Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9 marzec 685r. Rozdział 4

Każdego dnia podróż upływała nam dość spokojnie biorąc pod uwagę, że w każdej chwili moglibyśmy zostać np. złapani przez rząd.

Moi wybawcy okazali się naprawdę mili, choć Tarant mnie denerwował tym, że czasami jak byłam czymś zajęta, to miział moje uszy co mnie denerwowało. A poza tym, byli bardzo mli i miło spędzało mi się z nimi czas, bo traktowali mnie bardziej jak swoją koleżankę niż kogoś z rodziny królewskiej.

Moi problemem było też, że tęskniłam za domem i z tego powodu myślałam, że się czasami popłaczę, jednak udawało mi się trzymać moje emocje na wodzy i się nie rozkleić przed nimi.

Wróćmy jednak do tego co się stało tamtego dnia.

Ten dzień również był spokojny, aż do momentu, kiedy na drodze, po której jechaliśmy przed nami spały sobie wilki.

-Spytałabyś się ich czy mogą się przenieść na inną drogę?-Spytał, odwracając się do mnie, Arkaniusz, bo jechałam z tyłu razem z Artemistem obok.

-Z wilkami nie potrafię rozmawiać.-Odpowiedziałam zgodnie z faktami.-Może spróbujmy zawrócić i znaleźć inną drogę?

To niestety też nie było możliwe, bo wilki wylegiwały się też z tyłu.

-No to, co teraz?-Spytał Tarant.

-Przejdziemy przez nie jakoś nie zabijając ich.-Odpowiedziałam, podsumowując w głowie wszystkie fakty.

-One nas pożrą żywcem.-Odparł Tarant.

-One się pewnie nas boją bardziej niż my ich.

-Nie byłbym tego taki pewny, zęby to one mają ostre jak brzytwa.-Odpowiedział ktoś, kogo głos rozpoznałam świetnie.

Był to głos Ferdydura.

Po tych słowach wilki się ożywiły i zaczęły na nas warczeć.

-Jeśli chcesz ją zabić, najpierw musisz zabić nas trzech, zaczynając od mnie.-Powiedział Artemist i próbował mnie za sobą ukryć.

-Proszę, proszę, jakie to romantyczne.

-Co ty masz w tej swojej głowie?-Powiedział oburzony Artemist czerwieniąc się lekko.

-Czy się we mnie podkochuje?-Pomyślałam, widząc to, jednak odsunęłam tę myśl od siebie, bo miałam ważniejsze rzeczy na głowie w tej chwili niż myślenie o tym.

-Mniejsza oto. Poddajcie się wszyscy, bo wy również jesteście na naszym celowniku.

Tarantowi nagle wpadł na myśl jakiś pomysł.

-Percula sperdele.-Powiedział Tarant.

Gdy tylko skończył mówić okulary Ferdydura zostały doszczętnie zniszczone, a najwyraźniej Ferdydur bez nich był zupełnie ślepy.

-Ty debilu jedyny!-Krzyknął i zaczął rękami dotykać śniegu, żeby po jakimś czasie, może za pomocą magii, złożyć swoje okulary.

Tarant obrócił się wtedy do jadących z tyłu Arkaniusza i Artemista.

-Każdy z nas ucieka w inną stronę, żeby mu uciec, jeśli za szybko rozprawi się ze swoim problemem.-Powiedział do nas ledwo słyszalnym szeptem.

Każdy z nas zaczął, więc jechać na koniu w innym kierunku.

Z perspektywy czasu myślę, że to był jeden z największych błędów podczas tej wyprawy, ale przeszłości już nie zmienię.

Postanowiłam popatrzeć do tyłu, żeby zobaczyć czy Ferdydur jest za mną i zobaczyłam, że biegnie za mną wataha lub nawet tabun wilków, które odkryły, że im uciekliśmy.

-To chyba żarty jakieś.-Powiedziałam sama do siebie, bo jeszcze tylko tego mi wtedy brakowało.

Nagle jednak poleciałam na dół, do wody, i poczułam przeszywające mnie zimno, o wiele gorsze niż wtedy, wtedy kiedy przybyłam tutaj.

Zrozumiałam, że wpadłam pod lód do lodowatej wody.

W minutę zupełnie zapomniałam jak się pływa, a po dwóch straciłam czucie w moich palcach, jak i zniknęła u mnie większość siły, a niedługo potem zaczęłam tracić przytomność.

Ostatkiem sił zaczęłam krzyczeć i starać się jakoś wydostać z tej sytuacji, żeby ktoś mnie stąd wydostał, nawet, jeśli miał to być Ferdydur, choć tego to akurat najmniej chciałam.

Nagle usłyszałem krzyk, a brzmiał on jak gdyby ktoś się topił i krztusił już wodą.

Po sekundzie rozpoznałem ten głos.

Była to Alisa.

Natychmiast popędziłem na koniu w kierunku, z którego dochodził jej krzyk, żeby ją uratować.

Kiedy przybyłem w to miejsce jedyne, co zobaczyłem to, nie licząc braku wilków, jej rękę wystającą z dziury na samym środku jeziora, w którym można było dostrzec dziurę w lodzie.

Błyskawicznie zsiadłem z konia, pobiegłem w jej kierunku i złapałem ją za rękę, żeby wyciągnąć ją z tego jeziora.

Ręce ona miała bardzo zimne i była bardzo blada, a gdy tylko ją wyciągnąłem popatrzyła się na mnie nieobecnym wzrokiem.

-Przepraszam.-Powiedziała do mnie i zaczęła płakać.

Zdjąłem swój płaszcz i ją nim okryłem, żeby nie zmarzła i przytuliłem ją też, żeby ją pocieszyć w tej sytuacji.

-Naprawdę nie masz, za co przepraszać...-starałem się ją pocieszyć, jednak mi ona przerwała.

-Właśnie, że jest.-Powiedziała pociągając nosem.-Przeze mnie nie mamy konia, na którym mieliśmy całe nasze zapasy.

Chciałem jej coś jeszcze powiedzieć na pociesznie, jednak ktoś nagle rzucił linę w naszym kierunku.

Obróciliśmy się w tą stronę i zobaczyliśmy stojących przy brzegu Arkaniusza trzymającego linę i Taranta, który do nas machał pilnując koni mając jeszcze przy sobie ego mojego.

-Złapcie się jej, a ja was tutaj przyciągnę!-Krzyknął do nas Arkaniusz.

Złapaliśmy się, więc tej liny i w minutę byliśmy już przy brzegu.

-Nic się tobie nie stało?-Spytał się Tarant Alicji i podał nam ręce, żebyśmy mogli razem wstać.

-Nie, wszystko jest dobrze.-Odpowiedziała kłamiąc mu, bo jeszcze wtedy trzęsła się z zimna.

-Bo jakaś blada jesteś i masz czerwona twarz, dlatego się spytałem. Tak a pro po gdzie jest twój koń?

Widząc to jak Alisa jest przestraszona powiedzeniem prawdy postanowiłem, że ja jej pomogę.

-Uciekając przed wilkami wpadła pod lód razem z koniem na, którego ratunek było już za późno.

Gdy tylko to powiedziałem Tarant zrobił się jakby trochę nieobecny i zdruzgotany w jednym. Nie spodziewał się pewnie, że znowu go to dopadnie i nie było to spokrewnione z koniem.

-Wszystko dobrze?-Spytała się Alisa, bo niczego nie wiedziała.

Tarant jakby zbudził się ze swojego snu.

-Tak... wszystko...dobrze.-Powiedział nadal przygnębiony.-Ma ktoś pomysł, co teraz zrobimy?

-Może znajdziemy jakąś gospodę, prześpimy się w niej i tam dalej obmyślimy plan?-Spytała się.

-Zgadzam się z tym.-Powiedział już zupełnie normalnym głosem.-Tylko z kim będziesz jechać skoro straciliśmy jednego konia?

-Może być ze mną.-Odpowiedziałem.-Ja będę siedzieć z przodu, a ona z tyłu.

-Zgadzasz się z tym?

-Tak.

Po tym jak wsiadłem pierwszy na konia, a potem z pomocą moją i Taranta, Alisa wsiadła za mną.

Gdy już byliśmy wszyscy gotowi ruszyliśmy w poszukiwaniu miejsca do odpoczynku.

Dopiero po paru godzinach, koło godziny osiemnastej lub dziewiętnastej, gdy było widać, że słońce zachodzi dotarliśmy do jakieś małej wsi Wicherni, o której nigdy nie słyszałem.

Wieś była bardzo biedna, lub przynajmniej na taką wyglądała, przez wygląd domów i otoczenie naokoło nich.

Wszystkie domy były zbudowane z drewna i każde z nich było otoczone drewnianym ogrodzeniem o kolorze wypłowiałym zielonym, a przy tych domach był najczęściej ogród, na którym pewnie o tak nic nie rosło, lub były tam jedynie chwasty.

Po tym jak weszliśmy ludzie zaczęli nas podglądać lub wychodzili na dwór i robili to samo i warto tu dodać, że specjalnie się z tym nie kryli.

Z ubrań wyglądali na biednych i zrobiło mi się z ich powodu bardzo szkoda, choć czułem się nieswojo mając na sobie ich spojrzenie.

Najgorsze były jednak te ich szepty, które słyszałem pomimo iż nie byłem królewną.

-Zobacz jacy nadziani.-Usłyszałem głos jakieś starej kobiety.

-Pewnie z Marson.-Odpowiedziała jej równie stara kobieta.

-Myślisz, że po co tu są?

-Może po to, żeby tylko po przechwalać, bo po co jak tutaj największą atrakcja są żniwa i wydarzenia w kościele.

-Wszystko dobrze?-Spytał się mnie Alisa, jakby wyczuła mój nastrój.

Nie dowiedziała się tego jednak, bo nagle jakaś dziewczyna wbiegła na środek drogi, jakby coś sobie chciała zrobić.

Była ona wysoka i miała włosy czerwone jak ogień, oczy koloru wody z jeziora i była ubrana w szary płaszcz.

Nie dało się jej w ogóle ominąć, co wywołało u Arkaniusza lekką złość.

-Możesz wreszcie się przenieść i nie blokować drogi!-Krzyknął do niej.

-A nie zechcieliby państwo wstąpić do najlepszej...

-A nie najgorszej?!-Krzyknęła do niej jedna ze starszych kobiet.

-...gospody w naszej ukochanej wsi Wicherni?-Kontynuowała dalej z takim samym entuzjazmem, choć z nerwowym uśmiechem, dziewczyna nie zważając na ten komentarz sprzed chwili.

Wszyscy się na siebie popatrzyliśmy z wyjątkiem Alisy, bo miała to utrudnione z powodu swojej pozycji siedzenia.

Jeżeli była to, jedyna karczma w tej okolicy to tylko tam mogliśmy znaleźć schronienie, choć się trochę przestraszyłem z powodu tego co ta kobieta powiedziała.

-Zechcielibyśmy, ale to nie powód, żeby stać na środku drogi.-Powiedział Tarant spokojnym głosem.

-Zapraszam za mną.-Powiedziała i zaczęła iść, co my też zaczęliśmy robić.

Gospoda wyglądała na bardzo zaniedbaną i jak gdyby nikt tu nie mieszkał od dziesięciu lat. Cała farba na ścianie była wypłowiała, a w dachu była dziura. Obok tego stała jeszcze jakaś stara szopa również z dziurą w dachu.

Przed to zacząłem się zastanawiać czy jedna z tych kobiet mówiła prawdę.

-Oto i nasza gospoda.-Powiedziała dziewczyna wyrywając mnie z zadumy, pokazując na to zaniedbane miejsce, a potem skierowała go na szopę.-A tam będą spać państwa konie.

Zeszliśmy, więc z koni i najpierw zaprowadziliśmy je do tej szopy, z czego najwięcej i tak robił Arkaniusz, bo Alisa tylko stała i się na nas patrzyła.

-Po co Ci te koce?-Spytałem się Arkaniusza, gdy ten zaczął je brać razem z naszymi ubraniami.

-Wygląda na to, że się nam przydadzą patrząc jak to tam wszystko wygląda.-Odpowiedział mi na pytanie.

Po tym poszliśmy do tej gospody za naszą przewodniczką.

Gdy weszliśmy do środka zobaczyliśmy, że niestety wnętrze było takie samo jak zewnętrze.

Wszystko wyglądało biedne i zaniedbane, jednak nadal miałem nadzieję, że może jednak będzie coś tam dobrego, choć powoli zaczynałem tracić na to nadzieje.

Nagle z kuchni wyłoniła się głowa.

Osoba z niej wychodząca miała średniej długości rude włosy i przerażające czerwone jak krew oczy.

Był on wysoki, czyli tak około wzrostu Arkaniusza.

Była ta osoba ubrana w białą koszulę, brązowe spodnie i kozaki.

Dziwne to zabrzmi z moich ust, ale był jakiś nienaturalnie piękny i przez to rozpoznałem, że jest on elfem, co uczyniło go niskim, bo elfy miały zazwyczaj dwumetrowy wzrost.

Dało się też zauważyć podobieństwo w wyglądzie tych dwojga, więc byli oni najpewniej rodziną.

-Znowu byłaś na dworze!-Krzyknął do niej, jednak brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.

-Nie.-Odpowiedziała patrząc w sufit i wyglądała jakby miała to w poważaniu.

Wtedy on podszedł do niej, wziął ją za rękę i zaprowadził do kuchni, jednak nie zamknął on drzwi i całą ich rozmowę słyszeliśmy idealnie.

- Można wiedzieć, co Ci weszło do głowy, żeby iść samą na dwór!

-A co pedofile tu są jacyś?!-Krzyknął do nich Tarant.

W odpowiedzi w drzwiach znowu pojawiła się głowa tego elfa, ale tym razem trzasnął drzwiami, żebyśmy nie słyszeli już tej rozmowy.

-Czemu to zrobiłeś?-Powiedziała Alisa.-Teraz nie wiem co było dalej.

-Nie moja wina, że tego nie przewidziałem.

-To trzeba było tego nie robić.

-A co was interesuje ich rozmowa?-Spytał się ich Arkaniusz.

Nagle ten elf wyszedł, a za nim ona, a gdy to się stało przez dłuższy czas zastanawiał się, co do nas powiedzieć.

-Na ile nocy państwo tutaj zostają?-Spytał się wreszcie nerwowo.

Popatrzyliśmy się po sobie, bo zasadniczo nie wiedzieliśmy.

-Na razie na jedną noc, jednak jeszcze zupełnie nie wiemy.

-Rozumiem.-Powiedział i ukłonił się przed nami.-Mam na imię Faran, a ta z tyłu to moja córka, Nalini. Oboje jesteśmy do waszych usług.

-Dziękuję-Powiedziała Alisa zmieszana.

-To ja naszykuje pokój i proszę się rozgościć.-Powiedział elf, po czym zniknął za rogiem.

Usiedliśmy przed drewnianym, ciemno-dębowym stole przykrytym białym obrusem.

-Proszę o to jadłospis.-Powiedziała Nalini podchodząc do nas z jakimiś kartami.

-Dziękuję.-dopowiedziała Alisa.

Po tym nagle przyszedł do nas ten elf.

-Pokój gotowy.-Powiedział.-Znajduje się na końcu korytarza.

-Dobrze tylko chcielibyśmy najpierw coś zjeść.

-To od razu uprzedzam, że jadłospis jest dość ograniczony.

Nie wiedziałem o co chodzi, ale gdy to otworzyłem zobaczyłem dosłownie trzy dania na krzyż.

Były tam po kolei: szarawka, jakieś ciasto i coś czego nie mogłem się rozczytać, bo ktoś napisał to ręcznie.

-A co tu jest napisane?-Spytałem się, bo pomimo wielkich starań nie mogłem się rozczytać.

Wtedy to elf pochylił się nade mną i zaczął się temu przypatrywać mamrocząc coś pod nosem.

-To jest akurat skreślone.-Powiedział i po tym znowu stał pionowo.

-To poproszę szarawkę.-Powiedziałem.

Reszta wzięła ze mnie przykład, bo również wiedziała, że nic innego tutaj nie zjemy.

-To teraz proszę zaczekać tak z pół godziny, a my w tym czasie zrobimy państwu z córką posiłek.

Po tym oboje poszli do tej kuchni.

-Ma któreś z was pomysł o co chodziło mu chodziło?-Spytał się nas Arkaniusz.

-W jakim sensie?-Spytał się Tarant.

-Powiedział on: „Poddajcie się wszyscy, bo wy również jesteście na naszym celowniku."

Przez dłuższy czas była pomiędzy nami cisza, aż nie usłyszeliśmy, że drzwi do kuchni zostały otwarte.

-Ten głupi przeciąg.-Powiedział elf i zamknął znowu drzwi.

-Mówiłeś o tej wyprawie komuś?-spytał się Taranta Arkaniusz.

-Nikomu nie licząc Doroty.

-Tej Doroty?-Spytałem się, bo wydawało mi się, że chodzi mu o taką słynną Dorotę.

-Jakiej Doroty?-Spytała się Alisa, która jeszcze nie wiedziała o jakiej, najpewniej, myśli Tarant.

-Odpowiadając na pytanie Artemista, tej Doroty, a na twoje to jest dość długa historia, którą opowiem Ci już jak będziemy w pokoju.

Po jego słowach drzwi się otworzyły i wyszedł z nich elf z tacą na której stały cztery miski.

-Proszę i smacznego.-Powiedział dając na stół nasze miski z jedzenie.-Do jedzenia będą mogli posłuchać państwo pięknych pieśni napisanych przez moją córkę, a proszę i uwierzyć warto jest poświęcić temu czas.

-To się jeszcze zobaczy.-Powiedział do siebie Tarant po cichu, jednak zrobił to tak, że prawie nikt tego nie usłyszał.

-To mogę zacząć już śpiewać?-Usłyszeliśmy głos Nalini, która siedziała z jakimś dystansem naprzeciwko nas siedząc z mandoliną w rękach.

-Tak możesz już córeczko.-Powiedział do niej jej ojciec.

-Dziękuję.-Powiedział i po chwili zaczęła coś śpiewać po elficku, jednak ja zupełnie tego nie rozumiałem.

Śpiewała swoją pieśń tak pięknym głosem jakiego jeszcze nigdy nie słyszałem i byłem pod wrażeniem tego.

Zapomniałem też o tym, że obok mnie stała zupa, którą miałem zjeść i przez moją nieuwagę miałem zimny posiłek, choć zupa była i tak bardzo dobra i pomyślałem, że to co ta starsza kobieta powiedziała, było pewnie spowodowane zazdrością.

-I jak się państwu podobało?-Spytała się nas po zaśpiewaniu jeszcze czterech pieśni, również po elficku.

-Bardzo, powinnaś śpiewać w jakimś tetrze lub filharmonii.-Powiedziała do niej zachwycona Alisa.

-Dziękuję ci bardzo, jednak chyba tego nie zrobię, bo się trochę stresuje występami przed ludźmi.-Odpowiedziała z uśmiechem.

-A jakoś nie boisz się przed nami?-Spytał się podejrzliwie Tarant.

-Bo jak jest tylko kilkoro ludzi to się tak nie stresuje.-Odpowiedziała elfa przechodząc to tego nerwowego.

Po tym pomiędzy nami nastała martwa cisza.

-To ja pójdę do pokoju.-Powiedziała Alisa, i jakoś tak się stało, że wszyscy wzięliśmy z niej przykład.

-Jeszcze jedno.-Powiedział do nas ten elf.-W łazience są szczury.

Jak tylko to usłyszałem myślałam, że to jakiś żart i może o to jej wtedy chodziło.

-Poradzimy sobie z tym jakoś.-Powiedział Tarant.

-Możesz mi wyjaśnić jak?-Spytała się go Alisa, która była tym zdziwiona tak samo jak ja.

Po tym zaczął się na nią patrzeć, a ja zrozumiałem o co mu chodzi.

-Że ja mam coś z tym zrobić?-Powiedziała do niego oburzona.

-A kto?

Po tym Alisa przewróciła oczami i poszła dalej, nie komentując tego ani jednym słowem.

-To ja idę z nią.-Powiedziałem i zacząłem za nią iść.

Pokój, w którym mieliśmy spać był przeciętnym pokojem, tylko wyglądał jakby został spalony niedawno i jakby nikt tutaj od dłuższego czasu nie sprzątał.

Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy za jakiś czas załamałaby się pod nami podłoga lub łóżkom miałyby się złamać nogi.

W pokoju znajdowały się ich cztery, które stały jeden obok drugiego, były pojedyncze i zajmowały całą szerokość ściany naprzeciwko nas.

Warto dodać, że w pokoju było bardzo zimno, a po lewej stronie znajdowały się drzwi do łazienki.

-Nie jest wcale tak źle.-powiedziała Alisa, która pocierała swoje ręce tak, żeby nie było jej tak zimno.

Widząc to Arkaniusz podszedł do niej.

-Żebyś się nam jeszcze nie przeziębiła przebierasz się w koszule nocną i idziesz do łóżka, dobrze?

Ona w odpowiedzi kiwnęła głową.

-A dałbyś mi ją, bo nie wiem w, której walizce jest?

Arkaniusz po chwili jej nią dał.

-Dziękuję.-Powiedziała do niego i poszła zamykając się w łazience.

-Czyli powiedziałeś to tylko Dorocie Ferramo.-Kontynuował Arkaniusz wracając do naszej rozmowy.

-Tak tylko jej i wyjaśniłem, że ma o tym nikomu nie mówić, a ona nie wyglądała na osobę, która by zdradziła tajemnice.

-Jak bardzo myślisz, że nikomu by o tym nie powiedziała?

-Bardzo jej wierze, choć mogłaby powiedzieć o tym jedynie Armantosowi.

-A tak około kiedy jej o tym powiedziałeś?

-Podczas pogrzebu.-Powiedział Tarant, spuszczając głowę.

-Czyli pod koniec poprzedniego roku?

-Tak.

Nagle z łazienki, prawie bezszelestnie, wyszła królewna w koszuli nocnej.

-Jakby co na razie nie znalazłam tam żadnego szczura.

-Czyli jak mam rozumieć został on przez Ciebie zjedzony?

W odpowiedzi zrobiła do niego wzrok, jakby chciała go w tej chwili zabić.

-Nie.-Powiedziała, a potem miała już normalną minę.-I mam takie pytanie. Kto gdzie śpi, bo ja chciałabym przy ścianie?

Ustaliśmy, że przy podłodze śpi Arkaniusz obok niego Tarant, a ja przy niej.

-W takim razie dobranoc.-Powiedziała Alisa, po czym poszła do łóżka, w którym od razu zasnęła.

-Arkaniusz podałbyś mi jedną kołdrę, bo lepiej, żeby przykryła się jeszcze jedną kołdrą, żeby jutro nie była chora?

W odpowiedzi zrobił to o co go on prosił, a Tarant okrył nią ją i jeszcze zmierzył jej temperaturę ręką.

-Nie wygląda na to, że będzie chora.-Powiedział do nas, gdy już przed nami stał.-A co do tej sprawy to może jutro do niej wrócimy, bo jesteśmy wszyscy trochę zmęczeni po tym dniu i może powinniśmy iść spać?

Zgodziliśmy się z nim prawie, ze od razu.

Pomimo, że zasadniczo byliśmy we wsi, o której istnieniu nikt chyba nie wiedział, to i tak bałem się, że ktoś może nas tej nocy porwać lub Ci właściciele mogliby wezwać RWLiK.

Jednak na przekór temu bardzo łatwo dzisiaj zasnąłem, a sny wcale nie należały do tych złych.

Nagle obudziłam się w środku nocy.

Nie wiedziałam czemu, bo nie miałam żadnych koszmarów, a sny należały bardziej do tych dobrych niż złych.

Dlatego, że nie mogłam znowu zasnąć postanowiłam wstać i pójść sobie na krótki nocny spacer.

Wzięłam, więc swój, jeszcze nie do końca dosuszony, płaszcz, i wyszłam na palcach z pokoju.

-Czemu nie mogę wreszcie opuścić tej całej dziury i wyruszyć przed siebie?!-Usłyszałam krzyczącą Nalini.

Bardzo mnie zaintrygowała ta rozmowa, więc postanowiłam zostać jeszcze jakiś czas na tym odcinku korytarza, zamiast iść dalej.

-Po pierwsze nie krzycz tak.-Powiedział do niej trochę poddenerwowany ojciec.-Po drugie, sama wiesz czemu nie możesz tego zrobić.

-Już to kontroluje!-Krzyknęła do niego.

Na myśl z kontrolowaniem przyszła mi do głowy myśl dotycząca tego, że może mieć ona jakąś niebezpieczną moc, której nie potrafi kontrolować.

-Właśnie, że nie.

-Tak.

-Nie.

-Tak i masz być już cicho rozumiesz!-Krzyknął na nią tak głośno, że ja aż podskoczyłam, bo nie wiedziałam, że taka osoba jak on może tak krzyczeć.

Po tym usłyszałam płacz jego córki.

-Przepraszam, że na Ciebie nakrzyczałem.-Powiedział do niej jej i chyba ją dodatkowo przytulił, ale z tym już nie mam pewności.

-Nie to jest moja wina, że Cię nie słucham.-Powiedziała niego córka.

Pomimo, że tą sceną jedynie słyszałam zrobiło mi się bardzo przykro i to nie tylko z powodu tego, że Nalini nie spełni swojego marzenia.

Było mi z tego powodu, że chciałam znowu być w domu i tak się przytulić do jednego z moich rodziców lub się nawet z nimi pokłócić.

Prawie płacząc wróciłam do pokoju, gdzie będą w łóżku płakałam po cichu głową zakrytą kołdrą, żeby mnie nikt nie słyszał, aż nie zasnęłam po upływie dłuższego czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro