Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Obudziła się lecz oni wszyscy nadal leżeli tak jak ich zostawiła. Ubrana w krótkie, dresowe spodenki i jakąś bluzę zabraną bratu z szafy postanowiła wykazać się odrobiną dobrej woli i zrobić śniadanie. Wyjęła potrzebne rzeczy z lodówki aby zrobić smażone jajka z bekonem i zabrała się za gotowanie. Nie wiedziała czy jej krzątanina czy zapach jedzenia ale coś sprawiło, że Teppei się ocknął.

- Dzień dobry. - przywitał się z nią ze swoim standardowym uśmiechem.

- Bry. - mruknęła znad patelni.

- Takie poranki mógłbym mieć codziennie. - stwierdził siadając przy wyspie kuchennej.

Odwróciła się do niego zdziwiona.

- Codziennie rano chcesz się budzić na podłodze? - zapytała unosząc jedną brew.

- Nie. - zaśmiał się cicho. - Mówię o tym. - wskazał palcem na całą jej osobę i poszerzył uśmiech.

- Aha. - powiedziała tylko i odwróciła się z powrotem do patelni.

Delikatnie dotknęła palcami policzków, które były niebezpiecznie ciepłe. Chyba się nie rumieni. Prawda? Otrząsnęła się i nałożyła dwie porcje z czego jeden talerz postawiła przed szatynem.

- Smacznego. - powiedziała rozłamując pałeczki.

- Smacznego. - uczynił to samo ze swoimi.

W milczeniu zabrali się za jedzenie lecz ona czuła co jakiś czas jego wzrok na sobie.

- Coś nie tak? - zapytała między kęsami.

- Nie, dlaczego? - zdziwił się.

- Non stop na mnie zerkasz, irytujące. - burknęła chrupiąc bekon.

- Nie mogę się na Ciebie napatrzeć. - odparł uśmiechając się szeroko.

- Wiem, straszna jestem. Szczególnie z rana. - zaśmiała się krótko marszcząc nos.

- Nie, uważam, że jesteś bardzo ładna. Dlatego tak na Ciebie patrzę. - machnął w jej stronę pałeczką.

- Ta rozmowa schodzi na złe tory. Kuchnia trenerki rzuciła Ci się na mózg. - stwierdziła wstając. - Jak skończysz wstaw talerz do zlewu. - poprosiła zanim nie wyszła z pomieszczenia.

Kolejny debil, który chce się z niej ponabijać. Westchnęła ciężko wchodząc do pokoju i rzucając się na łóżko. Jeszcze chwila snu przecież jej nie zaszkodzi.

~

Z drzemki wyrwały ją hałasy dochodzące z salonu. Otworzyła oczy, które błyszczały groźnie i z zamachem odkryła kołdrę. Mamrocząc pod nosem z wściekłości, ciężkim krokiem weszła do pokoju głównego.

- Czy z wami nie może być chwili spokoju?! - warknęła skanując pomieszczenie.

- Zbudziliście huragan. - stwierdziła rozbawiona blondynka.

- Podejrzewam, że byłaś równie głośno, Alex. - odparła nadal zła ale jej głos złagodniał.

Okularnica zaśmiała się głośno i rzuciła czerwonookiej na szyję ochoczo całując. Ta natychmiast oddała pocałunek z lekkim uśmiechem przyciągając kobietę do siebie.

- Starczy tego. - Taiga odsunął od siebie dziewczyny. - Jesteście takie same, ubierzcie się do cholery. - westchnął zrezygnowany.

- Dobra, dobra. - Ikuyoko machnęła ręką lekceważąco. - I tak muszę się zbierać na trening. - dodała wychodząc z pomieszczenia.

- Czyli nie idziesz dzisiaj z nami na zawody? - zdziwił się Kiyoshi.

Odwróciła się w przejściu patrząc na niego obojętnie.

- Nie gracie, to po co ja tam? - odparła wzruszając ramionami i weszła do pokoju.

Spakowała torbę i ubrała się w dresy, koszulkę i bluzę. Ostatni raz rozejrzała się po pokoju sprawdzając czy wszystko ma i szybko zapięła torbę. Przerzuciła ją sobie przez ramię wychodząc do salonu.

- Nadal boks? - zapytała ją Garcia siedząca przy stole.

- Tak. - odpowiedziała jej zatrzymując się obok.

- A nadal masz ten problem? - dopytywała sącząc napój z kubka.

- Tak. - westchnęła cicho i poprawiła torbę.

Amerykanka pokiwała głową i już nic więcej nie mówiła a Kagami w korytarzy założyła buty i zgarnęła klucze z szafki.

- Wychodzę. - rzuciła tylko zanim nie zatrzasnęła za sobą drzwi.

Zeszła po schodach rozmyślając nad tym, co się ostatnio dzieje w jej życiu. Zawsze chciała aby było ono spokojne, leniwe i monotonne. Nie lubiła spontaniczności ani zbyt szybkiego rozwoju wydarzeń. Teraz miała w swoim domu tłum ludzi, brała czynny udział w ich koszykarskim rozwoju a pewien szatyn zaczął rzucać w nią niepokojącymi tekstami. Westchnęła głęboko patrząc w zimowe niebo. Jeszcze Alex przyleciała, teraz już zupełnie nie będzie miała spokoju. Musi wyładować wszystkie emocje na treningu, uderzanie w worek zawsze przynosiło jej ukojenie i uwolnienie od natrętnych myśli. Pomagało jej też opanować napady agresji, które ostatnio nawiedzają ją coraz rzadziej. Z rozmyślań wyrwało ją wesołe wołanie.

- Iku-chan! - parę metrów przed nią machała jej szatynka.

- Saitou. - odpowiedziała jej jak już była blisko. - Nie po imieniu, kurduplu. - dodała patrząc na nią z góry.

- Dajmy z siebie dzisiaj wszystko! - krzyknęła uradowana wznosząc pięść do góry.

Kagami uniosła jedną brew w geście politowania i bez słowa minęła przyjaciółkę wchodząc do budynku gdzie dobywają się treningi.

- Co będziesz robiła potem? - zapytała ją zielonooka doganiając ją.

- Leżała na kanapie objadając się pizzą. - odparła otwierając drzwi i przepuszczając w nich młodszą dziewczynę.

- A oni nie grają dzisiaj meczu? - zdziwiła się poprawiając torbę.

- Nie. - burknęła wchodząc do szatni.

- To może wyciągnę gdzieś Mitobe? - zastanawiała się głośno rozpoczynając przebieranie.

- Poszli oglądać mecze innych. - rzuciła obojętnie i zaraz tego żałowała.

- Chodźmy do ich! - pisnęła podekscytowana.

Ikuyoko przewróciła oczami wzdychając ciężko.

- Sama idź. - warknęła zakładając spodenki.

- Daj spokój! Jestem pewna, że też chcesz pójść popatrzeć. - wyszczerzyła się do niej szeroko.

Nie odpowiedziała jej, dzisiaj nie miała ochoty na żadne zawody czy koszykówkę. Kaguya musiała tym razem odpuścić. Kagami z hukiem zamknęła za sobą drzwi wychodząc na korytarz a zaraz potem na salę gdzie wreszcie mogła rozładować emocje.

~

Następnego dnia obudził ją budzik lecz nie należał on do niej.

- Możesz to cholerstwo wyłączyć?! - krzyknęła wchodząc agresywnie do pokoju brata.

- Przecież wyłączyłem. - burknął lekko zaspany.

- Dziewiąta rano... Za co Ty się mścisz? - jęknęła żałośnie wychodząc z pomieszczenia.

Sprawnie odbyła poranną toaletę aby nie zajmować bratu zbyt długo łazienki. Wbrew pozorom potrafiła czasami okazać trochę dobroci ale tylko trochę i nie za często. Wiedziała, że ma on mecz więc była trochę bardziej wyrozumiała. Gdy była już gotowa weszła do salonu gdzie zastała nagą Alex i czerwonego Taigę.

- Mówiłem Ci już, żebyś nosiła jakieś ubrania! - krzyknął rzucając w blondynkę spodniami.

- Ja tam nie narzekam. - Iku uśmiechnęła się lubieżnie.

- Zamknij się, Ikuyoko! - warknął do niej brat.

- Sam się zamknij, wielkoludzie! - wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- Już się uspokójcie. - zaśmiała się nerwowo zielonooka zakładając koszulkę.

- Idę się ogarnąć i możemy iść. - burknął czerwonooki wychodząc z pomieszczania.

- Będzie dobrze? - zapytała drugoklasistka gdy miała pewność, że jej nie usłyszy.

- Jestem tego pewna. - odparła jej Garcia.

Pokiwała wolno głową marszcząc czoło w skupieniu. Naprawdę chciała aby utarł nosa temu Pokoleniu Cudów.

~

Razem z chłopakami w białych dresach weszła na boisko. Nikt jej się nie czepiał, że też jest na boisku gdyż miała dokładnie takie same ubranie jak oni. Równie dobrze mogła być menadżerką i nikt nie musiał wiedzieć, że robi za sztuczny tłum. Zobaczyła na trybunach Kaguyę siedzącą w pobliżu Alex. Szatynka rozpromieniła się gdy Mitobe wszedł na boisko już na samym początku lecz tego dnia Seirin zdecydowanie nie szła gra, z tego powodu trenerka wzięła czas. Hyuga walnął jakąś motywującą przemowę ale Ikuyoko nie słuchała jej zajęta obserwowaniem przeciwnej drużyny. Zastrzygła uszami dopiero gdy usłyszała coś o biciu.

- Uderz mnie jak najmocniej potrafisz abym wreszcie skupił się na meczu. - poprosił poważnym tonem Junpei.

- Mogę ja? - zapytała rozbawiona czerwonowłosa.

- Nie przeżyją tego. - stwierdził zimno Kagami.

- Nie przesadzaj. - machnęła lekceważąco ręką.

Przewrócił oczami i już się nie odzywał.

- Co? Jestem taka słabiutka. - powiedziała Riko z błogim uśmiechem na ustach.

- Wyglądasz na podekscytowaną. - burknął przerażony kapitan.

Aida sprzedała każdemu z liścia w twarz zostawiając tym samym czerwone ślady w kształcie dłoni.

- Ogarnijcie się. - dodała poważnym głosem Ikuyoko.

- No jasne, Kagami-san. - odwrócił się do niej Izuki.

Weszli na boisko wzbudzając zaskoczenie wśród przeciwników swoimi nowymi nabytkami na twarzy. Czerwonowłosa tylko posłała Liceum Nakamiya pogardliwe spojrzenie odchylając się na ławce.

~

Wygrywając kolejne mecze dotarli do ćwierćfinałów a ich przeciwnikiem w nich miało być Liceum Yosen. To właśnie tam grał Murasakibara i Tatsuya. Uważnie obserwowała nagranie ich meczu razem z koszykarzami i trenerką.

- Są jak mur. - stwierdziła gdy nagranie dobiegło końca.

- To nie jest śmieszne. - burknął poważny Shun.

- To był mecz koszykówki, prawda? - zapytał przerażony Koganei.

- Ten wynik by mnie tak bardzo nie dziwił jakby to był mecz między słabą i silną drużyną na zawodach lokalnych. - westchnął zamyślony rozgrywający. - A to jest drugi raz z rzędu na mistrzostwach krajowych. - dodał zszokowany.

- To kompletne przeciwieństwo agresywnego stylu Too. - odparł Teppei. - Nie oddali ani jednego punktu w obu meczach. - zauważył wpatrując się w ekran.

Siedzieli przez chwilę zapatrzeni przed siebie analizując sytuację w jakiej się znaleźli.

- Każdy mur można przebić. - Kagami przerwała ciszę wstając. - Wystarczy tylko użyć odpowiednio dużo siły. - dodała otrzepując spodnie.

Wyszła z pomieszczenia zabierając swoje rzeczy i nawet się z nimi nie żegnając. Na zewnątrz zimne powietrze rozwiało jej włosy i przyprawiło o szczypanie policzków.

- Odprowadzę Cię. - usłyszała za sobą znajomy głos.

- Żelazne Serce. - mruknęła obojętnie. - Jeśli chcesz. - wzruszyła ramionami.

Nie czekając postawiła pierwszy krok w kierunku domu a on zrównał się z nią dopiero po chwili.

- Dziękuję, że nas wspierasz. - spojrzał na nią szeroko uśmiechnięty.

- Tak, tak. Wmawiaj sobie. - machnęła lekceważąco ręką.

- I tak wiem, że chciałabyś abyśmy wygrali. - odparł rozpromieniony.

- Ktoś musi skopać tyłki tej śmiesznej generacji. - burknęła wydymając czerwone od zimna policzki.

- W takim razie będziemy to my! - pewnie wskazał na siebie kciukiem.

- Niekoronowany Król pokonujący Pokolenie Cudów? - zerknęła na niego z politowaniem.

- Przecież nie jestem sam. - zauważył rozbawiony. - Poza tym miałaś tak na mnie nie mówić. - fuknął obrażony.

- Oczywiście. - zaśmiała się pod nosem.

Nadal udając obrażonego z odwróconą głową w drugą stronę i skrzyżowanymi rękami na piersi szedł z nią krok w krok dopóki coś nie postanowiło go zatrzymać. Mianowicie słup od latarni, w którego uderzył czołem. Na ten widok dziewczyna zaczęła śmiać się głośno starając powstrzymać cisnące się do oczy łzy rozbawienia. Szatyn masował obolałe czoło zerkając na roześmianą towarzyszkę z błyskiem radości w brązowych oczach.

- Jeśli taka jest cena za Twój śmiech to ja mogę uderzać w słupy codziennie. - wyszczerzył się do niej szeroko jak nigdy.

- Głupek. - skwitowała nadal starając się uspokoić. - Okropny głupek. - dodała odwracając się od niego.

Dołączył do niej z rosnącym guzem na czole i ustami rozciągniętymi w uśmiechu.

- Jesteś niemożliwy. - stwierdziła patrząc na niego z iskierkami rozbawienia w oczach.

- Wiem. - odparł dumnie patrząc przed siebie.

Skwitowała to parsknięciem kręcąc głową z niedowierzeniem. On chyba nigdy nie przestanie jej zaskakiwać.

-----

Witam ponownie dzisiaj!

Wrzucam bo nie poszłam do szkoły... A w przyszłości może być z tym rożnie ze względu na mój stan zdrowia. Będzie kiepsko jeśli w szpitalu skonfiskują mi telefon, wtedy ostro się wkurzę. Ale póki co jestem tutaj cały czas i piszę.

Buzi <3

~ Ignis

-----

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro