Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Dwa dni później po pożegnaniu się z drugoklasistami na lotnisku, Ikuyoko, Teppei i Alex weszli do samolotu. Blondynka usiadła na swoim miejscu machając do licealistów, którzy poszli dalej w poszukiwaniu swoich miejsc.

- Tam jest już pierwsza klasa. - stwierdził wskazując na kotarę odgradzającą przedziały. - Gdzie te miejsca? - burknął zrezygnowany.

- Chodź głupku. - westchnęła za politowaniem chwytając go za dłoń.

Pociągnęła go wchodząc do drugiej części na co on zareagował szeroko otwierając oczy ze zdziwienia.

- Co? - wydukał gdy zatrzymała się przy dwóch wolnych miejscach.

- Mój ojciec ma zbyt dużo kasy. - odparła rozbawiona jego zachowaniem. - Alex nie pozwoliła sobie kupić biletu. - dodała z przekąsem.

- Ale ja jej dałem pieniądze na bilet! - powiedział nadal stojąc jak słup z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.

- Wróciły one na konto Twoich dziadków. - wzruszyła ramionami siadając od okna. - Będziesz tak stał? - zapytała unosząc brew.

- Nie, nie. - potrząsnął głową siadając obok niej.

Nie musieli długo czekać na komunikat, że zaraz samolot będzie startować. Kątem oka zobaczyła jak szatyn się spina zaciskając pięści.

- Leciałeś już wcześniej? - odwróciła się do niego aby spojrzeć mu w oczy.

- Nie. - przyznał cicho.

- W porządku. - kiwnęła wolno głową z powrotem patrząc w okno.

Ujęła jego rękę nie patrząc na niego i uspokajająco pogładziła wierzch jego dłoni kciukiem.

- Dziękuję. - szepnął wpatrzony w ich złączone dłonie.

- Śpij, szybciej minie. - burknęła nadal od niego odwrócona.

- Postaram się. - uśmiechnął się słabo w jej kierunku.

Odchylił głowę aby oprzeć ją o miękką poduszkę i przymknął oczy idąc za radą dziewczyny.

~

Dolecieli bez przeszkód, 10 godzin lotu spędzili na spaniu i jedzeniu. Dlatego właśnie Kagami uwielbiała latać samolotem. Odebrali swój bagaż i we trójkę udali się do ruchomych schodów aby zjechać w dół. Weszli na pierwsze stopnie a oczom dziewczyny ukazały się znajome, roześmiane sylwetki.

- Uwaga, uwaga! - wydarł się jeden z chłopaków. - Huragan Ikuyoko dotarł do wybrzeży Los Angeles, proszę być w pełnej gotowości do natychmiastowej ewakuacji. - powiedział przez dłonie złożone w trąbkę.

- Idiota. - pokręciła głową rozbawiona.

- Znacie się? - zdziwił się szatyn patrząc na chłopaka czekającego na nich. - O dziwo wszystko zrozumiałem. - burknął pod nosem.

- Za jakiś czas będziesz śmigał po amerykańsku nie gorzej niż ja. - poklepała go po ramieniu.

Zeszła ze schodów prosto do dwójki ciemnoskórych chłopaków na oko w ich wieku.

- Cieszcie się, że żadna babcia zawału nie dostała. - fuknęła krzyżując ręce na piersi.

- Dawno się nie widzieliśmy, Iku! - objął ją jeden z nich.

- Ta. - wydusiła pomimo mocnego uścisku.

Odsunął się od niej pokazując rząd białych zębów idealnie odcinających się od ciemnej karnacji.

- Kiyoshi. - machnęła na chłopaka aby do niej podszedł. - Poznaj proszę, John i Jake Orlando. - przedstawiła chłopaków po japońsku.

Byli to bliźniacy o czekoladowych oczach i czarnych włosach z czego jeden, Jake, miał dredy.

- Zrozumieliśmy tylko swoje nazwisko. - zaśmiał się John.

- Domyślam się. - westchnęła z politowaniem.

- Miło mi was poznać. - szatyn uściskał im ręce lekko się rumieniąc.

- Tak, to jest Kiyoshi Teppei. - wskazała na koszykarza. - Mój chłopak. - dodała po chwili obserwując go uważnie.

Powali jego kąciki ust opadały wraz z uświadamianiem sobie co ona powiedziała.

- Niemożliwe, Ikuyoko znalazła sobie w Japonii faceta! - krzyknął zaskoczony Jake. - W dodatku wyższego od niej! Myślałem, że nigdy do tego nie dojdzie! - rozdziawił szeroko usta wpatrując się w Japończyka.

- Nasza mała Iku dorasta! - poklepał ją po plecach John ocierając nieistniejącą łezkę wzruszenia.

- Jesteście starsi tylko rok. - wymamrotała pod nosem.

Teppei nadal stał wpatrzony w dziewczynę jak w istotę nie z tego świata lecz teraz już uśmiechnięty i to szerzej niż kiedykolwiek wcześniej.

- On kontaktuje? - zapytał się Jake wskazując na koszykarza.

- Chyba się zawiesił. - stwierdziła rozbawiona Alex dołączając do nich. - Co mu powiedzieliście? - spojrzała na bliźniaków.

- Większości pewnie nie zrozumiał. - machnęła ręką czerwonowłosa.

Odwróciła się zabierając plecak i zarzucając go na ramię. Spojrzała jeszcze na blondynkę łapiąc z nią kontakt wzrokowy.

- Przedstawiłam go jako swojego chłopaka. - wyjaśniła po japońsku aby rodzeństwo Orlando jej nie zrozumiało.

Kobieta rozdziawiła usta patrząc z niedowierzeniem na dziewczynę. Ta wzruszyła tylko ramionami wychodząc z budynku lotniska. Za nią wyszli bliźniacy zostawiając osłupiałą dwójkę w tłumie.

- Co jej powiedziałaś? - John spojrzał na nią zaciekawiony.

- To co wam. - odparła obojętnie. - Zbierajmy się, jestem padnięta. - westchnęła przeciągając się.

- A co powiesz na jakąś imprezę jutro? - zapytał z chytrym uśmiechem Jake.

- Zawsze. - odparła z błyskiem w oku.

Po tych słowach na zewnątrz wyszli też Alex i Teppei mrużąc oczy chroniąc je przed słońcem.

- Co tak jasno? Powinien być wieczór. - burknął Japończyk.

- Zmiana czasu, głupku. - pokręciła z niedowierzeniem głową. - Transport? - spojrzała pytająco na bliźniaków.

- Oczywiście, zawieziemy was. - odparł John machając kluczykami od auta.

Zaprowadził ich na parking i wrzucił walizki do bagażnika ich samochodu.

- Ty bez bagażu? - zdziwił się Kiyoshi widząc dziewczynę tylko z plecakiem.

- Wszystko jest na miejscu. - odpowiedziała wsiadając do pojazdu. - I przestaw się na angielski. - dodała zanim nie zamknęła drzwi.

Najpierw odwieźli Alex do jej mieszkania a niecałe 10 minut jazdy później zatrzymali się przed ogromnym apartamentowcem gdzie mieszkała kiedyś Kagami.

- Z resztą sobie poradzimy, co do jutra to wyślijcie mi szczegóły. - powiedziała do bliźniaków wysiadając z samochodu.

- Nadal nie umie dziękować. - stwierdził rozbawiony kierowca.

- Dziękujemy, do zobaczenia. - koszykarz uśmiechnął się do nich szeroko i również wysiadł.

Zabrał swoją torbę i walizkę z bagażnika po czym poszedł za dziewczyną, która już wchodziła do wnętrza budynku. Pojechali windą na dziesiąte piętro po czym Ikuyoko otworzyła drzwi do mieszkania. Weszła i ściągnęła kurtkę oraz buty rzucając wszystko gdzie popadnie.

- Czuj się jak u siebie. - rzuciła wchodząc do salonu.

Apartament był ogromny, dwie sypialnie, garderoby oraz trzy łazienki. Kuchnia połączona z salonem, który miał ogromne okna wychodzące na panoramę miasta.

- Będziemy tu mieszkać? - zapytał rozdziawiając buzię.

- No tak. - odparła rzucając się na kanapę.

- A Twoi rodzice? - spojrzał na nią zszokowany i podekscytowany.

- A kto ich tam wie gdzie są i co robią. - wzruszyła ramionami odpalając telewizor.

Pokiwał tylko głowa i odłożył swoje rzeczy pod ścianę ściągając też okrycie wierzchnie. Powiesił kurtkę na wieszaku w przedpokoju po czym podszedł do dziewczyny leżącej na kanapie.

- Powiedziałaś to. - nachylił się do niej wyszczerzony od ucha do ucha.

- Zasłaniasz mi ekran. - burknęła starając się kontynuować oglądanie.

Nie przejął się tym zbytnio a wręcz przeciwnie, przysunął się do niej jeszcze bliżej. Podniosła na niego morderczy wzrok na co on tylko jeszcze poszerzył uśmiech. W końcu westchnęła i wstała patrząc mu prosto w oczy. Stanęła na palce i przyciągnęła go do siebie łącząc ich usta. Złapała go za koszulkę ciągnąc za sobą do sypialni gdzie popchnęła go na dwuosobowe łóżko.

- Powiedziałam. - szepnęła siadając na nim okrakiem. - I co? - zapytała wprost do jego ucha.

- Teraz jesteś moja. - położył jej dłonie na biodrach zaciskając palce.

- Przede wszystkim to Ty jesteś mój. - odparła całując go z delikatnym uśmiechem.

Może to za wcześnie, może będzie tego żałować ale póki co jest szczęśliwa i nie ma zamiaru z tego rezygnować.

~

Obudził ich dzwonek telefonu dziewczyny. Z nienawiścią sięgnęła po urządzenie odbierając połączenie.

- Czego?

- Może tak grzeczniej, Iku-chan?

- Saitou. Wiesz, która jest godzina?

- Wiem, 10:30.

- A u nas jest środek nocy!

- Przepraszam, zapomniałam!

- Daj nam spać i zadzwoń za 8 godzin.

Po tych słowach rozłączyła się odkładając telefon na stolik nocny. Odwróciła się do chłopaka, który patrzył na nią zaspanym wzrokiem.

- Widzisz, nie tylko ja zapominam o zmianie czasu. - zaśmiał się cicho zachrypniętym głosem.

- Zadaję się z samymi debilami. - westchnęła lecz na jej ustach zagościł delikatny uśmiech.

Przekręciła się na drugi bok będąc do chłopaka odwrócona co on wykorzystał obejmując ją od tyłu. Musnął ją ustami po szyi przyprawiając o dreszcze i błogi uśmieszek. Polubiła spanie z nim, brakowało jej bliskości i poczucia bycia potrzebną. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo potrzebowała drugiego człowieka. Wtuliła się w jego ciepły tors ponownie powalając sobie odpłynąć do krainy sennych marzeń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro