Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX

[Perspektywa Iskry Abazy]

Leżałam na mocno zmęczonej latami używania sofie i podrzucałam jabłko w dłoni. Było nienaturalnie czerwone, co miało potencjalnych smakoszy zapewnić o świeżości, ale ja wiedziałam, że wewnątrz, jabłko dzieli niewielka różnica od tego już zepsutego. Obłuda i kłamstwa sprzedawców była zabawna. Woskowanie i natryskiwanie owoców... Wydawało mi się to obrzydliwe.
Dodatkowo, nie musiałam patrzeć daleko, by widzieć taką samą obłudę i kłamstwo u ludzi. Mogą kłamać, używać innych środków by im wierzono - nawet przemocy - ale niewiele ich różni od złych ludzi, zgniłych i zepsutych aż do szpiku kości.
Widziałam co się działo, gdy Dyrektor rozmawiał z tamtą kobietą z Rządu. Była normalna i wolała nas trzymać na dystans, ale ile ona ma w sobie zgnilizny? Widziałam Trzeciego, zepsutego do szpiku kości, widziałam Hella, który jest bardziej zniszczony niż mu się wydaje i widziałam wewnętrzną pustkę kolorowego trenera, z którym regularnie ćwiczę na siłowni, ale u tej całej "panny Jones" nie widziałam nic. I to dawało mi aż nazbyt wielu powodów, by mieć ją na oku.
Po wielu latach spędzonych jako płatna zabójczyni, która podszywała się pod różne role by dosięgnąć zemsty, potrafię odczytywać człowieka prawie, że z pełną zgodnością. Ludzie są dla mnie jak otwarte księgi, więc jestem często zaskoczona, gdy ktoś wysyła sygnały sprzeczne z tymi, które odczytałam. Ale mimo to, lubię zaskakujących mnie ludzi.
Usłyszałam skrzypnięcie deski, a jabłko, które jeszcze chwilę temu trzymałam w dłoniach, przeleciało z prędkością przynajmniej pięćdziesięciu kilometrów na godzinę w stronę skąd dochodził hałas.
Po sporym pomieszczeniu poniosło się echo chwytu jabłka w dłoń.
- Niezły refleks, mały...
- Co tu robisz? - zapytał sucho, trochę nieobecnym tonem Niemiec, odkładając jabłko na swoje biurko. Uniosłam się i usiadłam na sofie, spoglądając na niego.
- Przyszłam pogadać - odparłam szczerze, analizując jego bladość. Nie utrzymywał kontaktu wzrokowego.
- Spadaj Iskra, nie mam siły na twoje nękanie - burknął. - Poza tym mówiłem ci, abyś nie przychodziła do mojego laboratorium - dodał ostrzej, siadając w wielkim biurowym fotelu, gdzie chudy tyłek zajmował tylko część miejsca. Jego twarz oświetliło światło z trzech monitorów, które podkreśliło sińce i podkrążone oczy. Zmarszczyłam brwi, ponownie odczytując z niego dziwne wibracje.
- Żadne laboratorium szczeniaku, a kilka komputerów i stacja ładowania twojego robota. I kilometry kabli...
- To android, Iskra. Ile razy mam powtarzać, byś tu nie przyłaziła? - zapytał ponownie. Na złość podeszłam bliżej i spojrzałam na Vogela znad monitorów. On jednak nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, tylko gapił się w monitory, a jego oczy z prędkością światła skakały od jednej linijki tekstu do drugiej. Zmrużyłam oczy, gdy zauważyłam jakiś dziwny odblask pod jego okiem i ciągnący się po całym policzku. Wcześniej go nie zauważyłam, ale teraz gdy monitory dawały trochę więcej światła...
- Vogel? Ty płakałeś...?
- Zamknij mordę i wyjdź stąd - warknął, nim zdążyłam skończyć pytanie. Moje oczy otworzyły się szeroko, łaknąc nowych ciekawostek.
- Płakałeś... Kto mógł zmusić naszą maskotkę Szkoły do płaczu? Pobił cię ktoś? Może się uderzyłeś? Podbijałeś do dziewczyny, ale ona cię nie zauważyła? - Zachichotałam na samo wyobrażenie ostatniej z możliwości. - Nie martw się, pożyczę ci moje szpilki i...
- Powiedziałem chyba, byś się zamknęła - warknął, nadal panując nad ciałem, skupiony na komputerze. Czegoś szukał.- No daaaaalej, kto cię tak urządził? - miauknęłam znudzona jego opieraniem. - Przecież możemy to załatwić mniej miło...
- Iskra, odwal się ode mnie, proszę - powiedział bardzo wyraźnie, a jego uprzejme "proszę" sprawiło, że prychnęłam śmiechem.
- Europejczycy... Zawsze tacy sami...
- O ile pamiętam miałaś obywatelstwo Arabskiej Republiki Egiptu, więc nie ma czym się chwalić. Tym bardziej, że jesteś chrześcijanką, a to w Egipcie nieznaczna liczba, prawda? Pewnie arabscy koledzy nieźle dawali ci w kość, a sąsiedzi byli co najmniej...
- S-skąd ty to wiesz?! - przerwałam mu, otrząsając się z szoku i prawie sięgając przez biurko do wątłej szyi Vogela swoimi palcami, by zacisnąć je w profesjonalnym uścisku, za wypowiadanie tych brudnych słów.
Jego czarne oczy uniosły się odrobinę, na tyle, że patrzył na mnie. Szklana powłoka po łzach sprawiała, że w jego źrenicach lśniły iskry najprawdziwszej, żywej energii elektryczności.
Sprzeczny sygnał, z tym co udało mi się dotychczas odczytać. Zaciekawiło mnie to bardziej niż powinno.
- Widziałem twoje tatuaże. W Egipcie, skąd pochodzisz jest około dziesięć procent chrześcijan, z czego część to Koptowie. Już jako dzieci, tatuuje im się krzyże. Twój jednak nie był na ręku jak to zwykle bywa, a na karku, co mnie zmyliło. Twoja rodzina musiała być jedną z tych rdzennych Egipskich, prawda? Stąd duża presja społeczeństwa, wywołała na nich takie zachowanie, które zmusiło cię do wczesnego zabójstwa - powiedział wszystko, jakbym miała to wypisane na czole z odnośnikami do odpowiednich stron internetowych.
Musiałam oddać mu duży szacunek, za takie uważne obserwacje.
- Masz rację...
- Nie musisz mi tego mówić - przerwał mi. - Zawsze mam rację. Znam też odpowiedź na każde pytanie. Każde. Słyszysz? Każde pytanie.
Nie wiedziałam, kogo próbował przekonać tym powtarzaniem. Mnie, czy siebie?
- Jasne... Ale po co mi to mówisz? - zastanowiłam się. - Chcesz udowodnić swoje zdolności? Wiem, że w sprawach informacji jesteś najlepszy, ale cóż, rekompensata to twój... mizerny wygląd - zauważyłam, z nutką drwiny.
- Wiem przecież.
- Ale coś koniecznie chcesz udowodnić, co nie? Przecież cię znam i rozumiem, Lükex. Oboje jesteśmy uciekinierami ze swoich krajów, zawiedzeni przez swoich pobratymców...
- Ale ty jesteś psychopatką! - wyrwało mu się z taką energią, że aż wstał z krzesła i choć niewiele to dało, to jego pewny i nieugięty wzrok nie dawał za wygraną. Błyski elektryczne zatańczyły w jego ciemnych tęczówkach.
Powoli skinęłam głową, bo trudno było mi jakkolwiek zaprzeczyć.
- Morderczynią. Psychopatka, okaleczoną przez własnego ojca. Mścicielką zatraconą we krwi... Zazdrościsz? - uniosłam brwi, ciekawa odpowiedzi.
Nie udzielił mi jej jednak, po dłuższym wpatrywaniu się w moje oczy. Zacisnął mocno usta, tak mocno iż myślałam, że je połknie, a potem z powrotem usiadł w fotelu. To był dla niego koniec rozmowy, a ja postanowiłam nie drążyć. Nie było już sensu. A jedną z ważnych zdolności idealnego zabójcy jest cierpliwość. W końcu mi wszystko wyśpiewa.
Ostatecznie, nic o nim nie wiedzieliśmy...

Wieczór zbliżał się nieubłaganie, więc po nałożeniu olejków mających mnie chronić przed tutejszymi owadami, złapałam za łuk zabrany z wyposażenia siłowni i ruszyłam do lasu, ciągnąc za sobą zestaw strzał w kołczanie.
Moja obietnica o nauce strzelania, pupilka Dyrektora nadal trwała, a choć ze mnie brudna i zdradliwa suka, jeśli coś obiecam to słowa dotrzymuje. Choć kłamstwo wypełnia moje życie w znacznej mierze, to trzymanie się obietnic, złożonych w pełnej świadomości jest bardzo ważne.
Takie obietnice złożyłam tylko dwie, obie w tej Szkole.
Pierwsza, była zawarta między mną, a Dyrektorem. Obiecałam, że będę się uczyć i walczyć dla niego, a w zamian on zapewni mi bezpieczeństwo i pomoc w moich przyszłych zabójstwach.
Druga była ta zawarta z Hellem. Niby nic nie znacząca, ale mająca wielkie możliwości wykorzystania. Za taką głupotę jak nauka strzelania z łuku, dostać taki prezent, jak pupil Dyrektora? Toż to rozkoszne.
- Nieźle ci idzie - pochwaliłam ciemnowłosego, po krótkiej obserwacji. I choć trudno było to odczytać, to mówiłam prawdę.
Obrócił się w moją stronę i opuścił łuk, unosząc oczy.
- Mówisz to z grzeczności...?
- Nie. Z dumy, że jednak coś potrafisz - odparłam i zeskoczyłam z niewielkiego wzniesienia na miejsce, gdzie jakiś czas temu urządziłam strzelnice. - Jeśli to dalej dobrze ci pójdzie, to może prześcigniesz i mnie...
- Szybko się uczę, ale to twoja zasługa - przyznał niespodziewanie. Lekkie ciepło musnęło moje skamieniałe serce. Po prostu wywróciłam oczami i uniosłam swój łuk. Wybrałam wcześniej trzy cele, suche gałęzie, lekko poruszające się na wietrze.
Wdech, wydech, wdech i wraz z kolejnym wydechem wypuściłam strzałę. Jedną, potem kolejną i kolejną, strącając wszystko suche gałęzie.
- Łucznictwo nie jest takie trudne jak może się wydawać. Nauka opanowania i wykorzystania ciężaru ciała. Namierzyć cel, dobrać siłę wystrzału i wypuścić ją - powiedziałam, z niewiadomych powodów dość cicho. - Skupić się i na moment nie myśleć o reszcie świata...
- Tsa, to ostatni mi właśnie średnio wychodzi - przyznał. Uniosłam brwi, zerkając na Hella, którzy trzymał zrezygnowany łuk.
- Dużo się dzieje?
- Bardzo. Aż nie wiem od czego zacząć myśleć i na kogo być zły...
- Coś wszyscy dzisiaj zadumani - skrzywiłam się. - Vogel zagubiony, na korytarzach dziwne poruszenie... - Nim skończyłam zdanie, głowa mężczyzny uniosła się do góry.
- Czyli Vogel jeszcze żyje? - prychnął rozbawiony, na co zmrużyłam oczy.
- Tak jakby... dlaczego miałby nie żyć? - zapytałam się ostrożnie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Podejrzanie zmęczony, przewrócił się do tyłu na ziemie, tak po prostu uderzając plecami w twardą ściółkę leśną.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam...
- Bo kazałem mu odprowadzić do pokoju wkurzonego, nieobliczalnego i pozbawionego wolności psychopatę, który od małego żył w szarej strefie zwanej czarnym rynkiem... Obstawiałem, że go zabije, albo okaleczy...
- Kto to taki? - zdziwiłam się i usiadłam obok bezwładnie leżącego ciała Hella. On tylko westchnął ciężko.
- Mój kuzyn, Mefistofeles. Idzie z wami na misje, a od dziś jest uczniem Szkoły - wyjaśnił. Brwi zadrżały mi, a potem powędrowały ku górze. Nie spodziewałam się tego, ponieważ zawsze widziałam w Hellu tą samotność. Przeświadczenie, że krew nie łączy cię już z nikim na ziemi. On pewnie też był zaskoczony, więc mogłam zrozumieć tą sprzeczność.
- To o tym Dyrektor i Tyr rozmawiali z tobą, gdy nas wyrzucili?
- Yep - przytaknął. - Ale Vogel miał zaszczyt poznać go wcześniej. Prawie stał się jego pierwszą ofiarą w tych murach - wyjaśnił, a mi naprostowało to kilka spraw. Choćby to, że Vogel płakał... Ten cały Mefistofeles musiał mu coś powiedzieć, bo nie widziałam oznak bójki, albo bólu fizycznego. Słowem, Niemiec trafił w końcu a swojego dręczyciela. Słodkie.
- Rozumiem... Nie był zadowolony z przymusu nauki tutaj?
- Co ty, był zachwycony. A potem z Vogelem zaplatali sobie warkoczyki i plotkowali o Idolu - odparł sarkastycznie, przez co nie powstrzymałam parsknięcie śmiechem.
- Jasne, rozumiem - mruknęłam, zaciskając palce na suchej ziemi. Dawno nie padało, ale ze wschodu nadchodził mroźny wiatr. Prawdopodobnie przyniesie ze sobą burze, która w te upalne i dusze dni za skutkuje obfitymi opadami.
- I jeszcze ta panna Jones... - warczał do siebie pod nosem, na co zareagowałam dość szybko.
- Co z nią?
- Zostaje w Szkole na kilka dni. Będzie z wami trenować i takie tam... Ja nie mogę, też wydaje ci się jakaś podejrzana?
- Nawet nie wiesz jak bardzo - przyznałam sucho. - Nie wierzę, że Dyrektor pozwala jej na zostanie tutaj - dodałam niezadowolona, ale Hell westchnął ciężko.
- Nie ma wyboru. Rząd wtrąca się w jego sprawy, choć robi co może - zauważył posępnie, a ja rzuciłam mu spojrzenie pełne drwiny.
- Bronisz swojego chłopaka?
- Nie rozśmieszaj mnie, bo w uśmiechu mi nie do twarzy - odwarknął poirytowany, na co sama się zaśmiałam. - Mówiłem ci już zresztą, że nie jestem gejem.
- Ludzie wiele mi mówią i o wiele proszą, ale niewiele sobie z tego robię - zauważyłam, co raczej było formą przemyśleń niż odpowiedzi.
Hell prychnął na to, ale nie powiedział nic więcej. Ostatnio mówił tylko na temat, nie pamiętam kiedy wcześniej tak się rozgadał. Mogłam tylko przypuszczać, że coś wisi w powietrzu. Chyba, że tak bardzo przejmował się prowadzeniem wykładów? Teoretycznie, nieźle mu to szło... Jeśli miałby kontynuować, nikt by się nie obraził. Jego światopogląd przeplatany z obelgami skierowanymi do słuchacza mimo wszystko były niezwykle przyjemne w odbiorze. Poszłam za jego radą i przestałam "pozować" na psychopatką, tylko po prostu nią byłam. Może to była beznadziejna i uwłaczająca rada, ale... wbrew pozorom skuteczna.
Potem wróciliśmy do swoich zajęć, czyli faszerowanie tarcz i okolicznych drzew strzałami. Instrukcje i pojedyncze polecenia, były już coraz rzadsze, w porównaniu z tym, z czym zmagałam się na początku.
Hell naprawdę szybko się uczył. Był też szybki i silny. Nie był wyraźnie napakowany, ale jego siła była nieproporcjonalnie wielka. Zauważyłam to już dawno, ale gdy na siłowni, przez przypadek zauważyłam jak trenuje, jak szybko i zwinnie się porusza... Poczułam, że jako mój przeciwnik, byłby... prawie niepokonany.
Kolejny raz jego strzała śmignęła mi przed twarzą i to wyrwało mnie z zamyślenia.
- Ty jakiś specjalny jesteś? - wyrwało mi się. - Nie wyskakuj przed szereg - dodałam poirytowana. Hell tylko wzruszył ramionami.
- Sama tak poleciała - zapewnił niewinnie, jakby nic się nie stało. Idiota.
- Akurat... Co z tobą jest nie tak?
- Sporo - mruknął i opuścił rękę z łukiem. Zmarszczyłam brwi i sama opuściłam łuk.
- Na... przykład...?
- Późno się już zrobiło! - zawołał nagle, nie dając mi dokończyć. - Spadam. Muszę zajrzeć do bliźniaków - rzucił, zupełnie mnie olewając. - To co, w sobotę?
- No... Jak zawsze - mruknęłam, zupełnie wyrwana z tematu. Zostałam sama, nim zdążyłam mrugnąć.
Mimo woli uśmiechnąłem się i mocniej złapałam za łuk.
- Czuje w kościach. Coś się zaczyna... - mruknęłam, czując dreszczyk emocji na plecach.










#Tak sobie wstawiam rozdział. "Playlisty Morderców" wstawię jak będę miała dostęp do komputera. Chyba, że ktoś zrobi okładkę? Jeśli komuś będzie się chciało to mówcie co macie na priv ;)
Nadal możecie składać propozycję piosenek, zawsze chętnie zobaczę co wam w duszy gra ;D
Co do rozdziału - Iskra jest jeszcze nie odkrytą postacią, lepiej szybko zauważmy jej siłę... 😈

#Capricorn

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro