Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Szerzej otworzyła oczy widząc w jego pokoju niemal idealny porządek. Dwuosobowe, drewniane łóżko było posłane i przykryte zieloną narzutą, na której były trzy ozdobne, szare poduszki. Jasne panele podłogowe na środku pomieszczenia przykrywał puchaty, zielonkawy dywan a zasłonki w oknie były tego samego koloru. Wszystkie meble wykonane były z ciemnobrązowego drewna a na półkach nie widniało zbyt wiele ozdób, zapewne po to aby nie zbierał się na nich kurz. Nie zobaczyła ani jednej zwiniętej skarpetki czy pogniecionej koszulki na podłodze. Spojrzała na Kiyoshiego z niedowierzaniem i podeszła do szafy otwierając ją pewnie. Ubrania były w idealnym porządku.

- Współczuję Ci, że musiałeś obserwować mój bałagan w pokoju. - stwierdziła zamykając drzwiczki.

- Mało mnie on interesował. - przyznał opierając się o zamknięte już drzwi. - Ważniejsza byłaś Ty. - uśmiechnął się do niej szeroko.

- Słodzisz. - mruknęła marszcząc nos.

Podeszła do niego pewnie przyciskając do ciemnego drewna i składając pocałunek na jego rozchylonych wargach. Objął ją dłonią w pasie przyciągając jej biodra bliżej siebie aby zniszczyć irytującą odległość między nimi.

- Gdzie masz walizkę? - zapytała odrywając się od niego.

- Chrzanić pakowanie. - mruknął nachylając się do jej ust.

- Nie, nie. - odsunęła się od niego wyswobadzając z jego objęć. - Przecież znam klimat i tak dalej. - machnęła ręką ponownie podchodząc do szafy.

- Jesteś okropna. - westchnął wyciągając dużą torbę z najniższej półki.

- Dzięki. - odparła wyciągając jego bluzę. - Podoba mi się. - stwierdziła patrząc na materiał.

Przełożyła ją przez głowę i założyła kaptur po czym rzuciła się na łóżko wzdychając błogo. Pokręcił głową i wyciągnął parę sztuk koszulek, spodni a na koniec odpowiednią ilość bielizny.

- Gdzie dokładnie lecimy? - zapytała zapatrzona w sufit.

- Los Angeles. - odpowiedział z głową w szafie.

- Nie będzie tragedii jeśli chodzi o temperaturę, pewnie coś około 20 stopni. - powiedziała przekręcając się na bok. - Ale mogą trafiać się opady więc polecam coś przeciwdeszczowego. - ziewnęła szeroko podkładając ramię pod głowę.

- To właściwie całkiem przyjemnie. - stwierdził wyciągając kurtkę przeciwdeszczową.

- Dlatego wolę Amerykę. - mruknęła zwijając się w kulkę.

Zamknęła oczy i dość szybko zasnęła wsłuchując się w odgłosy krzątaniny szatyna. Z lekkim uśmiechem zerkał co jakiś czas na dziewczynę, która gdy śpi wygląda zaskakująco niewinnie. Do czasu gdy jej się nie zbudzi. Dokończył pakowanie i pozwolił jej spać wychodząc z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi.

- Gdzie Kagami-chan? - zapytała kobieta nadal dziergając na szydełku.

- Śpi. - odpowiedział rozbawiony. - Nie przepuści żadnej okazji aby się zdrzemnąć lub coś zjeść. - dodał siadając na kanapie.

- To może zrobię coś do jedzenia? - oderwała wzrok od włóczki zerkając na wnuczka znad okularów.

- Na pewno nie odmówi. - odparł uśmiechając się szeroko. - Jeszcze trochę pośpi więc mamy czas. - dodał powoli wstając.

- A Ty gdzie? - popatrzyła na niego z politowaniem. - Nie chcemy jej otruć. - stwierdziła odkładając robótkę na stolik.

Zdjęła koc z kolan i ociężale podniosła się z fotela by za chwilę podreptać do kuchni. Szatyn zerknął jeszcze na dziadka, który smacznie pochrapywał lekko się bujając po czym poszedł za babcią.

- Niczego nie dotykaj. - zaznaczyła kobieta otwierając lodówkę.

- Oba-san, nie jest ze mną aż tak źle. - naburmuszył się krzyżując ręce na piersi.

Spojrzała na niego wymownie po czym wyjęła potrzebne produkty i położyła je na blacie. Chłopak przewrócił oczami i wrócił do salonu gdzie rozłożył się na kanapie wpatrując w sufit.

- Kim ona dla Ciebie jest? - Takashi przerwał rozmyślanie wnuczka.

- Ona dla mnie? - upewnił się nadal leżąc. - Bardzo mi na niej zależy, jest dla mnie ważna i chciałbym z nią być. - odpowiedział spokojnie.

Bardzo dobrze dogadywał się z dziadkiem, mieli podobne charaktery, taki sam też był ojciec Teppeia, którego on niestety nie pamiętał.

- A Ty dla niej? - dopytywał siwowłosy.

- Nie wiem... - przyznał z westchnięciem. - Kagami ma trudny charakter, nie lubi być ograniczana ani być w jakiś sposób do czegoś zobowiązana. - dodał zagryzając wargę.

- To nie znaczy, że nic do Ciebie nie czuje. - zauważył zwracając twarz w kierunku szatyna.

- Wiem. - pokiwał głową chociaż wiedział, że mężczyzna tego nie zobaczy.

- Daj jej czas. - uśmiechnął się łagodnie. - Ona się boi. - lekko posmutniał po tych słowach.

- Skąd wiesz? - podniósł się lekko do góry.

- Gdybyś nie widział tyle lat co ja ujrzałbyś więcej niż myślisz. - zaśmiał się cicho. - Czuję to. Ten strach wręcz od niej bije. Jest też nieufna, pewnie boi się właśnie przywiązania. A raczej bólu po odtrąceniu. - westchnął na nowo zaczynając bujać się w fotelu.

- Nie odtrącę jej. - powiedział twardo podnosząc się do siadu.

- W to nie wątpię. - pokiwał wolno głową. - Lecz ona nie może tego wiedzieć w zupełności, musisz jej to pokazać. - oparł głowę na oparciu przymykając oczy.

Chłopak nic już więcej nie powiedział tylko siedział analizując słowa dziadka. Pewny siebie wstał z zawziętym wyrazem twarzy po czym wyszedł z pomieszczenia. Uchylił cicho drzwi i rozczulony spojrzał na czerwonowłosą śpiącą w jego szarej bluzie. Podszedł do niej i kucnął przy łóżku opierając brodę na jego skraju i wpatrując się w jej spokojną twarz.

- Nie masz się czego bać, Ikuyoko. - szepnął uśmiechając się lekko. - Nigdy Cię nie zostawię. - obiecał głaszcząc delikatnie jej policzek.

- Obiecanki cacanki a głupiemu radość. - mruknęła nadal mając zamknięte oczy.

- Nie śpisz. - stwierdził zdziwiony rumieniąc się mocno.

- Jak widać. - burknęła poprawiając ramię pod głową.

- Mówię zupełnie poważnie Kagami. - powiedział łapiąc ją za wolną dłoń.

- Wierzę Ci. - przyznała otwierając oczy.

- Cieszę się. - wyszczerzył się do niej zaciskając palce na jej ręce. - A teraz chodź, babcia gotuje coś specjalnie dla Ciebie. - dodał podnosząc się i delikatnie ciągnąc za sobą dziewczynę.

- Dla mnie powiadasz. - ziewnęła szeroko siadając na łóżku. - W takim razie chodźmy. - posłała mu jeden z rzadkich, szczerych uśmiechów i pozwoliła się poprowadzić do kuchni.

Weszli do pomieszczenia zaciągając się smakowitym zapachem.

- Pachnie dobrze. - stwierdziła podchodząc do kuchenki.

Odkryła pokrywkę i nachyliła się nad garnkiem kontrolując zawartość.

- On nie gotował, prawda? - wskazała na szatyna za nią.

- Nie, nie. - staruszka machnęła niedbale ręką.

- I dobrze, jeszcze by nas wszystkich potruł. - mruknęła zamykając naczynie.

- Dokładnie to samo powiedziałam. - pokiwała głową kobieta.

- Jesteście okropne. - oburzył się chłopak wydymając policzki.

Kagami zaśmiała się głośno widząc jego minę odbierając naczynia od Asami. Koszykarz popatrzył na nią zaskoczony, ona naprawdę rzadko tak głośno się śmieje. Udzieliło mu się jej rozbawienie i sam uśmiechnął się wpatrzony w czerwonowłosą licealistkę. Jego babcia za to wpatrywała się we wnuczka, który za żadne skarby nie potrafił ukryć zachwytu wymalowanego na twarzy.

- Siadajmy. - przerwała tą scenę uśmiechając się pod nosem.

- Wybaczcie. - Iku zakryła usta dłonią starając się opanować oddech.

- Za co? - zapytał Takashi wchodząc do kuchni.

- Nie powinnam się tak śmiać. - odparła patrząc na mężczyznę odsuwającego krzesło.

- Dlaczego? - uniósł brew zdziwiony. - Jesteś szczęśliwa to się śmiej, jesteś smutna to płacz a jak zła to krzycz. Życie jest za krótkie na ukrywanie emocji. - dodał siadając na krześle.

- Skoro Pan tak mówi. - westchnęła siadając obok niego.

- Uczucia to coś ludzkiego i nie ma się czego wstydzić młoda damo. - wtrąciła Asami nakładając jej ryż.

- Łatwo Pani mówić. - burknęła sięgając po pałeczki.

- Strach i wstyd to najwięksi wrogowie miłości. - wskazała na licealistkę łyżką. - Kiedyś nie było takich problemów, prawda Takashi? - spojrzała na męża.

- To, że było inaczej nie znaczy, że nie było problemów, Asami. - pokręcił głową z lekki uśmiechem.

- Oj tam. - machnęła ręką zabierając się za jedzenie.

- Długo są Państwo razem? - zapytała Ikuyoko nabierając ryżu na pałeczki.

- Będzie już 55 lat. - odpowiedziała jej staruszka.

- Tyle jesteśmy po ślubie. - sprostował mężczyzna. - Zaczęliśmy się umawiać jak mieliśmy 16 lat, pobraliśmy się mając 20 lat. - sprecyzował uśmiechając się szeroko.

- To jest... - wzięła wdech zatrzymując powietrze w płucach.

- Przerażające, prawda? - zaśmiał się siedzący naprzeciwko niej szatyn. - Spędzić z kimś całe życie, trzeba mieć wiele odwagi i zaufania. - westchnął nachylając się nad talerzem.

- Tak... - pokiwała wolno głową. - Odwaga. - mruknęła do siebie.

Resztę posiłku rozmawiali już o dużo luźniejszych tematach wywołując co jakiś czas śmiech u licealistów. Trafiły się wspominki z dzieciństwa Kiyoshiego czy jego dziadków, a one najbardziej bawiły Ikuyoko.

- Odprowadzę Cię. - zaoferował Teppei pomagając jej zmywać aby staruszkowie mogli odsapnąć.

- Nie trzeba. - odparła wycierając talerz.

- Trzeba. - uśmiechnął się do niej szeroko.

- Dobra, dobra. - westchnęła. - Tylko się już tak nie szczerz. - burknęła pod nosem.

Dokończyli mycie naczyń i po wytarciu rąk oraz pożegnaniu się z dziadkami wyszli do przedpokoju. Dziewczyna założyła buty lecz chłopak tylko stał i jej się przyglądał.

- Jednak nie idziesz? - zapytała prostując się i patrząc na niego.

Nie odpowiedział jej tylko podszedł i przysunął do ściany całując zachłannie. Natychmiast oddała pocałunek ten jeden raz pozwalając mu przejąć kontrolę. Zarzuciła mu ręce na szyję przyciągając jeszcze bliżej. Odsunął się od niej po dłuższej chwili z uśmieszkiem na ustach po czym zaczął zakładać buty. Dziewczyna pokręciła głową sięgając po kurkę by zaraz założyć ją na siebie. Wyszli z domu wychodząc na mroźne powietrze i przeszywający wiatr. Po paru metrach Teppei zatrzymał swoją towarzyszkę odwracając ją w swoją stronę.

- Przeziębisz się. - mruknął zapinając jej kurtkę.

Odwróciła głowę zarumieniona, nie potrafiła wyjaśnić swoich głupich reakcji. Gdy zasunął jej suwak pod samą brodę ujął jej twarz w dłonie i cmoknął krótko w lekko czerwony nos. Uśmiechnął się szeroko i wznowił spacer w kierunku jej mieszkania. Zrównała z nim krok i nadal z czerwonymi polikami złapała go za dłoń splatając palce. Szatyn zerknął na nią zaskoczony, nigdy tego nie zrobiła a on nawet nie próbował. Poszerzył uśmiech zaciskając rękę oraz przysuwając się do dziewczyny.

-----

Ohayo!

I jak wrażenia? Wyszło trochę słodko, nie sądzicie?

~ Ignis

-----

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro