Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 sierpień 685r. Rozdział 19

-Wybrać niebieską czy zieloną?-Spytała się mnie Wisia ze względu na to, że dzisiaj miał się odbyć bal.

-Wybierz tę, która Ci się bardziej podoba.-Powiedziałam, bo dla mnie nie była to sprawa najwyższej wagi.

-Ale co jeśli będę w niej źle wyglądać i będą mówić, że nie mam gustu?

-To postaraj się nie przejmować się tym.

Nagle do pokoju wbiegł zdyszany Riwier.

-Czy coś się stało?

-Rajca zabierają do obozu ze względu na to, że...

Nie chciałam nawet słuchać to do końca i to nie ze względu na to, że wiedziałam o co chodziło.

Nie zastanawiając się co robię wybiegłam z pokoju i zaczęłam biec, najszybciej jak potrafiłam, w kierunku skymskiej stacji.

Nie obchodziło mnie wtedy, czy ktoś mnie z tyłu woła czy nie, bo w tamtej chwili ważne dla mnie było, żeby chociaż się nakoś pożegnać z przyjacielem.

Nie wiedziałam tylko jednego.

Jakim cudem ktoś się mógł o tym dowiedzieć? Przecież nikomu on o tym nie mówił? No chyba, że wtedy ktoś to usłyszał przekazał RWLiK i przez to stało się to co się stało.

Przez cały czas gdy biegłam czułam ciągle rosnącą wściekłość i bezradność, bo dopiero teraz się o tym dowiedziałam, choć już od spotkania z rodziną nie widziałam nigdzie Rajca.

Tak samo byłam wściekła, że ja poszłam z rodziną Wisi, a nie śledziłam ich dla bezpieczeństwa.

Byłam taka głupia.

Wracając, cały czas biegłam na tą stację nie robiąc sobie w żadnym momencie przerwy pomimo ogromnego zmęczenia i wycieńczenia.

Po bardzo długim czasie, gdy dotarłam na stację, dało się zobaczyć jedynie grupę osób wpychanych do pociągu przez paru żołnierzy.

W pewnym momencie zobaczyłam Rajca, który wyglądał okropnie.

Był strasznie blady i chudy, jak i posiadał parę siniaków na twarzy, które pewnie sobie nabawił przez ten czas, albo zrobił mu je Christo.

-Rajec!-Krzyknęłam do niego na co ten obrócił wzrok z moim kierunku.

Jeden z strażników, usłyszawszy moje wołanie, popchnął Rajca tak, że on się prawie przewrócił z powodu tego, że mógł się one potknąć o własne nogi, a drugi z nich pobiegł w moją stronę i złapał mnie, żebym nie mogła biec w jego kierunku.

-Niech mnie Pan puści!

-Nie puszczę Cię, bo to nie jest twoja sprawa.-Powiedział przez zęby.

-Właśnie, że jest.-Powiedziałam w myślach, bo nie miałam odwagi tego zrobić na głos.

Na chwilę jeszcze podniosłam głowę, żeby zobaczyć jak wyglądała sytuacja, po czym zauważyłam wtedy, że Rajec został jeszcze popchnięty do środka przez ojca, który był ostatni z tych wszystkich osób jakie pchali do wagonu.

Ten również miał parę ran, ale zdecydowanie mniej niż syn, co utwierdziło mnie w tym, ze ten mógł go pobić.

Gdy już cały wszyscy weszli do wagonu mężczyzna puścił mnie przez co opadałam na podłogę.

-Trzeba było wcześniej żegnać się z kolegą, a nie robić tego na ostatnią chwilę, tym samym utrudniając nam naszą pracę.-Powiedział i poszedł w kierunku pociągu.

-Tyle, ze dopiero się dowiedziałam, ze go stracę.-Pomyślałam.

Pomimo, że chciałam krzyczeć, że nikt mi o tym nie powiedział, to się nie odezwałam tylko jedynie powstrzymywałam łzy napływające mi do oczu.

-Estera. Słyszysz mnie?-Usłyszałam w swojej głowie.

-Tak. Tak słyszę Cię. Rajec.-Odpowiedziałam mu z trudem wypowiadając każde zdanie robiąc to jeszcze bardzo powoli, jednak ostatnie powiedziałam nienaturalnie szybko.-Przepraszam, że nic z tym nie zrobiłam to prostu o niczym nie wiedziałam.

-Wiem. Nie obwiniaj się za to.-Powiedział do mnie wręcz przerażająco spokojnym tonem.-Powiedz Arkis, że zawsze ją kochałem.

Po tym jak on to powiedział usłyszałam, że pociąg rusza ze stacji.

Pomimo, że wiedziałam, że nic już nie poradzę na to co się stało to, zaczęłam biec za tym pociągiem, jednak moje zmęczenie wcześniejszym biegiem dało o sobie znać, pomimo odpoczynku w międzyczasie, dość szybko przestałam biec i ze zmęczenia opadłam na grunt i zaczęłam płakać i jednocześnie waląc ściśniętą dłonią w podłogę.

-Dobrze, że tutaj jesteś.-Usłyszałam głos Sempero, jednak ja nie zaszczyciłam go swoim spojrzeniem.

Po dłuższym czasie poczułam jego dotyk na moim ramieniu, jednak nadal nie potrafiłam się odwrócić w jego stronę.

-Niech mnie Pan tu zostawi samą.-Odpowiedziałam powstrzymując łzy.-Chcę być teraz sama.

W odpowiedzi najpierw westchnął, o czym zaczął mówić.

-Posłuchaj mnie. Jeśli ze mną wrócisz nie będziesz musiała brać udziału w balu, jeżeli nie będziesz chciała i możesz nawet cały dzień siedzieć w pokoju, zgoda?

W pierwszej chwili nie odpowiedziałam.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Z jednej strony chciałam wrócić, jednak z drugiej, najchętniej siedziałabym tutaj cały dzień, aż wreszcie, najpewniej przez żar z nieba, bym umarła z odwodnienia.

-Zgoda, proszę pana.-Odwiedziłam w ostateczności.

Wtedy to Sempero podał mi rękę, żebym mogła wstać i żebyśmy mogli jak najszybciej wrócili do zamku wykorzystał teleportację przez co w jednej chwili znowu stałam w sypialni.

-To ja już was same zostawię.-Powiedział Sempero i znowu wykorzystał teleportację, żeby tym razem sam zniknąć.

Po tym pomiędzy nami nastała martwa cisza, którą przerywał jedynie dźwięk naszego oddechu i bicia serc.

-Czy mogę Tobie w czymś pomóc?-Spytała się mnie miło Wisia.

W odpowiedzi powlekłam się jedynie do łóżka i położyłam się na nim kładąc głowę centralnie w poduszkę.

Wtedy również usłyszałam jak nagle ktoś wchodzi lub wychodzi z pokoju, a żeby się przekonać, która to była opcja odwróciłam wtedy głowę i okazało się, że zostałam w pokoju zupełnie sama.

Pomimo własnej woli zaczęłam wtedy krzyczeć nagłośnień jak potrafiłam tłumiąc to w poduszkę.

Po prostu nie potrafiłam w tej chwili robić nic innego tylko tak krzyczeć bez ładu i składu, żeby tylko wydostać z siebie te wszystkie emocje.

Przestałam to robić, gdy miałam już kompletnie zdarte gardło, bo inaczej straciłabym głos.

Obróciłam się wtedy, twarzą do sufitu i zaczęłam się w niego patrzeć z milionem myśli w mojej głowie.

Cały plan w jednej chwili poszedł się powiesić, bo straciliśmy jednego z członków, a przez to mógłby się nie udać i to skończyłoby się źle dla nas wszystkich.

Nawet dla Riwiera, a z tych wszystkich rozmyślań, wyrwało mnie pukanie do drzwi.

-Proszę.-Odpowiedziałam głosem, przez którego można byłoby pomyśleć, że zaraz umrę.

Wtedy to do pokoju, ku mojemu zdziwieniu, wszedł Riwier.

-Wstawaj.-Powiedział do mnie.

W odpowiedzi wzięłam poduszkę i cisnęłam nią w niego, jednak ten wziął lekcje z naszego pierwszego spotkania po kłótni, i odsunął się, więc trafiła ona w ścianę, a nie w niego.

-Rozumiem przez co teraz przechodzisz.

-Właśnie, że nic nie rozumiesz-Odpowiedziałam z naciskiem na słowo nic.

-Ja też lubiłem Rajca.

-Ale nie wiesz z czym jeszcze wiąże się to, że go tam zabrali.-Powiedziałam pod nosem.

-Doskonale wiem, że tam umrze.

-Nie o to mi chodzi tylko o to, że....

Nie dokończyłam już, bo do pokoju weszła Wisia z dwoma miskami, trzymała każdą jedną ręką, w, której było pełno różnych ciastek, ciasteczek i cukierków.

Jak tylko Wisia zobaczyła jak Riwier się na nie patrzy ominęła go zgrabnie i położyła te miski przede mną.

-Czemu mi nie dałaś żadnego?

-Ponieważ nie są one dla Ciebie tylko dla Estery od Pana Sempero.

-Ale ja również tęsknię za Rajcem.

-Pan Sempero bardzo dobrze o tym wie, jednak teraz w szczególności ona potrzebuje pomocy ze względu na to jak ona to przeżywa.

Po tym Riwier przewrócił oczami.

-I co ona jeszcze dostanie z tego powodu?

-Na przykład, jeżeli nie będzie chciała, lub nie będzie miała siły, nie będzie musiała iść na ten bal dzisiaj.

Wtedy to oczy zrobił mu się okrągłe jak spodki i może gdyby pił wtedy herbatę to pewnie by ją wypluł na podłogę.

-Czy mogłabyś teraz wyjść i oddać moje książki do biblioteki?-Spytałam się Arkis, żeby nagle nie wymsknęło się mu o tym co planowaliśmy.

-Normalnie bym się nie zgodziła, jednak teraz wezmę specjalnie dla Ciebie.

Wtedy to ułożyła wszystkie książki w jeden stos , który związała łodygami roślin które wyczarowała.

Po chwili wyszła z pokoju trzymając to pod pachą, przez co spojrzenie Riwiera, przez dłuższy czas skupione na niej, skierowało się w moją stronę.

-Wyjaśnij mi czemu?

-Co czemu?-Spytałam się, bo nie wiedziałam o co mu chodzi.

-Czemu przez Ciebie cały plan popełni samobójstwo?!-To ostatnie zdanie tak wykrzyczał, że bałam się, że zaraz ktoś tu przyjdzie i zacznie się dopytywać o jaki plan chodzi.

-Po pierwsze, nie drzyj się. A po drugie, czemu miałoby się to stać?

-Otóż to balu mieliśmy się udać sami wiesz gdzie.

-Jakoś inaczej to zrobimy. Na przykład...-Zaczęłam już tłumaczyć swój plan, jednak zobaczyłam, że Riwier wychodzi z pokoju.-A ty dokąd?!

Wtedy to zatrzasnął on drzwiami tym samym kończąc dyskusję.

-Świetnie.-Powiedziałam, jednak nie miałam już zamiaru płakać i zamiast tego poszłam umyć twarz.

Gdy już to jednak zaczęłam się nudzić, postanowiłam otworzyć okno, żeby słyszeć dźwięki z zewnątrz i mieć z tego jakąkolwiek rozrywkę.

Gdy to zrobiłam usadowiłam się na łóżku i zaczęłam słuchać podjadając w tym samym czasie słodkości.

Głównie do tych głosów należało ćwierkanie ptaków, niż jakieś kłótnie moich kolegów czy koleżanek, z czego byłam lekko zawiedziona, bo więcej rozrywki miałabym z podsłuchiwania kłótni niż odgłosów zwierząt.

-No to teraz możemy już iść na ulicę Poziomkową.-Dało się słyszeć głos Sempero, który od razu mnie ożywił.

Stało się tak, ponieważ tamta ulica była znana z ogromnej ilości księgarni, co działo na mnie przyciągająco.

Postanowiłam wtedy opuścić pokoju, bo nigdy już nie będę miała szansy być tutaj po raz drugi, i to nie tylko, dlatego że dybie na mnie cały rząd Eroolii, ale nawet gdybyśmy wygrali (co cały czas spadało ku upadkowi przez te wszystkie klęski), to stałbym się królową i nie miałabym na coś takiego czasu.

Wtedy to zaczęłam biec do grupy, tak szybko, jak kot z pęcherzem, choć nie biegłam już tak szybko jak rano.

W jakieś pięć, lub więcej niż pięć minut, byłam na dole czym wywołałam zdziwienie wszystkich zebranych.

-Czy mogłabym iść z Panem?-Spytałam się, żeby wreszcie usłyszeć czyiś głos, bo czułam się nieswojo w tej ciszy.

Wtedy to wyrwałam go rozmyślań.

-Tak. Jak chcesz, i masz siłę, to możesz.-Odpowiedział mi zdziwionym głosem.

-Bardzo panu dziękuje.-Powiedziałam i stanęłam w parze obok Wisi, która również była zdzwiona tym, że wyszłam z pokoju.

Po tym wszyscy zaczęliśmy iść w kierunku miasteczka.

-Co Cię przekonało, żeby wyjścia z tej nory?-Spytał się mnie Riwier, który również był obecny podczas wycieczki.

-Księgarnie.-Odpowiedziałam mu na pytanie szczerze.

Wtedy to zaczął on patrzyć prosto słońce.

-Ty wiesz, że w ten sposób oślepniesz, lub wpadniesz na drzewo?-Spytała się go Hanik, który przez zamyślenie został jakiś dystans z tyłu.

Po tym jego spojrzenie skierował na swojego brata.

-Ja tutaj rozpaczam jak nie widzisz.

-A czemu miałbyś rozpaczać?

-Ponieważ będę musiał te wszystkie książki dźwigać i będę robił za jej tragarza.

-A skąd ty o tym wiesz? Powiedziała Ci o tym?

-Nie, ale ja się domyślam.

-Czyli się na to zgadzasz?-Spytałam się, bo nie wiedziałam.

Wtedy to spojrzał się na mnie tak jak, gdyby chciał mnie on zabić.

-Nie, ale z Tobą idę.-Gdy to powiedział, znowu popatrzył się na brata.-A ty co robisz?

-To samo co ty tyle, że z Wisią. I ubrania na bal będę z nią ustalał.

-A właśnie kupujemy też jedną sukienkę dla Ciebie.-Powiedziała, przypominając sobie o tym, Wisia.

-Przecież ja mam się w co ubrać.-Powiedziałam trochę zawstydzona.

-Ale żadna z nich nie jest odpowiednia na bal.

-Teraz stajecie.-Powiedział nagle Sempero, dzięki czemu zobaczyłam, że jesteśmy już na miejscu.

-Za nim pójdziecie chciałbym, żebyśmy sobie ustalili parę kwestii. Po pierwsze, nie ruszacie się dalej niż ten plac, bo chce żebyście byli w zasięgu mojego wzroku. Po drugie, jesteśmy tutaj do czternastej i o tej godzinie wszyscy macie być najpóźniej. Po trzecie, miłej zabawy i spędźcie miło czas.

Po tym ostatnim wszyscy się rozeszli, a większość, w szczególności dziewczyny, poszły do sklepu ubraniowego.

-Myślisz, że jak duży będzie tam tłok?-Spytał się mnie nagle Riwier, bo pozostała dwójka poszła już tam gdzie większość.

-Sama nie wiem.-Powiedziałam i gdy tylko znalazłam, w zasięgu wzorku, bibliotekę od razu do niej pobiegłam.

-Czekaj na mnie!-Krzyknął za mną Riwier, jednak ja go nie posłuchałam, więc już w trzy sekundy byłam przy pierwszej z nich.

Gdy tam weszła m od razu zaczęłam przeglądać wszystkie tytuły, jednak dzieliły się one na dwie kategorie albo mnie one niezainteresowany albo już je przeczytałam.

Wtedy szłam do kolejne księgarni, w której powtarzało się to samo i w ten sposób w niedługim czasie obeszłam już wszystkie pięć księgarni.

-Jakaś wybredna jesteś.-Powiedział do mnie Riwier.

-Nie jestem wybredna tylko albo coś z tego przeczytałam, albo mnie ta książka ani trochę nie interesuje.

-To bierz te, które Cię nie interesują.

-A co się kłócicie kochanieńcy?-Spytała się nas nagle, jakaś starsza Pani, siedząca na ławce nieopodal.

-Chodzi o to, że on uważa, że ja jestem wybredna, bo nic z tych wcześniejszych księgarni nie wzięłam.

Wtedy to staruszka uśmiechnęła się zagadkowo.

-A byłaś u Rafisa Digera?

-Nie proszę Pani.

Po tym staruszka wskazała na budynek z napisem „Antykwariat rodziny Digor".

-Ale przecież to jest antykwariat, a nie księgarnia.

-Właśnie, że po części masz racje jak i nie. Jest to antykwariat, jednak można tez tam kupić stare książki, które są wyjątkowo tanie.

-Dziękuje.-Powiedziałam i pobiegłam do niego tak jak poprzednio do pierwszej księgarni, przez co byłam przy niej w mniej niż pięć minut.

Budynek z zewnątrz był bardzo stary, że nawet był pewnie zbudowany zanim nawet żyła Kamelia.

Posiadał również stare ciemno-dębowe drwi ze złotą klamką, które znajdowały się pomiędzy dwoma dużymi oknami, z których nic nie było widać, bo w środku znajdowały się ciemne zasłony.

Gdy już wystarczająco napatrzyłam się na budynek weszłam do środka, a gdy to robiłam usłyszałam dzwonienie małego dzwonka jak w jakimś filmie.

Jednak nikt nie przyszedł na ten sygnał.

-Dziwne.-Powiedziałam do siebie i zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu.

W środku znajdowało się dużo rzeczy takich jak: świece, zasłony, stare meble, jak i również książki, których niestety było jak na lekarstwo.

Podeszłam, więc do nich i zaczęłam je przeglądać, co było trudne, bo pomieszczenie było jedynie oświetlone paroma świecami.

Po pewnym czasie znalazłam książkę w czerwonej oprawie z kobietą, która trzymała w rękach bluszcz, który oplatał dwa serca. U kobiety nie można było zobaczyć jaki ma kolor włosów czy oczu, bo ją całą pokrywała czerwona poświata, a dodatkowo widać było jej smutną twarz. Na okładce widniał również napis „Baśń o dwóch łamanych sercach", jednak nie było napisane kto jest autorem tej książki.

-A co ty tutaj robisz?-Usłyszałam nagle za sobą pytanie przez, które od razu obróciłam głowę do tyłu.

Zobaczyłam wtedy starszego mężczyznę z siwą brodą i okularami, w których odbijały się świtała z świec.

Z wyglądu przypominał mi trochę tego profesora z Narni, przez co się zdziwiłam, że jeszcze pamiętam o tej książce.

-Ja chciałam kupić książkę.-Powiedziałam zdziwiona.

Wtedy to podszedł on do mnie i zaczął się przyglądać książce, jaką wybrałam.

-Niestety nie możesz jej kupić.-Powiedział do mnie, po czym wziął ją ode.-Należy ona do mnie, a ja również mieszkam w tym budynku.

Byłam tym lekko zawiedziona, bo okładka i tytuł naprawdę mnie zaintrygowały.

-A czy mogłabym coś zrobić, żeby Pan mógłby mi ją dać?-Spytałam się z nadzieją w głowie.

-Niestety nie, bo to pamiątka rodzinna, ale skoro już ją widziałaś musisz mi obiecać jedną rzecz.

-Jaką?

Wtedy to podszedł do mnie i pochylił się, ze y odpowiedzieć mi w postaci szepnięcia mi do ucha.

-Ta książka jest nielegalna.

Na ta wiadomo oczy przybrały kształt talerzy.

-W jakim sensie?

Na to pierwszą odpowiedzią było westchnięcie.

-Ta książka została napisana przez królową Arię, bo musiała wyrzucić z siebie to co przeżyła. I pamiętaj, że nie możesz nikomu powiedzieć, że ją widziałaś, jasne?

W odpowiedzi pokiwałam jedynie głową.

-Dobrą decyzję podjęłaś.

Po tym usłyszałam jak kolejna osoba wchodzi do pomieszczenia, na co mężczyzna schował ją pod swój płaszcz.

Wtedy to do budynku weszła Wisia, której się tutaj nie spodziewałam.

-Czyli tuta jesteś.-Powiedziała uradowana.

-Tak, a ty nie powinnaś być Hanikiem?

-To znaczy on tam stoi i pilnuje rzeczy, więc mogłam pójść po Ciebie, bo już znalazłam sukienkę.

-Zaraz przyjdę tylko jeszcze chwilę.-Odpowiedziałam, bo jakoś musiałam mieć coś, co ukryło tę książkę.

W odpowiedzi, jednak Wisia nie westchnęła i jedynie wyszła.

-Dziękuję.-Powiedział mężczyzna, wprawiającym mnie w zdziwienie.

-Nie ma za co, proszę Pana.-Powiedziałam, po czym wyszłam z budynku i od razu poczułam się inaczej.

Gdy wyszłam poszłyśmy w Wisią do tego sklepu zobaczyłam, że sukienka jaką dla mnie wybrała ona długa i miała kolor zielony ze złotymi elementami na spodzie spódnicy i rękawach.

-Piękna.-Powiedziałam patrząc się na nią z zachwytem.

Co prawda nadal nie była porównywalna, na przykład do tego co miałam na sobie podczas spotkania z mafią, ale i tak było bardzo ładne.

-Dziękuję sama wybierałam.-Po tym spojrzała na swój zegarek przez co oczy zrobiły się jej okrągłe jak koła u wozu.

-Co się stało?

-Musimy już iść, bo za minutę musimy być na dworze.

Wtedy wszystko na szybko wzięliśmy w ręce i wybiegliśmy ze sklepu, przez co dokładnie o drugiej stanęliśmy przy całej grupie.

Po tym wróciliśmy do zamku i gdy tylko przekroczyłyśmy próg pokoju zaczęłyśmy się przygotowywać, przez co zupełnie zapomniałam o sytuacji w księgarni, która przypomniała mi się jedynie po prawie roku.

Do mojego stroju, nie licząc sukienek i butów należała też koronę z warkoczy, co przez to, że zbliżał się koniec czaru moje włosy były tak samo długie jak przed czarem.

-I już.-Powiedziała po pięciu minutach.-A tak a propos kupiłaś sobie jakąś książkę tam, bo jakby nie widziałam?

W udzieleniu odpowiedzi, z powodu niezręczności tego pytania, wyręczył mnie Sempero, który właśnie wszedł do pokoju.

-To jak już jesteście gotowe to wyjdźcie z pokoju i poczekajcie na pozostałych.-Powiedział do nas, co wykonałyśmy.

Po pięciu minutach wszyscy stali już na korytarzu, więc dzięki temu mogliśmy pójść do sali, którą okazało się miejsce, w którym było rozpoczęcie MEOPA.

I znowu można było zobaczyć, że sala była naprawdę ładna i przepięknie udekorowana najróżniejszymi kwiatami o różnych barwach, a na stołach można było znaleźć pełno przekąsek.

Jednak przed rozpoczęciem balu została wygłoszona przemowa.

-Wszyscy zebrani. Mamy zaszczyt rozpocząć bal, który będzie trwał do białego rana.-Powiedział Ferdydur z entuzjazmem.

Na wieść o tym dużo osób się ucieszyło, czemu nie rozumiałam, bo ja nie lubię tak późno chodzić spać.

-Czyli do dwudziestej drugiej.-Powiedziała Emira, po czym zgasiła cały entuzjazm i na sali zapanowało zdychanie.

-Nie martwcie się jednak, bo zabawy będzie w bród pomimo tak krótkiego trwania wydarzenia.-Powiedział Sempero czym przywrócił uśmiechy na twarzach.

Po tym znikąd zaczęła grać muzyka i zaczął się bal.

Wszyscy na nim się dobrze bawili tańczyli śmieli się i cieszyli co mnie lekko zdziwiło, bo dziwnie się było na to patrzeć mając na uwadze, że to miejsce zostało stworzone przez osoby, które aktualnie zabijają niewinne persony, które nic im nie zawiniły.

Jednak pomimo tego starałam się być zadowoloną z balu i dobrze się bawić.

W pewnym momencie jednak jakby z sufitu zaczął na nas padać krew, a przynajmniej tak mi się wydawało przez kolor cieczy, plus jeszcze warto dodać, że przez to w całej sali zapanowała panika, bo byli przekonaniu, ze doszło do zbrodni.

-Morderca tu jest!-Darła się jakaś dziewczyna.

-Tu nie ma żadnego mordercy!-Starał się ją uspokoić Ferdydur.

Po tym nagle Riwier wziął mnie za rękę i wybiegliśmy z sali, czego nikt nie zauważył przez wszechobecną panikę.

-Czemu to zrobiłeś?-Spytałam się, bo nie rozumiałam go.

-Ja to zaplanowałem, żebyśmy mogli wykonać to co trzeba.

-A jak ty to zrobiłeś i nie chodzi mi o to, że ciecz na nas leci tylko co to jest?

-Farba. Jak chcesz sprawdzić czy mówię prawdę to możesz spróbować.

Zrobiłam, więc tak i okazało się, że mówi on prawdę.

-No masz rację.-Powiedziałam zdzwiona i pod wrażeniem jego pomysłu.

-To jak już się zgadzasz to idziemy, bo liczy się każda sekunda, a dodatkowo chyba zaraz znowu będziesz wyglądać jak ty.-Powiedział czym sprowadził mnie na ziemię.

Po tym zaczęliśmy iść w kierunku piwnicy, z której miało się znaleźć przejście do celi Artemista i innych.

Jednak przy przejściu przez lustro stało dwóch strażników.

-To co robimy skoro nie ma Rajca?-Spytałam się, bo oryginalnie plan miał być taki, że Rajec miał zagadać ich i przez to byśmy się tam dostali do środka.

-Znikasz i posypujesz im to.-Powiedział dając mi jakiś woreczek.-Zasną jak dzieci i się dość szybko nie obudzą.

-Dobrze.-Powiedziałam, biorąc to od niego, już po chwili zniknęłam.

Podeszłam wtedy do nich niepostrzeżenie i jak obrócili oboje wzrok szybko wrzuciłam do tego środek i wróciłam do naszej kryjówki.

-Nie zobaczyli mnie?-Spytałam się lekko przestraszona, bo bałam się, że mogłoby się coś złego stać.

-Nie. Bardzo dobrze sobie poradziłaś.

Wtedy to dało się usłyszeć jak spada jakaś blacha, którą okazała się bronią.

-Idziemy.-Powiedział i pierwszy z nas ruszył na przód.

Mogłam wtedy zobaczyć jak wygląda przejście.

Było one dużo mniejsze i jedynie co można było zobaczyć to środek, bo oprawy nie było widać, bo była wbudowana ścianę.

-Ty pierwsza.-Powiedział Riwier i popchnął mnie do środka bez mojej zgody, bo byłam przed nim.

Chciałam go zwyzywać wściekle jednak, nie zrobiłam tego z dwóch ważnych powodów.

Po pierwsze, nie miałam jak, bo za szybko tam wpadłam. Drugim z powodów było to, że nie chciałam obudzić tych strażników.

Po przeciwnej stronie okazało się, że jest wielka dziura przez, którą zaczęłam spadać niczym moja imienniczka.

Jednak w odróżnieniu od niej działo się to szybko i ledwo powstrzymywałam się przed krzykiem na cały głos.

Po pewnym czasie, mogłam już jednak dostrzec podłogę dzięki czemu, udało mi się spaść na cztery łapy zamiast doznać poważnych obrażeń.

-Czemu mnie zrzuciłeś?-Spytałam się Riwiera, gdy ten stanął naprzeciwko mnie elegancko, co mnie zdziwiło, bo nie wyglądał jakby nie spadał parę metrów pod ziemie.

-Taki żart chciałem Ci zrobić.

-To nie było śmieszne, ale Ci wybaczam, bo wolę zachować energię na później.

-To dobrze wiedzieć. A tak w ogóle to za Tobą są drzwi.

Obróciłam się i okazało się, że mówił on prawdę i przed nami stały drzwi dwuczęściowe z drewna i dziurką na klucz.

-Przecież my nie mamy...

-Klucza?-Spytał się mnie Riwier i wsunął mi go do ręki.

Wtedy to ja przytuliłam go z całej siły w podziękowaniu.

-Możesz mnie nie dusić.-Powiedział, po czym przestałam to robić.

Wtedy to wsunęłam klucz do otworu i okazało się, że był on dobry.

-Dziękuję Ci za wszystko.-Powiedziałam, zanim otworzyłam drzwi.-A tak w ogóle to jak go zdobyłeś?

-Otóż znalazłem go w jednej z kieszeni strażników, gdy spadłaś-Powiedział.-A poza tym, nie musisz dziękować, a i jeszcze otwórz wreszcie te drzwi, bo już naprawdę masz te uszy i wyglądasz tak jak wcześniej.

Co ciekawe okazało się to prawdą, bo gdy podniosłam pod oczy kosmyk włosów zobaczyłam, że są one znowu brązowe.

Odetchnęłam wtedy głęboko i z całej siły sprawiłam, że drzwi stanęły przede mną otworem.

Wtedy to zobaczyłam wszystkich tych za, którymi tęskniłam podczas ostatnich dwóch tygodni.

Pierwszym z nich, który się ze mną przywitał, bo pozostała dwójka stała w zdziwieniu, był Artemist, który pobiegł do mnie i objął.

-A czy wy kogoś zamordowaliście?-Spytał się nas znienacka przerażony Arkaniusz, czym wywołał u nas zdziwienie.

-Nie. Po prostu to jest zwykła farba.-Odpowiedział za mnie Riwier.

-A szkoda.-Powiedział Tarant.

-Nie wiem czy wiesz, ale można za to trafić do więzienia.-Powiedział Arkaniusz.

-Ona jest i tak królewną, więc...

-I właśnie za to, że jest księżniczką zaraz tam trafi.-Usłyszeliśmy głos Ferdydura przez, którego obróciliśmy głowę w jego stronę.

Zobaczyliśmy wtedy, że nie licząc jego obok niego stoi Emira, Imero i Sempero, z czego ostatni z nich miał minę oznaczającą całą mieszankę emocji.

I również wszyscy byli polani tą farbą.

-Skąd wy wiedzieliście, że...

-Ja im to powiedziałem.-Powiedział Imero, z takim uśmiechem, że ja bym go najchętniej zabiła.-Tak samo było w przypadku Rajca.

Gdy tylko wspomniał o Rajcu, chęć wzrosła podwójnie zabicie go, w tym samym miejscu zdarzenia, jednak i w tym przypadku nic nie robiłam, choć była cienka granica, żeby się to stało.

-Zanim jednak wszyscy zginiecie chciałbym się dowiedzieć kogo zamordowali...-Zaczął Ferdydur.

-To jest farba debilu.-Powiedział do niego Riwier.-Jak chcesz to możesz spróbować.

Wtedy to Ferdydur popatrzył się na niego tak jakby chciał go zabić.

-Dobrze zakończmy to wreszcie.-Powiedział i strzelił do mnie z pistoletu.

Z szoku nie potrafiłam się zupełnie ruszyć, co dodatkowo utrudniała mi to jego magia, która w tej chwili na mnie działała i na moich kolegów, bo oni również się nie potrafili ruszyć.

Wtedy to nagle przede mną pojawił się Riwer.

-Nie...-Powiedziałam do niego przestraszona.

-Nie musisz dziękować.-Powiedział i po chwili, wszystko naokoło, pokryła oślepiająca żółta poświata, przez, którą myślałam, że stracę wzrok.

Po chwili jednak poczułam, że leżę na ziemi, jednak nie czułam bólu w miejsce, w które, najpewniej, dostałaby z pistoletu, za to poczułam wodę na twarzy i włosach, co mnie zdziwiło, bo przecież byłam w piwnicy.

Poczułam też również na mojej ręce coś lepkiego, a po bliższym spojrzeniu na to zobaczyłam, że jest to błoto, więc zorientowałam się, że nagle znalazłam się na dworze.

Wstałam wtedy szybko i zaczęłam kręcić się wokoło własnej osi, żeby zobaczyć, gdzie ja jestem.

Okazało się to lasem, a naprzeciwko mnie stała opuszczona leśniczówka z werandą przed sobą.

Po tym co zobaczyłam zaczęłam nerwowo i szybko oddychać, bo dotarło do mnie wtedy co się właśnie stało.

Riwier się dla mnie i dla nich poświęcił, bo sam stanął naprzeciwko mnie, żebym to ja, i wszyscy pozostali przeżyli, a nie on.

-Alisa wszystko będzie...-Zaczął do mnie mówić Artemist, jednak ja rzuciłam się na niego i zaczęłam płakać.

Wtedy to Artemist przytulił mnie i zaczął głaskać mnie po włosach.

-Nie pocieszaj mnie, tylko zostaw w spokoju.-Powiedziałam do niego przez łzy.-Nie zasługuje na pocieszenia.

-Nie mów tak. Uśmierciłam dzisiaj dwóch kolegów.

-Ale taka jest prawda.

-Przecież tam był tylko...

-Rajec został dzisiaj zabrany do obozu razem z ojcem. I ja się dowiedziałam o tym za późno i przez to on umrze, a Arkis tego nie przeżyje.

-Tutaj jesteście.-Usłyszałam głos Taranta na, którego odwróciłam głos w tym kierunku.

Stał tam razem z Arkaniuszem, których również zmókł deszcz i na ich ubraniach było można dostrzec ślady po błocie.

-Czy z Alisą...?-Spytał się Tarant.

-Tak, wszystko jest dobrze.-Odpowiedziałam przerywając mu.

Najpewniej powiedziałby, że ja na taką nie wyglądam, jednak w tamtej chwili postanowił zachować milczenie.

-Chodźmy do środka.-Powiedział Arkaniusz, na co wszyscy przystaliśmy na propozycję.

Leśniczówka składała się z jednego pomieszczenia, w którym znajdowała się kuchnia, jedno łóżko, stoły, krzesła i jakieś kufry do, których od razu podszedł Tarant i zaczął patrzyć co tam jest.

Po chwili wyciągnął on z tego koszulę nocną, która była zdecydowanie na mnie za duża, a przyjemniej na taką wyglądała.

-To dla ciebie, bo przecież nie będziesz spać w takim ubraniu.-Powiedział Tarant.

-Nie będę, jeśli wyjdzie stąd na pięć minut, żebym mogła się ubrać.

Wtedy to wszyscy wyszli, jak na zawołanie, dzięki czemu mogłam się spokojnie przebrać.

Zrobiłam to bardzo szybko, z czego się cieszyłam, bo jakoś po tym cały dniu byłam wykończona wszystkim i jedyne o czym marzyłam to wreszcie zasnąć.

-Możecie wejść!-Krzyknęłam, po czym, gdy tylko położyłam się na łóżku zasnęłam, tak, ze nigdy bym się już nie obudziła.

Po tym jak Alisa zawołała nas weszliśmy do środka, w którym, gdyby nie czar

Taranta ze światłem, panowałyby absolutne ciemności.

-Dość szybko zasnęła.-Powiedział Tarant, biorąc jej ubrania i patrząc na nią, po tym jak podszedł do jej łóżka.

-Wracając to jaki temat będzie tej rozmowy o, której mówiłeś jak staliśmy pod dachem?-Spytał się Arkaniusz, który siedział przy stole razem ze mną.

-Chodzi o to co robimy dalej.-Powiedział Tarant siadając obok nas.

Pomiędzy nami nastała wtedy cisza, która przerywało jedynie oddychanie Alicji przez sen jak i krople deszczu uderzające o dach.

Niby odpowiedź wydawała się oczywista, jednak, pomimo tego, nie mieliśmy pomysłu jak to zrobić.

„Udać się do siedziby TOLiKPR, gdzie pierwsza rzeczą byłby krzyk na nas za ucieczkę?", „Chować się tutaj do końca życia, lub gdy TOLiKPR wreszcie zacznie odnosić sukcesy i wygrywać?" czy „Iść stąd na piechotę, co skończyłoby się złapanie przez RWLiK-a i śmiercią?".

-Chyba trzeba wykonać to o co nas królowa prosiła.-Powiedział, w pewnym momencie, Arkaniusz.

-Tylko jak?-Spytał się go Tarant.-Bo jak będziemy iść normalnie, nawet przez las to i tak ktoś nas wytropi i zginiemy czy skorzystać z pomocy TOLiKPR, ale wtedy musielibyśmy liczyć na ich złość z powodu naszej ucieczki niemalże dwa miesiące temu.

-A może by się tak teleportować na miejsce?-Spytałem się, bo akurat to przyszło mi do głowy.

-Możemy to zrobić, jednak za pewien czas.-Powiedział Tarant.

-A czemu za pewien?-Spytał się Arkaniusz, wyraźnie zaintrygowany, i w ten sposób z ust mi wyjął to pytanie.

-Wiecie czemu to zwierciadło działało?

Nie wiedzieliśmy, więc siedzieliśmy cicho.

-Otóż cała jego moc pobierała magię ode mnie, więc moja moc jest teraz bardzo niska, a potrzebna jest jej ogromnej ilości, żeby przeteleportować więcej niż jedna osobę i to na bardzo długi dystans.

-A jak długo zajmie Ci odzyskanie jej?

-Nie wiem, ale wydaje mi się, że tak do końca miesiąca powinno się udać, ale nigdy nie wiadomo jak będzie.

-W takim razie możemy poczekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro