3 maj 686r. Rozdział 35
Gdy obudziłam się, następnego dnia, rano zobaczyłam, że miejsce gdzie jestem jest zniszczone do cna.
-Co do-?-Pomyślałam i zaczęłam chodzić po pokoju dotykając ścian, żeby zobaczyć czy to nie jest iluzja albo mam jakieś zwidy.
Okazało się, że nie trafiłam z żadną z opcji, a ściany naprawdę były zniszczone.
-Coś mi się tu nie podoba.-Pomyślałam i szybko się ubrałam, żeby po tym wyjść.
A, gdy wyszłam to się jeszcze bardziej zdziwiłam, bo pozostała część też była zniszczona.
-Ale jak to jest możliwe skoro-?-Pomyślałam, ale po chwili przypomniałam sobie jak działa coś takiego.
Osoba dzięki, której dom jest niewidzialny, nie może być ranna w stopniu krytycznym czy chora w takim samym stopniu.
Zrozumiałam wtedy, że co musiało się stać babci, więc pobiegłam prosto na dół przeskakując po dwa stopnie, żeby być jak najszybciej na dole, a gdy już tam byłam to o mało co nie krzyknęła z przerażenia.
Na dole leżała, z nożem wbitym w ciało, moja babci.
-Kto Ci to zrobił?-Spytała się przerażonym tonem, na co ona, powoli otworzyła oczy.
-Proszę Cię uciekaj stąd.-Powiedział z trudem starając się dotknąć noża, ale ja ją od tego powstrzymałam przykładając jej rękę do ziemi.
-Nie zostawię Cię tutaj w taki stanie.
-Mi i tak zostało już mało czasu zanim-
-Nie dam Ci tutaj umrzeć.
-Posłuchaj mnie.-Powiedziałam zdecydowanym tonem, czym wprawiał mnie w zdziwienie.-Musisz teraz uciec, bo inaczej ci się coś stanie. Możesz gdziekolwiek tylko nie zostawaj tutaj proszę Cię.
-Ale ty-
-Ja już swoje przeżyłam, w odróżnieniu od Ciebie wnusiu, i nie chcę żebyś w tym wieku skończyła swoje życie, rozumiesz?
W odpowiedzi pokiwałam głową, bo tylko na tyle było nie stać w takiej chwili.
-W takim razie idź już, proszę.
Najszybciej jak tylko mogłam wstałam, gdy nagle nie poczułam woń znajomego zapachu, który był wprost przyłożony do mojego nosa.
Był to ten duszący, który pierwszy raz poczułam podczas przedstawienia pierwszego TOLiKPR.
W chwilę straciłam grunt pod nogami, a gdy próbowałam uciec to ktoś chwycił mnie i przysunął do siebie.
-Żegnaj Arteminetto.-Powiedziała babcia takim tonem jak gdyby nie obchodziło ją to co się dzieje po czym zamknęła oczy i umarła.
Wtedy to z moich oczu poleciały łzy.
Niby znałam ją tylko jeden dzień, ale bardzo się do niej przywiązałam przez ten czas, a poza tym już myślałam, ze wreszcie będzie dobrze i będę miała normalne życie po tym wszystkim.
Po tym chwilę jednak po tym otoczyła mnie ciemność jeszcze bardziej mnie dobijając.
-Trochę cicho tutaj.-Powiedziałem, gdy wszyscy we trójkę porządkowaliśmy strych, a ja myłem tam okna.
-Bo nikt się z nas nie odzywa.-Powiedział lekko zdenerwowany Tarant, który już miał chyba dość zamiatania podłogi.
-To, że jesteś zmęczony nie znaczy, żebyś był niemiły dla innych.-Powiedział Arkaniusz.
Co ciekawe, Tarant, nic po tym nie powiedział, tylko wrócił do zajęcia, a ja do swojego i nic się przez dłuższy czas po tym nie działo.
W pewnym momencie jednak zobaczyłem jak nagle, przed pałacem, pojawiło się parę osób z wojska, a na ich czele stał Ferdydur.
Z szoku stałem jak skamieniały zamiast się jakkolwiek ruszyć.
-Wszystko dobrze Artemist?-Usłyszałem głos Arkaniusza, który mnie natychmiastowo rozbudził.
Wtedy to szybko zasłoniłem okna i zdobyłem świecę i również z pomocą mocy zapaliłem ją.
-Co ty właśnie-
-Na dole jest Ferdydur razem z paroma strażnikami, więc zrobiłem to tylko po to, żeby nas nie znaleźli.
Gdy tylko Arkaniusz to usłyszał podbiegł szybko do okna, gdzie lekko uchylił zasłonę.
-Przecież tam nikogo-
-Są, wyczuwa to magia.-Przerwał mu Tarant.-Tylko na razie się nigdzie nie ruszamy i nie wydajemy dźwięków, bo musimy obmyślić plan.
-Przecież tu jest okno.-Powiedziałem dotykając szkło.-A jeżeli nawet nie będziecie sami mogli tam wejść to możesz wykorzystać magię.
-Dobra tylko zrobić muszę to szybko, bo inaczej nas wykryją.-Powiedział Tarant, a następnie pojawiliśmy się na tym dachu.
-A teraz co dalej?
-Skaczemy z dachu.-Powiedział Tarant, po czym zaczął się kierować do krawędzi.
-Co ty chcesz-!?
-Ciii.-Uciszyłem go natychmiastowo, po rozpoczęciu mowy.-Nie krzycz tak, bo jeszcze nas znajdą.
-Przepraszam.-Odpowiedział szeptem.
-Chodziło mi o to, że jak skoczymy to przeniesiemy się w inne miejsce np. do osady, gdzie poinformujemy o aktualnym stanie rzeczy.
-W taki razie kto pierwszy idzie?-Spytał się Arkaniusz, gdy szliśmy razem, w jego kierunku.
-Ja.-Powiedział Tarant, po czym w połowie drogi na ziemię wytworzył portal.
-Czyli krótko mówić wpadamy w nią i jesteśmy już w innym miejscu?
-Tak. Masz jakieś jeszcze pytania?
-Nie.
-To świetnie.-Powiedział Tarant, po czym skoczył na dół i zniknął na naszych oczach.
-Teraz ty skaczesz czy ja?
-Ty możesz, ale jeżeli nie chcesz to mogę ja.
-W takim razie ja pierwszy.-Powiedział Arkaniusz, a następnie stanął tam gdzie Tarant.-Tylko jak i dokąd mam skoczyć?
-W jakim sensie?
-Jakby nie ma już portalu.
-Może po prostu zrobił się niewidzialny?
Po tym obrócił on głowę w moją stronę.
-Ale jeżeli okazałoby się to nieprawdą, uratowałbyś mnie.
-Szczerze nie wiem, ale lepiej być dobrej myśli.
-W takim razie licz do trzech.
-Raz.-Zacząłem liczyć.-Dwa...Trzy!
Gdy już na trzy miał skoczyć nagle się odbił i wrócił na miejsce.
-Co się właśnie-?
-Radziłbym się jedynie ładnie obrócić i podejść do mnie parę kroków, bo może się to źle skończyć.-Usłyszeliśmy za sobą znajomy głos.
Tym głosem, okazał się, gdy już się obróciliśmy, Ferdydur, który kierował w nas pistolet.
-A teraz proszę, obrazić się do tyłu.
-Czy możesz być zdecydowany do-Zacząłem, gdy robiłem to razem z Arkaniuszem, ale nie skończyłem, bo dostałem szoku.
Na dole stało parę strażników, w tym jeden, z przyłożonym do siebie nieprzytomnym Tarantem, którego głowa zwisała w dół.
-Jakim cudem wy go-Zaczął mówić Arkaniusz, ale zanim dokończył padł nieprzytomny, czym wywołał u mnie uczucie przerażenia.
Stało się tak, ponieważ Arkaniusz nie był osobą na, która by łatwo zadziała taki czar, ze względu na te wszystkie treningi, które przechodził, przed zostanie strażnikiem miejskim, a nie zaliczały się one do łatwych i przyjemnych.
-Dobranoc.-Powiedział, po czym mnie dopadło to samo.
Gdy stało się to poczułem jak gdyby poraził mnie piorun, po czym nic już nie było, jak i nie wiedziałem czy wrócę do życia.
Jednak była jeszcze jedna rzecz, która chodziła mi po głowie.
Czy Arti jest bezpieczna, tak samo jak i królowa?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro