Rozdział 10
I po kiego grzyba ona chodzi z nimi na te mecze? Ktoś jej kazał? Nie. Mogłaby się teraz wylegiwać na kanapie a nie łazić po halach gdzie śmierdzi potem i jest okropnie głośno. Szła korytarzem starając się trafić do szatni Seirin i na jej szczęście udało jej się to szybciej niż sądziła.
- Jestem. - powiedziała wchodząc do środka.
- A Ty tu po co?! - rzucił oskarżycielskim tonem Taiga.
- Zaprosiłam ją. - odpowiedziała mu Riko. - Zawsze przyda się dodatkowa para rąk. Oraz jej cytryny w syropie. - uśmiechnęła się do nich przebiegle.
- Tak, tak. - machnęła ręką Iku. - Przyniosłam jedzenie. - westchnęła męczeńsko.
- Dziękujemy, Kagami-san. - uśmiechnął się do niej Izuki.
- Nie pozwoliłabym wam jeść tych wynaturzeń trenerki. - posłała jej wredny uśmiech.
- Puszczę to mimo uszu. - burknęła brązowooka. - Wracając do turnieju, przypomnę raz jeszcze co czeka nas na mistrzostwach. - wskazała na białą tablicę.
I w tym momencie Ikuyoko zupełnie przestała interesować się gadką Aidy rozsiadając się wygodnie na ławce pod szafkami i przymykając oczy rozkoszując się chwilą spokoju. Nie trwał on jednak zbyt długo bo koszykarze zaczęli się nakręcać, motywować i gadać ze stresu. Jedynie Mitobe (i chwała mu za to) pozostał jak zwykle milczący. Uchyliła poirytowana powieki wykrzywiając twarz w grymasie gdy niecałe pół metra przed sobą zobaczyła rozpromienioną mordkę Teppeia. Prychnęła głośno i wstała zabierając torbę dając tym samym do zrozumienia, że nie ma zamiaru z nikim wchodzić w głębsze dyskusje. Wyszła z pomieszczenia kierując się na trybuny aby upolować jakieś w miarę przyjemne miejsce.
- No chyba nie masz zamiaru iść na trybuny. - usłyszała za sobą surowy głos trenerki.
- A gdzie mam iść, skarbie? - odchyliła do niej głowę z cwanym uśmieszkiem.
- Na dół. Będziesz przy boisku. - odparła z przebiegłym wyrazem twarzy.
- Czy Ty masz w planach mnie wykorzystywać jako darmową pomoc? - uniosła jedną brew.
- Oczywiście. - uśmiechnęła się wrednie.
- Ehh... A dostanę jakąś nagrodę? - zapytała podchodząc do niej i nachylając się.
- Może... Kto wie? - odwróciła się machając ręką.
Czerwonowłosa wyprostowała się obserwując odchodzącą, drobną postać. Westchnęła męczeńsko kierując się na główną halę. Za jakie grzechy? Głupie pytanie, oczywiście, że za lenistwo.
Weszła tam i pierwsze co ją uderzyło to światło a zaraz potem hałas. Wykrzywiła się nie wiadomo który raz dzisiaj odstawiając torbę pod ścianą i wyjęła z niej bluzę Liceum Seirin po czym zarzuciła ją na ramiona. Pozory stwarzać trzeba. Drużyna weszła na halę powoli rozgrzewając stawy a na ich twarzach widniały przeróżne emocje. Determinacja Hyugi, zawziętość Kagamiego, powaga Izukiego i radość Kiyoshiego. Widziała, że Shun też zauważył nietypowy nastrój środkowego a nawet poruszył z nim ten temat. Ona tylko wzruszyła na to ramionami i związała swoje szkarłatne włosy w niedbałego koka szykując się do jakiejkolwiek pracy. Oparła się plecami o ścianę obserwując zbierających się ludzi. Dopiero wejście Liceum Josei w jakiś sposób zaabsorbowało jej uwagę. Usłyszała zdziwienie jednego zawodnika na widok Teppeia. Uśmiechnęła się pod nosem świadoma, że skoro ona go znała z opowieści a świat koszykówki był dla niej czymś mało interesującym to jakie emocje wzbudzała obecność Żelaznego Serca wśród zagorzałych fanów tego sportu? Odeszła od ściany podchodząc do ławki przy której stała Aida rozsiadając się na niej. Ziewnęła na widok tych wszystkich uprzejmości jak przywitanie i inne bzdety. W jej oczach błysnęła pogarda gdy jeden z przeciwnych zawodników rozpłakał się na środku parkietu.
- Dlaczego mi to zrobiłeś kapitanie? Powiedziałeś, że ich trenerem jest dziewczyna. - burknął roztaczając wokół ponurą aurę. - Myślałem o czymś większym, bardziej fascynującym. - dodał jeszcze bardziej przybity. - A ona ma zero seksapilu! - wydarł się wskazując na Riko palcem.
Ikuyoko spojrzała na niego groźnie. Uśmiechnęła się diabelnie wstając do niego.
- Chcesz czegoś większego? - zapytała podwijając rękawy buzy. - Fascynującego? Zaraz Ci mogę pokazać fascynujący prawy sierpowy. - warknęła już mocno zdenerwowana.
- Kagami... Uspokój się. - zaśmiał się nerwowo Kiyoshi.
- Ktoś musi go nauczyć jak traktować kobiety. - odpowiedziała mu zatrzymując się ale nadal wlepiając swoje czerwone oczy w zawodnika Josei.
Ten lustrował ją przerażonym wzrokiem lecz po chwili w jego oczach pojawił się niezidentyfikowany błysk.
- Wybaczam, kapitanie. Ona mi to rekompensuje. - wskazał na czerwonowłosą. - Przynajmniej ma czym oddychać. - bez skrupułów wpatrywał się w jej biust.
- Teraz to mu nie daruję. - wznowiła krok w jego stronę.
Teppei zagrodził jej drogę i złapał za ramiona patrząc w oczy.
- Kagami. - powiedział starając się złapać z nią kontakt wzrokowy.
Ona nadal wpatrywała się w zboczeńca w żółtym.
- Kagami. - lekko potrząsnął jej ramionami.
Nadal nie doczekał się pożądanej reakcji.
- Ikuyoko. - odezwał się trochę ostrzej.
Spojrzała w jego brązowe tęczówki a jej wzrok trochę złagodniał. Prychnęła uwalniając barki z jego zaciśniętych dłoni.
- Nie mów do mnie po imieniu, Żelazne Serce. - burknęła odwracając się do Riko.
Ta wręcz piorunowała wzrokiem przeciwną drużynę uśmiechając się groźnie. Przejechała sobie kciukiem w poprzek szyi a potem skierowała go w dół. Wszyscy wiedzieli co ten gest oznacza. „Macie ich roznieść". Kagami poklepała trenerkę po głowie i znowu usiadła na ławce obok Mitobe przyglądając się początkowi meczu. Pierwsze co zauważyła to nakręcony Taiga. Sprzedała sobie mentalną piątkę w czoło. Pod względem grania w kosza była jego zupełnym przeciwieństwem. Była spokojna bo nie traktowała tego tak poważnie, dla niej była to raczej rozrywka. Nie miała parcia na wygrywanie i nie chciała być najlepsza przez co nie miała problemów z podawaniem do innych zawodników. Jednak gdy Kiyoshi potarmosił czerwoną czuprynę jej młodszego brata uspokoiła się nie co i pomyślała, że jednak może nie będzie tak źle.
- Zabawmy się trochę. - klepnął go w głowę ostatni raz.
- Gadasz jak ten babsztyl. - fuknął łapiąc się za głowę.
- Ja Ci dam babsztyla! - Iku warknęła na niego z ławki.
Obaj koszykarze popatrzyli na nią tylko, że szatyn z zainteresowaniem a Taiga z poirytowaniem.
- Grajcie. - machnęła na nich ręką wracając do opierania się o milczącego Rinnosuke.
Leniwym wzrokiem śledziła grę. Frustracja zboczonego pierwszaka gdy musiał zmierzyć się z Prawem Odroczenia Kiyoshiego dawała jej dziwną satysfakcję. Ona znała możliwości środkowego Seirin lecz i tak przyjemnie obserwowało się jego grę. Lecz gdy Taiga mocno przyfasolił czołem w obręcz kosza złapało ją ogromne zażenowanie.
- Nie przyznaję się do niego. - westchnęła z rezygnacją.
Mitobe popatrzył na nią z ukosa również zażenowany sytuacją. Tym bardziej, że Kagami musiał być dosłownie siłą zwleczony z boiska.
~
Po meczu czekała na nich przed halą wyróżniając się na tle ciemnego, wieczornego nieba. Biały dres Liceum Seirin idealnie odcinał jej sylwetkę od panującego półmroku. Dzięki temu zgraja równie białych koszykarzy od razu ją zauważyła.
- Zabawnie było. - stwierdziła klepiąc brata po plecach. - Lubię patrzeć jak upadasz na tyłek na oczach tłumu. - posłała mu wredny uśmiech.
- Zaraz ja mogę Ci obić tyłek. - warknął w odpowiedzi.
Poczochrała go tylko po włosach jeszcze bardziej tym denerwując i ruszyła przed siebie aby wreszcie odpocząć od ciągłego hałasu. Co prawda słyszała za sobą rozmowy o eliminacjach i innych dla niej nie istotnych sprawach ale wyłączyła się i nic z tego co mówili nie zostało jej w głowie.
- Ikuyoko. Idę z Kuroko na boisko. - poinformował ją brat skręcając w boczną uliczkę.
- Nie wracaj! - machnęła ręką nawet się nie odwracając.
Nie usłyszała odpowiedzi ale wiedziała, że on wręcz zabija ją wzrokiem. Szła swoim typowym powolnym krokiem dalej ale zatrzymała ją burza kasztanowych loków.
- Iku-chan! - krzyknęła do niej niska drugoklasistka.
- Miałaś tak do mnie nie mówić, Saitou. - burknęła nawet na nią nie patrząc.
Ostentacyjnie ją minęła nie poświęcając ani odrobiny uwagi. Przyzwyczajona do jej zachowana zielonooka dziarskim krokiem ruszyła za wysoką przyjaciółką. A zaraz potem dogonił je koszykarz, szczerzący się jak głupi do sera.
- Hejo! Nazywam się Kiyoshi Teppei! - przywitał się radośnie z szatynką.
- Saitou Kaguya! - odpowiedziała machając mu.
Szli razem z czerwonowłosą po obu jej bokach trajkocząc radośnie do obu jej uszu. Na czoło wystąpiła jej żyłka irytacji przez co przyspieszyła aby jak najdalej uciec od tych gaduł. Niewiele to dało bo oni również wydłużyli kroku.
- Przestaniecie gadać? - warknęła do nich. - Albo po prostu zostawcie mnie w spokoju. - westchnęła wyczerpana całym tym dniem.
- Oj, Iku-chan! Dlaczego jesteś taka smętna? - jęczała jej przyjaciółka.
Kagami zatrzymała się spoglądając w ciemne niebo usłane gwiazdami.
- Jestem zmęczona, Saitou. - nadal wpatrywała się w górę. - Jestem po prostu zmęczona. - westchnęła ciężko i spuściła wzrok na zielonooką.
Posłała jej słaby uśmiech. Nie był on złośliwy, pogardliwy czy cwany. To był jeden, mały, szczery uśmiech.
- Rozumiem. Idź do domu. Wyśpij się. - podeszła do niej i przytuliła się.
- Nie rozpędzasz się? - nadymała policzki uciekając wzrokiem.
- Dobra, dobra. - zaśmiała się odsuwając. - Do zobaczenia! - pomachała im odchodząc w swoją stronę.
Nie odpowiedziała jej tylko wznowiła marsz do mieszkania. Teppei zszokowany wcześniejszą sceną dopiero po chwili ruszył za nią. Szybko ją dogonił równając krok ale pozostając w zupełnej ciszy aby ukoić trochę nerwy dziewczyny. Lecz nie wytrzymał w tym cudownym milczeniu długo.
- Umiesz się uśmiechać. - stwierdził rozpromieniony.
- W twoją umiejętność suszenia zębów chyba nikt nie wątpi. - odcięła mu się z wrednym uśmieszkiem.
- Oj tam! - machnął ręką nadal nie przestając się szczerzyć. - Masz bardzo ładny uśmiech, wiesz? - przekrzywił głowę patrząc na nią.
- Nie, nie wiem. - odpowiedziała beznamiętnie i ziewnęła szeroko.
- To teraz już wiesz bo ja Ci to mówię. - odparł wskazując na siebie kciukiem.
- Tia, fajnie. - burknęła pod nosem lekceważąco.
- Kagami-san, na komplementy odpowiada się „dziękuję". - zaśmiał się głośno wpatrując się w drogę przed sobą.
- Możliwe. - wzruszyła obojętnie ramionami.
- Jak to? Nikt nigdy nie powiedział Ci nic miłego? - uniósł jedną brew poważniejąc.
- Takiemu strasznemu wielkoludowi jak ja? Proszę Cię! Przede mną się ucieka a nie prawi komplementy. - zerknęła z niego z politowaniem dla jego głupoty.
- Dla mnie jesteś idealnego wzrostu. - teraz on wzruszył ramionami.
Spojrzała na niego zszokowana i szybko potrząsnęła głową.
- Dobra, stop. - pomachała jedną ręką. - To zachodzi za daleko. Kończymy tę rozmowę w tym momencie. - zarządziła twardo. - Idę stąd. - poinformowała skręcając.
Machnęła mu jeszcze ręką na odchodne i ponownie zniknęła otoczona cieniami. Wpatrywał się jeszcze chwilę w uliczkę z uśmiechem. Może jednak uda mu się do niej dotrzeć?
-----
Witam, witam moje Szkraby!
Jak wam się podobało? Z tego jestem całkiem zadowolna muszę przyznać.
Mam do was pytanko.
Z kim z Pokolenia Cudów chcielibyście przeczytać fanfika?
~ Ignis
-----
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro