4. Miś.
Chłopak nie powiedział nic więcej. Jego oczy wpatrywały się w pustą przestrzeń, a ciało pozostało lekko spięte. Jakby słowa, które wypowiedział stały się blokadą nałożoną na jego umysł, niezdolny już do przetwarzania informacji.
Ackermann nie próbował tego zmienić. Opuścił pokój skupiając się na informacjach, które udało mu się wyczytać z gestów i słów szatyna.
Eren czuł się zagubiony i porzucony przez brak rodziców.
Przynajmniej tak mówił. A ludzie przecież kłamią, oszukują, manipilują. Grają. Wszystko to mogło być jedynie wytworem wyobraźni lub dopracowaną grą aktorską.
Albo nieśmiesznym żartem Stwórcy. Ackermann wierzył w jego istnienie, choć nie definiował się jako osoba wyznająca którąkolwiek religię. Uważał za to, że Bóg musiał naprawdę lubować się w czarnym humorze, skoro potrafi zawrzeć tyle ironii nawet w drobnej rzeczy.
Tym razem Ackermann nie skupiał się jedynie na aktach i własnych przemyśleniach. Tak jak już wcześniej planował, zmierzał na wizytę z pierwszym psychologiem Erena, do którego ten uczęszczał jeszcze przed tragicznym wydarzeniem i trafieniem do zakładu psychiatrycznego. Oczywiście mógł to zrobić wcześniej, jednak nie chciał, żeby czyjaś opinia przysłaniała mu własny osąd i wolał poznać go osobiście, bez żadnego uprzedzenia.
Szkoda tylko, że już takowe posiadał.
- Dzień dobry - przywitał się i uścisnął dłoń drobnej kobiecie. Jej oczy wyglądały na zmęczone życiem i niezwykle doświadczone, jednak cała jej postawa biła pozytywną energią i dobrem. Przypominała wizerunek idealnej matki. - Doktor Ackermann.
- Dzień dobry, doktor Ral - również się przedstawiła, chociaż pisali przecież wcześniej już ze sobą e-maile. - Żałuję, że spotykamy się w takich okolicznościach, jednak mam nadzieję, że będę w stanie Panu pomóc.
- Dziękuję za możliwość spotkania, jednak jeśli to Pani nie przeszkadza, od razu przejdę do rzeczy - kobieta uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową. - Jak długo Eren się u Pani leczył?
- Pierwsza wizyta odbyła się trzy miesiące przed jego trafieniem do zakładu. Spotykaliśmy się u mnie raz w tygodniu po godzinę.
- Jaki problem Pani u niego zauważyła? - kobieta utkwiła wzrok w beżowym stoliku i milczała przez chwilę.
- Tak naprawdę trudno to stwierdzić. Jego rodzice, a szczególnie pani Jaeger byli zaniepokojeni jego relacjami z rówieśnikami, a raczej ich brakiem - kobieta odgarnęła kosmyk włosów za ucho i uniosła wzrok na Ackermanna. - Eren różnił się od innych dzieci w jego wieku. Był niesamowicie inteligentny, chociaż można by to wytłumaczyć tym, że jego matka poświęcała mu mnóstwo czasu i nie zbywała trudnych pytań jak robi to wiele rodziców. Poza tym jego ojciec był znakomitym lekarzem, więc mógł to też zawdzięczać dobrym genom. Różnił się jednak również pod względem emocjonalnym. Nigdy nie widziałam go uśmiechniętego, chociaż Pani Jaeger zapewniała mnie, że to przez to, że podchodzi poważnie do terapii. Eren wiedział, że jest inny niż reszta, ale wątpię, żeby mu to przeszkadzało... Rozmowy ze mną traktował raczej jak lekcje.
- Czym dokładnie się wyróżniał? - Ackermann przypomniał sobie rozbiegane spojrzenie chłopaka i jego słowa. Eren kreował swój wizerunek raczej na zagubionego nastolatka, jednak niektóre jego wypowiedzi pokazywały jak dużo chłopak rozumiał. Tylko czy aż tyle, by móc w stanie to wszystko zaplanować i jedynie odgrywać rolę dziecka z zaburzeniem osobowości?
- Z pewnością bliżej mu było do introwertka niż ekstawertyka, jednak jego wychowawczyni mówiła, że często na przerwach po prostu przyglądał się innym. Może to być tylko moje śmiałe stwierdzenie, ale zdawał się trochę inaczej odbierać świat, co nie znaczy, że błędnie.
- Jednak przecież są takie dzieci i to raczej nie jest powód, żeby od razu zapisywać je na terapię - zauważył Ackermann, a kobieta westchnęła i po chwili pokiwał głową.
- Też tak sądziłam, jednak było coś o czym Pani Jaeger nie chciała mi powiedzieć. Pytałam ją o to wiele razy, jednak niczego mi nie zdradziła, jedynie rozpacz w jej oczach pokazywała ogrom problemu. Nie wiem, co to mogło być, ale z pewnością mocno nią wstrząsnęło i zapewne właśnie z tego powodu postanowiła założyć podsłuch w domu.
- Miała pani do niego dostęp? - spytał zaciekawiony Ackermann.
- Z początku nie, jednak później nie tłumacząc dlaczego, Pani Jaeger po prostu dała mi do niego dostęp.
Po tych słowach zapadła cisza, podczas której każde pogrążyło się w swoich myślach. Psycholog, Petra Ral miała ogromną ochotę zapytać rozmówcę o przebieg jego terapii z Erenem, jednak zdawała sobie sprawę, że nie ma prawa o to pytać, a Ackermann, z tego co wiedziała, i tak nigdy nikomu nie zdradzał takich informacji. Zacisnęła więc tylko wargi w linię i opuściła ponownie rudy kosmyk na twarz. Później wielokrotnie żałowała, że nie zadała tego pytania.
- Czy było jeszcze coś, na co zwróciła Pani szczególną uwagę?
- Czytał dużo książek - odpowiedziała praktycznie od razu. - Różnych gatunków, nawet romanse mu się zdarzało, chociaż raczej skupiał się na obyczajowych i psychologicznych. Czasem pożyczał nawet ode mnie i jeśli czegoś nie rozumiał, prosił żebym mu to wytłumaczyła - pani psycholog przeniosła wzrok na beżowy stolik i przymknęła na chwilę oczy. Zastanawiała się, czy dodać coś, co zawsze nasuwało jej się na myśl, gdy wspominała Erena. Jednak nie była to rzecz, na którą wszyscy zwracają uwagę, więc nie była pewna, czy psychiatra jej po prostu nie wyśmieje. - I... - utkwiła wzrok w kobaltowych tęczówkach, które wydawały się od razu pojąć.
- Jego oczy - dokończył, a emocje, które wymalowały się na twarzy kobiety sprawiły, że żadne z nich nie musiało już nic więcej mówić.
***
- Czemu chciałeś akurat misia? - oczy Ackermanna przeszywały chłopaka na wylot i zdawały się robić to w nieco inny sposób niż ostatnio. Widziały i szukały więcej. Próbowały wydobyć tę inteligencję, o której wspominała doktor Ral. - Inne dzieci też miały mnóstwo różnych zabawek.
Eren też zachowywał się inaczej. Jakby był dalej w transie i widział coś innego niż to, co miał w zasięgu wzroku. Jego zielone oczy były przykryte delikatną osłonką mgły.
- Ale tylko ta była zepsuta. Tak samo jak jej właściciel - głos chłopaka był dźwięczny, jednak pusty. Stał się zupełnym przeciwieństwem rozkwitającej na parapecie rośliny.
- Dlaczego myślisz, że Armin był "zepsuty"? - Ackermann nie spojrzał nawet na herbatę stojącą na stole. Był zdeterminowany i zaciekawiony.
Eren prychnął z poirytowaniem i uniósł wzrok na doktora, ukazując niebezpieczny i inteligentny błysk w zielonych tęczówkach.
- Nie trafiają tu przecież nienagannie funkcjonujący ludzie - stwierdził z ledwo wyczuwalnym wyrzutem, jednak jego głos nadal był spokojny. - Są tu tylko osoby inne, odrzucone przez świat.
- Czyli ty też jesteś zepsuty?
- A pan jak myśli?
Doktor milczał przez chwilę, ważąc swoje myśli i trwając w kontakcie wzrokowym z chłopakiem. Prawy kącik ust szatyna uniósł się lekko w kpiącym uśmiechu.
- Myślę, że jesteś zraniony - stwierdził w końcu pewnym, lecz chłodnym głosem Ackermann. Szkoda tylko, że nie była to jego prawdziwa opinia. - A ranę można zaszyć.
- Tak jak tę na misiu? - tym razem ton głosu chłopaka ewidentnie był kpiący, a zielone oczy patrzyły się z wyrzutem na doktora. - To dlaczego Armina nie zszyli?
- Ludzie to nie zabawki. A tutaj trafiają tylko tacy, których można naprawić - spokojny głos bruneta kontrastował z tym szatyna, chociaż przecież i on nie dał się ponieść emocjom. Były one jednak niczym ogień i woda, niczym dzień i noc - zupełnie różne, lecz w dziwny sposób uzupełniające się.
- Więc co ty tutaj robisz, doktorku? - chłopak nachylił się delikatnie nad stołem niczym czujące wyższość, niebezpieczne zwierzę. Nie spotkało się to jednak z żadną reakcją ze strony Ackermanna.
- Siedzę, rozmawiam i dostaję za to pieniądze - rzekł krótko i zauważył zdziwienie rozlewające się po żywej zieleni. Prawy kącik ust opadł, a ciało powoli wróciło na swoje miejsce. Chłopak spodziewał się innej odpowiedzi.
- A ty co tutaj robisz? W jakim celu powstałeś i czemu akurat Eren? - brunet postanowił pójść za ciosem i wykorzystać zaskoczenie, które praktycznie zawsze działało na jego korzyść.
- Można powiedzieć, że chciałem się pobawić... - rzekł szatyn, tym razem bez cienia ironii czy kpiny.
- Misiem?
- Chciałem go komuś podarować.
- Komu?
Cisza na chwilę przerwała im rozmowę, tworząc jeszcze większe napięcie niż było dotychczas. Eren spiął się i zaciskając na chwilę dłonie w pięści, pochylił głowę. Gdy ją podniósł, jego oczy błyszczały nienaturalnym blaskiem.
- Nie domyślasz się, doktorku? Przecież wiesz tak dużo. Myślisz, że wszystkie książki, które pochłonąłeś wystarczą by naprawić zepsutych, biednych ludzi... A tak naprawdę po prostu innych... Społeczeństwo boi się wszystkiego, co jest mu obce, zamykają to w klatce, nazywają potworami, zabijają... Niczym minotaura w labiryncie... Zastanawiałeś się kiedyś doktorze jak on się wtedy czuł? Odrzucony przez własną rodzinę, uznany za bestię, która nie ma prawa plamić swym bytem ich rodu... Wtedy po prostu ludzie się z tym wszystkim tak nie kryli. Nie nazywali więzienia szpitalem, a trucizny lekami. Przyznaj się doktorze, ile Minotaurów już zabiłeś?
- Ty będziesz nie pierwszym i nie ostatnim, Tytanie, bo takie imię przybrałeś, nieprawdaż? - Ackermann spokojnie napił się herbaty, jednak ani na chwilę nie spuścił wzroku z rozmówcy. Ten pseudonim wypowiedziany na głos brzmiał jeszcze bardziej infantylnie niż w myślach. Czarny charakter w filmach, grach, ogółem wytworach ludzkie wyobraźni posiada budzące strach imię. Musi ono przecież takie być, bo w innym wypadku ludzie nie czuliby tej zgrozy i jednocześnie respektu, gdy o nim mowa... "Tytan" był wyjątkowo zwyczajny, wręcz w towarzyszących temu warunkach śmieszny. To metafora, ironiczny żart czy zwykła głupota?
-To Eren - szatyn zaśmiał się kpiąco. - On się mnie boi, jest naiwny i głupiutki... Ja preferuję pseudonim Rider*. Otwiera zdecydowanie więcej możliwości...
-Zatem dlaczego akurat Eren? Dlaczego to on stał się twoją planszą?
-Oh, on sam mnie do siebie zaprosił - nastolatek zaśmiał się, a był to odgłos tak naturalny, że w tej sytuacji mroził krew w żyłach. Chłopak uspokoił się dopiero po chwili i w miarę możliwość rozsiadł się wygodniej na krześle, wpatrując się intensywnie w kobaltowe tęczówki. - Był głupi i rzucił kostką nie myśląc o konsekwencjach. Tak jak Armin.
Trzy lata wcześniej.
- Zaprzyjaźnimy się?
Blondwłosy chłopak podniósł wzrok i utkwił go w stojącym naprzeciw szatynie. W niebieskich tęczówkach błyszczała niepewność i inteligencja, chociaż ta pierwsza zdecydowanie przeważała.
- Chcesz po prostu mojego misia? - tym razem Arlert udzielił Erenowi odpowiedzi, co zaskutkowało tajemniczym błyskiem w zielonych oczach, którego pewnym składnikiem było jedynie zdziwienie.
- Nie, nie chcę już twojego misia - odparł szatyn, a na jego usta wpłynęło coś na kształt uśmiechu. Arlert nie mógł usłyszeć myśli kłębiących się w głowie właściciela zielonych tęczówek, wiec nie widząc w nich kłamstwa, skinął delikatnie głową.
- Jestem Armin, a ty?
- Eren.
Kilka miesięcy później.
Zielone oczy rozbłysnęły niebezpiecznym błyskiem, a malinowe wargi rozchyliły się w szerokim uśmiechu. Drobna sylwetka zbliżała się prawie bezszelestnie do szpitalnego łóżka, a blask księżyca odbijał się na trzymanym przez nią nożu.
Łóżko ugięło się pod nowym ciężarem, a blada dłoń pewnie uniosła się do góry. Zielone oczy zabłyszczały w ciemności, a cisza zdawała się przykrywać wszystko płachtą niewinności.
Długie palce gwałtownie zacisnęły się na szyi zabawki zawsze śpiącej razem ze swoim właścicielem. Chłopiec ostrożnie oswobodził ją z objęć Armina i przyjrzał się szwom na klatce piersiowej. Trzymały one misia przy "życiu", ale niesamowicie rzucały się w oczy. Podobnie zresztą jak blizny.
Jeśli coś już raz zostało zepsute, nigdy więcej nie będzie działało perfekcyjnie.
A co to za życie bez marzeń o osiągnięciu szczytu, o byciu idealnym, o przewyższeniu swoich rówieśników...?
Szatyn powoli przeciął nitkę pozwalającą zabawce chociaż udawać normalne fukcjonowanie. Następnie zaczął pozbawiać go miękkiej, białej waty. Po każdym drobnym ruchu dłoni jasny puszek opadał na szpitalną podłogę i stawał się składnikiem rosnącej kupki. Jednak nie plamiła ona podłogi. Wręcz przeciwnie; zdawała się wyróżniać swoją niewinnością wśród chłodnych i okrytych mrokiem ścian.
Nie to co krew. Jej widok nie kojarzy się przecież dobrze. Towarzyszy nam ona od narodzin aż po śmierć, a jednak budzi niepokój, jej szkarłatny kolor przeraża... A przecież jest taki piękny, taki wypełniony życiem...
Kiedy ostatni puszek waty spadł na podłogę, chłopiec spojrzał na to, co pozostało po zabawce.
Gdy tracimy to, co daje nam życie, stajemy się niesamowicie puści. Niczym brudna, plastikowa reklamówka, która wypełniła już swoją rolę i nikt jej nigdy więcej nie wykorzysta.
- Co... - z ust Armina wydobył się cichy szept, gdy blade palce zacisnęły się na jego krtani. Niebieskie oczy rozszerzyły się w wyniku zaskoczenia i przerażenia, ale spomiędzy warg nie wyszło już żadne słowa. Były one jedynie otwarte, ponieważ ich właściciel rozpaczliwie próbował nabrać życiodajnego tlenu. Z niebieskich oczu wyleciały łzy bezsilności i leniwie spłynęły po jego bladych policzkach.
- Csiii, nie płacz - szept opuścił ułożone w uspokającym uśmiechu usta. - Śpij...
Blondyn stęknął jeszcze rozpaczliwie, ale wiedział, że nie ma żadnych szans z napastnikiem. Nie zastanawiał się nawet nad intencjami przyjaciela; jego mózg był przyćmiony chęcią walki, która i tak była skazana na porażkę.
- ...snem wiecznym - dodał jeszcze szatyn, gdy życie uleciało z niebieskich tęczówek.
* Rider - dosłownie:
- dżokej
- pasażer
- rowerzysta
- zestaw wymagań określonych przez artystę, żeby wystąpił
Rid - eliminować, uwalniać, pozbawiać
+ Osoby "wykonujące daną czynność" tworzy się przez dodanie "er" do czasownika. (Np. play - grać --> player - gracz)
(Nie jestem dobra w tłumaczeniu zasad angielskiego.)
Także ten... Mimo wszystko jestem empatyczną osóbką i serduszka bardzo mnie motywują ^^.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro