Rozdział 22
Gdy zaczęłam odzyskiwać przytomność poczułam, że nie leżę na ziemi tylko jestem przyciskana do ściany i, że jest kompletny zaduch.
Po rozbudzeniu chciałam jeszcze się choć trochę poruszyć do przodu, jednak nie mogłam przez ten tłok.
-Nie pchaj się dziewucho.-Powiedział oschle jakiś kaszanek.
-Nie moja wina, że nie mam miejsca.-Powiedziałam.
-Nikt w tym pociągu nie ma miejsca.-Odpowiedział tym samym tonem.
Gdy tylko usłyszałam dziewucho chciałam mu powiedzieć kim tak naprawdę jestem, jednak nie zrobiłam tego, bo zdziwiła mnie mowa o pociągu.
-W jakim pociągu?-Spytałam się zdziwiona.
-Jakim cudem ty nie możesz...Aha, bo Ciebie dopiero tutaj donieśli to, dlatego nie wiesz.-Po tym jego mina stała się smutna.-Jedziesz pociągiem do podziemnego miasta pod Marsen.
Na wiadomość o tym myślałam, że zaraz po raz drugi zemdleje.
Jechałam do miejsca z, którego nikt nie wracał i wysyłano tam wszystkie lukrecje i kaszanki.
Na samym początku myślałam, że ten Pan mnie okłamuje, jednak po minach osób naokoło, które nie zwracały na mnie uwagi, zrozumiałam, że jednak ma on rację.
-Jakoś to będzie.-powiedziałam po cichu do siebie.-Jakoś to będzie.
-Jakoś-srakoś.-Powiedział w reakcji na moje myśli.
Wtedy to nagle pociąg się zatrzymała, a mnie dopadł blady strach.
-Trzeba było się nauczyć teleportacji od Sempero zamiast śledzić Rajca.-Pomyślałam, a po chwili skarciłam się w myślach.-Opanuj się Alicja jesteś silna.
-Wychodzić.-Usłyszałam czyiś głos razem z dźwiękiem otwieranych drzwi.
Odetchnęłam wtedy głęboko.
-Pamiętaj Alicjo jesteś silna.-Powiedziałam do siebie po cichu.
Gdy drzwi się otworzyły stworzeń zaczęło powoli ubywać, aż wreszcie nadszedł czas na mnie i tego Pana.
-Idziesz pierwsza.-Powiedział do mnie jedynie, po czym popchnął mnie do przodu, przez co ja mogłam prawie spaść twarzą na chodnik, jednak, na szczęście, udało mi się tego uniknąć.
Wtedy to zobaczyłam ile stworzeń jest na tym peronie co mnie, pomimo tłoku w pociągu, zdziwiło, bo osób tam było około osiemset, jednak ja ich nie liczyłam.
Większość, jak nie wszyscy, to byli dorośli, a ja chyba byłam najmłodszą ze wszystkich osób, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo wszystkiego nie pamiętam z tamtego momentu.
Gdy stanęłam na palcach i dodatkowo podniosłam głowę zdziwiłam się, bo osobą, która kazała nam wychodzić nie była wojskowym tylko jakimś lekarzem.
Miał on rude włosy, zielone, a nawet w takim odcieniu niemal wężowym, oczy, był bardzo blady, a ubrany był jak zwykły lekarz, tylko buty miał bardziej wojskowe niż takie jakie mógłby nosić w swoim zawodzie.
Damą swoją osobą sprawiał u mnie jakiś niewytłumaczalny niepokój, choć nawet nic nie powiedział.
I jak później się dowiedziałam dobrze myślałam.
-A teraz proszę ustawić się w kolejkę i powoli do mnie podchodzić.
Na to tłum zaczął to robić.
Po tym on, gdy tylko ktoś do niego podchodził mówił jedno z trzech słów: lewo, prawo i następny. Nie rozumiałam o co chodzi z tymi kierunkami, jednak bałam się zapytać o to.
-Następny!-Powiedział, gdy nadszedł czas na mnie, a ja poszłam w tym kierunku na drżących ze strachu nogach.
Przez to co czułam bardzo długo zajęło mi podejście do niego, na co on był bardzo zły.
-No nareszcie.-Powiedział, gdy dotarłam przed jego oblicze.-I podnieś tą głowę do góry.
Zrobiłam wtedy to co mi kazał i zobaczyłam wtedy, że jakoś się tak na mój widok dziwnie się uśmiechnął, co wywołało u mnie niepokój.
-Miło mi w naszym obozie powitać waszą wysokość Arteminette Leonównę.-Powiedział nadal mając na twarzy tą osobliwą minę.
Na wieść o tym kim jestem wszyscy zaczęli na ten żarliwie szeptać.
-Cicho tam być, bo zaraz znajdziecie się po lewej stronie.-Powiedział po skierowaniu wzroku na prawą stronę.
W odpowiedzi na to wszyscy umilkli.
Zrozumiałam wtedy również, że to ta prawa storna zagwarantuje mi większe przeżycie i zaczęłam się modlić w myślach, żeby się tam znaleźć.
-Tak lepiej.-Powiedział, po czym znowu spojrzał się na mnie.-Na prawo.
-Dziękuje Ci Boże.-Pomyślałam i poszłam na tę stronę.
Podczas drogi zobaczyłam, że Ci po tej lewej wyglądają zdecydowanie gorzej niż Ci po prawej stronie.
Byli oni albo starzy albo wyglądali na chorych albo mieli różnej maści niepełnosprawności.
Po około jeszcze kwadransie wszyscy już byli wyselekcjonowani.
-Prawo sobie tutaj czeka. A lewo idzie ze mną.-Powiedział na co wspominana strona poszła w jego kierunku.
-I jeszcze jedno.-Powiedział, zawracając się naszą stronę.-Jeżeli, któreś z was spróbuje stąd uciec to zginie natychmiastowo na różne sposoby.
Wszystkich obecnych na to zamurowało, więc żaden z nich nie oddalił się od grupy nawet o jedne krok, gdy mężczyzna od nas odszedł.
-Czy to prawda, że jesteś królewną?-Spytała się mnie jedna z kobiet stojących obok mnie.
-Tak.-Powiedziałam szczerze zdziwiona tym pytaniem.
-Bardzo miło jest mi poznać.-Powiedziała i ukłoniła się przede mną.
Byłam tym bardzo zdziwiona, więc jedynie uśmiechnęłam się niezręcznie.
-Wstań kobieto i się nie ośmieszaj.-Powiedział ten mężczyzna, którego spotkałam w pociągu.
-A co w tym Panu przeszkadza?-Powiedział po tym jak była znów wyprostowana.
-Może, dlatego, że ta królewna nie interesuje się tym co się dzieje i za każdym razem ucieka od problemów swojego ludu.-Powiedział bardzo pewny siebie, czym skierował wszystkich zebranych w centrum gdybania.
-Właśnie, że się tym interesuje.-Powiedziałam mu prosto w oczy pełni pewna siebie.
-No naprawdę się tym tak bardzo interesujesz, że za każdym razem jak wyczuwałaś niebezpieczeństwo uciekałaś.
To co powiedział on zamurowało mnie tak, że nic nie odpowiedziałam.
A stało się to, dlatego że mężczyzna powiedział prawdę, bo była to prawda.
Zawsze uciekałam od wszystkiego.
-Czyli widać, że macie trochę oleju w głowie, żeby się słuchać.-Usłyszeliśmy nagle głos tamtego mężczyzny przy, którym już nie było żadnych osób.
Zobaczyłam też wtedy, że stoją obok niego dwie osoby.
Jedna lukrecja, płci męskiej, i jedna kaszanka.
Byli oni tacy chudzi, że zasadniczo ich masa składała się tylko z mięśni i kości, a do ich wyglądu zaliczały się również: ścięte włosy i noszenie pasiastych koszul.
Nie rozpoznałam w nich jednak żadnej z osób jaką widziałam co mnie lekko zaniepokoiło.
-Kim oni są?-Spytał się mnie kobieta, która jakiś czas temu mi się ukłoniła.
-Inni więźniowie.-Odpowiedział na pytanie mężczyzna.-Jednak mało prawdopodobne, że może się jeszcze kiedyś zobaczycie, bo obóz jest dość duży. Wracając idziemy, bo nie mam całego dnia dla was.
Po tym ruszyliśmy do dwóch drewnianych, jednopiętrowych budynków, które mnie lekko przestraszyły ze względu na stan w jakim były.
-Po lewo wchodzą panie, po prawo panowie.-Powiedział, pokazując ręką na wspomniane kierunki.
W odpowiedzi osoby ruszyły do tych budynków, a w raz z nimi ja nie spodziewająca się tego co jest po drugiej stronie.
W środku stała jakaś strażniczka w mundurze i trzy dziewczyny, z czego jedna miała miotłę, druga jakieś nożyczki, a trzecia stała przy stole na, którym znajdowało się od groma
tych koszul, które były tak długie jak sukienki.
-Na co się patrzycie!-Krzyknęła do nas.-Rozbierać się!
Od razu nie zaczęłam tego robić, bo się po prostu tego wstydziłam, jednak po chwili, w strachu o to co się stanie jeśli tego nie zrobię, zaczęłam to robić.
Po tym dostałam koszulę, która była na mnie za duża przez co musiałam podwijać rękawy w ubraniu i lekko dół, bo bałam się, że mogłabym się o nią potknąć i przewrócić.
Po tym musiałam również podejść do jednej z kobiet, która miała w ręce nożyczki, bo tak kazała wojskowa.
Wtedy to kobieta obcięła mi włosy na chłopaka, a to samo zrobili pozostałym kobietom.
-Zapraszam za mną dalej.-Powiedziała, po tym jak wszystkie wyglądałyśmy zasadniczo tak samo, wojskowa, a po tym zaczęłyśmy za nią iść.
Dotarłyśmy wtedy do miejsca w, którym, nie licząc stołów przy, których siedzieli jacyś mężczyźni i było przy nich jeszcze jedno dodatkowe krzesło dla kogoś, byli również mężczyźni ogoleni prawie na łyso w pasiastej koszuli i spodniach.
-Proszę o podchodzenie do każdego wolnego stolika.-Powiedziała Pani oficer, na co każdy bez pytania to robił.
Po tym jak ja podeszłam został mi wytatuowany numer: 6866070.
Zdziwiło mnie ta liczba, bo nie wiedziałam, że tyle kaszanek i lukrecji, jednak przeznaczenie go było zupełnie inne niż mi się wydawało.
Po tym znowu zaczęło się dziennie nas na mniejsze grupy, których było trzynaście.
Ze względu na to, że powiedziałam, że osób jakich przeniesiono było około osiemset, jednak tyle osób poszło na lewo, że w każdej grupie było po równo osób, czego nie można powiedzieć o płciach.
Rodzaje grup były następujące: w jednej grupie było ich po równo, w drugiej więcej kobiet, a w trzeciej mężczyzn.
W mojej grupie było więcej kobiet, a w śród nich była kobieta, która mi się ukłoniła.
Nie wiem czemu, ale czułam się z tym jakoś lepiej, bo sprawiała wrażenie bardzo miłej.
Po tym jak wszyscy byliśmy już rozdzielni przyszło więcej więźniów przez co każda grupa została prowadzona przez kogoś innego do innego budynku zbudowanego tak samo jak ten w, którym tak bardzo zmienił się mój wygląd.
Po tym jeszcze bardziej podzielili nas, ale tym razem na płcie.
Dziwiło mnie to bardzo, bo nie widziałam sensu w tym, żeby tak bardzo rozdrabniać przybyłych.
Po tym zostałyśmy już zabrane do jednego z budynków, które wyglądały tak jak to że, którym zmienił się mój wygląd.
Nie licząc tego nie było tam nic, nie licząc pewnego młodego chłopaka, co mnie zdziwiło, bo to było miejsce dla kobiet.
-Przepraszam, ale co Pan tu robi?-Spytała się mężczyzny, który blokował drzwi kobieta, która prowadziła nas do budynku.
-Pilnują drzwi.
-Ale to jest damska część.-Powiedziała, a po tym nagle zamilkła.-No chyba, że...
-Ma Pani absolutną racje.
-Ale w czym?-Spytałam się, bo nie mogłam się powstrzymać, czym przyciągnęłam do siebie cała chmarę spojrzeń.
-Chodzi o to, że jest u nas taka jedna więźniarka Nalini...
Na wzmiankę, o tym imieniu, moje oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia i w szoku jednym.
-Czy chodzi o tę Nalini?-Spytałam się, bo chciałam się dowiedzieć, czy myślę dobrze.
-Zgadza się, o TĘ Nalini.-Powiedziała więźniarka, choć nie zrobiła tego z jakimś entuzjazmem, a smutkiem.-I chodzi o to, że jakby Ci to powiedzieć, jest też taki jeden więzień, który się nad nią tak trochę znęca...
-Zostaw mnie!-Usłyszałam czyiś damski krzyk tak głośno, że można byłoby stwierdzić, że ta osoba jest torturowana.-Zostaw mnie!
Nie chciałam już słuchać do końca tej historii tylko zacząć działać, więc pobiegłam do tego mężczyzny.
-Proszę mnie tam wpuścić.-Powiedziałam do niego zdecydowanym głosem.
-Nic z tego mała.
-Po pierwsze, nie mów do mnie mała.-Powiedziałam do niego pełna złości za to określenie.-Po drugie, masz mnie tam wpuścić.
-Z małą to mogę nie mówić.-Powiedział i ucieszyło mnie, ze zrozumiał swój błąd.-Ale Cię nie wpuszczę.
-Masz to zrobić.
-Nie.
-Jestem Arteminettą Leonówną i Ci to rozkazuję.
W pierwszej chwili jego spojrzenie wskazywało na zdziwienie, jednak szybko zrobiło się ono trochę znudzone i wykończone.
-Dobrze, ale jak Dieren coś Ci zrobi to to twoja wina.-Powiedział i już sięgnął ręką do klamki.
-Jestem tego w pełni świadoma, jednak dziękuję za ostrzeżenie.-Odpowiedziałam szczerze po czym wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić przed wejściem do środka.
Wtedy to zniknęłam, czym wymalowałam na twarzach wszystkich zdziwienie i weszłam do środka.
We wnętrzu budynku, nie licząc jakiś drewnianych konstrukcji na, których pewnie będę spać, była Nalini, której na początku wyglądem się nie przejęłam, bo miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia, która walczyła z jakimś mężczyzną krzycząc przy tym.
-Zostaw ją.-Powiedziałam po tym, gdy znowu byłam widzialna.
W odpowiedzi mężczyzna, puścił Nalini, a sam odwrócił się w moim kierunku, co sprawiło, że zwątpiłam w swój czyn.
Z wyglądu, był w przybliżeniu wieku Arkaniusza, lub pomiędzy Tarantem, a nim, a dodatkowo, tak samo jak ten pierwszy, był bardzo umięśniony, ale miał za to żółte włosy i niebieskie oczy.
-Nie wtrącaj się.-Powiedział idąc do mnie.
-Właśnie, że się będę wtrącać, bo nie robi się takich rzeczy dziewczynie, która Ci nic nie zawiniła.-Powiedziałam odważnie.
W odpowiedzi złapał on mnie i przycisnął do ściany.
-Puść mnie.-Powiedziałam do niego.
-Trzeba było się nie wtrącać w nie swoje sprawy dziewczynko.
-To nie jest zwykła dziewczynka.-Powiedziała do niego kobieta, którą już wcześniej poznałam.-To Arteminetta Leonówna i jesteś jej winny posłuszeństwo.
Wtedy na twarzy mężczyzny można było dostrzec zdziwienie, a po chwili puścił mnie przez co spadłam na podłogę.
-Masz szczęście.-Powiedział po czym wyszedł z pomieszczenia.
Nagle poczułam, że ktoś rzucił się na mnie i zaczął mnie przytulać płacząc.
-Dziękuję Ci.-Powiedziała Nalini płacząc i ściskając mnie tak mocno, ze pomyślałam, że istniała cienka granica od mojej śmierci z tego powodu.
-Nie ma za co.-Powiedziałam do niej.-To jest mój obowiązek jako królewny, żeby pomagać poddanym, prawda?
Nagle obudziłem się na łóżku w pokoju, który bardzo dobrze znałem, bo spałem w nim.
-Obudziłeś się wreszcie.-Powiedział do mnie Arkaniusz, który stał w rogu pokoju i coś tam robił z mieczem.
W odpowiedzi pokiwałem głową jeszcze trochę zszokowany jak się tutaj znalazłem.
-Gdzie jest Tarant?
-Ta jedna dziewczyna z wtedy gdzieś go zabrała, gdy się tutaj przenieśliśmy.
-Rozumiem.-Powiedziałem, a po tym odważyłem się spytać o ważną rzecz.-Czy to z Alisą to...?
-Prawda?-Dokończył pytanie, po czym westchnął.-Niestety tak.
W odpowiedzi spuściłem wtedy głowę, bo bałem się o nią.
Bałem się o osobę, która mi się podobała, choć postanowiliśmy, że będziemy tego nie okazywać.
Nagle do pokoju wszedł Tarant przerywając moje rozmyślenia.
Na twarzy malowała mu się ogromna wściekłość.
-Nienawidzę Cię.-Powiedział mi prosto w oczy.
-Nie mów tak do niego.-Powiedział u Arkaniusz.
-A czemu?-Spytał się go, żeby zrobić mu na złość.-Przecież wiesz w co on mnie wpakował.
-Wiem, ale może nie bądź dla niego taki niemiły w sytuacji w jakiej jest.-Powiedział, ku mojemu zdziwieniu, spokojnym tonem Arkaniusz.
-W takim razie przepraszam.-Powiedział i poszedł w jakieś inne miejsce w pokoju, a dokładniej w kierunku dawnego pokoju Alisy.
-I co teraz robimy?-Spytałem się Arkaniusza.-Coś już ustaliliście?
-Tak jakby.-Odpowiedział.-Wiemy, że na razie jak jakieś większe niebezpieczeństwo jej nie grozi to nic nie robimy jedyne kontrolujemy czy jeszcze żyje.
Po części zgadzałem się z tym i nie.
Zgadzałem, bo nie powinniśmy tego robić jak na razie jest nic nie wiadomo, ale byłem też temu przeciwny, bo powinniśmy coś jednak z tym robić.
-Rozumiem.-Odpowiedziałem jedynie.-Miejmy nadzieję, że bardzo długo wszystko będzie dobrze.
-I tak trafiłam tutaj.-Powiedział kończąc opowiadać Nalini wszystko co ją spotkało od naszej rozłąki, bo bardzo o to prosiła.
Siedziałam wtedy w jednym z innych budynków, a dokładniej na walizce się tam znajdującej, w, którym znajdowały się wszystkie ubrania należą do więźniów i więźniarek jak i jakaś biżuteria i długo jeszcze można byłoby tak wymieniać.
W tym samym czasie Nalini szykowała się do śpiewania dla strażników, bo udało jej do tego ich przekonać dzięki czemu dostała szansę na mniej ciężką pracę i więcej jedzenia, bo mówiła mi, że tutaj jest go jak na lekarstwo.
-Bardzo ciekawe.-Powiedziała, patrząc na swoje odbicie, w postawionym krzywo, lustrze.
Miała na sobie sukienkę, która i tak, przez jej chudość, leżała na niej jak worek i miała również ładne buty.
Niestety nie mogła nic zrobić z włosami, bo i tak miała je obcięte na równi ze mną, co było dla mnie przykre, bo miała je naprawdę ładne.
-Mogłabym Cię o coś spytać?-Spytałam się odwracając się do niej.
-Oczywiście, że możesz.-Powiedziała sama nawet siadając obok mnie na innej walizce, która była naprzeciw mnie.
-Nie tęsknisz za ojcem?-Spytałam się, bo chciałam się dowiedzieć co ona czuje, bo świetnie wiedziałam jak jej ojciec się z tym czuje.
Po tym jej mina stała się smutna, więc domyśliłam się, że może czuć czegoś podobnego do jej ojca.
-Tak. A nawet bardzo.
-A czy nie chciałbyś...?-Zaczęłam się pytać, bo wpadł mi pomysł, że mogłabym jej pomóc w ucieczce.
-Nie!-Krzyknęła na cały głos, jednak po chwili się tym zawstydziła, bo może pomyślałam, że ktoś zaraz tutaj przyjdzie, więc powtórzyła to samo, tyle, ze szeptem.-Nie.
-Czemu?-Odpowiedziałam również tym samym tonem.
-Wiesz co by się stało, gdyby to się nie udało?
-Wiem, ale nie możesz tu zostać.
-A czemu?
-Bo twój ojciec z każdym dniem nie może znieść tego co się z Tobą stało i sam się o to obwinia.-Po tym zrobiłam na chwilę pauzę.-Szczególnie po tym, co się stało niedawno w Awtlii.
-Ale ja naprawdę nie mogę tam wrócić.
-A czemu?-Spytała się nadal spokojna, choć już powoli się u mnie to uczucie kończyło.
Wtedy to przełknęła ona nerwowo ślinę i zaczęła wyglądać jak gdyby miała się zaraz popłakać.
-Nie jestem już dziewicą.-Powiedziała i zaczęła płakać tak samo jak wtedy, gdy ją uratowałam.
Nie wiedziałam co wtedy robić.
Za pierwszym razem była zszokowana, że to się stało, bo nie wiedziałam, że ona ma tutaj tak źle, jednak nic nie powiedział i nie zapytałam kto jej to zrobił.
Nie znałam również zbytnio elfickich tradycji tutaj, więc postanowiłam ostatecznie drążyć ten temat, ale nie tę kwestię.
-A to jest ważne?
-Jak elfka wychodzi pierwszy raz za mąż.-Zaczęła opowiadać Nalini nadal płacząc, albo chociaż z mokrą twarzą.-Musi być dziewicą. A ją już nie jestem, więc zrobię tylko tacie wstyd.
-Właśnie przez to powinnaś uciec.-Powiedziałam do niej, nadal spokojnym, lecz pewnym siebie, tonem.-Nie wiesz jak bardzo ta granica się będzie przesuwać i może w pewnym momencie już nie wytrzymasz i będzie za późno.
Wtedy to spojrzała się ona na mnie.
-Ucieknę, ale jak się bym dowiedziała, że jest naprawdę źle lub chcą coś mi zrobić jeszcze gorszego. Dobrze, wasza wysokość?
-Dobrze. Możesz wtedy uciec, przyjaciółko.
Na to o powiedziałam jej twarz wykazał zdziwienie.
-Przyjaciółko?
-Tak.-Powiedziałam zdziwiona.
-Nigdy nie miałam przyjaciółki.
-To teraz będziesz mieć.-Powiedziałam z uśmiechem.-Jeśli oczywiście chcesz, bo nie będę Cię zmuszać.
Wtedy to już po raz drugi dzisiaj mnie ona przytuliła.
-Dziękuję Ci, wasza wysokość.
-I nie mów już do mnie Wasza Wysokość proszę.
-Dobrze, nie będę, ale w takim razie jak powinnam mówić.
-To zależy, bo wspaniali do mnie mówią Alisa, a moja druga przyjaciółka Arti, ale jak chcesz sama coś możesz stworzyć.
Po tym chwile się zastanawiała, po czym dała mi swoją odpowiedź.
-Chyba będę mówić Arti.
-Naprawdę mi się to podoba.-Powiedziałam z uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro