Rozdział 14
Obudziła się lecz oni wszyscy nadal leżeli tak jak ich zostawiła. Ubrana w krótkie, dresowe spodenki i jakąś bluzę zabraną bratu z szafy postanowiła wykazać się odrobiną dobrej woli i zrobić śniadanie. Wyjęła potrzebne rzeczy z lodówki aby zrobić smażone jajka z bekonem i zabrała się za gotowanie. Nie wiedziała czy jej krzątanina czy zapach jedzenia ale coś sprawiło, że Teppei się ocknął.
- Dzień dobry. - przywitał się z nią ze swoim standardowym uśmiechem.
- Bry. - mruknęła znad patelni.
- Takie poranki mógłbym mieć codziennie. - stwierdził siadając przy wyspie kuchennej.
Odwróciła się do niego zdziwiona.
- Codziennie rano chcesz się budzić na podłodze? - zapytała unosząc jedną brew.
- Nie. - zaśmiał się cicho. - Mówię o tym. - wskazał palcem na całą jej osobę i poszerzył uśmiech.
- Aha. - powiedziała tylko i odwróciła się z powrotem do patelni.
Delikatnie dotknęła palcami policzków, które były niebezpiecznie ciepłe. Chyba się nie rumieni. Prawda? Otrząsnęła się i nałożyła dwie porcje z czego jeden talerz postawiła przed szatynem.
- Smacznego. - powiedziała rozłamując pałeczki.
- Smacznego. - uczynił to samo ze swoimi.
W milczeniu zabrali się za jedzenie lecz ona czuła co jakiś czas jego wzrok na sobie.
- Coś nie tak? - zapytała między kęsami.
- Nie, dlaczego? - zdziwił się.
- Non stop na mnie zerkasz, irytujące. - burknęła chrupiąc bekon.
- Nie mogę się na Ciebie napatrzeć. - odparł uśmiechając się szeroko.
- Wiem, straszna jestem. Szczególnie z rana. - zaśmiała się krótko marszcząc nos.
- Nie, uważam, że jesteś bardzo ładna. Dlatego tak na Ciebie patrzę. - machnął w jej stronę pałeczką.
- Ta rozmowa schodzi na złe tory. Kuchnia trenerki rzuciła Ci się na mózg. - stwierdziła wstając. - Jak skończysz wstaw talerz do zlewu. - poprosiła zanim nie wyszła z pomieszczenia.
Kolejny debil, który chce się z niej ponabijać. Westchnęła ciężko wchodząc do pokoju i rzucając się na łóżko. Jeszcze chwila snu przecież jej nie zaszkodzi.
~
Z drzemki wyrwały ją hałasy dochodzące z salonu. Otworzyła oczy, które błyszczały groźnie i z zamachem odkryła kołdrę. Mamrocząc pod nosem z wściekłości, ciężkim krokiem weszła do pokoju głównego.
- Czy z wami nie może być chwili spokoju?! - warknęła skanując pomieszczenie.
- Zbudziliście huragan. - stwierdziła rozbawiona blondynka.
- Podejrzewam, że byłaś równie głośno, Alex. - odparła nadal zła ale jej głos złagodniał.
Okularnica zaśmiała się głośno i rzuciła czerwonookiej na szyję ochoczo całując. Ta natychmiast oddała pocałunek z lekkim uśmiechem przyciągając kobietę do siebie.
- Starczy tego. - Taiga odsunął od siebie dziewczyny. - Jesteście takie same, ubierzcie się do cholery. - westchnął zrezygnowany.
- Dobra, dobra. - Ikuyoko machnęła ręką lekceważąco. - I tak muszę się zbierać na trening. - dodała wychodząc z pomieszczenia.
- Czyli nie idziesz dzisiaj z nami na zawody? - zdziwił się Kiyoshi.
Odwróciła się w przejściu patrząc na niego obojętnie.
- Nie gracie, to po co ja tam? - odparła wzruszając ramionami i weszła do pokoju.
Spakowała torbę i ubrała się w dresy, koszulkę i bluzę. Ostatni raz rozejrzała się po pokoju sprawdzając czy wszystko ma i szybko zapięła torbę. Przerzuciła ją sobie przez ramię wychodząc do salonu.
- Nadal boks? - zapytała ją Garcia siedząca przy stole.
- Tak. - odpowiedziała jej zatrzymując się obok.
- A nadal masz ten problem? - dopytywała sącząc napój z kubka.
- Tak. - westchnęła cicho i poprawiła torbę.
Amerykanka pokiwała głową i już nic więcej nie mówiła a Kagami w korytarzy założyła buty i zgarnęła klucze z szafki.
- Wychodzę. - rzuciła tylko zanim nie zatrzasnęła za sobą drzwi.
Zeszła po schodach rozmyślając nad tym, co się ostatnio dzieje w jej życiu. Zawsze chciała aby było ono spokojne, leniwe i monotonne. Nie lubiła spontaniczności ani zbyt szybkiego rozwoju wydarzeń. Teraz miała w swoim domu tłum ludzi, brała czynny udział w ich koszykarskim rozwoju a pewien szatyn zaczął rzucać w nią niepokojącymi tekstami. Westchnęła głęboko patrząc w zimowe niebo. Jeszcze Alex przyleciała, teraz już zupełnie nie będzie miała spokoju. Musi wyładować wszystkie emocje na treningu, uderzanie w worek zawsze przynosiło jej ukojenie i uwolnienie od natrętnych myśli. Pomagało jej też opanować napady agresji, które ostatnio nawiedzają ją coraz rzadziej. Z rozmyślań wyrwało ją wesołe wołanie.
- Iku-chan! - parę metrów przed nią machała jej szatynka.
- Saitou. - odpowiedziała jej jak już była blisko. - Nie po imieniu, kurduplu. - dodała patrząc na nią z góry.
- Dajmy z siebie dzisiaj wszystko! - krzyknęła uradowana wznosząc pięść do góry.
Kagami uniosła jedną brew w geście politowania i bez słowa minęła przyjaciółkę wchodząc do budynku gdzie dobywają się treningi.
- Co będziesz robiła potem? - zapytała ją zielonooka doganiając ją.
- Leżała na kanapie objadając się pizzą. - odparła otwierając drzwi i przepuszczając w nich młodszą dziewczynę.
- A oni nie grają dzisiaj meczu? - zdziwiła się poprawiając torbę.
- Nie. - burknęła wchodząc do szatni.
- To może wyciągnę gdzieś Mitobe? - zastanawiała się głośno rozpoczynając przebieranie.
- Poszli oglądać mecze innych. - rzuciła obojętnie i zaraz tego żałowała.
- Chodźmy do ich! - pisnęła podekscytowana.
Ikuyoko przewróciła oczami wzdychając ciężko.
- Sama idź. - warknęła zakładając spodenki.
- Daj spokój! Jestem pewna, że też chcesz pójść popatrzeć. - wyszczerzyła się do niej szeroko.
Nie odpowiedziała jej, dzisiaj nie miała ochoty na żadne zawody czy koszykówkę. Kaguya musiała tym razem odpuścić. Kagami z hukiem zamknęła za sobą drzwi wychodząc na korytarz a zaraz potem na salę gdzie wreszcie mogła rozładować emocje.
~
Następnego dnia obudził ją budzik lecz nie należał on do niej.
- Możesz to cholerstwo wyłączyć?! - krzyknęła wchodząc agresywnie do pokoju brata.
- Przecież wyłączyłem. - burknął lekko zaspany.
- Dziewiąta rano... Za co Ty się mścisz? - jęknęła żałośnie wychodząc z pomieszczenia.
Sprawnie odbyła poranną toaletę aby nie zajmować bratu zbyt długo łazienki. Wbrew pozorom potrafiła czasami okazać trochę dobroci ale tylko trochę i nie za często. Wiedziała, że ma on mecz więc była trochę bardziej wyrozumiała. Gdy była już gotowa weszła do salonu gdzie zastała nagą Alex i czerwonego Taigę.
- Mówiłem Ci już, żebyś nosiła jakieś ubrania! - krzyknął rzucając w blondynkę spodniami.
- Ja tam nie narzekam. - Iku uśmiechnęła się lubieżnie.
- Zamknij się, Ikuyoko! - warknął do niej brat.
- Sam się zamknij, wielkoludzie! - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Już się uspokójcie. - zaśmiała się nerwowo zielonooka zakładając koszulkę.
- Idę się ogarnąć i możemy iść. - burknął czerwonooki wychodząc z pomieszczania.
- Będzie dobrze? - zapytała drugoklasistka gdy miała pewność, że jej nie usłyszy.
- Jestem tego pewna. - odparła jej Garcia.
Pokiwała wolno głową marszcząc czoło w skupieniu. Naprawdę chciała aby utarł nosa temu Pokoleniu Cudów.
~
Razem z chłopakami w białych dresach weszła na boisko. Nikt jej się nie czepiał, że też jest na boisku gdyż miała dokładnie takie same ubranie jak oni. Równie dobrze mogła być menadżerką i nikt nie musiał wiedzieć, że robi za sztuczny tłum. Zobaczyła na trybunach Kaguyę siedzącą w pobliżu Alex. Szatynka rozpromieniła się gdy Mitobe wszedł na boisko już na samym początku lecz tego dnia Seirin zdecydowanie nie szła gra, z tego powodu trenerka wzięła czas. Hyuga walnął jakąś motywującą przemowę ale Ikuyoko nie słuchała jej zajęta obserwowaniem przeciwnej drużyny. Zastrzygła uszami dopiero gdy usłyszała coś o biciu.
- Uderz mnie jak najmocniej potrafisz abym wreszcie skupił się na meczu. - poprosił poważnym tonem Junpei.
- Mogę ja? - zapytała rozbawiona czerwonowłosa.
- Nie przeżyją tego. - stwierdził zimno Kagami.
- Nie przesadzaj. - machnęła lekceważąco ręką.
Przewrócił oczami i już się nie odzywał.
- Co? Jestem taka słabiutka. - powiedziała Riko z błogim uśmiechem na ustach.
- Wyglądasz na podekscytowaną. - burknął przerażony kapitan.
Aida sprzedała każdemu z liścia w twarz zostawiając tym samym czerwone ślady w kształcie dłoni.
- Ogarnijcie się. - dodała poważnym głosem Ikuyoko.
- No jasne, Kagami-san. - odwrócił się do niej Izuki.
Weszli na boisko wzbudzając zaskoczenie wśród przeciwników swoimi nowymi nabytkami na twarzy. Czerwonowłosa tylko posłała Liceum Nakamiya pogardliwe spojrzenie odchylając się na ławce.
~
Wygrywając kolejne mecze dotarli do ćwierćfinałów a ich przeciwnikiem w nich miało być Liceum Yosen. To właśnie tam grał Murasakibara i Tatsuya. Uważnie obserwowała nagranie ich meczu razem z koszykarzami i trenerką.
- Są jak mur. - stwierdziła gdy nagranie dobiegło końca.
- To nie jest śmieszne. - burknął poważny Shun.
- To był mecz koszykówki, prawda? - zapytał przerażony Koganei.
- Ten wynik by mnie tak bardzo nie dziwił jakby to był mecz między słabą i silną drużyną na zawodach lokalnych. - westchnął zamyślony rozgrywający. - A to jest drugi raz z rzędu na mistrzostwach krajowych. - dodał zszokowany.
- To kompletne przeciwieństwo agresywnego stylu Too. - odparł Teppei. - Nie oddali ani jednego punktu w obu meczach. - zauważył wpatrując się w ekran.
Siedzieli przez chwilę zapatrzeni przed siebie analizując sytuację w jakiej się znaleźli.
- Każdy mur można przebić. - Kagami przerwała ciszę wstając. - Wystarczy tylko użyć odpowiednio dużo siły. - dodała otrzepując spodnie.
Wyszła z pomieszczenia zabierając swoje rzeczy i nawet się z nimi nie żegnając. Na zewnątrz zimne powietrze rozwiało jej włosy i przyprawiło o szczypanie policzków.
- Odprowadzę Cię. - usłyszała za sobą znajomy głos.
- Żelazne Serce. - mruknęła obojętnie. - Jeśli chcesz. - wzruszyła ramionami.
Nie czekając postawiła pierwszy krok w kierunku domu a on zrównał się z nią dopiero po chwili.
- Dziękuję, że nas wspierasz. - spojrzał na nią szeroko uśmiechnięty.
- Tak, tak. Wmawiaj sobie. - machnęła lekceważąco ręką.
- I tak wiem, że chciałabyś abyśmy wygrali. - odparł rozpromieniony.
- Ktoś musi skopać tyłki tej śmiesznej generacji. - burknęła wydymając czerwone od zimna policzki.
- W takim razie będziemy to my! - pewnie wskazał na siebie kciukiem.
- Niekoronowany Król pokonujący Pokolenie Cudów? - zerknęła na niego z politowaniem.
- Przecież nie jestem sam. - zauważył rozbawiony. - Poza tym miałaś tak na mnie nie mówić. - fuknął obrażony.
- Oczywiście. - zaśmiała się pod nosem.
Nadal udając obrażonego z odwróconą głową w drugą stronę i skrzyżowanymi rękami na piersi szedł z nią krok w krok dopóki coś nie postanowiło go zatrzymać. Mianowicie słup od latarni, w którego uderzył czołem. Na ten widok dziewczyna zaczęła śmiać się głośno starając powstrzymać cisnące się do oczy łzy rozbawienia. Szatyn masował obolałe czoło zerkając na roześmianą towarzyszkę z błyskiem radości w brązowych oczach.
- Jeśli taka jest cena za Twój śmiech to ja mogę uderzać w słupy codziennie. - wyszczerzył się do niej szeroko jak nigdy.
- Głupek. - skwitowała nadal starając się uspokoić. - Okropny głupek. - dodała odwracając się od niego.
Dołączył do niej z rosnącym guzem na czole i ustami rozciągniętymi w uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy. - stwierdziła patrząc na niego z iskierkami rozbawienia w oczach.
- Wiem. - odparł dumnie patrząc przed siebie.
Skwitowała to parsknięciem kręcąc głową z niedowierzeniem. On chyba nigdy nie przestanie jej zaskakiwać.
-----
Witam ponownie dzisiaj!
Wrzucam bo nie poszłam do szkoły... A w przyszłości może być z tym rożnie ze względu na mój stan zdrowia. Będzie kiepsko jeśli w szpitalu skonfiskują mi telefon, wtedy ostro się wkurzę. Ale póki co jestem tutaj cały czas i piszę.
Buzi <3
~ Ignis
-----
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro