Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Silas

Szampan nigdy nie smakował tak okropnie. Wiedziałem jednak, z jakiego powodu tak jest. Godzinę temu wpadłem w toalecie na Violet, ale nie przywitała się ze mną, ponieważ jej usta były zajęte czyimś penisem. Kiedy spojrzałem na to z boku i przypomniałem sobie, że to ja w sumie kiedyś byłem na miejscu obcego mi faceta, aż zebrało mnie na wymioty. 

Gdyby działo się to w La Belle Époque Gallery to bardzo szybko wyleciałaby na zbity pysk. Już nigdy nie chciałem pozwolić, żeby takie sytuacje zdarzały się pod moim dachem. Całe szczęście zerwałem współpracę z Hunterem i nie musiałem za często oglądać ich przebrzydłych twarzy. Zdawałem sobie sprawę, że w tym momencie zajeżdżam delikatną hipokryzją, bo umówmy się, nie byłem święty. Nawet jeśli okazywałem się zazwyczaj stroną, z którą zdradzano, a nie zdradzającą, wciąż nie było to fair. I doszedłem do tego po tym, jak Blue opowiedziała mi swoją historię. Targały mną wyrzuty sumienia, ale przeszłości nie da się zmienić. 

Co do niej... Nie potrafiłem się na niczym skupić, tak bardzo mną zawładnęła. Weszła do moich myśli, nie potrafiłem wyrzucić jej z głowy rano, w południe, ani wieczorem. Wszczepiła się pod moją skórę, a stamtąd już na pewno nie miałem możliwości jej wykurzyć. I co najlepsze, podobało mi się to. Cieszyłem się, że mam kogoś takiego w swoim życiu, nawet jeśli nie łączył nas związek, ale przyjacielski seks, o ile można to tak nazwać. Oboje w końcu czuliśmy do siebie coś więcej, a gorycz odrzucenia codziennie paliła mnie w gardło, ale byłem gotowy przeczekać nawet stulecia, aż Blue Frost będzie gotowa oddać mi swoje serce. 

— Co tutaj robisz? — Doskonale znany głos wyrwał mnie z zamyślenia. Uniosłem oczy ku płaskiemu sufitowi i ciężko westchnąłem. — Przylazłeś na mój wernisaż, żeby przyznać się do błędu, jakim było wyrzucenie mnie spod swoich skrzydeł? 

— W twoich snach — wymamrotałem, zanim upiłem kolejny łyk słabej jakości cierpkiego alkoholu. Na trzeźwo bym tego nie zniósł. — Dostałem zaproszenie, oto jestem. Nie dla ciebie. Tak w gruncie rzeczy, nawet nie wiedziałem, że to twoje obrazy. — Kłamstwo gładko przeszło mi przez gardło. Rozciągnąłem usta w sztucznym uśmiechu. 

Wcale nie tęskniłem za tym człowiekiem, a jedynie za zyskami, jakie generował. Miałem jednak idealny plan na załatanie dziury budżetowej, jaka dopadła mój biznes ze względu na zwolnienie Huntera Blacka.

Moją tajną bronią była Blue i jej ogromny talent. Niech tylko skończy malować dla mnie ostatni obraz, a jestem pewien, że gdy wszystkie zawisną na ścianach La Belle Époque Gallery, ludzie będą wniebowzięci i zyskamy z tego potężne wpływy.

Dorian również przestanie dzięki temu wiercić mi dziurę w brzuchu i będę mógł spać spokojnie. Najlepiej z pewną piękną, seksowną blondynką u boku. 

— Nigdy nie byłeś za miły — odparł, leniwie opierając się przy tym o przeszkloną barierkę antresoli. Pod nami mnożyło się coraz więcej ludzi.

— Nie widzę sensu w udawaniu. 

— A to bardzo ciekawe — wymruczał, drapieżnie zmrużył oczy. — Mojego przyjaciela udawałeś. 

— Kiedy? — parsknąłem, nie mogłem dłużej wytrzymać. Zdawałem sobie sprawę, że mój były pracownik będzie miał do mnie pretensje, ale nigdy nie byłem jego przyjacielem, nie ukrywałem tego. 

— Dając mi nadzieję. Pokazując, że się o mnie troszczysz, gdy wyrzucałeś mnie ze swojej galerii i kazałeś wziąć życie w swoje ręce. Wiesz, dużo o tym myślałem. 

Wypiłem zawartość kieliszka na raz. Czarnowłosy mężczyzna zaczynał porządnie się rozkręcać i wcale nie podobał mi się jego prześmiewczy wzrok, zwiastun zemsty. 

— I do jakich wniosków doszedłeś? — Udawałem nonszalancję, ale serce obijało się boleśnie o moje żebra. 

Z jakiegoś powodu zakorzeniła się we mnie myśl, że moja przeszłość w końcu ujrzy światło dzienne, chociaż razem z ojcem skrętnie próbowaliśmy wszystko zatuszować. Nigdy nie byłem święty, a Hunter doskonale o tym wiedział. Wiele razy lądowałem na okładce jakiegoś lokalnego magazynu albo zostałem obsmarowany za swoje zachowanie w internecie. Wszyscy jednak twierdzili, że to wina alkoholu. Nie mieli pojęcia, jak narkotyki kiedyś były mi potrzebne do życia. 

— Do takich, że przyjaciele nie bzykają twojej narzeczonej w pierwszym lepszym kiblu. 

Wywróciłem oczami, trochę się uspokajając.

— Daj spokój. Ile razy podczas trwania związku z Violet spałeś z Matyldą, moją sekretarką? — W końcu na niego spojrzałem. 

Wyraz twarzy utrzymywał beznamiętny, ale znałem go na tyle, żeby wiedzieć, jak bardzo gotuje się teraz od środka. 

Jeśli siebie uważałem za hipokrytę, to Hunter bił mnie w tym tytule na głowę. 

Nie odpowiedział nic na zarzut z mojej strony, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że mam rację. Jedynie oczy zdradzały zaskoczenie. Zacisnąłem na moment usta, żeby nie roześmiać się w głos, a po kilku sekundach dodałem: 

— Nie bądź taki zdziwiony. W swojej galerii mam mnóstwo kamer. — Tymi słowami wprawiłem go w osłupienie. 

Już miałem odejść, ale kiedy się odwróciłem i spojrzałem w dół, dostrzegłem lśniące, złote włosy połyskujące w świetle padającym z kryształowych żyrandoli. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, ale czy to coś nowego względem Blue? Od początku naszej znajomości powalała mnie na kolana. 

W głowie odtwarzałem wspomnienia naszej wspólnej nocy. Jej mięśnie zaciskające się wokół mnie. Ciche jęki, jakie z siebie wydobywała, kiedy odczuwała błogą przyjemność. Ciepła, aksamitna skóra stykająca się z moją. Długie włosy, falujące na głowie podczas głębszych ruchów, jakie wykonywała siedząc na mnie. Roziskrzone, pełne pragnienia i chęci zapomnienia spojrzenie. Wszystkie te detale doprowadzały mnie do szaleństwa. I taką ją uwielbiałem. Pełną życia, energii i pasji. 

Ale ubóstwiałem także tę drugą stronę kobiety. Zimną, odsuwającą się, wystraszoną i niepewną. Taką ją też pamiętałem i nie sprawiało to wcale, żebym myślał o niej inaczej. Byłem cholernie zadowolony, że potrafiła przy mnie zdjąć maskę i powiedzieć, co ją boli. Spędziłem z nią tamtą noc, w jej mieszkaniu. Przytulałem do piersi, głaskałem po włosach, nakarmiłem i ogrzałem, bo czułem, że tego właśnie potrzebowała. Forma wsparcia, jaką oferowałem, może nie była najlepsza, ale czasem okazywała się skuteczniejsza niż zbędne słowa, te nie wprowadziłyby nic nowego.

— Więc teraz to jest twoja kochanka? Czyją jest żoną albo partnerką? — Hunter wpatrywał się w to samo miejsca, co ja. Z jakiegoś powodu strasznie mnie to zirytowało.

Chciałem mu dopiec, a fakt, że Dorian dalej myślał, że jesteśmy z Blue parą sprawił, że pociągnąłem to dalej. Mogłem poinformować cały świat, że Blue Frost należy do mnie. 

— Będzie moją żoną — odpowiedziałem ze śmiertelną powagą. Patrzyłem na niego z jawną niechęcią i cichym ostrzeżeniem, że go zniszczę, jeśli tylko się do niej zbliży, ale ten jakby nic sobie z tego nie robił.

Gdyby Blue to słyszała, zapewne zostałbym przez nią zrugany od góry do dołu i najlepsze w tym wszystkim jest, że podobało mi się to. Na samą myśl się podniecałem. 

— Ona o tym wie? — zapytał całkowicie rozbawiony moją postawą. 

Zerknąłem kątem oka w dół, gdzie stała, pogrążona w rozmowie z Madame DuPont, właścicielką miejsca, w jakim się obecnie znajdowaliśmy. 

— Wie — powiedziałem krótko, z nadzieją, że odpuści.

Ale to nie byłby Hunter Dupek Black.

— Czyli jest twoją narzeczoną — wymruczał drapieżnie, a mi aż włosy zjeżyły się na karku. 

Zacisnąłem mocniej dłoń na poręczy, a szkło w drugiej ręce niemal pękło pod naporem siły, jakiej użyłem, żeby mu nie przywalić. W gruncie rzeczy nic by się nie stało, gdybym na przykład złamał mu szczękę lub nos, ale nie chciałem, żeby Blue widziała moją agresywną stronę. Zasługiwała na trochę spokoju, a poza tym, jeśli uderzyłbym tego złamasa, na pewno nie spędziłbym z nią dziś czasu, tak jak planowałem.

Nie widzieliśmy się od tamtego feralnego dnia, czyli dwie doby. Wymknąłem się nad ranem z jej łóżka i żadne z nas już się nie odezwało. Wiedziałem jednak, że się tu zjawi. Blue budowała swoją pozycję w artystycznym świecie, więc takie wernisaże, gdzie mogła poznać więcej wysoko osadzonych osób, były dla niej idealnym momentem, żeby się popisać.

I szło jej kurewsko dobrze. Moja śnieżynka wprawiła w rozbawienie Madame DuPont, a to nie było łatwym zadaniem. 

— Nie próbuj sztuczek, dupku — syknąłem. — Nie zbliżaj się do tej dziewczyny na odległość nie krótszą niż pięć stóp. Jak się dowiem, że byłeś bliżej, to połamie ci obie rączki i nic sobie nie pomalujesz przez długie tygodnie. 

Odszedłem, zanim zdążył odpyskować. Wiedziałem, że wtedy już bym nie powstrzymał swojej mrocznej strony przed atakiem i mogłoby się to różnie skończyć.

Odstawiłem kieliszek na tacę przechodzącego obok kelnera i zacząłem schodzić po schodach, jednocześnie zapinając jeden guzik w czarnej marynarce. W połowie drogi poczułam przenikający moją klatkę piersiową chłód, i od razu wiedziałem, czyja to sprawka. 

Blue wbiła we mnie spojrzenie przypominające zachmurzone niebo. W przyćmionym świetle jej oczy wydawały się być ciemniejsze i pełne obaw. Uśmiechnąłem się w jej stronę pokrzepiająco, stawiałem pewne kroki, zbliżając się do niej. Nie mogłem powstrzymać zadowolonego z siebie uśmiechu, kiedy jej krtań poruszyła się powoli. Olewała swoją rozmówczynię, skupiając całą swoją uwagę na mnie. 

Ułożyłem swoją dłoń na odsłoniętej talii. Czarny materiał kombinezonu miał wycięcia po bokach i łączył się z dołem dopiero w okolicach pępka. Musiałem przyznać, że blondynka miała fantastyczne wyczucie stylu, za każdym razem przyciągała uwagę. Niestety, nie tylko moją. 

Zerknąłem dyskretnie do góry. Hunter wciąż nas obserwował. W przypływie siły zaborczości pochyliłem się ku Blue i złożyłem na jej policzku mokrego całusa. Momentalnie wyczułem pod palcami gęsią skórkę, jaka zalała całe jej ciało. Satysfakcja spływała po mnie niczym najdroższy jedwab. Wiedziałem, że na nikogo innego by tak nie zareagowała, prędzej zaczęłaby się hiperwentylować. 

Wygrałem życie.

— Cześć — szepnąłem w jej stronę. 

Policzki oblał jej rumieniec.

— Cześć. 

I tyle mi wystarczyło. Nie była zła, że uciekłem z łóżka, rozmawiała ze mną normalnie. Niczego więcej nie potrzebowałem do szczęścia. 

Odwróciłem się do starszej kobiety, z wiśniową trwałą na głowie w postaci splątanych loków, jakie zwykła nazywać "artystycznym nieładem", choć według mnie nie miało to nic wspólnego z artyzmem. 

— Madame DuPont. Miło panią widzieć. — Ucałowałem wierzch pomarszczonej dłoni i zrównałem się w jednej linii z Blue, wciąż trzymając na niej swoje dłonie, tym samym zaznaczając terytorium. 

Zdawałem sobie sprawę, jak oklepanie i niepoprawnie to brzmi, ale w tym wypadku miałem to gdzieś. Byłem pewien, że Hunter jest gotowy sowicie się mi odpłacić za sypianie z Violet, a nie mogłem sobie pozwolić na utratę Blue. Była dla mnie jak powiew chłodnego powietrza, przywracała mi zmysły i zdrowy rozsądek. Mogłem ją również porównać do pierwszego wdechu po długiej śpiączce — bolało, ale było warto się o niego starać i walczyć. 

— Silas Montague — odezwała się, a specificzny błysk w oku oznaczał dla mnie tyle, że była zaskoczona moją obecnością. Potwierdziła to kolejnymi słowami: — Nie sądziłam, że przyjmie pan moje zaproszenie, zważywszy na byłe stosunki z moim nowym nabytkiem. 

Miałem ochotę roześmiać się na te stwierdzenie, ale byłoby to niegrzeczne. W tych kręgach uchodziłem za profesjonalistę, i właśnie taki musiałem pozostawać, nawet jeśli częściej chciałem napluć w twarz tym hienom. 

— Cóż, nie płaczę za nim. To utalentowany mężczyzna, ale nasze drogi musiały się w końcu rozejść, gdyż nie zmierzaliśmy do tego samego celu. Mam nadzieję, że będzie się wam dobrze współpracowało — odpowiedziałem przyjaznym tonem.  — D'ailleurs, j'ai une raison d'être ici aujourd'hui.* — Zerknąłem znacząco na Blue. Doskonale zrozumiała, co powiedziałem, a mówiły o tym teraz już czerwone policzki i nos. Ciekawe, czy była bardziej zażenowana, czy onieśmielona moją postawą.

Madame DuPont uniosła brew w geście zaciekawienia i objechała ostentacyjnym spojrzeniem kobietę u mojego boku. Gdyby nie ten dumny wyraz twarzy, uznałbym to za niegrzeczne. 

— Blue, dobrze wybrałaś — stwierdziła w końcu z cichym westchnieniem i spojrzała jej w oczy. — Stanowicie naprawdę ładną parę, przynajmniej pod względem wyglądu. 

— My nie... 

— Dziękujemy — przerwałem jej, mocniej przyciskając drobne ciało do swojego boku. Zwróciłem na siebie uwagę starszej kobiety. — Blue jest wspaniałą kobietą i świetnie się dogadujemy. 

Blondynka nie dała po sobie poznać tego, jak bardzo zdezorientowana jest. Po prostu zaczęła grać w moją gierkę. 

— Cóż, w to nie wątpię. Zawsze potrafiłeś kogoś dogłębnie poznać. — Ukryty między wierszami przytyk tylko mnie rozbawił. Wygiąłem kąciki ust jeszcze wyżej. — Przyda ci się taka twarda partnerka. — Zerknęła znów na Blue. — Daj mu czasem popalić. To dobry facet, tylko trochę zagubiony.

Po tych słowach odeszła, a moja dłoń leniwie ześlizgnęła się z talii Blue na jej biodro. Ta jednak obróciła się przodem do mnie, ocierając się twardymi stukami o mój bok. Teraz to ja zadrżałem. Niekoniecznie z podniecenia. 

Założyła ręce na piersi i spojrzała na mnie z politowaniem. 

— Naprawdę? Poznałeś dogłębnie nawet Madame DuPont? 

Wzruszyłem ramionami, bo nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć, żeby nie wdepnąć w jeszcze większe gówno. 

Blue już otwierała usta, żeby coś pysknąć, kiedy stanął przed nami Hunter Black. 

Wyciągnął do niej rękę.

I już wiedziałem, że ten wieczór skończy się awanturą. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro