Rozdział 3
Kolejny spontaniczny rozdział. Jak tylko nachodzi mnie wena na tę historię, to piszę. Mam nadzieję, że się spodoba <3
❆
Blue
Nabrałam głęboko powietrza do płuc. Ułożyłam nogi w tureckim siadzie, a dłonie położyłam luźno na kolanach. Przymknęłam zmęczone powieki i próbowałam się wynieść na wyżyny własnego umysłu. Panował w nim taki natłok myśli, że nie potrafiłam się skupić. Zapach lawendy uderzał w nozdrza z każdym oddechem, co tylko bardziej mnie irytowało, niż pomagało. Pieprzone gówno, lub jakby to rzekł ten żabojad z La Belle Époque Gallery – merde stupide!*
Wspomnienie Silasa sprawiło, że opadły mi barki, na których nagle pojawił się ciężar w postaci małej ilości czasu. Nie lubiłam ludzi, którzy koniecznie chcieli postawić na swoim. Wszystko za sprawą tego, że sama taka byłam. Zawsze jednak kończyłam założone sobie cele. Tym razem mogło być ciężej. Wena trzymała się ode mnie z daleka, a wizja nie wywiązania się z umowy wisiała nade mną, niczym czarne widmo porażki.
Zgarbiłam się, krzywiąc postawę ciała. Otworzyłam oczy i rozejrzałam po starym garażu, który stał się moją małą pracownią. Od ponad roku spędzałam tutaj więcej czasu, niż we własnym mieszkaniu. Nie lubiłam przebywać sama ze sobą. Co innego w towarzystwie pędzli i sztalugi.
Wstałam z miejsca z ciężkim sapnięciem i założyłam ręce na biodrach. Wpatrywałam się w białe płótno, przygryzając przy tym intensywnie policzek. Poczułam metaliczny smak krwi na języku, ale nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Byłam głęboko pogrążona w rozmyślaniach. Co mam niby namalować? Szklany zamek mógł stanowić środek lub koniec mojej historii, na pewno nie początek. Oznaczał pustkę, którą byłam wypełniona po brzegi. Zdawałam sobie sprawę, że tkwię w tym stanie przez podwójnie złamane serce. Mimo że minęło już prawie półtorej roku, wciąż się nie pozbierałam. Nawet nie potrafiłabym powiedzieć, kiedy ostatni raz odwiedziłam rodzinny dom. Nie chciałam wracać w miejsca, gdzie bezkresny smutek i rozpacz zbierały swoje okrutne żniwo.
W każdym razie – tkwiłam w takim stanie, że nie potrafiłam namalować niczego wzruszającego. Potrzebowałam do tego porządnego bodźca. Z ciężkim westchnieniem, zdjęłam z siebie ubrudzone kolorowymi farbami dżinsowe ogrodniczki i białą podkoszulkę na krótki rękaw. Ruszyłam ku szafie. Jeśli mogłam gdziekolwiek zasięgnąć weny, to tylko w galerii sztuki. Była to dobra okazja, żeby obejrzeć dzieła w miejscu, gdzie kiedyś będą mogły wisieć moje.
Dwie godziny później, po powrocie do domu, wzięciu ciepłego prysznica i wybraniu idealnej sukienki, jechałam już taksówką w stronę La Belle Époque Gallery. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że będę potrzebowała zapić wydarzenia z tego miejsca dużą ilością alkoholu. Niestety, nawet on nie potrafił wymazać obrazów przyrodzenia Silasa Montague. Miałam ochotę wyjąć sobie gałki oczne i przemyć pod jakimś rozpuszczalnikiem. Nie mówiąc o uszach. Więdły z każdym, wypowiedzianym przez tego gbura słowem. Był tak prostacki, że to aż żałosne. Wielki pan dyrektor, który miał do zaoferowania jedynie swojego kutasa.
Oczywiście wywęszyłam w całej sytuacji jakąś korzyść dla siebie. Szkoda, że nie udało mi się go nastraszyć, może jedynie lekko zestresować. Nie mam zamiaru jednak przestać. Skoro już go przyłapałam, to musiałam to wykorzystać. Tego nauczyło mnie życie – bądź cholerną egoistką. Twoje dobro powinno być dla ciebie najważniejsze.
Brałam głębokie oddechy, co rusz popijając drogiego szampana. Wkręciłam się na ten wernisaż i żałowałam. Oprócz traumy, nie wyniosłam z niego nic więcej. Ani trochę ożywienia twórczego. Brak tego ogniwa, które wyraźnie pobudziłoby mózg do działania.
Lekki podmuch wiatru uniósł moja grzywkę. To tylko ja szybko wypuściłam nagromadzone powietrze z płuc. Przyglądałam się twórczości Huntera Blacka i nie widziałam w tym niczego specjalnego. Owszem, rozumiałam przesłanie prezentującego się przed moimi oczami obrazu. Było widoczne gołym okiem, ale w żaden sposób mnie to nie ruszało.
– Możemy porozmawiać? – Chłodny ton zabrzmiał mi koło ucha. Zanim się odwróciłam do Silasa, musiałam wypić cały alkohol z kieliszka jednym duszkiem. Odstawiłam puste szkło na tacę przechodzącego akurat przede mną kelnera. Dopiero wtedy byłam gotowa zmierzyć się z tą namiastką człowieka.
– O czym konkretnie? – zapytałam stanowczo i wbiłam w niego nienawistne spojrzenie. Był przystojny jak diabli, ale nie lubiłam takich ludzi. Seks w kiblu? Naprawdę? Nie było go stać na coś więcej? Nie miałam nic do jednorazowych przygód, czy relacji typu przyjaciele z korzyściami, ale cholera! Bzykanie się w miejscu publicznym chyba nie widniało w top trzech punktach, gdzie bym chciała uprawiać seks. W sumie, to nawet nie miałam takiej listy, ale było to czysto teoretyczne założenie.
– Chciałbym, żebyś nikomu nie mówiła o tym, co widziałaś w męskiej toalecie – powiedział powoli i schował dłonie do kieszeni garniturowych spodni. – Mogę z tobą iść na układ, który zaproponowałaś.
– Co się stało z twoim "po moim trupie"? – zaśmiałam się szyderczo z bipolarności stojącego przede mną mężczyzny.
– Zrozumiałem, że trupem to będę, gdy mój ojciec się o tym dowie – warknął niezbyt uprzejmie, a górna warga delikatnie mu przy tym zadrżała, jakby powstrzymywał chęć rozszarpania mnie między własnymi zębami.
Cóż mogłam poradzić? Miałam tendencję do wchodzenia gdzieś w nieodpowiednim czasie.
– Wiesz – zastukałam palcem w brodę i uniosłam wzrok ku sufitowi, udając zamyślenie – chyba ta oferta już wygasła.
– Słucham? – Przez ułamek sekundy wyglądał na szczerze zaskoczonego. Szybko się jednak zreflektował i przybrał maskę beznamiętności.
Różnica między nami była taka, że w nim wciąż tkwiły przeróżne uczucia. Jego mózg był jednak jak przeciekający korek, który blokował przed wydostaniem się ich na zewnątrz. Ja z kolei byłam jak granat po wybuchu – wyciągnęłam swoją zawleczkę i wszystko ze mnie uleciało, co do cna. Nie zostało już nic, oprócz strzępków wyglądu.
– Zatrzymam sobie jedną przysługę u ciebie, którą będę mogła wykorzystać w bliżej nieokreślonym terminie – zaproponowałam z sarkastycznym uśmieszkiem na ustach. Parodiowałam go i patrzenie, jak wprawiam Silasa w zakłopotanie, sprawiało mi przyjemność. Palant.
Przygryzł nabrzmiałą od, prawdopodobnie nerwowego przygryzania, wargę. Patrzył na mnie tak przenikliwym spojrzeniem, że zawiało aż chłodem. Ku własnemu zaskoczeniu, na ramionach pojawiła mi się gęsia skórka. Spojrzałam zszokowana na skórę i stwierdziłam, że to musi być efekt rozwalonej klimatyzacji. Chyba Montaguowie lubili zimno, bo w biurze również to odczułam.
– Muszę przyznać, że nieźle mnie wykiwałaś, Blue Frost – zaśmiał się bez emocji. – Jeszcze nikomu się to nie udało.
Przekręciłam głowę w bok, a usta rozciągnęły się mimowolnie w, wciąż sztuczny, uśmiech.
– Musi trafić swój na swego – zażartowałam w specyficzny dla siebie sposób.
– Umowa stoi – mruknął i już chciał wyciągnąć dłoń do uścisku, ale powstrzymałam go ruchem ręki i zrobiłam krok w tył. To nie tak, że poczułam odrazę.
No dobra, nie ma co się oszukiwać.
Czułam ją tak bardzo, aż zmarszczyłam nos.
– Wybacz, ale dziś nie podam ci ręki. Musiałbyś się najpierw wykąpać w basenie ze środkami odkażającymi i pokazać mi wyniki badań na choroby weneryczne.
– Bez przesady – wywrócił oczami. – Nie miałem aż tylu kobiet i zawsze się zabezpieczałem.
– Ty może nie, ale ta laska wygląda, jakby przeorało ją stado rolników. – Wskazałam brodę w stronę dziewczyny, która wręcz wybiegła z toalety. Wciąż nie miałam pojęcia z jakiego powodu, ale to interesowało mnie najmniej. Miałam radar na takie kobiety, który samoistnie zamontował się w mojej intuicji. Potrafiłam rozpoznać po samym spojrzeniu i aparycji, która lubiła mieć więcej niż jednego partnera na raz. Nie szanowałam ich.
Odwrócił się za moim spojrzeniem i zmarszczył brwi.
– Violet? – zapytał bardziej samego siebie, niż mnie. Dopiero po chwili na twarzy Silasa ukazało się zrozumienie. – Tak, no cóż. W tych kręgach uchodzi za dame d'escorte.**
– Damę? – zakpiłam z tego, co właśnie usłyszałam. Jeśli ta cała Violet była damą, to ja mogłam zostać królową. Naprawdę. – Na moje to zdradza swojego partnera z tobą, co też nie czyni cię zbyt dobrym człowiekiem.
– Matko, jak ty wszystko analizujesz i rozkładasz na czynniki pierwsze – westchnął ciężko i musiałam przyznać, że ma rację. Taka właśnie byłam. Taka się stałam za sprawą pewnego wydarzenia, które odmieniło losy mojego życia już na zawsze. I nic nie mogłam na to poradzić.
– Nie analizuję. – Skłamałam gładko. – Po prostu próbujesz mi wcisnąć jakiś kit, cholera wie po co.
– Może chce polepszyć swój wizerunek w twoich oczach? – zapytał z bezczelnym uśmieszkiem i już wiedziałam, że również łże.
Zrobiłam dwa kroki do przodu, a nasze czubki butów stykały się ze sobą. Powietrze zgęstniało i zastygło. Było w tym momencie jak cenny towar, którego brak na rynku. Wzięłam głęboki oddech, ale jedyne, co czułam, to wyimaginowane kawałki szkła, które wbijały się w moje płuca. Bolało. Bardzo bolało, a ja musiałam szybko stamtąd uciec, bo przeczuwałam, co nadchodzi.
Poklepałam szybko Silasa po ramieniu. Pewność siebie uleciała z chłodnym wiatrem w sali.
– Jesteś spalony od pierwszej minuty tej znajomości.
Wyszłam nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Czas ponownie zwolnił, a ja czułam ciężar na piersiach. Zaczęłam oddychać szybciej i płycej, chcąc dostarczyć organizmowi chociaż namiastkę najważniejszego do życia pierwiastka.
Jak tylko przeszłam przez wyjście galerii, mięśnie zaczęły wiotczeć. Musiałam usiąść na krawężniku i schować głowę między kolanami. Wiem, że w tej pozycji wyglądałam dziwnie, ale dzięki temu nie musiałam patrzeć na pełne politowania spojrzenia. Ataki paniki łapały mnie niespodziewanie i tylko ja wiedziałam, jakie mają podłoże. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że nawet krótki kontakt fizyczny z płcią przeciwną, która mogłaby być mną potencjalnie zainteresowana pod względem seksualnym, sprawiał, że to się działo. Mózg spowijało widmo wspomnień zdrady i nie potrafiłam tego przepracować. Obraz nagich ciał byłego narzeczonego i siostry doprowadził do obrzydzenia seksem. Wystarczył nawet lekki flirt, a ja się rozpadałam.
– Blue, wszystko w porządku? – Lodowata ręka dotknęła moich pleców. Wyprostowałam się i spojrzałam na Silasa z jeszcze większym przerażeniem. Rozszerzył oczy w zaskoczeniu, kiedy zauważył, jak łapczywie próbuję złapać powietrze. Nie byłam w stanie mu powiedzieć, żeby mnie nie dotykał. Łzy leciały ciemnymi strużkami po policzkach, mieszając się z tuszem do rzęs i resztą makijażu.
Zdołałam tylko pokręcić głową.
– Putain de merde*** – warknął pod nosem i już po chwili siedział obok mnie. Nie miałam pojęcia, co planuje zrobić, gdy usadził się przodem do mojego boku. Obserwowałam go kątem oka i próbowałam skupić na wypracowanym systemie oddechów, którego nauczyłam się od swojego terapeuty.
Silas położył jedną dłoń na moim karku. Na inną osobę pewnie zadziałałoby to łagodząco. Czułam, jak kropla potu zaczyna leciec po skroni w dół. Bez krępacji starł ją kciukiem drugiej ręki i powędrował nią na ucho. W gonitwie myśli nie potrafiłam stwierdzić, gdzie dokładnie znajdują się jego palce. Dopiero, gdy poczułam je w uchu, zadrżałam. Posłałam mu pytające spojrzenie, szeroko otwierając oczy, gdy zaczął delikatnie masować małżowinę.
– To punkt shen men – odpowiedział na niemo zadane pytanie. – Inaczej zwany punktem "uspokój umysł".
Zamrugałam kilkakrotnie w zupełnym zaskoczeniu. Nie miałam pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje.
Problem polegał jednak na tym, że dotyk zmarzniętych opuszków palca skutecznie mnie rozpraszał. Nietypowy chłód przenikał przez każdy zakamarek ciała i wprawiał je w drżenie. Już nie byłam pewna, czy to z powodu nagłej paniki, czy dotyku Silasa, którym się przecież jeszcze kilka minut temu brzydziłam.
Teraz jednak pomagał mi się odprężyć i za cholerę nie wiedziałam, jak to jest możliwe.
– Po prostu się temu poddaj – szepnął, a miętowy oddech załaskotał włoski przy prawym policzku. – Oddychaj głęboko i daj sobie pomóc.
Nie znałam go, ale coś w sposobie, w jaki mówił, sprawiło, że go posłuchałam. Przymknęłam powieki i po chwili zdałam sobie sprawę, że moje oddechy w połączeniu z masażem, pomagają. Kilka minut później byłam już rozluźniona, a niechciane myśli odleciały hen daleko.
Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Do tej pory nie mogłam przebywać tak blisko mężczyzn, a tymczasem jeden z nich mnie uspokoił. To było naprawdę niecodzienne. Popatrzyłam w oczy Silasa. Rozszerzone źrenice pozostawiły niewiele miejsca dla błękitnych tęczówek. Chłodny wzrok zamienił się w pustkę. Przez ułamek sekundy czułam się, jakbym patrzyła we własne odbicie.
– Często ci się to zdarza? – zapytał zachrypniętym głosem. Niemal natychmiast zwiększył dzielącą nas odległość, co przyniosło ulgę także i mi. Odchrząknął głośno, ale nie zerwał naszego połączenia wzrokowego.
– Tylko... czasami – zawahałam się na moment. Nie chciałam opowiadać obcej osobie o przeżytych traumach. Tym bardziej, jeśli mieliśmy współpracować. Nie chciałam tego zawalić. La Belle Époque Gallery naprawdę było moją ostatnią szansą. Tylko malarstwo trzymało mnie na cienkiej linie życia. Gdyby została przecięta, popadłabym w czysty obłęd.
Silas wydawał się rozumieć chaos, który miałam właśnie w głowie. Nie zadawał więcej pytań, po prostu pokiwał głową w zrozumieniu, a coś w wyrazie jego twarzy mówiło, że doskonale to rozumie. Z nieznanego mi powodu, wiedziałam, że on także skrywał jakąś tajemnicę, o której nie chciał mówić.
– Odwiozę cię do domu – mruknął i wstał. Otrzepał spodnie i wyciągnął dłoń w moją stronę, aby pomóc. Westchnęłam i popatrzyłam na smukłe palce mężczyzny. Nie byłam pewna, czy chcę go znowu dotykać. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że ten atak był jednym z silniejszych i jestem naprawdę wykończona.
Tylko dlatego podałam mu swoją dłoń i pozwoliłam się odwieźć.
I tylko dlatego na mojej fortecy pojawił się niewielki ubytek. Minimalny odłamek szkła odleciał, jakby chciał w końcu zaznać wolności. Był tak maleńki, a zarazem wyrządził tak ogromne szkody.
❆
* merde stupide - tł. "głupie gówno"
** dame d'escorte - tł. "dama do towarzystwa"
*** Putain de merde - tł. "cholera jasna"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro