powiedz mi wszystko co wiesz o Hellu - zażyczył sobie. Przełknąłem ślinę.
- Tak jest panie...
Po rozmowie o Hellu i skontaktowani się z moim przyjacielem... Wyrzuty sumienia stały się zbyt wielkie. Moa rodzina trzymana pod kluczem, ja z postrzeloną nogą... Nigdy nie chciałem, aby świat morderców mnie dopadł.
Zacząłem się opierać. Zamaskowany wydawał się niezadowolony.
- Widzisz, jestem troszkę rozdarty - zaczął, puszczając mnie i kucając obok miejsca, którego leżałem. - Jesteś normalny... więc to, że się nie poddasz kiedy zagrożę ci śmiercią, jest pewne. Ale jeśli będę ci za często groził, że zabiję rodzinkę, to to również straci swoją moc... chociaż - zastanowił się, wyciągając jakiś przedmiot z tylnej kieszeni spodni. Obawiałem się, że będzie to pistolet, ale kiedy zobaczyłem nóż o niebieskiej rączce z kuchni w moim domu... Chciałem, aby mnie szybko zabił. Zamiast tego, wbił mi ten nóż w ranę w nodze.
Krzyczałem i łkałem. Gdzieś z daleka słyszałem trzaski i nawoływania ojca. Musieli być gdzieś tu zamknięci.
Ale potem zamaskowany wyciągnął nóż z rany i wbił mi go w stopę tej samej nogi. Znów wrzasnąłem, kiedy psychol kręcił ostrzem w mojej stopie. Tym nożem jeszcze niedawno kroiłem ziemniaki, a właśnie w tym momencie rani moją kość śródstopia.
- PRZESTAŃ!!! - ryknąłem, zalewając się łzami. Zamaskowany przestał kręcić nożem. Zaczął go nieśpiesznie wyjmować, a ból stawał się z każdym milimetrem większy i większy. Straciłem czucie w palcach, ale ból... nóż drażnił i rozrywał mi każdy nerw i mięsień. Kiedy ostrze wyszło w całości z mojej nogi jęknąłem i zacząłem oddychać ciężko. Może strach i ból mnie sparaliżowały, albo nóż uszkodził jakieś poważne nerwy, ale nie mogłem się podnieść, ani ruszyć.
- Mam nadzieję, że dzięki tej krótkiej lekcji, będziesz pamiętał aby nigdy mi się nie sprzeciwiać - powiedział, a potem znów złapał mnie za ranną nogę i zaczął wlec za sobą po brudnej podłodze.
- Torturował cię? - zapytałam, a głos mi się łamał. Gordon spojrzał na mnie, a potem tylko westchnął. Nie chciał pewnie o tym rozmawiać. Nie potrafię sobie wyobrazić co mógł przechodzić. Earth został stworzony przeze mnie, ale jego czyny... Mój chory umysł za to nie odpowiada.
Nagle Gordon prychnął i zaśmiał się jak gdyby nigdy nic.
- Był minęło - zauważył. - Nie chciałem gadać o czymś tak ponurym z tak miłą osobą - rzekł spoglądając na mnie. Uniosłam brwi.
- Miłą osobą? - powtórzyłam. - Wiesz, że to ja wszystko stworzyłam? Wiesz, że to ja cały czas utrudniam wam życie? - upewniłam się. Gordon skinął głową.
- Domyślam się - przyznał. Westchnęłam głową. Czy ja zawsze muszę tworzyć albo skrajnie popaprane postaci, albo skrajnie urocze?
- Domyślam się też, że chcesz zadać mi kilka pytań prawda?
- Nie do końca Holmsie. Nie mam zamiaru robić z tego Q&A, ale ciekawa jestem ciekawa jak tam się żyło z przyszłym mordercą w szkole. No i od jak dawna się znacie? Ja za cholerę takich rzeczy nie wiem! - wyjaśniłam, coraz to energiczniej wymachując rękoma. Gordon spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Dobra, ale nie ma tak, że tylko ja gadam. Ty masz mi odpowiedzieć na jedno pytanko, okej? - postawił warunek. Spojrzałam na niego znad okularów z miną "chcesz dyskutować?", ale ostatecznie pokiwałam głową.
- Okej...
- To świetnie! Koniec przynudzania!
- Ty! Uważaj jak leziesz! - wrzasnął jeden z osiłków, który stał przed bramą do gimnazjum z grupą swoich kumpli. Uśmiechnąłem się smętnie pod nosem. Obrali sobie nowy cel? To się robiło nudne już w podstawówce. Spojrzałem w tamtą stronę i zmarszczyłem brwi.
Chłopak wydawał się jakiś dziwny. Leżał na ziemi, ale wydawał się opanować. Jakby się powstrzymywał. Tylko PRZED czym się powstrzymywał?
Zaintrygował mnie.
- Te, goryle - krzyknąłem na osiłków. Podnieśli na mnie wzrok, a ich lider - Sam - uśmiechnął się ponuro.
- Gordon. Czego chcesz kolego? Przecież ani ja, ani ty nie chcemy konfrontacji - zauważył. Uśmiech sam wyskoczył mi na twarzy, jak pryszcz na jego ryju.
- Prawda. Ale ja chcę się zapoznać z nowym kolegą. Wydaje się miły - stwierdziłem. Teraz Sam spoważniał, a mnie ta sprawa zainteresowała jeszcze bardziej.
- Nie wiesz wszystkiego o tym gostku - mruknął półgębkiem. Uniosłem brwi.
- Ach tak?
- To Hell Stigmatus... - warknął. Chłopak leżący na ziemi podniósł się na łokciach.
- I co z tego hu**? - warknął zimno. Wszyscy odsunęli się od niego o krok. Ciemnowłosy nastolatek podnosił się z ziemi. Z nosa ciekła mu krew, ale on nie przejmując się tym spojrzał na Sama.
- Może jestem Hell, a może jakiś Innocenty, ale żadna piep***na siła nie pozwala aby się nade mną znęcać, ty jeb***y idioto - wrzasnął osiłkowi w twarz. Sam cofnął się, aż poplątały mu się nogi i prawie upadł. Patrzył na szczupłego chłopaka z autentycznym przerażeniem. Paradoksalnie ja wpatrywałem się w niego z ciekawością.
- Odejdź ty cholerny psychopato! - wrzasnął w stronę Hella i wraz ze swoją bandą zwiał jak najdalej w stronę budynku gimnazjum. Zostałem najwidoczniej tylko ja.
- Cześć brachu - powitałem go, wyciągając dłoń. Chłopak spojrzał na mnie nieufnie i zignorował moją dłoń.
- Czego chcesz? - warknął jak ranny pies, który nie ma siły na walkę, ale nadal może szczerzyć kły. Drgnęła mi brew.
- Domyślam się, że twoje wyniki psychologiczne są w porządku - zgadłem. Chłopak nie musiał nawet odpowiadać. Jego mina mówiła jasno i wyraźnie "nie do końca...". Machnąłem ręką.
- No dobra, nie było pytania - westchnąłem. - Lekcje zaczną się za sekundkę - przypomniałem ciemnowłosemu.
Ruszyłem w stronę budynku, starając się nie oglądać na Hella. Muszę przyznać, że mnie zainteresował. A raczej jego ostentacyjnie zachowane względem świata.
Nawet nie zauważyłem kiedy siedziałem w swojej ławce. Zamrugałem i rozejrzałem się dookoła. Wszyscy ludzie, którzy chcieli coś znaczyć, siedzieli jak najbliżej mnie. Przyzwyczaiłem się do tego, choć do końca nigdy nie zrozumiałem dlaczego tak jest. Byłem dobrym uczniem, niezły w sporcie, sekretarz samorządu szkolnego, rodzina dobrze usytuowana. Wszystko wskazywało, że po prostu jestem skazany na idealność.
- To wasz nowy kolega, Hell. Postarajcie się być dla niego mili - powiedział nauczyciel bez emocji. Ciemnowłosy z opuszczoną głową kroczył przez salę, aż w końcu usiadł ławkę za mną. Akurat gościa, który tam zwykle siedzi, nie było.
Wszyscy zajęli się lekcją, ale co i raz jakieś spojrzenie padało na nowego. Nic dziwnego - jego ponury wygląd przyprawiał o dreszcze, a dreszcze kojarzyły się ze Szkołą Morderców, a właśnie ten temat był zawsze na czasie.
Pisaliśmy coś w zeszycie, gdy nagle maznąłem coś przez przypadek w zeszycie. Zajrzałem do wnętrza piórnika. Nie mam gumki? Zdarza się. Odruchowo odwróciłem się do kolesia za mną, a dopiero potem przypomniało mi się, że za mną siedzi Hell.
- Czego? - mruknął. Mimo jego zimnego tonu nadal się uśmiechałem.
- Mógłbyś mi pożyczyć gumkę? - zapytałem. Było trzeba widzieć minę.
- G-gumkę? W sensie, do ścierania? - upewnił się. Wywróciłem oczami.
- Nie, prezerwatywę. Oczywiście, że do ścierania - westchnąłem. Hell siłował się chwilę z uśmiechem cisnącym się mu się na usta. Potem podał mi gumkę.
Odwróciłem się z powrotem do swojej ławki, ale... całym sobą czułem, że ta niepozorna wymiana zdań, przemieni się kiedyś w wielką przyjaźń.
Na dobre i na złe...
- Całkiem niezła historia - uznałam w końcu. Gordon uśmiechnął się jak idiota.
- No wiem! - przyznał. Przewróciłam oczami, a potem spojrzałam na zegarek.
- Dobra, powoli kończy mi się czas antenowy...
- Antenowy?
- Więc muszę ci naświetlić jeszcze jedną, bardzo ważną sprawę - zaczęłam totalnie ignorując jego próby powiedzenia czegokolwiek. Gordon zrobił minę powagi i narastającego oczekiwania. Wzięłam dwa oddechy.
- Pewnie zostanę za to poćwiartowana i zasypana obraźliwymi komentarzami, ale... To że cię wskrzesiłam, nie oznacza, że wracasz...
- Czyli... wracam do ziemi? - upewnił się chłopak. Zaprzeczyłam głową.
- Wyglądam na okrutną...? - chwila zawahania. - Wiesz co? Nie było pytania. Chodzi o to, że zostajesz ze mną.
- To znaczy tutaj?! - wykrzyczał wskazując na łóżko. Strzeliłam face-palma.
- Nie deklu! Po prostu będziesz mi teraz pomagał pisać rozdziały! Mianuję cię sekretarzem Szkoły Morderców!
/fanfary, szampan, a jak kto woli, to cola./
- Serio?
- Tak! Zostajesz ze mną Gordon! Ale najpierw wysyłam cię, abyś pozdrowił naszych trzech muszkieterów - rozkazałam wskazując telefon. Chłopak, który nadal wyglądał na oszołomionego pokiwał z wolna głową, a potem spojrzał na komentarze pod rozdziałem z jego śmiercią.
Dorwałam się do komputera i zaczęłam pisać zakończenie. Oczywiście z Gordonem na zmianie.
#A ja wam życzę wesołych świąt, mokrego dyngusa i smacznego jaja!
Dłuuuuugo wyczekaliście na ten rozdział. /Gratki dla was/.
A no tak - ożywiłam Gordona. /Mniej więcej, ale ja się czepiać nie będę/.
Ma takie same prawa jak ja - autorka. I będzie się wcinał w każdej chwili.
/I obiecuje, że będę pilnował długość rozdziałów Capricorn. Ja już ją wezmę w obroty/.
Noooooo dobra.
To tyle z mojej strony.
/Z mojej też/.
Jak się podobał Specjał???
#Capricorn
/i Gordon/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro