Prolog: Biel
Jasnobiały blask księżyca, lekko odbijał się od witrażowych okien ogromnego gmachu. Kolory przebijały się przez nie, tworząc niesamowitą mozaikę na zimnej, kafelkowej podłodze. Większość mieszkańców już oddała się w krainę snów i marzeń, jednak jedna osoba nadal nie udała się na spoczynek. Wysoka, szczupła kobieta zmrużyła w grymasie swoje oczy, które zostały oślepione przez lśniący z całą mocą księżyc. Nie obchodziło ją zbytnio przepiękne światło, właściwie to nawet trochę jej przeszkadzało w działaniach. Westchnęła cicho.
— Uch... Znowu ta pełnia... Gdybym tylko nie musiała pracować tutaj, gdzie da się to najlepiej obserwować... — powiedziała sama do siebie, poprawiając swoje złote, okrągłe okulary. Ciągle były zbyt duże i zdecydowanie za często ześlizgiwały się jej z nosa, co niemiłosiernie ją irytowało.
Na środku wielkiego pomieszczenia, w którym się znajdowała, stał pokaźny stół alchemiczny z wyżłobionymi wzorami i napisami. W jednej z misek znajdowały się opiłki złota, natomiast obok – w małym, kamiennym moździerzu – umieszczone były kawałki kredowej bryły. Były białe jak mroźny śnieg, powoli spadający w odmęty zamarzniętych krain, oraz lodowatych, wysokich gór.
Kobieta poczęła starannie i dokładnie ucierać w naczyniu minerał. Nie miała pojęcia czy uda jej się to, co sobie zaplanowała. Wiele ludzi uważało jej zachcianki za niepotrzebne narodowi, po prostu zbędne. Raniły ją te słowa i opinie, które w myślach porównywała do gilotyny zwisającej nad jej szyją, jedynie czekającej na odpowiedni moment, aby bezwładnie opaść i zakończyć jej beznadziejne pomysły. Ciemnowłosa miała jednak silną wolę i niezachwianą wiarę w swoje przekonania. Nie poddałaby się tylko dlatego, że ktoś jej coś powiedział. Była uparta jak osioł i tak samo jak to zwierzę, wytrwale dążyła do celu. Taka właśnie była Rhinedottir. Jedna z alchemiczek i uczonych w kraju Khaenri'ah.
— Nikt mi nie zabroni... niczego — pomyślała z chłodną determinacją — Oni to mają... a ja nie... to niesprawiedliwe!... — Usiadła na krześle przy swoim miejscu pracy. Mebel lekko zaskrzypiał, roznosząc echo po pracowni, a przez podmuchy wiatru, pochodzące z zepsutego od dawna okna, spadły na podłogę kartki z notatkami. Mimo narzekaniom na nocne niebo spojrzała na jasny księżyc wyglądający jak idealne, lśniące koło. Czuła w środku gorycz, smutek i żal, jak i... zazdrość...? Gniew i wyżerającą ją od środka złość, kipiącą jak rozżarzony, ognisty wulkan.
Spod powiek młodej kobiety polały się słone, ciepłe łzy. Wyglądały jak delikatne, płynne diamenty, spływające po jej bladych policzkach. W całym zamku panowała głucha cisza. Potęgował ją fakt, że był sam środek nocy. Przez nieboskłon przeleciała szybka niczym wiatr gwiazda.
— Ja tylko pragnę mieć dziecko... o niebiosa co mam wam dać, abyście spełniły moje marzenie?
W jednej, niezauważonej chwili do kredowego proszku, wpadła jedna z łez Rhinedottir. Na tym miejscu pojawił się mały, złoty wzór młodego, rozkwitającego kwiatu, który rozświetlił stół alchemiczny, słonecznym, przyjemnym blaskiem. Kobieta wzdrygnęła się zaskoczona, zrywając się na równe nogi.
— Co to jest?! — Poczęła spoglądać uważnie na dziwne zjawisko, wycierając pospiesznie zapłakaną twarz.
Nad misą oraz naokoło niej powstała gęsta mgła, która przysłoniła całkowicie widoczność. Kobieta stała zaintrygowana. Nigdy nie widziała tak niespotykanych czarów... z resztą, przecież nic nie wykonała... nie użyła żadnych zaklęć... Kawałki złota uniosły się lekko, wtapiając się w mlecznobiałą chmurę, która po chwili zaczęła coraz szybciej wirować. Alchemiczka odsunęła się na bezpieczny dystans. Gdy mgła się rozsunęła, ujrzała na stole niemowlę zawinięte w pieluszkę. O dziwo było bardzo ciche, nie płakało, ale też się nie uśmiechało. Wyglądało jak lalka... jednak nią nie było, oddychało.
— Dz-dziecko? - wypowiedziała na jednym wdechu zszokowana. — Jak to jest możliwe?
Podeszła niepewnie do niemowlęcia i wzięła je delikatnie na ręce. Było prześliczne. Jasne, blond włosy idealnie komponowały się z lazurowymi, morskimi oraz łagodnymi tęczówkami. Chłopiec wpatrywał się w nową mamusię z zaciekawieniem.
Rhinedottir uśmiechnęła się lekko, miziając młodego człowieczka opuszkiem palca po policzku... właściwie chwila... nie był człowiekiem, tylko homunkulusem... Został stworzony magią... A to wyjaśniało, dlaczego był tak wyprany z emocji...
— Musi ci być tutaj zimno... — Zauważyła zmartwiona. Rzeczywiście w pracowni było o wiele chłodniej niż w sypialni, szczególnie w nocy.
Po tych słowach wzięła do jednej ręki świecę, zaś drugą otworzyła ogromne, ciężkie drzwi pracowni. Delikatnie wzięła niemowlę i udała się w stronę swej komnaty.
Nie ma co ukrywać – kobieta była bardzo bogata, na wszystko zapracowała sama, nigdy nikogo nie oszukała... no może raz w jednej gospodzie... ale przecież jedno kłamstwo na osłodę życia nie zaszkodzi, prawda?
Wielki zamek Rhinedottir wybudowała za swoje niemałe oszczędności. Od dziecka marzyła i pragnęła mieszkać zupełnie jak księżniczki oraz królowe z bajek w pięknych murach, otoczonych kwitnącymi kwiatami lilii i kolorowych róż. Mimo że spełniła swoje marzenie to... czuła się bardzo samotna. Codziennie widywała puste pokoje z sypialniami i świecącymi pustką szafami na ubrania, nigdy nieużywane salony, w których stały zakurzone, pozłacane meble... jak i sala balowa... tym bardziej niezdatna do użytku, ogromna, zapuszczona pajęczynami i przytłaczająca swoimi rozmiarami. Najgorsza jednak była chyba ta cisza... ciągła, niekończąca się cisza, odbijająca lekkim echem jej samotne kroki. Czasem pragnęła, aby w tym gmachu stało się bardziej gwarno... radośniej... weselej...
Gdy w końcu zakończył się spacer przez długi, rzeźbiony w kwiatowe wzory korytarz, kobieta lekko uchyliła drzwi swojej sypialni, zaraz je za sobą zamykając. Mimo że był to jej pokój, nie był on największy ze wszystkich. Był raczej średnich rozmiarów. Piękna, dębowa podłoga cudownie pasowała do wielkiego łoża z baldachimem w kwiatowe wzory. Obok stał stolik, ogromna komoda jak i cudowny, okrągły, dziergany dywan. Do tego okna z szerokimi parapetami, na których można było wygodnie usiąść oraz zrelaksować się, czytając ulubioną lekturę. Książki zawsze żyły z Rhinedottir, a Rhinedottir z książkami. Bez nich byłaby właściwie nikim, to właśnie z nich nauczyła się wszystkich magicznych czarów i zaklęć. Mimo wszystko i tak uwielbiała czytać różne opowieści... delikatnie, powolnie przesuwając palce ze strony na stronę... czując w nosie charakterystyczny zapach starego pergaminu. Takie chwile były cudowną odskocznią od otaczającej jej szarej rzeczywistości. Jednak teraz jej życie ma szansę nabrać barw... przynajmniej ma taką nadzieję... nigdy jej nie straciła. Nigdy.
Położyła ostrożnie nowego członka swojej rodziny na łożu, a sama udała w stronę wielkiej szafy, stojącej w rogu komnaty. Już po chwili przebrana w piżamę wróciła do blondyna z dziecięcym ubrankiem, znalezionym w zakurzonej na wierzchu skrzyni.
— Będzie Ci w tym wygodnie i z pewnością cieplutko. — Uśmiechnęła się serdecznie, przebierając dzieciątko.
Z niezasłoniętego zasłoną okna zawitał ponowie księżyc, rzucający srebrzyste promienie na młodego chłopaka, trzymanego przez uczoną w ramionach. Kobieta zauważyła na stoliku zawieruszony kawałek kredowej bryły, taki sam, z którego zostało stworzone niemowlę.
— Mój syn... — Zamyśliła się i nagle doznała olśnienia. — Syn kredy... Albedo... — Spojrzała w jego oczy. — Od dzisiaj będziesz zwany Albedo, chłopcze...
Witam was serdecznie w prologu mojego nowego fanfiction. Tym razem na moim profilu zawita coś specjalnie dla fanfomu Genshin Impact. Widziałam wiele książek o shipach np. Kayea x Albedo albo Albedo x Reader. Ja natomiast postanowiłam stworzyć coś nietuzinkowego, czego nigdy nie zauważyłam o tej postaci na Wattpadzie. Pomyślałam - "Hej a co jakby stworzyć coś konkretnie skupionego wokół Albedo? Tak właśnie narodził się mój pomysł.
Chciałam również, podziękować Paulina Pina Ciesielka za użyczenie mi pozwolenia na korzystanie z autorskiej teorii (wszystkie dokładne credit'y dam na tablicy jak i w opisie fanfika oraz link, gdyby ktoś byłby chętny przeczytać to cudo PS. Chętnie oznaczyłabym twój Wattpad ale niestety nie znam nazwy TvT). Pragnę także podziękować @WyimagiowanyEnder za betowanie powyższego prologu, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję! ^^ ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro