Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Proszę mi wybaczyć tak długą przerwę... Mam jednak nadzieję, że po tym rozdziale mnie nie zabijecie.

Enjoy.


Blue

Sześć dni minęło w zastraszającym tempie. Nim się obejrzałam, nastał piątek, co oznaczało jedno: jutro jest przyjęcie zaręczynowe Doriana Montague, na które zgodziłam się wybrać w towarzystwie Silasa. Jestem przerażona swoimi posunięciami w ostatnich dniach. Nie potrzebuję faceta do szczęścia, naprawdę, mam się świetnie sama ze sobą, ale chęć utarcia nosa większej części mojej rodziny przewyższyła brak potrzeby relacji z jakimś samcem.

No dobra, oszukiwałam samą siebie. Próbowałam sobie to wszystko wmówić, ale niezaprzeczalny jest fakt, że ten mężczyzna w jakiś sposób chciał mi pomóc. Może nie wyszło to jakoś spektakularnie wspaniale, ale starał się, widziałam to w jego spojrzeniu.

Oczywiście to nie tak, że w moim brzuchu obudziło się nagle stado motylków, a wszelkie traumy zostały uleczone. Nawet gdybym chciała, żeby to uczucie pustki w moim sercu i umyśle kiedyś minęło, nie sądziłam, żeby stało się to w najbliższej przyszłości. Moja relacja z Silasem musiała pozostać na stopniu koleżeńskim, nawet jeśli mnie pocałował. Zresztą, to także nic nie mogło dla nas znaczyć.

Oboje byliśmy w pewnym stopniu zniszczeni. Przeszłość zasiała w nas ziarno nieufności, które teraz dość potężnie wykiełkowało.

W każdym razie tak jak nienawidzę tej całej miłosnej otoczki i bzdur z tym związanych, jeszcze bardziej nienawidzę zakupów, na które musiałam się wybrać. Silas oczywiście zaproponował, że zapłaci za moją suknię, a nawet pojedzie ze mną do galerii, ale odmówiłam. Wsadził mnie na minę, więc ja w odwecie mam zamiar zrobić wejście z pompą.

Oby tylko jego staruszek nie dostał zawału na mój widok.

W sobotę wstałam wcześniej, żeby dać upust sporej ilości weny i ruszyłam do garażu, gdzie spędziłam pół dnia. Kiedy wróciłam do domu, zegar wybił drugą po południu, co oznaczało, że mam trzy godziny na przygotowania.

Sto osiemdziesiąt minut minęło mi na kąpieli, wklepywaniu pachnącego balsamu w wydepilowane ciało, robieniu makijażu i ubraniu się w piękną, długą do ziemi, błękitną suknię, mieniącą się drobinkami brokatu. Rozcięcie na udzie dodawało wszystkiemu seksownego wyglądu, co było zamierzone. Dekolt uwydatniał nagie ramiona, obojczyki i uniesione piersi.

Rozciągnęłam krwistoczerwone usta w szerokim uśmiechu, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Wiedziałam, że to młodszy Montague, który po mnie właśnie przyjechał. Jak w zegarku, wybiła godzina piąta.

Zgarnęłam białą kopertówkę w dłoń i otworzyłam drzwi. Mój wzrok natychmiast spotkał się ze spojrzeniem Silasa, który zamarł w bezruchu. W dłoni trzymał bukiet składający się z niebieskich szafirków i anemon oraz srebrzystych szarotek. Musiałam przyznać, że naprawdę był piękny, jednak pytanie nasuwało mi się inne.

Po co je przyniósł? Przecież to nie randka!

– To dla mnie? – zapytałam i wyjęłam mu kwiaty z dłoni, bo wciąż stał jak słup soli.

Wróciłam się do mieszkania i wyjęłam jeden z większych słoików, bo złapałam się na tym, że nie posiadałam czegoś takiego jak wazon. Od lat nie otrzymałam kwiatów od mężczyzny, niewiele ich również było w moim domu, bo nie kojarzyły mi się dobrze. Potrząsnęłam głową, bo to nie wieczór na rozmyślanie nad swoimi traumami.

– Idziemy? – Wróciłam na korytarz, gdzie Silas wciąż stał w miejscu, w którym na chwilę go zostawiłam. Kiedy nic nie odpowiedział, położyłam dłoń na biodrze i nie przeniosłam ciężar ciała na jedną nogę. – Dobra, o co ci chodzi? Odkąd tu przyszedłeś, nie powiedziałeś ani słowa.

Blondyn przekręcił głowę w bok, lustrując moje ciało od góry do dołu intensywnym spojrzeniem.

– Nie spodziewałem się, że... Wow! – Pokręcił głową, wyrzucając prawdopodobnie z umysłu jakieś niechciane myśli. – Tu es incroyablement belle*, Blue. Wybacz mi ten brak powitania, ale mnie zatkało. – Unosi moja prawą dłoń i składa na niej subtelny pocałunek, który wprawia moje ciało w drżenie i nie jestem pewna, czy to oznacza coś dobrego, czy też odwrotnie.

Zauważyłam, że czuję się w jego towarzystwie mniej skrępowana, niż wśród innych mężczyzn. Sposób, w jaki się poznaliśmy i jakim torem zaczęła toczyć się nasza znajomość, miał na to duży wpływ. Nic jednak nie wskazywało na to, żeby Silas był tym mężczyzną, który rozpaliłby we mnie na nowo płomień miłości. W przyszłości, jeśli nic się nie zmieni, mogłabym go nazwać dobrym przyjacielem.

– Po prostu już jedźmy, żebyś nie musiał się tak motać – zauważyłam z przekąsem, wyrywając dłoń z jego uścisku.

Wyszliśmy na zewnątrz i wsiedliśmy do ekstrawaganckiego auta Silasa, którego marki nie rozpoznawałam, bo nigdy nie interesowałam się takimi rzeczami. Dla mnie liczyło się tylko płótno, pędzle i farby, nic więcej.

Drogę do posiadłości Doriana spędziliśmy, gawędząc na temat mojego wernisażu. Okazało się, że galeria ma już wydrukowane zaproszenia i tak naprawdę pozostało nam ustalić datę. Silas zaproponował mi trzy dni, które mają wolne i poprosił, żebym wybrała jeden z nich, ale bez pośpiechu. Mężczyzna wolał, żebym dobrze przemyślała sprawę, na kiedy wyrobię się z malowaniem. Nie wspomniałam mu, że nie mam z tym już problemu. Wystarczy, że raz mu podziękowałam, nie mogłam tego robić za każdym razem, żeby przypadkiem nie podbić jeszcze bardziej jego ego. Wciąż nie potrafiłam wyrzucić z głowy słów, które wypowiadał do mnie w męskiej toalecie La Belle Époque Gallery. Był wtedy taki pewny siebie i arogancki, jakby mężczyzna, który prowadził na fotelu obok auto, okazał się inną osobą.

Przyjęcie zaręczynowe odbywać się miało w ogrodzie, ponieważ była piękna pogoda. Niezmiernie mnie to cieszyło, bo choć nie przyćmiewałam swoją urodą partnerki Doriana, moja kreacja pięknie mieniła się w ostatnich promieniach słońca. Zachód podarował nam prawdziwy festiwal kolorów na niebie, od niebieskiego, przez różowy i pomarańczowy, aż do czerwonego.

– Więc to jednak prawda, jesteście razem – odzywa się ojciec Silasa, który podszedł do nas i wcisnął nam lampkę szampana. Obejmował Manon jedną ręką, która spoczywała na jej talii, a kremowa, koronkowa suknia wyszyta złotą nicią otulała jej dość zgrabne, jak na ich wiek, ciało. – Nie spodziewałem się, że mój syn kiedykolwiek się ustatkuje.

Nie mogłam nic poradzić na to, że lekko napięłam mięśnie. Zrobiłam to mechanicznie, żeby być gotową na odparcie ataku, który na pewno jeszcze nastąpi. Silas wcisnął mu tak idiotyczną bajeczkę, że nie miałam pojęcia, jak z tego wybrnąć, więc postanowiłam działać całkowicie spontanicznie.

– Kiedy między wami zaiskrzyło? – zapytała Manon swoim serdecznym głosem, ale ja dobrze wiedziałam, że to ustawiona próba wydobycia jakichś informacji.

Silas już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, więc szybko mu przerwałam:

– Od pierwszego dnia wpadliśmy sobie w oko. Potem spotkaliśmy się na tym wernisażu, gdzie wyczuliśmy między nami chemię, przynajmniej ja, i pocałowaliśmy się pierwszy raz. – Zerkam na blondyna, który usatysfakcjonowany przycisnął mnie mocniej do swojego boku, a białe kosmyki zaczęły opadać mu na czoło przez delikatny wiatr, rozdmuchujący jego fryzurę.

– Później zaprosiłem Blue na kawę, a następnie pomogłem z brakiem weny i tak oto staliśmy się nierozłączni. – Nikt normalny nie kupiłby tego steku bzdur.

Znaliśmy się raptem od kilku tygodni, więc to niemożliwe, żebyśmy się w sobie tak szaleńczo zakochali, chociaż muszę przyznać, że chłopak dobrze wybrnął z sytuacji, streszczając po krotce najważniejsze wydarzenia, które mogły mieć wpływ na rozwój naszego fikcyjnego związku.

Dorian zmrużył oczy w taki sposób, jakby próbował prześwietlić myśli syna i dowiedzieć się, czy przypadkiem nie kłamie.

– Och, to wspaniała historia! – krzyknęła rozemocjonowana narzeczona Doriana. – Miłość od pierwszego wejrzenia jest jedną z najpiękniejszych, jaka może się trafić.

Musiałam ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć, że miłość to jakaś kompletna bzdura. Zależność od drugiego człowieka, który zabiera ci tlen to nic przyjemnego. Stan, w którym jest się podatnym na zranienie w każdej chwili, z każdej strony, nie może być niczym pięknym.

Jednak ze względu, że było to ich przyjęcie zaręczynowe i naprawdę wyglądali razem na szczęśliwych, nie chciałam psuć tej chwili i wdawać się w zbędną gadkę. Dlatego postaliśmy tak we czwórkę przez prawie czterdzieści minut i grzecznie odpowiadaliśmy na zadawane pytania oraz wymyślaliśmy na poczekaniu historyjki o nas. Większość z nich nosiła w sobie krztę prawdy, ale i tak musiałam to przepić trzema kieliszkami szampana, więc kiedy Dorian i Manon oddalili się od nas, życzyłam im wszystkiego najlepszego i natychmiast odczułam skutki wypitego alkoholu.

Opuściłam gardę, rozluźniając wszystkie mięśnie i wypuściłam długi oddech, przez co kosmyk blond włosów uniósł się i opadł na niewłaściwe miejsce. Silas szybko zareagował i go poprawił. Dotyk mężczyzny ledwie załaskotał w skórę.

– Dziękuję, że wdepnęłaś ze mną w to bagno. – Schował dłonie do kieszeni czarnych, garniturowych spodni. – Mojego ojca bardzo ciężko jest przekonać, bo ma jakiś magiczny radar na kłamstwa, ale tobie udało się go owinąć sobie wokół palca. Niesamowite.

– Nie ma w tym nic niesamowitego. – Wywróciłam oczami. – Nie robię tego przecież bezinteresownie.

– No tak. – Podrapał się palcami wolnej ręki po skroni. – To tylko układ z korzyściami.

Parsknęłam śmiechem na te słowa.

– Dwuznacznie to zabrzmiało.

– Chciałbym, żeby to było dwuznaczne – odpowiedział cicho, a mnie zatkało.

Czy on właśnie powiedział to, co myślę, że powiedział?!

Cholera, niedobrze. Nie chciałabym, żeby Silas coś do mnie poczuł, bo mogłabym go zranić swoim brakiem empatii, czy nawet dobra. W moim życiu już dawno czegoś takiego nie było i nie chciałam, żeby te emocje wracały, bo mogłyby mnie co najwyżej dobić. Dawno temu zrozumiałam, że mojej osobie nie jest pisane szczęśliwe zakończenie.

Silas odchrząknął, chcąc zapewne pozbyć się tej niekomfortowej ciszy, która między nami zaległa.

– Pójdę porozmawiać z kilkoma wspólnikami ojca, takie imprezy to dobra okazja na dogadanie się w kilku kwestiach. Wiesz, alkohol, rozluźnienie i te sprawy...

– Jasne, idź. – Machnełam ręką w stronę głębi ogrodu, bo w sumie przydałaby mi się chwila oddechu od jego osoby.

Kiwnął tylko głową i ruszył bez zbędnych słów. Przez chwilę mu się przyglądałam, jak szedł pewnym krokiem po idealnie przystrzyżonej, miękkiej trawie. Mięśnie poruszały się pod białą koszulą synchronicznie, więc przekręciłam głowę w bok, lepiej mu się przyglądając. No dobra, Silas był cholernie seksowny. Piękny. Być może kiedyś nazwałabym go nawet majestatycznym, choć często przypominał rzeźbę wykutą w marmurze. Jednak lubował się on w szybkich numerkach, a ja nie byłam pewna, czy moje serce zdołałoby to wytrzymać, dlatego otoczyłam je podwójną tarczą, żeby nigdy się do niego nie dostał. Nie dało się ukryć, że był jedyną osobą, która w ostatnim czasie tak się do mnie zbliżyła, dlatego ucisk w piersi, jaki odczułam, niemal natychmiast skategoryzowałam jako zazdrość, bo Silas nie miał takiego problemu jak ja. Był wolnym człowiekiem i mógł sobie pozwolić na uczucia.

Wzięłam głęboki oddech, żeby przegonić niechciane myśli, po czym ruszyłam w stronę tłumu gości. Wmieszałam się między nich i gawędziłam z artystami, bo okazało się, że jest ich tutaj na pęczki. Wymieniłam się nawet z kilkoma osobami numerami telefonów, udając radość, z nadzieją, że może mi też udałoby się zawiązać z kimś bliższe relacje. Może syn Doriana nie musiał być moim jedynym "przyjacielem".

Oczywiście, że obserwowałam go kątem oka. Poruszał się tak cholernie swobodnie, wiedział co powiedzieć, żeby kogoś rozśmieszyć, wyczuwał, kiedy nadarzała się dobra okazja, żeby porozmawiać z kimś o interesach. Nie żebym podsłuchiwała. No ok, może troszke tak.

Dlatego gdy zauważyłam, że zaczepiła go jakaś kobieta w czerwonej, seksownej sukience z czarnymi włosami, które opadały jej na łopatki, musiałam wysilić swoje umiejętności detektywistyczne. Nie miałam nic przeciwko temu, żeby rozmawiał z płcią żeńską, ale kiedy przyszedł na taką uroczystość z drugą połówką, domniemaną parą, to powinien zachować jakieś resztki przyzwoitości.

Tymczasem gnojek jawnie z nią flirtował na moich oczach! A potem ten pieprzony żabojad złapał ją za rękę i zaczął prowadzić w stronę domu, oglądając się przez ramię, czy nikt ich nie przyłapie. Sama zerknęłam na Doriana i Manon, ale byli odwróceni do niego plecami i zawzięcie gestykulowali prowadząc zażyłą rozmowę z parą w podobnym wieku.

Nie mogłam zrobić nic innego, jak ruszyć za Silasem do domu. Utrzymywałam oczywiście bezpieczną odległość na tyle, żeby nie mógł mnie zauważyć, ale też tak, aby nie stracić go z oczu. W domu chodziłam na palcach, żeby stukot moich szpilek nie rozniósł się echem po wielkim holu.

Blondyn otworzył jedne z drzwi przy samych schodach, rozejrzał się i wciągnął brunetkę do środka, na co głośno zachichotała.

Już mnie nie obchodziło kompletnie nic, kiedy pewnym krokiem ruszyłam w tamtą stronę. Miałam zamiar wejść do pomieszczenia i sprawdzić, co ten dupek kombinuje. Jeśli zaczął ją tam pieprzyć, to niech się lepiej żegna ze swoimi jajami, bo tu rozchodzi się o kwestię szacunku do mojej osoby! Przyszłam tutaj z nim, przedstawił mnie swojej rodzinie, a potem zaciągnął jakąś cizie do pokoju na szybki numerek.

Po moim, kurwa, trupie.

Nikt nie znieważa Blue Frost.

Gdybym tylko wiedziała, że wyrwy w moich murach obronnych były zbyt duże, aby je załatać, nigdy bym się na to nie zgodziła. Bo zburzył je doszczętnie, a ja nie miałam co zbierać. Z mojego serca pozostał tylko zlodowaciały, srebrny pyłek, który ulotnił się z pierwszym podmuchem wiatru.


Tak na pocieszenie daje wam obraz Blue i Silasa (oczywiście niech każdy wyobraża ich sobie na swój sposób, ja przedstawiam to, jak sama ich mniej więcej widzę XD)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro