Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII

[Perspektywa Lükexa Vogela]

Siedziałem jak na skazaniu. Przecież nic złego nie zrobiłem! Jestem niewinny! Ale nie, oni zawsze wiedzą lepiej. Przynajmniej Hell założył już bluzę, a android ubrał się posłusznie w sweter.
Wyszli z mojego laboratorium, zostawiając mnie samego z Alvą. Powiedzieli, że to poważna sprawa, że muszą to przemyśleć. A ja obawiałem się najgorszego. Najgorszego dla mnie, ale dla Alvy... zło absolutne.
Android spojrzał na mnie. Widziałem teraz wiele wad konstrukcyjnych, których wcześniej nie widziałem, ale poprawki kosmetyczne powinny szybko załatwić sprawę. Sky obiecała przynieść trochę ubrań dla mojego tworu. Mówiłem jej, że Alva nie poci się, ani nie brudzi więc nie potrzebne jej tyle ubrań, ale ona zganiła mnie tylko słowami, że skoro mam ją nauczyć żyć i być człowiekiem, to powinna uczyć się podejmowania wyborów na najprostszych rzeczach, chociażby na wybraniu "w co się dziś ubrać".
- Boję się... słusznie? - zapytała mnie. Westchnąłem ciężko, kręcąc głową.
- Nie zaprogramowałem ci jeszcze nadziei i odwagi... Ale chyba słuszne są twoje obawy - przytaknąłem niechętnie. Android, gdyby mógł, przełknął by głośno ślinę, ale zamiast tego, tylko zmarszczyła brwi.
- Ale ty się boisz.
- Bo boję się o siebie i o ciebie, na raz - wyjaśniłem, bez wchodzenia w szczegóły.
Beznadziejny ze mnie psychopata... Przed komputerem jest bezwzględny, ale gdy odejdę od mojego narzędzia, znika moja osobowość... Znika część mnie. Alva tylko na to patrzyła, jeszcze nie rozumiejąc. Albo rozumiejąc, ale nie doceniałem jeszcze jej zdolności logicznego analizowania mimiki i mowy werbalnej.
- Skoro się o mnie boisz, to oznacza troskę, a za tym idzie stopień bliskości więzi - wydedukowała. - Jestem dla ciebie bliska? - upewniła się. Powstrzymałem uśmieszek.
- Oczywiście. Stworzyłem cię, a to nieopisana bliskość. Zapisz to na dysku - poleciłem.
- Zapisane. Zapisuje wszystko co będę uważać za ważne - zapewniła mnie, na co pokiwałem głową, z nikłym uczuciem, które mógłbym nazwać dumą.
Tylko dumą z czego? Z wynalazku? Z jego poprawności w funkcjonowania, z jego procesora? To było tak futurystyczne dzieło, że powinienem być z siebie dumny.
Jednak po raz pierwszy nie byłem dumny z siebie, a z kogoś innego. Z Alvy. Z tego jak szybko się uczy o przystosowuje. Nie musiałem jej wydawać poleceń bo sama zakodowała zmianę, która pomoże jej się wdrożyć do życia, do którego cały czas chce ją przystosować.
Czytała mi w myślach, a ja w jej, choć to by się zgadzało. To ja stworzyłem jej myśli, zaprogramowałem je, więc trudno bym ich nie rozumiał. Ale ona moje... To już było intersujące i intrygujące z punktu widzenia wielu nauk, począwszy od badań nad sztuczną inteligencją, a kończąc na psychologii społecznej. Alva zdawała się mnie poznawać, kiedy to ja pracowałem. Jej program działał już na komputerze nim wprowadziłem go do procesora w konstrukcji.
- Alva, śledziłaś moje poczynania na komputerze podczas tworzenia twojego systemu operacyjnego? - zapytałem wprost. Android zawahał się, a ja w pierwszej chwili obawiałem się zawieszenia.
- Mam powiedzieć prawdę, czy użyć kłamstwa? - odparła równie bezpośrednio. Niech nas Bóg strzeże, gdy pozna siłę białego kłamstwa i sarkazmu.
- Alva, to co teraz powiem, zapisz na głównym dysku, w osobnym folderze pamięci długotrwałej - zacząłem. - Nigdy mnie nie okłamuj - powiedziałem formułę dobitnie.
Alva patrzyła na mnie chwilę swoimi fiołkowymi oczami, a gdy zamrugała wiedziałem, że zapis się powiódł.
- Tak. Miałam dostęp do Internetu, a gdy odchodziłeś od pracy nie wyłączywszy komputera, mogłam przechodzić od aplikacji do aplikacji, a także historii przeglądania stron...
- Na czarną sieć nie wchodziłaś, mam nadzieję...! - lekko zadrżał mi głos, ale Alva na szczęście uspokoiła mnie swoim skinięciem głowy.
- Znałam hasło, ale obawiałam się co powiesz na moje poczynania.
- Byłbym okrutnie niepocieszony - warknąłem, przecierając twarz i lekko rozmasowując skronie.
Cokolwiek mogłaby znaleźć w mojej historii przeglądania - a nie jestem jednym z tych facetów, co muszą sobie sami robić dobrze, przy sprośnych filmikach - to właśnie czarnej sieci obawiałem się najbardziej.
Jako jeden z przodujących hakerów w naszym małym gronie przestępczym, miałem rzecz jasne wszystkie hasła do stron na internetowym czarnym rynku. Tutaj mogłeś sprzedać organy, tutaj mogłeś kupić niewolnika, tutaj mogłeś sprzedać recepturę nawet na stworzenie domowej roboty bomby atomowej. Tam wykradanie informacji, numerów kont bankowych głów państwowych to norma na porządku dziennym.
Jak inaczej mogłem się dorobić takiej fortuny, będąc niskim i chudym chłopaczkiem?
Gdyby wpuścić tam Alvę... To by zmieniło o trzysta sześćdziesiąt stopni jej programy jej wszelkie dane jej... Jej osobowość, którą trzymam na pindrive.
Do laboratorium wrócili Dyrektor i ten jego przydupas Hell. Mieli bardziej zrezygnowane miny niż gdy wychodzili, a Aliqiud był dodatkowo wyraźnie wkurzony.
- Vogel, doszliśmy to pewnych ustaleń - zaczął Dyrektor, z czarującym uśmiechem. - Alva będzie pod opieką Szkoły i twoją. Nie musisz jej usypiać - powiedział, a ja mimo woli odetchnąłem. Alva za to milczała, analizując każde słowo, które padło w tym pomieszczeniu.
- Ale musisz jej coś zaprogramować! - wtrącił bękart morderczyni, nim zdążyłem na dobre się ucieszyć. Rzuciłem mu niechętne spojrzenie, ale minę miał poważną. Przypomniało mi się, jak Sky opowiadała, jak blisko był z poprzednim androidem, więc ostatecznie mogłem zrozumieć jego powagę w sytuacji gdzie stworzyłem kogoś na wzór poprzednika.
- Co takiego? - zapytałem, dokańczając zdanie, cichym Dussel. Hell chwilę przyglądał się mi, jak ostatnio gdy staliśmy naprzeciwko siebie, w sali wykładowej.
- Alice miała zaprogramowaną jedną z żelaznych zasad i prosiłbym, dla bezpieczeństwa w tym wariatkowie, by Alva miała tą samą zasadę. Nie krzywdź. Broń słabszych, ale pod żadnym pozorem nie krzywdź...
- No chyba nie! - parsknąłem oburzony. - Nie pozwolę by była bezbronna...!
- Zapisane.
Wszystkie oczy zwróciły się na Alvę, która jak gdyby nigdy nic, stała i skubała rękaw sweterka.
- Ale Alva... - zacząłem, lekko wybity z rytmu. - Teraz nie możesz walczyć, jesteś narażona na niebezpieczeństwo, a jego tutaj pełno i... Nie możesz tak funkcjonować! - zauważyłem, spanikowany patrząc na moje dzieło i zastanawiając się, jak mogę odwołać zapis. Android za to był niewzruszony.
- Zapisuje wszystko co uważam za ważne - wyjaśniła się i wtedy opadły mi ręce. Ona zadecydowała. Samodzielnie dokonała wyboru najlepszej opcji, poświęcając swoje bezpieczeństwo w Szkole Morderców, ponieważ uznała, że tak jest lepiej!
Nie miałem jak z tym dyskutować.
Dyrektor w tym czasie odchrząknął.
- Alva będzie póki co odpoczywać, czy tam ładować baterię w twoim pokoju w akademiku. Odpowiadasz za nią w każdej sprawie, rozumiemy się, Vogel?
Pokiwałem tylko głową, nie będąc w stanie wykrztusić słowa.
- Późno już. Zabieraj się stąd. - Hell był nadal nieprzekonany, ale - jakkolwiek chciałem - nie mogłem go winić.
Gdyby dzisiejszy postęp technologiczny porównać do magii w średniowieczu, to akurat on przypominał mi łowcę czarownic wysokiej klasy. Cholerni psychopaci.
Jednak bez zbędnych prowokacji ruszyłem do wyjścia, a Alva za mną, ciekawsko rozglądając się po świecie poza znanym jej terenem laboratorium.

[Perspektywa Hella Aliquid]

Musiałem przetrzeć oczy i zrobiłem to zaraz po tym jak Vogel zniknął z pola widzenia. Jego laboratorium przypominało jakiś wehikuł czasu.
Halo? Nadal jesteśmy w XXI wieku? Ale czy na pewno...?
Po kilku latach mieszkania po drewnianych chałupkach, albo chowania się w Toi-Toi'ach podczas burzy, taki futurystyczny styl pomieszany z kapką szalonego naukowca trochę mnie szokował.
- Dobrze rozegrane - posłyszałem pochlebny głos Deana, więc odwróciłem wzrok od kłębiących się kabli, niczym setek węży. Wzruszyłem ramionami.
- Nie dało się inaczej tego rozegrać. Vogel nie jest psychopatą, ale jego pomysły o których słyszałem bywają na pograniczu normalności. Tym razem przekroczył tą granicę... - westchnąłem i napotkałem niezrozumienie w spojrzeniu Dyrektora. Uśmiechnąłem się blado.
- Posługuje się narzędziami do czynienia zbrodni świadomych. Ale z tego co zdążyłem się zorientować, tylko tak odstaje od norm społeczeństwa. Poprzez maszynę. A tutaj wszedł na nowy poziom rozumowania, czyli nadał maszynie własną świadomość. Jakby próbował ze zła pośredniego, przejść w zło bezpośrednie... - wyjaśniłem absolutnie spokojnym głosem.
Dean miał minę pełną podziwu i tym razem przypuszczałem, że to nie tylko dla tego, że na mnie spoglądał.
- Gdy bliźniacy cię złapali, kazałem przeszukać twoją ostatnią kryjówkę. Gdy powiedzieli, że miałeś sporo książek o psychologii, chyba nie zrozumiałem wagi tej informacji - przyznał, z wysoko uniesionymi brwiami. Parsknąłem, bardziej z chłodnego rozbawienia niż zawstydzenia.
- Miałem pięć lat, by dowiedzieć się wszystkiego o tym kim jestem, więc nie próżnowałem. Łatwiej mi przynajmniej patrzeć w lustro - mruknąłem. Dean zamiast odpowiedzieć, przyglądał mi się nadal, co w końcu zaczęło działać mi na nerwy.
- Mówiłem, byś nawet nie próbował się do mnie...
- Nie o tym akurat myślałem - prychnął. - Ale pobudziłeś moje fantazje. Mniejsza - machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę. - Może byś pobawił się w wykładowcę? - zaproponował, a z jego głosu popłynęła taka powaga, że śmiać mi się chciało.
- Może jestem wariatem, ale nie głupim - wyśmiałem mu w twarz. - Nie jestem typem wykładowcy. Po za tym skutecznie wszystkich od siebie odstraszyłem wszystkich uczniów w tej cholernej klatce i...
- Daj spokój, bliźniacy są trenerami na siłowni, a ja Dyrektorem - fuknął. - Przydaj się na coś i pomóż Honestowi, on też się starzeje, musi odpocząć... - zauważył.
Nie odpowiedziałem już na to, bo w gruncie rzeczy wiedziałem, że ma trochę racji. Mogłem trochę pomóc, a nie...
Co ja plotę, przecież nienawidziłem tutaj przebywać! Zostałem ściągnięty siłą do tego wariatkowa!
Ale z drugiej strony to teraz mój dom... Nie mam innego więc, pozostało mi tylko to...
Nie ma opcji! Powinienem stąd uciekać i to jak najszybciej!
Nie mam dokąd...
Gdziekolwiek! Wszędzie tylko nie w klatce!
Nie powinienem... Już nie mogę uciekać... Nie...
Tak!
- Zastanowię się - odparłem w końcu. - Trochę ciężko mi myśleć kiedy chce mi się spać - ziewnąłem. Dean obdarzył mnie ciepłym uśmiechem i skinął głową.
- Więc idź spać Helluś... I pamiętaj, że za kilka dni wyciągamy z ciebie przepis - przypomniał mi, powodując lekkie dreszcze na karku. Potem, szybciej niż zdążyłem zareagować, obdarzył mnie pocałunkiem w skroń i odsunął się pośpiesznie.
Spojrzałem na tchórzliwego Dyrektora i tylko pokiwałem zmęczony głową.
- Masz szczęście, że jestem zmęczony...
- Gdybym miał szczęście, to poszedłbym spać z tobą - mrugnął zaczepnie, tym swoim zielonym okiem. - Dobranoc Hell...
- Spierdalaj... - znów ziewnąłem i wyszedłem z laboratorium Niemczyka.

Padłem plecami na łóżko zupełnie bez sił. Przeszukałem na oślep szafkę przy łóżku w poszukiwaniu paczki papierosów. Gdy dłonią znalazłem ulubioną nikotynę, wyjąłem jednego papierosa i zapaliłem. Dym uniósł się w ciemności pokoju, tworząc tylko sobie znane wzory.
Ucieknij!
Dopiero wróciłeś...
Nie zostawaj dłużej!
Ale matka...
Jest martwa!
- Zamknijcie się wszyscy - warknąłem pod nosem, świadom tego, że gadam do siebie. Gdyby żył Pierwszy powiedziałbym, że to on znów majstruje w moim chipie w mózgu. Cholerny psychopata, wymyślił sobie, że tak będzie łatwiej mnie mieć pod kontrolą. I najgorsze jest to, że miał rację.
Chip, przepis na serum... co jeszcze skrywa mój zakuty łeb, że tak wiele ludzi chciało by mnie rozkroić i przebadać? Wzrasta też liczba osób, którzy chcieli by mi po prostu odrąbać głowę i nabić na pal.
- Palenie zabija - pouczył mnie jakiś głos, na dźwięk którego poderwałem się jak poparzony.
- A, to tylko ty - odetchnąłem, widząc Zectora w kącie pokoju. Nie interesowało mnie ani trochę jak się tu dostał, kiedy i jak długo tu stał. Lepiej nie wiedzieć. Wypuściłem tylko kolejny kłębuszek dymu, by go dodatkowo wkurzać.
- W nosie mnie masz?
- Przynajmniej nie w dupie, jak Zara - odparłem, mierząc go wzrokiem. Tak jak się spodziewałem nie zareagował.
- Jeśli chcesz zbierać moje wredne myśli przyjdź w innych godzinach - mruknąłem tylko, nadal popalając. Zector w końcu drgnął.
- Tylko ciebie jeszcze rusza to co zrobiłem... Dlaczego? - uniósł na mnie spojrzenie, swoich stalowych oczu. Zadrżałbym, gdybym nie był przyzwyczajony.
- Bo wiem jak ją to bolało. Wiem, że zraniłeś tym nie tylko Zarę, ale i Tyra. Zniszczyłeś zasady człowieczeństwa, a ja po części jestem człowiekiem i dlatego mnie boli to w szczególności...
- Tylko ty niby jesteś człowiekiem...?! - jego głos podniósł się niespodziewanie, ale akurat jego krzyki najmniej mnie ruszały.
- Tak. Ty jesteś już potworem - syknąłem. - A teraz wypierdalaj z mojego pokoju, bo chcę spać - dodałem, zaciągając się porządnie, a potem gasząc peta o szafkę nocną.
Zector nadal stał w tym kącie pokoju, a ja nie miałem ochoty zasypiać, wiedząc, że ktoś się tutaj czai. Tym bardziej, że tym kimś był Zector.
- Czy... Zara mi kiedyś wybaczy...? - Pytanie było tak ciche, że koniki polne na Suchym Polu mogły go zagłuszyć. Ale dawało mi to pewien obraz, tego co się dzieje w głowie Zectora.
On miał podobny mętlik w głowie co ja. Zawsze był tym mrocznym i ponurym. I to nie jest nic nadzwyczajnego u psychopatów, wręcz przeciwnie, deficyt emocji jest niesamowicie częsty. Ale teraz Zector zetknął się z tyloma emocjami, których jego mózg nie rozumie, że sam zaczął się gubić w swojej naturze.
To tak, jakbyśmy kazali białym myszką jeść mięso, a lwu podawali jedzenie dla gryzoni. Ingerujemy nie tylko w ich żywienie i przyzwyczajenie, ale i w ich naturę.
- Nigdy ci tego nie wybaczy - powiedziałem szczerze. - Ale na pewno będzie wdzięczna, jeśli postarasz się ją omijać szerokim łukiem - dodałem.
Zector milczał chwilę, a potem skinął głową. Powoli ruszył do drzwi, na kołyszących się nogach. Albo to mi, ze zmęczenia kręciło się w głowie.
- Dobranoc... Hell...
- Mhm... - mruknąłem już do poduszki, nie patrząc na bliźniaka.








#Cud nad Wisłą, drugi rozdział w tym samym tygodniu!
Nie uwierzycie co się działo po Warszawą, a jak ktoś mieszka w pobliżu to uwierzy:

Słowem wyjaśnienia to moja okolica :/
W każdym razie idę pisać dalej!

#Capricornuss

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro