7. Rider.
- Jeszcze pan nie zrezygnował? - Adela przeniosła wzrok z książki na wchodzącego lekarza. Jej brwi powoli wzniosły się ku górze, zamieniając jej minę w czysto powątpiewającą, może nawet odrobinę potępiającą.
Ackermann nie zamierzał jej odpowiadać. Minąłby ją bez słowa jak za każdym razem, jednak jego spojrzenie przykuła okładka z niedużym słoneczkiem na środku. Zaciskające się na niej dłonie kobiety nie zakrywały tego, jak zużyta ona była. Ktoś musiał sięgać po nią naprawdę wiele razy, jednak ani jeden róg nie był zagięty, co wskazywało na to, że właściciel odnosił się do niej mimo wszystko z szacunkiem.
Ackermann przeniósł wzrok ze znajomego tytułu na niebieskie oczy, wyjątkowo wyczekujące odpowiedzi. Zazwyczaj kobieta jedynie rzucała zgryźliwą uwagą i wracała do własnego świata, nie okazując większego zainteresowania psychistrą. Dzisiaj jednak jej oczy wyrażały chęć rozmowy, czyżby coś się wydarzyło?
- Nie zamierzam - rzekł po chwili, odwieszając starannie płaszcz.
- Wie pan, że nikt nie będzie miał panu za złe, jeśli pan zrezygnuje? - tym razem głos kobiety nie był w żaden sposób napastliwy, wręcz wyrażał jakiś nietypowy spokój. - Próbowało już naprawdę wielu i nikt nie wierzy, że cokolwiek się zmieni, więc nie musi pan tracić swojego czasu na bezsensowne gadanie bez odpowiedzi.
Kobieta zajrzała w szare z przebłyskiem błękitu oczy Ackermanna. Mężczyzna nie zamierzał wyprowadzać Schmitz z błędu, toteż po prostu czekał aż wznowi swoją wypowiedź. Zdawał sobie sprawę, że gdyby zdradził swoje postępy, kobieta zalałaby go falą pytań, a zapewne już nazajutrz żyłby tym cały zakład.
- Może wydaję się panu niezbyt mądra, żeby nie powiedzieć głupia, jednak przecież nie dostałabym tej pracy bez żadnego wykształcenia. Ludzie oceniają po pozorach, uważają, że osoba inteligentna i wyszukane słownictwo to nierozłączne rodzeństwo, jednak ja po prostu nie lubię tych wszystkich snobistyczbych wyrażeń. Umiem, jednak wolę prostotę. Wie pan, ci z wykształceniem nie przepadają za ludźmi bez niego, uważają ich za prostaków lub ludzi zwyczajnie głupich. Zresztą z wzajemnością, bo zwykle nie potrafią się nawzajem zrozumieć - kobieta żywo gestykulowała i pełnym ironii głosem akcentowała wszelkie "snobistyczne" wstawki.
- Jednak, co to ma do rzeczy? - Ackermann nie był pewien, kiedy dokładnie zajął miejsce na przeciwko kobiety i kiedy zaczął jej słuchać z taką ciekawością. Nie brał jej słów do siebie, ponieważ już od dawna zdawał sobie sprawę z takiego wyglądu sytuacji i tym bardziej z tego, że nie miał na to zbyt dużego wpływu. Nie ukrywał jednak przed sobą faktu, że uwielbiał obserwować jak ludzie wychodzą z tworzonej przez siebie otoczki i pokazują prawdziwe ja, które zwykle różni się od powstałego w wyobraźni wizerunku opartego głównie na pozorach i wrażeniach jakie sprawiali. Zapewne to był właśnie główny powód, dla którego wybrał ten zawód, a nie inny. Kochał prawdę i dążył do niej, co mogłoby się wydawać samobójstwem w jego świecie, jednak z całą śmiałością można stwierdzić, że miał to głęboko w poważaniu, żeby nie rzec w dupie. Jeśli cokolwiek, co widzimy można właśnie tak nazwać, gdyż Ackermann nie zdziwiłby się, gdyby wszystko, co go otaczało było jedynie nieśmiesznym żartem. W tym wypadku jego zainteresowanie prawdą byłoby iście ironiczne, lecz czy miało to dla niego jakiekolwiek znaczenie? Niezbyt, gdyż wiedział, że gdyby przyjął takie założenie, to cały tok jego myślenia byłby błędny, a tak samo jak każdy człowiek - nie lubił przyznawać się do pomyłki.
- To, że inteligenci nie wierzą, że oni mogą widzieć - Adela nie ukrywała swojej irytacji. Była kobietą, nawet do bólu, szczerą i nie przejmowała się, czy swoim zdaniem kogoś zrani. Zapewne nikt by tego nie poznał, jednak Adela była, bądź przynajmniej pragnęła być, osobą szczęśliwą. Czy oznaczało to bycie sobą i nie zważanie na innych? Ludzie nazwaliby to egoistyczną postawą, i owszem, dla nich byłaby w pełni narcystyczna, jednak czy pragnienie szczęścia jest rzeczywiście czymś złym? - Tak, w tych czasach nie wystarczy mieć oczu, żeby widzieć, konieczne są okulary wykształcenia. A moim zdaniem, one potrafią czasem zamydlić wzrok zamiast go wyostrzyć, jeśli już balansujemy między pięknymi metaforami - z ust kobiety wydobył się potępiający odgłos, a niebieskie spojrzenie wykonało obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. - Nigdy nie chciałam mieć kontaktu z takimi osobami, jednak nawet przez samo siedzenie za kamerami sporo się dowiedziałam i być może wie pan, ale odkąd tu pracuję, miały miejsce dwa morderstwa z czego jedno to było samobójstwo. Już nawet nie mówiąc o tym, że on tu trafił właśnie przed zbrodnię. Zresztą, sam pan wie, że z tego zakładu raczej ludzie nie wychodzą, chyba że po śmierci.
- Sądzi pani, że my, jako ludzie, nie powinniśmy chociaż spróbować im pomóc? - Ackermann nigdy nikogo nie oszukiwał, że wykonuje swój zawód w idei bezinteresowności i niesienia pomocy, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że raczej zaspokaja własne potrzeby. I nie chodzi tu nawet o tak podstawowe kwestie jak zarobek, a o na przykład jego zainteresowanie prawdą czy rozwiązywaniem skomplikowanych zagadnień. Zatem chorzy byli dla niego jedynie zagadkami? Ujmując to w brutalny sposób, chyba tak, jednak przynajmniej nikogo nie oszukiwał, że jest inaczej. To oni sami zdecydowali się na życie w błędnym przekonaniu.
- Jako ludzie, owszem, jednak jako osoba - nie. Wszyscy jesteśmy do cholery egoistami i niektórzy po prostu wolą dobrą opinię innych na swój temat niż luksusy. Ja może i nie mam tych całych okularków, ale widzę, że ci co tutaj są dzielą się na pragnących ciągłej uwagi i na tych od niej uciekających. Tych pierwszych i tak nie zaspokoisz, a ci drudzy mają zwyczajnie dość, więc po co jeszcze im dokładać?
- Może i ma pani rację, jednak ja nie zamierzam zrezygnować - czy to źle, że nie czuł się sobą, wypowiadając te słowa?
- Kurwa, wkurza mnie takie pieprzenie - kobieta prychnęła, całą sobą wyrażając swoją irytację - Mógłby pan sobie darować takie idealistyczne głupoty, on jest mordercą i każdy ślepy to widzi! Czy naprawdę trzeba poświęcać mu tyle uwagi i pozwalać mu na kolejne zabójstwa, żeby to zrozumieć?
- Każdy przypadek jest inny, nie można oceniać tak powierzchownie - jego obojętna mimika w żadnym stopniu nie odzwierciedlała jego zdania wyciągającego chętne dłonie w kierunku kobiety. Oh, jak bardzo chciał przyznać jej rację! Nie wierzył w bujdy, które wydobywały się z jego ust, ale nie mógł zdradzić swojego planu. Przecież nie bez powodu nie wypowiada się swoich życzeń na głos.
- Pierdolenie - Adela nie udawała, że jest opanowana, wręcz przeciwnie, okazywała całą sobą swoje niezadowolenie, a z jej błękitnych oczu niczym z nieba strzelały błyskawice. - Ludzie wszystko szufladkują i nawet jak coś opisują, to porównują do znajomych rzeczy. Może pan sobie o mnie myśleć, co tam pan chce, ale dla mnie morderca zostanie mordercą i nic tego nie zmieni.
- Nie mogę się z panią zgodzić.
Nie mógł, chociaż chciał.
***
Ackermann był zdeterminowany do działania. Jak zawsze jego twarz tego nie wyrażała, jednak on od poprzedniej rozmowy wręcz rozpaczliwie próbował zaprowadzić porządek we własnym umyśle. Czy mu się to udało? Oh, gdyby tylko dane było mu to wiedzieć! Przecież szafki mogły się ponownie zbuntować, bo tak właściwie czemu by nie? Skoro raz to zrobiły, to pewnie zamiast ogłady nabrały pewności, że mogą, zatem determinacja Ackermanna była pomieszana z pewnego rodzaju... rozpaczliwą chęcią porządku? Trudno byłoby znaleźć odpowiednie określenie.
- Chcę rozmawiać z Riderem - po raz pierwszy nie spytał o pozwolenie. Czemu? Nie trzymał się planu! Ba, został on w niedosłownym znaczeniu spalony, porzucony! Nie miał prawa bytu odkąd Ackermann przyszedł tutaj równo pół roku po śmierci Hanji. Szaleństwo? Obłęd? Cholera, sam nie wiedział! Po raz pierwszy, oczywiście niezaplanowany, nie przygotował milionów scenariuszy na każdą możliwość, zdecydował się na improwizację. Powinien się bać? Tak właściwie postawienie tam znaku zapytania było kolejnym błędem, gdyż odpowiedź była oczywista! To była jedna z dwóch rzeczy, które absolutnie powinien był zrobić w tamtym momencie. Drugą było natychmiastowe opuszczenie tamtego pomieszczenia.
Jednak czemu by się nie zbuntować? Oh, przecież to musi przynosić nieprawdopodobną satysfakcję! Wyrzuty sumienia? Strach? Błąd? W żadnym wypadku! Chaos!
- N-nie chce pan... - chłopak nie zmienił się. Czemu? Przecież podobno jeśli się kogoś uważnie słucha automatycznie dostosowuje się swoje gesty do tych jego. Tańcz w tym rytmie! Zrób to!
- Chcę - głos pewny, twarz obojętna. Jak doskonałym aktorem był? Czy potrafił oszukać nawet siebie?
- N-nie... - chłopak zdawał się nie zauważać jego zmiany, wątła sylwetka wyrażała panikę i niedowierzenie. Może zaprzeczenie? A co jeśli zmiany w ogóle nie było? Urojenie? Nie, to on musiał być ślepy! Obojętny! Odgrywa własne przestawienie, nie zwracając uwagi na ruch innych aktorów. - On niszczy...
- Czy zatem nie trzeba go zniszczyć? - zielone tęczówki złapały kontakt z tymi kobaltowymi i zadrżały. Chłopak był rozbity, widocznie ten temat nie leżał w jego preferencjach. Prawda czy fałsz?
- Ale jak? - głos Erena był cichy, właściciel zapewne z trudem sprawił, że nie drżał.
- Pozwól mi z nim porozmawiać - gdzie jest herbata? Powinna być. Była zawsze oprócz jednej rozmowy. Chciał tym sprawdzić jego spostrzegawczość i... Ale jakie to miało teraz znaczenie? Z jego misternego planu pozostał jedynie popiół... Czemu? Był przecież niezbędny!
- Ale jak? Ja... nie wiem... nie umiem, czego pan ode mnie oczekuje?
- Prawdy - proste stwierdzenie, czyż nie? Ale przecież właśnie tego od samego początku chciał... Nie, on pragnął raczej potwierdzenia jego założenia, co było konieczne do zemsty. Czyli naprawdę był tu tylko dla niej? Czy takie stwierdzenie w zestawieniu z łaknącymi pomocy, zielonymi tęczówkami nie było zbrodnią?
- Przecież mówię panu prawdę! Wciąż i wciąż, próbuję, staram się, ale pan nadal widzi we mnie potwora!
Potwora. Potwora? Potwora...
Ackermann drgnął. Wyprostował się, utkwił wreszcie przytomny wzrok w chłopaku. Jego pacjencie. Osobie chorej, potrzebującej pomocy. Ręce Erena drżały ledwo zauważalnie, jego ciało było spięte, a oddech szybszy niż zwykle. Rozszerzone źrenice wpatrywały się w niego z mieszanką sprzecznych emocji. Cholera, w którym miejscu Ackermann popełnił błąd?
- Dlaczego, panie doktorze? Co ja zrobiłem, że wszyscy mnie tak nienawidzą?
Zabiłeś Hanji.
Ackermann poczuł nieprzyjemne ciepło zalewające jego organizm. Został wyrwany z transu, w który nigdy nie powinien był wpaść. Zignorował wszystkie bodźce z zewnątrz i skupił się na swoich pragnieniach. Ile błędów zdążył popełnić w tak krótkim czasie?
Wiedział jednak, że przez ostatnią rozmowę nie tylko on zbliżył się do Erena. Myślał, że chłopak popełnił błąd, ale mylił się. Oh, ależ to stwierdzenie było bolesne. Niczym rozżarzony metal przykładany do skóry, która zaczynała parować i wytwarzać wywołujący kaszel dym. Chłopak pewnie właśnie to chciał osiągnąć. Sprawić, że Ackermann chełpiąc się zwycięstwem, popełni błąd, który przeważy na całej rozgrywce. Bo tak to właśnie traktował, prawda?
- Eren, musimy dowiedzieć się prawdy, udowodnić im, że się mylą - jego głos zawierał w sobie motywującą nutkę i mimo całej jego otoczki, dotarła ona do szatyna. Oprócz tego Ackermann zrobił jeszcze coś, co było dla nich obu zaskoczeniem podobnym do tego, jakiego doznaliby ludzie, widząc śnieg w środku lata, a mianowicie położył swoją chłodną dłoń na tej Erena. Dlaczego? To był impuls. Zbyt długo patrzył w zielone tęczówki i zabrakło mu... tak właściwie nie wiedział czego. Czuł jednak, że czegoś brakowało i to właśnie ta pustka musiała spowodować ten gest. Oraz dreszcz, który go przez niego przeszedł.
Trwało to jednak krótko - porównywalnie do trzepotu skrzydeł kolibra, bądź tak tylko wydawało się Ackermannowi. Eren natychmiastowo drgnął i odsunął się gwałtownie od lekarza, który był pewny, że gdyby nie krępujące ruchy Erena kajdanki, ten wręcz odskoczyłby pod sam parapet, na którym stał pięknie rozkwitający kwiat...
- Nie dotykaj go! - ton, który wydobył się z ust chłopaka niósł rozpacz, jednak zdecydowanie to odraza, czy teź nienawiść, grała główną rolę. Gdyby trzeba było zobrazować nagłą zmianę chłopaka, należałoby narysować lekko falującą, przez drżenie dłoni, linię, która nagle zaczyna prezentować sobą zupełny chaos, frustrację, gniew. A mocniej przyciskany długopis pozostawia odkształcenia również na kolejnej stronie.
- Go?
Głos wypełniony spokojem i opanowaniem sprawił, że ciało Erena powoli rozluźniło się, a z twarzy zniknął jakikolwiek wyraz. Dłonie, wcześniej zaciśnięte w pięści, wyprostowały się jak listki wyłaniające się z niedużego pączka. Zielone spojrzenie powoli, z pozoru leniwie, wznosiło się, ukazując wesoło tańczące drobinki. Powieki z gracją przykryły błyszczące tęczówki, a gdy tylko wróciły na miejsce, te były skierowane wprost na Ackermanna.
- Naprawdę nie wiesz, czy tylko udajesz głupiego? - spokojny głos otulający uszy bruneta był przeciwieństwem tego rozedrganego wcześniej wydobywającego się z ust chłopaka. Ten przypominał szelest letnich traw uginających się pod delikatnymi krokami. Brakowało jedynie śpiewu wiatru poruszającego się wśród tańczących krzewów.
- Lepszym pytaniem jest - kogo ty udajesz?
- Ja? To ty wciąż nosisz tę wybrakowaną tapetę, doktorku. Powiedz mi, ile kurzu już się zgromadziło pod tą bezuczuciową maską?
Levi poczuł ogromną ochotę roześmiania się. Kpiącym, pełnym goryczy śmiechem. Czy razem z planem spłonęła również jego inteligencja? Przecież oczywistym było, że zbliżenie nie może być jednostronne! Obaj postawili pewne kroki w swoim kierunku. Zrobili to z pozorną łatwością, chociaż ich stopy pokrywała smoła; widoczna jedynie z trzeciej perspektywy. Wiedzieli o jej istnieniu. Chociaż nie, byli raczej o tym przekonani. Jakby fakt, że oni sami byli splamieni musiał naznaczać również osobę na przeciwko, tę o czystym wyrazie twarzy.
- Oh, to przykre, Rider, że by ukryć własne winy szukasz ich u innych.
- A czym ty się zajmujesz? Czy nie właśnie po to bawisz się w tę swoją pedanterię i udajesz miłosiernego samarytanina, by się dowartościować? Chcesz, by chociaż inni brali cię za lepszego, bo sam wiesz, że taki nie jesteś?
Ackermann nie zamierzał zaprzeczyć. Czuł, że grot czarnej strzały wypuszczonej z łuku Ridera trafił tam, gdzie chciał jego właściciel, mimo że nie było to widoczne na jego twarzy. A raczej jej imitacji.
- Właśnie dlatego obrałeś sobie za cel Erena? By się dowartościować, niszcząc czystą duszę? - kłamał. Bez mrugnięcia okiem, bez zdradzenia tego ciałem. Bo przecież głównym błędem kłamców było skupienie się na słowach, podczas gdy niekontrolowane gesty i spojrzenia wszystko zdradzają. Ackermann nie uważał Erena za osobę niewinną, wręcz przeciwnie! Ale zamierzał sprawiać takie pozory, żeby tylko chłopak pławił się w błogim poczuciu bezpieczeństwa i popełnił błąd. Bo to właśnie ono czyni nas niewidomymi.
- Ależ jesteś naiwny - kąciki suchych ust uniosły się w pełnym kpiny i beztroski uśmiechu, idealnie komponując się z szalonym błyskiem w zielonych tęczówkach. Po wypowiedzianym pewnym głosem zdaniu ciszę przerwał jeszcze odgłos, ni to śmiech, ni krzyk, najprawdopodobniej triumfu. Triumfu, który po następnych słowach Ackermanna zniknął niczym zalany wodą płomień.
- Popełniłeś błąd, Erenie.
Brunet wstał i zostawiając chłopaka z szokiem malującym się w oczach, z tajemniczym uśmiechem opuścił pomieszczenie.
***
Szkarłatny płyn
Tak potrzebny, tak niezbędny
Ale... Ach! Przerażający
Ciało drży, adrenalina krąży
w tym właśnie płynie
To tak skomplikowanie proste...
Strach
Dławiący, obezwładniający
(Boję się, mamusiu)
Czerwony szal
gra w mej duszy, gra w umyśle
Uciekam...
Nie dane mi nigdzie dotrzeć
Nie dane mi oddychać
Szkarłatny płyn niczym trucizna
Tonę
Przerażający, życiodajny
Dławię się
Krew płonie w mym ciele
To tak skomplikowanie proste...
(Wróć, nie zostawiaj mnie)
Czarna otchłań wyciąga zimne dłonie
Wskazówki uciekają, nie dane jest mi widzieć
Biel przeradza się w czerwień
Gdy wkraczam do mojej duszy
do głębi mnie...
Boże, zupełnie zapomniałam o wstawieniu tego rozdziału :(
Czekał już w pełni gotowy, a mi jakoś wyleciało z głowy, bo to wyszłam z przyjaciółkami, to pisałam Turniej Wariatów i jeszcze wciągnęłam się w Sex education...
Nie pamiętam, czy Wam to obiecałam, czy tylko zapisałam sobie w głowie, że mam wstawić w środę, ale jeśli obiecuję, a rozdział ani wytłumaczenie się nie pojawia, śmiało mi przypominajcie!
Kolejny pojawi się jutro ^^
Edit: A właśnie! Już niedługo (w 10 rozdziale) dowiecie się, co się stało z rodzicami Erena, którzy też są dość ważnym wątkiem. Ale przed tym... Chcę przeczytać Wasze teorie na ich temat 😏
Wam to zajmie chwilę, a mi sprawi dużo radości, więc zachęcam ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro