Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27 grudzień 685r. Rozdział 32

W nocy śniło mi się to jak zabijam Aleksera.

Tyle, że w tym śnie zostałam zabrana przez RWLiK i skazana na ścięcie, i gdy już ostrze miało odciąć mi głowę obudziłam się ze snu bardzo spocona.

-Spokojnie to był tylko sen.-Powiedział sobie i znowu się położyłam pomiędzy Rajcem, a Artemistem.

Jednak gdy już miałam znowu zasnąć usłyszałam jakiś tajemniczy dźwięk, który mnie obudził na nowo.

Przestraszona tym zaczęłam budzić każdego z czterech chłopaków, jednak każdy z nich spał jak kamień. Nawet Arkaniusz, który na każdy niepokojący dźwięk potrafił się obudzić.

-Czyli muszę wszystko zrobić sama.-powiedziałam pod nosem ubraną swój szlafrok, po czym poszłam po jakiś nożyk z kuchni, bo wolałam spodziewać się wszystkiego niż niczego, choć gdyby duch Aleksera mnie nawiedził to by mi nic to nie dało.

Zaczęłam iść wtedy w stronę tego dźwięku i okazało się wtedy, że wydobywał się on z mojego pokoju.

Zdziwiłam się wtedy, bo przecież jedyną osobą jaka tam była był Saguaro, a on był nieprzytomny.

-Wszystko będzie dobrze.-Powiedziałam po czym otworzyłam drzwi na oścież.

Zobaczyłam wtedy, że nie ma nikogo w pokoju, nie licząc elfa.

-Dziwne.-Powiedziałam i weszłam do środka, żeby się upewnić, że dobrze myślę.

Na samym początku nic nie wzbudzało u mnie niepokoju, bo jedynie co było słychać to moje kroki.

W pewnym momencie jednak, gdy znowu usłyszałam ten dźwięk przestraszona popatrzyłam do tyłu i naokoło, jednak nikogo nie zobaczyłam.

-Może Ci się to wszystko przesłyszało albo to tylko wiatr.-Powiedziałam, ale gdy tylko już miałam wracać coś sprawiło, że zaczęłam spadać w czarną dziurę.

Krzyknęłam wtedy przestraszona i z tego samego uczucia puściłam swój nóż, którego już nie miałam w ręce.

-Pomocy!-Krzyknęłam przestraszona, jednak nikt mnie nie usłyszał.

Bo kto miał mi niby wtedy pomóc, a w szczególności Saguaro.

Po jakimś czasie spadania spadłam na twardą podłogę na, które znajdował się piękny dywan z drzewem i ogromną ilością zwierząt naokoło.

-Ała.-Zaczęłam jęczeć, bo okropnie bolały mnie plecy, pomimo tej tkaniny.

-Pośpiesz się Neola, bo królowa właśnie urodziła!-Usłyszałam czyiś kobiecy, młody głos.

-Królowa?!-pomyślałam zszokowana, bo przecież nie ma już jej z Eroolii.

Doszłam przez to do wniosku, że albo cofnęłam się w czasie, albo ktoś mnie przeniósł w inne miejsce.

A, żeby się dowiedzieć, która nich jest prawdziwa musiałam podążyć za nią i koleżanką.

Zaczęłam, więc to robić co było dość trudne biorąc pod uwagę, że plecy mnie nadal bolały.

Na szczęście udało mi się wreszcie dotrzeć do białych drzwi ozdobionych malunkami roślin.

Wtedy to, gdy chciałam otworzyć drzwi moja ręka przez nie przeszła.

-Czyli jest to samo co u Arkis.-Pomyślałam, a po tym weszłam do pokoju.

W środku znajdowało się dużo mebli, jak i ogromna grupa służących obu płci stoczona po prawej stronie pokoju żarliwie o czymś dyskutująca w, której stronę od razu poszłam.

Okazało się, że grupa stoczona była około łóżka na, którym leżała elfia królowa o jasno-zielonych włosach, a w kołysce niedaleko jej dwoje dzieci, które przed chwilą przyszły na świat.

Zrozumiałam wtedy to czemu się oni jeszcze bardziej ekscytują, bo rzadko na raz u elfów rodziło się więcej niż jedno dziecko.

Jedno dziecko miało zielone włosy, a drugie koloru tego samego, a nawet odcieniu, co Saguaro. Oboje wyglądali jak lalki, bo takie były piękne, co było charakterystyczne dla elfów.

-Proszę się odsunąć.-Usłyszałam jakiś męski głos i odruchowo zrobiłam to samo co większość osób.

Zobaczyłam wtedy elfickiego króla, którego wygląd zapierał mi wdech w piersiach.

-Takie wspaniałe szczęście na nas spadło.-Powiedział uśmiechem idąc w kierunku swojej żony.

-Masz rację, kochana.-Powiedział i gdy już był obok niej pocałował ją i spojrzał na dwoje swoich dzieci.-Masz pomysł jak je nazwiemy?

-Gilia i Saguaro.

Wtedy to doznałam lekkiego szoku i zdziwienia z dwóch powodów. Po pierwsze, zrozumiałam, że, najpewniej, oglądam teraz życie osoby, którą przed chwila widziałam a prawdopodobnym łożu śmierci, a po drugie zrozumiałam o co chodziło wtedy Hewkowi.

Przynajmniej po części, bo nie zrozumiałam czemu on ,skoro jest księciem, a najstarszy męski potomek przejmuje władzę, trafił do mafii.

Po tym nagle wszystko się zmieniło i przyniosłam się na wielki plac, który był otoczony przez pełno osób. Na środku stał ten król, już trochę straszy i dwoje małych elfów w, których rozpoznałam Gilię i Saguaro.

-A teraz wyczarujcie piękne drzewo.-Powiedział do nich ojciec i odsunął się od niech trochę, żeby mieli miejsce na czary.

Wtedy to oboje skierowali ręce w ziemie, tylko w inne miejsca i zaczęli próbować wyczarować roślinę.

Po pięciu minutach Gilia wyczarowała brzozę na co dostała ogromne brawa na, które się ukłoniła.

-Najpiękniejsza brzoza jaką widziałem.-Powiedział do niej ojciec, dzięki czemu na jej twarzy pojawił się uśmiech.

-A gdzie drugie drzewo?-Odezwał się ktoś zniecierpliwiony z tłumu.

-Na pewno się zaraz pojawi.-Powiedział król, choć wydawał się tym lekko zaniepokojony.

Zamiast tego, jednak zaczęła się ulewa przez, którą chyba każdy tutaj już po chwili był po chwili mokry w zupełności.

Wtedy to wszyscy ludzie, lukrecje i kaszanki zaczęli biec szukając ukrycie gdzie jest sucho a, elfy i magiczni przenosić się do domów. Do tego dołączyła się również para królewska i świta przenoszona się prze przemieszczenie, które udzieliło się również mnie.

Wtedy to ja również znalazłam się w sali tronowej.

-Czy to coś złego, że mi się nie udało przed-?

-Nie Saguaro, każdy robi to w innym czasie.-Powiedział i pogłaskał dziecko po głowie.-Jedynie co mnie dziwi to to czemu zaczął padać deszcz.

-Bo ktoś go wyczarował, Wasza wysokość.-powiedział elf, który najpewniej był królewskim magiem, a tym samym zastępcą króla.

-Ale w takim kto mógł-?-Zaczęła mówić królowa.

-Przepraszam, że przerywam, ale z tego co mi magia mówi był to królewicz.

U wszystkich to wtedy wywołało zdziwienie z wyjątkiem mnie, bo jedynie utwierdziło mnie w tym, że to osoba o, której myślę.

-Ale jak to możliwe skoro od pokoleń u nas występuje moc zieleni.-Powiedział król.-Chyba, że...

-Chyba, że teraz zdarzył się ten jeden przypadek na rok, gdy w rodzinie urodzi się ktoś kto ma inne moce niż pozostali członkowie.-Dopowiedziała po nim żona.

-Czy to coś złego?-Spytała się rodziców Gilia.

-Nie, ale prosiłbym was, żebyście poszli do pokoju.-powiedział do nich ojciec, na co oboje przystali i zaczęli iść we wspomnianym kierunku.

Zamiast jednak dowiedzieć się o czym mieliby jeszcze rozmawiać przeniosłam się do pokoju gdzie siedziało razem na ogromnym łóżku rodzeństwo.

-Czy jestem dla Ciebie dziwny?-Spytał się Saguaro.

-A czemu miałbyś być?

-Mam inną moc niż każdy w rodzinie. Możesz za parę lat udawać, że mnie nie znasz.

-Nie zrobię tak.-Powiedział i go przytuliła.-Zawsze będę Cię kochać i lubić.

Po chwili brat odwzajemnił to, czym bardzo mnie rozczulił.

Gdy minął jakiś czas znów pojawiłam się gdzie indziej, a była to wielka polana, przy rzece na, której znajdowało się od groma stołów i osób przy nich siedzących.

Wśród dwóch z nich rozpoznałam moich rodziców. Patrzyłam na nich jakiś czasz tego szoku, bo dziwnie mi było patrzyć na osoby, które za jakiś czas miały zginąć.

-A teraz, książę Saguaro, pokaże nam wspaniały pokaz z okazji ślubu swojej siostry.-Powiedział zastępco-mag, który stał na specjalnej scenie.

Wtedy to Saguaro, w pięknym błękitnym stroju, wszedł na scenie wywołując pełno oklasków.

Po tym zaczął robić piękny pokaz, gdzie ożywiał wodę i sprawiał, że przypominała ona różne zwierzęta.

Z każda minuta tego pokazu coraz bardziej byłam pod warzeniem jakie jest to piękne i zapierające dech.

W pewnym momencie poczułam, jednak, że coś jest nie tak, co okazało się po pewnym czasie prawdą.

Gdy już spektakl prawie się zakończył nagle dało się usłyszeć zmierza do nas ogromna fala wody.

-Tama się zawaliła!-Usłyszałam jak ktoś krzyczy.

Zobaczyłam wtedy, że zmierza w naszym kierunku ogromna fala wody, która była pewnie spowodowana o tym co przed chwila usłyszałam.

Nagle jednak fala się zatrzymała, a dostrzegłam jak Saguaro z trudem ją powstrzymuje.

-Radziłbym się wszystkim tutaj obecnym zebrać, bo długo nie wytrzymam.-powiedział na co wszyscy zaczęli się zbierać i znikać z miejsca zdarzenia.

Z wyjątkiem dwóch osób: króla i królowej.

Nawet jego siostra i mąż w, którym rozpoznałam przyszłego „króla" Telkozyca to zrobili.

Mnie również nigdzie nie przeniesiono, choć bardzo chciałam, bo nie miałam zamiaru zaraz umrzeć.

-Co wy tutaj jeszcze robicie?-Spytał się, obracając się na wpół do swoich rodziców.

-Nie zostawimy Cię tutaj Saguaro choćby nie wiem co.-powiedział jego ojciec.

-Ale ja musze tu zostać, żeby powstrzymywać to.-Powiedział i już w jego głosie było słychać zmęczenie.

-A ja nie dopuszczę do tego, żeby moje własne dziecko umarło.-powiedział ojciec zdecydowanym tonem.

-Proszę was idźcie już, bo zaraz może się coś stać.-Powiedziała, a ja dostrzegłam jak powoli woda z góry fali zaczyna powoli kapać na ziemię.

Jego rodzice nadal się nie ruszali, więc postanowiłam, że chociaż postaram się ich odsunąć na pewien dystans, ale, za każdym razem, moja ręka przez nich przenikała.

-Nie ma ta-Zaczął mówić, ale nie dane było mu tego dokończyć, bo wtedy ściana wody runęła.

Od razu zalała ona nas wszystkich, że nawet ja, osoba, która umiała pływać miała problem z wydostaniem się na powierzchnie, żeby zaczerpnąć choć trochę powietrza.

Nie ułatwiało mi to, że moja koszula nocna zaczepiła się o gałąź drzewa i dodatkowo sprawiała, że moja głowa nie wyszła na powierzchnię.

Po pewnym czasie, jednak wyrzuciło nas do sali tronowej w, której starałam się wchłonąć najwięcej powietrza jak się da, bo tak mi go brakowało.

-Gdzie są rodzice?-Usłyszałam głos Gilii dzięki, któremu wróciłam na ziemię i obróciłam stronę w jej kierunku.

Zobaczyłam wtedy, że Saguaro stanął naprzeciwko całego tłumu gości ledwo trzymając się na nogach.

Wtedy to wstałam i zaczęłam rozpadać się po pomieszczeniu i dowiedziałam się, że nigdzie ich nie ma, przez doszłam wtedy do wniosku, że oni tego nie przeżyli poświęcając się dla syna.

-Oni tam zostali.-powiedział na co po sali wszyscy wstrzymali oddech.

Wtedy to na twarzy jego siostry pojawił się gniew, który mnie przestraszył.

-Jak ty mogłeś do czegoś takiego-!

-Próbowałem powiedzieć, żeby poszli do was, ale ojciec mówił, że mnie tam nie zostawi.-powiedział na równi zdenerwowany, a ja się przez to od nich odsunęłam.-A poza tym mam granice wytrzymałości.

-Ale mogłeś ich uratować przecież!

-Ta woda poleciała nagle i doznałem zbyt dużego szoku, żeby cokolwiek zrobić!

-A będąc w tej wodzie nie mogłeś nic zrobić?!

-Gdyby w Ciebie też uderzały drzewa i kamienie to byś się również nie mogła skupić.

-A chociaż starałeś się im wtedy, jakkolwiek pomóc.

Wtedy to na twarzy Saguaro rozpoznałam i smutek szok i zrozumiałam, że tak się nie stało.

-No właśnie.-Powiedziała.-Dlatego zostajesz wygnany z królestwa.

Po tym już zrozumiałam czemu Saguaro znajduje się w obecnym stanie jak i to co powiedział Hewko.

Po tym sala również wstrzymała oddech i zaczęło się nerwowe szeptanie.

Jednak, pomimo tego, Telkozyc nadal stał cicho i tylko się przypatrywał, tak samo jak zastępca, ale z kolei ten drugi, wydawał się spięty, bo ściskał swój rękaw.

-Jak to wyg-?-Zaczął pytanie zdziwiony.

-Ponieważ to ja jestem teraz władcą.

Na to szepty zwiększyły się podwójnie, jednak te wcześniej wspomniane osoby nadal były cicho.

-Nie możesz tak?-Powiedział i zacisnął pięści.

-A to niby dlaczego?

-Ponieważ w prawie jest powiedziane, że najstarszy MĘSKI potomek zostaje władcą.-powiedział z naciskiem na słowo męski.

Znowu pojawiły się szepty, które mnie coraz bardziej niepokoiły.

-Więc skoro tak znasz prawo to powinieneś wiedzieć, że również dusza musi być czysta bez żadnego przestępstwa.

-Ale ja-

-Skazanie własnych rodziców na śmierć to również przestępstwo.-powiedział Telkozyc grobowym głosem.

-Widzisz.-powiedziała do brata z wyższością.

-A może Pan doradca by powiedział co o tym sądzi?-Spytał się Saguaro, kładąc los swojej przyszłości na najbardziej poddenerwowanej osobie w tamtym pomieszczeniu, w tamtym momencie.

-Oczywiście, królewiczu.-powiedział nadal skubiąc rękaw i wyczarował kodeks prawa, którego gorączkowo kartkował.-do czynów przez, które nie można objąć tronów należą: gwałty, złe reprezentowanie państwa, morderstwa...

-Już zaprezentowałeś dwie z tych trzech cech.-powiedział przerywając mu.-A to oznacza, że mogę zrobić to co chcę.

-Ale musi być męski.-Zaznaczył.-A ja przypominam, że nasza rodzina jest dość duża...

-A ja Ci przypominam, że mam męża, a to też się liczy.

Wtedy to Saguaro znowu spojrzał się na zastępcę.

-Czy to jest prawda?

-Królewna ma rację.-Powiedział, na co atmosfera w pomieszczeniu, zrobiła się już najbardziej nerwowa atmosfera jak się dało.

-Tak, więc ja, królowa Gilia, skazuję Ciebie, mój bracie Saguaro, na wygnanie z królestwa do końca twoich dni.-Powiedziała czym przesądziła jego los.

Wtedy to jego oczy zrobiły się okrągłe z wrażenia, a tak samo mnie, choć domyślałam się jak się to skończy.

-Masz czas do jutra na opuszczenie zamku. -Powiedziała, po czym poszła w kierunku w, którym paręnaście lat wcześniej szła z bratem.

Jednak tym razem zrobiła to z mężem, a nie z bratem, którego odtrąciła pomimo obietnicy danej mu tamtego dnia.

Widok ten mnie zdołował, bo nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła rodzeństwu, choć i tak teraz go nie mam.

Po tym jak para młoda zaczęła się oddalać wszyscy skierowali wzrok na Saguaro, który nadal nie mógł się otrząsnąć.

Gdy jednak doszedł już do siebie zniknął z miejsca zdarzenia, a ja razem z nim przeniosłam się do tego samego pokoju, który widziałam jakiś czas wcześniej, dzięki czemu doszłam wtedy to wniosku, że to jego pokój.

Jak tylko przeniósł się on do swojego bezpiecznego miejsca rzucił się na łóżko i zaczął płakać.

Zrobiło mi się go wtedy jeszcze bardziej szkoda, bo na to nie zasługiwał i bardzo chciałam go przytulić, ale nie mogłam tego zrobić.

-Przecież to nie była moja wina.-Powiedział przez łzy, a jego głos był stłamszony, przez to, że przyciskał twarz do łóżka.-Nie mogłem przewidzieć tego, że zawali się tama i rodzice się mnie nie posłuchają.

Pomimo tego, że nawet przy Arkis się nie popłakałam, to w tamtym momencie z mojej twarzy poleciała łza, a ja wcale się tego nie zawstydziłam.

-Musisz się, jednak zebrać i wziąć coś ze sobą.-Powiedział i zaczął brać ubrania z szafy.

Byłam wtedy pod wrażeniem tego, że tak szybko zachował miarowy spokój po tym co się stało.

Nie mogła, jednak się na to patrzeć tak długo jak chciałam, bo znowu otoczenie się zmieniło.

Tym razem był to Saguaro stojący na jakieś góry patrzący się na Moksbiursk.

-Nigdy bym się nie spodziewał, że kiedyś opuszczę to miejsce na zawsze.-Powiedział, po czym zaczął iść przed siebie.

Chciałam go dogonić, ale znowu tło się rozmazało i tym razem byłam na terenie, który świetnie znałam.

Była to farma należąca do ptaków.

-Czyli tak on tu-?-zaczęłam myśleć przestraszona i szukać go wszędzie, bo nie był on w zasięgu mojego wzroku.

Wtedy to zobaczyłam jakąś nieprzytomną postać w, której stronę od razu pobiegłam.

Tą osobą był Saguaro.

Niby wiedziałam, że on nie umrze, ale i tak się przeraziłam, że leżał nieprzytomny.

-Proszę obudź się.-Powiedziałam do niego i zaczęłam kopać go nogą, która wtedy przestała przenikać.

-Christo chodź tutaj!-Usłyszałam głos Hewka.

-Świetnie.-Powiedziałam i uśmiechnęłam się głupio do siebie, wracając po chwili do tego co robiłam.

Przestałam to jednak robić, gdy te dwie osoby były już tak blisko, że uznaliby to za dziwne i zaczęli macać rękami powietrze, żeby kogoś znaleźć.

-Przecież to jest ten królewicz w Awtlii.-Powiedział Hewko, patrząc na nieprzytomnego elfa.

-Nie jest już nim od trzech lat.-Powiedział drugi z nich, zwracając uwagę na fakty.

-To jego podróż trwała tutaj trzy lata?-Pomyślałam zszokowana, ale wydawało mi się to logiczne biorąc pod uwagę, że ten cały dystans pokonał na piechotę.

-No, ale i tak może zrobili z niego szpiega do nas.

-O tym nie pisał nikt.

-Może pracuje dla naszego rządu i zaraz nas zabiją?

-O tym by napisali, a poza tym wydaje mi się, że rząd by czegoś takiego nie zrobił.

-A skąd ty to wiesz?-Spytała się podejrzliwie.-Znasz ich?

-Nie, ale to chyba logiczne, że nie będą sobie chcieli popsuć wizerunku.

-Nie patrzysz w przyszłość!

-Nie, że nie patrzę tylko myślę logicznie w odróżnieniu od Ciebie.

-Dobrze, nie chce mi się już z Tobą dyskutować.-Powiedział i wyjął pochwę w, której był nóż, który wziął do ręki.

Tym razem również wiedziałam, że Saguaro nie zginie, ale i tak przestraszyłam się lekko tym widokiem.

Wziął on go na dystans, na wprost serca elfa, z zamiarem zabicia go.

Jednak gdy tylko miał go wtopić w jego serca odezwał się.

-Proszę mnie nie zabijać, bo z rządem od trzech lat nie mam nic wspólnego.-Powiedział, patrząc się prosto na niego.

Hewko, będący w szoku, przez to, od razu, się odsunął nadal z bronią w ręku.

-Czy mógłby mi Pan podać rękę, bo nie jestem na siłach, żeby wstać sam.-Powiedział i wyciągnął rękę w kierunku Christa.

Przez chwilę mężczyzna był w szoku, ale po tym zrobił to o co elf go poprosił.

-To czemu w takim razie czemu, jak jest Pan przytomny, leżał Pan na trawie?

-Zasłabłem, a obudziła mnie państwa kłótnia.

-Rozumiem.-Powiedział i wydał się zamyślony.-A można wiedzieć co, w takim razie, sprowadza księcia w te strony?

-Chęć pokazania wyższości jak każdego elfa.-Powiedział Hewko nie dając dojść do głosu Saguaro.

-Szukam swojego miejsca, bo nigdzie nie chcieli mnie przyjąć.-Powiedział zaskakując nawet mnie.

-To nie licz na również.-Powiedział Hewko wstając, gdy miał już schowany nóż.

-Bądź dla niego bardziej miły.-Powiedział Christo takim dość dziwnym, bo spokojnym tonem, jak i miłym tonem.-Wiele on przeszedł przez ostatnie trzy lata.

Patrząc na to wszystko Saguaro był bardzo zdziwiony, a tak samo ja.

-Dziękuję za słowa, ale już jest mi lepiej.

-To dobra wiadomość.

-Wracając jednak do mojej sprawy, nie muszą mnie tutaj państwo zatrudniać, jeśli nie chcą, ale prosiłbym chociaż o możliwość noclegu.

-Oczywiście, że...

-Nie.

-Tak.-Powiedział Christo, przez zęby, w stronę przyjaciela, a potem się uśmiechnął w stronę elfa.

Po tym Saguaro już chyba zupełnie czuł się jak w jakimś wesołym cyrku widząc to wszystko.

-Chyba, jednak pójdę szukać gdzie indziej.-Powiedział Saguaro i zaczął się oddalać od nich, ale w ostatniej chwili Christo chwycił go za rękę.

-Nie przejmuj się nim po prostu czasami nie potrafi się on zachować , ale już teraz będzie grzeczny?-Powiedział, znowu patrząc się na niego, który był na niego nadal zły, ale jego uczucie musiało się zwiększyć przez to, że mówił do niego jak do psa.

-Przysięgam.-Powiedział pod nosem, że trudno mi było go zrozumieć.

-Powtórzysz, bo nie...?

-Przysięgam!-Krzyknął tak głośno, że się wzdrygnęłam.

-To dobrze.-Odpowiedział, z obojętnym wyrazem twarzy, i skierował swoje spojrzenie na elfa.-Widzi Pan, nie ma się już czego obawiać, prawda?

-Tak.-Powiedział Saguaro, który nadal się nie otrząsnął po tym wszystkim.

-W takim razie witamy w naszych skromnych progach.-Powiedział i zaczął o prowadzić w kierunku domu, a jakiś dystans od nich szedł Hewko, a na samym końcu ja.

Podczas drogi zauważyłam postać przebiegająca niedaleko domu, a potem do niego wchodzącą, przez okno, a ku bliższemu przejrzeniu się, ku mojemu zdziwieniu okazała się ona Kamelią.

-Ona tu-?-Pomyślałam, ale przypomniało mi się, że przecież mówiła o tym, że opiekowała się Rajcem, dzięki czemu zrozumiałam, że teraz jesteśmy bliżej naszego roku niż dalej niż mi się wydawało.

Po tym jak weszliśmy do środka zobaczyłam Kalisto, który był bardzo zdziwiony niespodziewanym gościem.

Był on zdecydowanie młodszy i nie miał prawie tej swojej charakterystycznej brody w, której wglądał jak menel.

-Kim jest-?

-Przygotuj nam trzech herbatę i zanieś ją do mojego gabinetu.-Powiedział, po czym pokazał, żeby elf i Hewko podążyli za nim co zrobili, a tak samo ja.

Tak szliśmy, aż nie dotarliśmy do tego samego pokoju w, którym paręnaście lat później stała Arkis i rozmawiała w sprawie o swoją pracę.

-Wiesz po co tutaj jesteśmy?-Spytał się Christo, siadając na swoim fotelu.

-Nie.

-Możesz tutaj zostać.-Powiedział, czym wywołał szok u wszystkich osób w pomieszczeniu, nie licząc siebie.

-Nie zgadzam się!-Krzyknął, wyrażając swój przeciw Hewko, a dodatkowo uderzył pięścią w stół.

-W tej kwestii akurat nie masz nic do powiedzenia, bo to ja tutaj rządzę.-Powiedział szef i zapalił papierosa.

Wtedy to Saguaro patrzył się na używkę z wielkim zainteresowaniem, jak gdyby pierwszy raz ją widział na oczy.

-Jak chce to możesz się poczęstować Saguaro, jeżeli tak mogę do Ciebie mówić.-Powiedział pomiędzy jednym, a drugim wciągnięciem zawartości.

-Może tak do mnie-

-Nie ja dłużej w tym domu wariatów nie wytrzymam.-Powiedział Hewko i wyszedł pokoju mijając tym samym zdziwionego Kalisto od, którego wziął herbatę.

-Tak wszystko jest dobrze Kalisto.-Powiedział, po tym jak służący dłuższy czas patrzył się na jego kolegę.

Po tym służący zaniósł napój do środka i szybko wyszedł z pomieszczenia.

-A i jeszcze naszykuj pokój dla Saguaro, bo będzie tutaj z nami mieszkać i zamknij drzwi.-Powiedział, gdy po jednej sekundzie zszedł mu z oczu.

-Oczywiście, Pani Christo.-Powiedział Kalisto i zamknął drzwi.

-Możesz usiąść jeśli chcesz.-Powiedział, wyczarowując obok niego krzesło.

-Dziękuje.-Powiedział i również usiadł naprzeciwko niego.

Cały czas wydawał się on mi bardzo zestresowany, ale go trochę rozumiałam, bo pierwszy raz od dłuższego czasu miał możliwość noclegu u kogoś.

Choć w tym i tak wydawał mi się inną osobą niż jest teraz.

-To w takim razie chciałbyś jednego?

-Nie dziękuję, nie skorzystam z propozycji.

-Przecież po jednym się nie uzależnisz.

-Nie byłabym tego taka pewna.-Powiedziałam do siebie przypominając sobie te ostatnie trzy dni.

Po tym wziął on drżącą ręką jeden i zapalił, po czym zaczął kaszleć dymem.

-Spokojnie tak zawsze jest pierwszy raz.-powiedział rozbawiony Christo obracając opałek naokoło palców.-A tak a propos to zostajesz przyjęty do ptaków.

Na to oczy elfa zrobiły się okrągłe jak talerze.

-Do tych ptaków?-Spytał się zdziwiony.-Myślałem, że...

-Już nie istniejcie?-Spytał się, przydając mu Christo.-Otóż istniejemy, ale jest już nas tylko dwójka, bo przetrwaliśmy tylko ja i Hewko, którego mogłeś już poznać.

-Rozumiem.

-Jutro, bo już dziś jest późno, pokaże Ci teren naokoło domu i oprowadzę.-Powiedział obracając między palcami niedopałek papierosa.

-Pokój już gotowy.-Powiedział Kalisto wchodząc do pokoju.

-To świetnie.-Powiedział Christo.-Miłej pierwszej nocy, życzę.

-Dziękuję.-Powiedział Saguaro, po czym wstał.

-Poczekaj chwilę, bo zapomniałem o jednej rzeczy.-Powiedział do niego Christo, zatrzymując go gdy stanął w drzwiach.

-Tak?

-Pomimo tego, co byś słyszał, nigdy nie wchodź do pokoju na drugim pierwszy po lewo.

Zdziwiło to go, jednak postanowił się nie dopytywać.

-Rozumiem.-Odpowiedział i wrócił do dalszej drogi.

Było mi wtedy szkoda, że nie spytał się o co chodzi, ale nic nie mogłam na to poradzić.

Szli tak oni, aż nie dotarliśmy do małego pokoju z jednym łóżkiem i szafą.

-Życzę księciu miłej nocy.-Powiedział i miał już zamknąć drzwi, gdy elf go powstrzymał.

-Po pierwsze, mów mi po imieniu. A pod drugie, mógłbyś mi wyjaśnić co jest w tym pokoju?

Wtedy to Kalisto westchnął, wszedł do środka i zamknął drzwi.

-Musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz.-powiedział, po czym usiadł na łóżku.

-Obiecuję.-Odpowiedział Saguaro i zrobił to samo.

-W tym pokoju znajduje się Rajec, jego syn.

Po tym to on powiedział zrozumiałam już wszystko, że nie potrzebowałam dalszych wyjaśnień.

-On mi nie ufa czy co, że...

-On chce jego śmierci.

Niby wiedziałam o wszystkich problemach Rajca, ale i tak się na to wzdrygnęłam jak za pierwszym razem.

-Czemu ojciec chciałby śmierci swojego dziecka?-Spytał się zszokowany elf.

-Po tym jak jego syn przyszedł na świat, zmarła jego żona z powodu porodu. Dlatego, że kochał żonę zwalił wszystko na dziecko. Zostawił, więc go po porodzie samego w pokoju i spokojnie czeka na jego śmierć.

-Przecież jak go zostawił to chyba dziecko musiało umrzeć parę godzin później.

-Właśnie nie, bo następnego dnia zobaczył dziecko śpiące na co się bardzo wściekł. Dodatkowo od tego czasu nadal stoi przy swoich postanowieniach, włączając w to nas, i nic się nie zmieniło.

-A kiedy się on urodził, jaki czas temu?

-W kwietniu tego roku.

Wtedy to chyba jeszcze bardziej zdziwił niż wcześniej, bo nie wiedział o tym co ja.

-To chyba przez pół roku nie mógł żyć.

-Też mnie to dziwi, choć mam pewną teorie na ten temat, ale jest głupia.

-Ale proszę powiedz mi ją.

Służący wtedy westchnął.

-Myślę, że może ktoś tu się specjalnie włamuje, żeby go ocalić.-Powiedział szeptem.

-Może w tym być trochę racji przecież.

-Może, ale nie musi.-Powiedział drugi z nich i na pożegnanie, w drzwiach również się odezwał.-I tak życzę Ci miłej nocy.

-Bardzo Ci dziękuje.-powiedział Saguaro, po czym drzwi się zamknęły.

Wtedy to wziął on koszule nocna z swojej torby, a ja odwróciłam się tyłem, żeby nie widzieć go nagiego.

Odwróciłam się ponownie w jego kierunku, gdy usłyszałam jak pada na łóżko, a gdy to zrobiłam jak jest przykryty kołdrą i śpi jak zabity.

-Czego się dziwisz, skoro przez ostatnie trzy lata spał na trawie i ziemi.-Powiedziałam i usiadłam na meblu, żeby zobaczyć jak jest ono miękkie.

Było tak średnio ale potrafiłam zrozumieć, że są to dla niego luksusy po tym wszystkim.

Po jakimś czasie wstałam, bo zżerała mnie ciekawość jak wyglądał Rajec, gdy był mały, ale zrozumiałam wtedy, że nie mogę wyjść z pokoju.

-Czyli musze podążać tylko za Saguaro i czekać jak się obudzi.

Gdy tylko skończyłam to mówić usłyszałam płacz dziecka, którego już od razu znałam.

-Nie wolno ci wstać, nie wolno ci wstać.-Mówiła cały czas do siebie, bo się obudził, ale płacz i tak nie ustawał.

Powtarzał on to tak w mantrę przez jeszcze jakiś czas, aż nie wstał.

-Przecież jak będę niewidzialny nikt mnie nie zobaczy.-Powiedział, po czym zniknął, a ja starałam się podążyć za nim, co mi się nawet udało.

Droga byłą dość krótka, bo pokój był na tym samym piętrze co miał Saguaro, a skończyła się ona przed brązowymi drzwiami, gdzie płacz był najlepiej słyszalny, jak inne dźwięki.

-Spokojnie, spokojnie jestem tutaj.-Usłyszałam głos Kamelii.-Wszystko będzie dobrze.

-Czyli Kalisto miał racje.-Powiedział do siebie elf.

Po jakiś pięciu minutach płacz ustał, a po kolejnej minucie otwarły się nagle drzwi, że Saguaro przestraszony przykleił się do ściany.

-Kimkolwiek jesteś radziłabym Cię wyjść, bo może się pogorszyć to jak skończysz, gdy Cię i tak znajdę.-Powiedziała pajęczyca, trzymając w jednej ręce nożyk, a w drugiej skrzypce razem ze smyczkiem.

Zamiast jednak się przestraszyć i pokazać on wymknął się do pokoju potykając się o wysoki próg.

Wtedy to Kamelia od razu zaczęła grać na skrzypcach przez co magią sprawiła, że stał się on widzialny.

-Kim ty jesteś?-Spytała się go, podejrzliwym tonem, idąc powoli do niego z nożem w ręce.

Nie było mu jednak dane to powiedzieć, bo do pokoju padli wszyscy pozostali domownicy.

-Kim ty jesteś?-Powiedział Christo wychodząc przed Hewka i Kalisto.

-Osobą, która jedyna troszczy się o to dziecko, potworze.-Powiedziała wywołując u wszystkich zdziwienie.

-To prędzej ty jesteś potworem niż ja.

-Potworem można się również stać przez to jak traktuje się otoczenie naokoło, ale myślę, że o tym doskonale wiesz.-Powiedziała, wywołując u swojego rozmówcy wściekłość.

-Chodźmy na dół, bo jeszcze go obudzimy.-Powiedział, patrząc się z odrazą na swoje dziecko i zaczął wychodzić z pokoju.

-A myślałam, że się jeszcze bardziej nie da nienawidzić swojego dziecka.-Powiedziała do siebie Kamelia, a gdy skończyła zaczęła również iść za nimi.

Przez chwilę Saguaro z szoku nadal tylko siedział, ale po chwili wstał zaczął nadrabiać stracony dystans.

-W takim razie, jak już jesteśmy na dole proszę o wyjaśnienie jak małe dziecko mogło zabić Pana żonę.-Powiedziała Kamelia, gdy usiadła na krześle zakładając nogę na nogę.

-Po pierwsze, proszę się do mnie nie zachowywać jak rozpuszczone dziecko.-Zaczął do niej mówić, jednak ta się tym nie przejęła.-A po drugie, przez to, że moja żona go urodziła. A ty niby po co się nim opiekujesz?

-Ponieważ nie chcę, żeby w tym domu poniosła śmierć kolejna osoba.-powiedziała i stanęła na krześle wprawiając w tym wszystkich w zdumienie.

-Skąd ty wiesz, że ktoś tu-?

-Bo ja byłam ta nastolatka, która dziesięć lat temu sprała ciebie i tego karła.

-Nie jest karłem.

-Jest Pan niższy niż przeciętna norma, czyli jest nim Pan.-Odpowiedziała zgodnie z logiką.

-Może z wzrostu tak, ale z gatunku stworzeniem ogonowym.

-Dziękuję, zapamiętam na przyszłość.-Powiedział Kamelia, kierując wzrok na niego, ale po chili odwróciła go w kierunku Christa.-Masz coś jeszcze do dodania?

-Nie jesteśmy ze sobą na ty.

-To w takim razie jak mam mówić? Potworze?

-Panie Birden.-Powiedział do niej przerażającym spojrzeniem, ale ona i ta wydawała się tym nie wzruszona.-A wracając chcesz możesz tutaj pracować jako opiekunka, ale masz dopilnować, żeby to dziecko trzymać z dala ode mnie, zgadzasz się?

-Dla mnie to jest i tak chore, ale jeżeli w ten sposób ocalę życie tego dziecka to się zgadzam.-Powiedziała i skoczyła z krzesła na podłogę.-To w takim razie mam spać w lesie, na strychu czy-?

-Śpisz w pokoju z Saguaro.-Powiedział i pokazał ręka na elfa.

-To w takim razie proszę mnie tam zabrać.-Powiedziała do elfa, który przez pierwsza minutę był zdziwiony, ale potem zaczął iść z nią u boku, ale nie trzymali się za ręce.

-Tylko żadnych jakiś głębszych integracji tam, bo kolejnego bachora tutaj nie chce.-Powiedział Christo, na co Hewko zaczął śmiać się jak oszalały, jak gdyby to było śmieszne.

Saguaro i Kamelia zignorowali go jednak i poszli do pokoju, a ja za nimi.

-Dziwnie się tak nie niego patrzy po tych latach.-Powiedziała do siebie, gdy Saguaro zamykał drzwi.

-Znasz ten pokój?-Spytał się elf nie znając przeszłości współlokatorki.

-Tak.

-Twój?

-Mojego młodszego brata.-Powiedziała i zwiesiła głowę, na co elf, widząc to, podszedł do niej i położył jej rękę na barce.

-To on był jedną z tych osób o, których mówiłaś.

Pajęczyca jedynie przytaknęła głową.

-Razem z tatą i mamą.-Powiedziała i myślałam, że się zaraz popłacze, ale nie usłyszałam żadnych takich dźwięków.

-Kto ich zabił?

-Ten potwór razem z tym karłem.-Powiedział i kopnęła ze złości łóżko, bo wyrwała się Saguaro z uścisku.

-Dlatego nie chciałaś, żeby to Rajec umarł?

-Skąd znasz jego imię?-Spytała się zdziwiona.

-Kalisto mi o nim trochę opowiedział w tajemnicy, bo Christo powiedział, że nie mogę wchodzić do jego pokoju.

-Rozumiem.-Powiedziała i zaczęła się patrzeć na łóżko.

Wtedy to podszedł do niej elf.

-Jak chcesz to możesz iść spać sama, bo już się przyzwyczaiłem do spania na twardej powierzchni.

-Nie, ty idź, bo ja mogę spać na ścianie.-Powiedział i już miała do niej pójść, ale elf złapał ją za rękę.

-Nie ma opcji, żebym pozwolił kobiecie spać na ścianie.

-Jak tak sobie chcesz, ale mi i tak jest obojętnie.-Powiedziała, po czym zaczęła pochodzić do łóżka i gdy tylko położyła głowę na poduszce zasnęła.

Saguaro po chwilę się na to patrzył, ale gdy przestał poszedł spać na podłodze, przy drzwiach opierając głowę o ścianę i również szybko zasnął.

Po tym, po dłuższym czasie stania w jednym miejscu przeniosło mnie na skraj lasu, gdzie zobaczyłam elfa idącego przed siebie i palił papierosa.

Po chwili jednak dostrzegłam małego Rajca, który do niego biegnie.

-Pocekaj na mnie!-Krzyknął sepleniąc, co mi się wydawało dziwne jak na niego, i prawie wpadając na niego, na co ten się lekko zakrztusił.

Wtedy to elf spojrzał się na niego ze zdziwieniem.

-Kamelia wie, że do mnie poszedłeś?

-Tak.

-I nie okłamujesz mnie?

-Ja bym Cie nigdy nie okłamal, bo jestes moim pzyjacielem.-Powiedział, czym mnie rozczulił.

-Miło to wiedzieć.-Powiedział uśmiechając się i wziął go za rączkę.-Chcesz iść ze mną do lasu czy się trochę boisz?

-Nie boje sie wcale.-Powiedział, czym mnie rozśmieszył, bo powiedział to w bardzo dziecinny sposób.

-To dobrze wiedzieć.-Powiedział roześmiany elf i tak zaczęli iść razem.

Szli tak jakiś czas aż nie zrobili sobie przerwy siadając na powalonym drzewie.

-Mam takie pytanie.-Powiedział do niego Rajec.

-Możesz mnie spytać o wszystko.

-Jak to robis, że tata Cie lubi?-Spytał czy wywołał zdziwienie nie tylko u Saguaro, ale i też u mnie.

-Nie wiem, po prostu jestem sobą.

-A to cemu jak ja tak robie to mnie nie lubi?

Na to elf westchnął i przysunął do siebie chłopca.

-Jakby Ci to wyjaśnić. Czasami jest tak, że nawet jak się najbardziej na świecie staramy to tak znajdzie się ktoś kto Cię nie polubi.

-Tyle, ze mnie nikt nie lubi nie licąc Ciebie i Kamelii.

-Może za jakiś czas ta grupa się powiększy?

-Mysle, że nie.

-Zawsze trzeba być dobrej myśli.

-Mas racje.-Powiedział.

-Tutaj jesteście.-Powiedział, gdy dotarła do nich zdyszana Kamelia.

-Coś się stało?-Spytał się jej Saguaro.

-Za jakiś czas, z tego co słyszałam, Christo będzie was szukać i sama myślę, że nie byłby zachwycony, że jesteście tak daleko.-Powiedziała, a ja domyśliłam, że chciała i tak coś innego powiedzieć, ale zmieniła wypowiedź ze względu na Rajca.

Wtedy to Saguaro sprawił, że wszyscy przenieśli się do pokoju Rajca w, którym teraz zamiast kołyski znajdowało się pełnoprawne łóżko.

-Jak ty to zrobiłeś?-Spytał się zafascynowany tym Rajec.

-Ja skończysz siedem lat i objawi się u Ciebie dar to Cię nauczę tak robić.-Powiedział Saguaro z uśmiechem wychodząc.

-Ale to jeszcze dwa lata.-Powiedział zawiedziony Rajec.

-Bez magii Ci się niestety nie uda.-Powiedział Saguaro, po czym zamknął drzwi i skierował się do swojego pokoju i Kamelii, który nadal wyglądał tak samo.

Po tym użył magii, żeby sprawdzić co się dzieje w gabinecie Christa.

-O co chodzi?-Spytała się go od razu Kamelia.

-Chciałbym razem z Rajcem opłynąć jutro łódką.-Powiedział, czym wywołał u wszystkich zdziwienie, nawet u mnie.

-Mógłbyś powtórzyć, bo chyba się przesłyszałam.-Powiedziała Kamelia.

-Tak jak moja droga usłyszałaś.-Powiedział takim dziwnie spokojnym tonem.

Już wtedy czułam, że coś w tym jego tonie jest nie tak, ale zepchnęłam te myśl na bok, bo wolałam się zająć tym co słyszałam i widziałam.

Kolejną rzeczą jaka mnie zdziwiła było to, że w pokoju była tylko ich trójka, a nie piątka, bo spodziewałam się, że razem z nim będą tam jeszcze Hewko i Kalisto.

-A można wiedzieć skąd weźmiesz łódkę i gdzie będziecie pływać?-Spytała się podejrzliwie kobieta.

-Łódkę wyczarowałem, a będziemy pływać po jeziorze, który jest niedaleko. Jako osoba urodzona w tym miejscu chyba powinnaś o tym wiedzieć.

-Przez dziesięć lat mieszkałam w lesie, przez ciebie, więc mogłam o tym zapomnieć.-powiedział zdenerwowana, przez co ścisnęła mocniej dłoń Rajca.

-Rozumiem to choć uważam za lekko dziwne.-Powiedział, po czym skierował wzrok na zestresowanego Rajca.-A czy ty byś chciał, razem z tatą, popływać łódką?

Słowo tato razem z jego głosem wydawało mi się dość niepokojące.

-Tak, tato.-Powiedział cichutko, że tak średnio było go słychać.

-Powtórz głośniej, bo nie usłyszałem.

-Tak tato.-Powiedział głośniej jeszcze bardziej przestraszony.

-Czyli jutro sobie razem popłyniemy.-Powiedział uradowany, co mnie, i Kamelie bardzo zdziwiło i zaniepokoiło jednocześnie.

-A czy ja i Saguaro moglibyśmy też pójść?

-Możecie, ale zostaniecie na brzegu chciałbym płynąć sam z synem, dobrze?

-Może być.-Powiedziała Kamelia pod nosem, choć było widać, że nie była z tego powodu zadowolona.

-W takim razie jak już wszystko ustalone możecie iść.-Powiedział, na co oboje, od razu wyszli.

Zrobił to również Saguaro za, którym od razu podążyłam.

-Wiesz, że jutro plynę razem z tatą lódką?-Powiedział do niego gdy tylko wszedł do swojego pokoju.

-To świetnie.-Powiedział Saguaro, uśmiechnięty ze względu na jego szczęście.

Po tym jednak przeniosło mnie do ich pokoju wspólnego gdzie Kamelia stałą przed łóżkiem i chodziła w lewo i prawo, a elf siedział na łóżku.

-Nie ufam mu.-Powiedziała Kamelia, gdy chodziła po pokoju.

-A czemu?

-Przez pięć lat nienawidzi Rajca, a teraz nagle chce z nim płynąć łódką. Nie wydaje Ci się to z lekka podejrzane?

-To dlatego razem tam z nim idziemy?

-Brawo za odkrycie.-Powiedziała oburzona.

-Posłuchaj, może po prostu przejrzał na oczy swoje błędy i teraz chce być dobry dla syna, a poza tym trzeba być dobrej myśli.

-Sama nie wiem.-Powiedziała i usiadła obok niego.-Wiem, że to dziwne, że się tak boje skoro jestem tylko opiekunką, ale boję się o niego. Bardzo się boje.

Wtedy to Saguaro przytulił ją do siebie.

-Wszystko będzie dobrze. Jeżeli będzie chciał mu coś zrobić to jest tak, że władam wodą, więc będzie mi łatwo go uratować.

-Masz racje.-Powiedziała po czym się położyła i zasnęła, a on obok niej.

Doszłam dzięki temu do wniosku, że musieli się bardzo do siebie zbliżyć przez te pięć lat skoro już elf nie spał na podłodze albo po prostu poszli na kompromis.

Po tym zobaczyłam jak z domu wychodzą cztery osoby, elegancko ubrane osoby, a byli to: Rajec, Saguaro, Kamelia i Christo.

-Jest Pan pewny, że Kalisto i Hewko nie chcą z nami iść?-Spytał się Kamelia, która trzymała Rajca za rękę.

-Tak, sami mi o tym powiedzieli.-Powiedział Christo.-A poza tym, powinniśmy się iść szybciej, żeby zdążyć przed obiadem.

Na to oni lekko przyśpieszyli co zrobiłam również ja.

Szliśmy tak pewien czas, aż nie dotarli do pięknej łódki, która mogła równie dobrze należeć do rodziny królewskiej.

-Bardzo ladną masz lódke tato.-Powiedział Rajec.

-Miło mi to słyszeć.-Powiedział, po czym wziął syna i posadził go w łódce, a sam usiadł naprzeciw niego.

Po tym łódka sama zaczęła płynąć, a gdy była już jakiś dystans od brzegu to Kamelia odetchnęła z ulgą.

-Wiesz jak pomóc kobiecie, która zemdlała?-Spytała się Saguaro, na co ten się dziwnie na nią spojrzał.

-Tak, a po co Ci ta wiadomość?-Spytał się zdziwiony Saguaro.

-Bo ja chyba zaraz to zrobię.

-Jak Ci wczoraj mówiłem, trzeba być dobrej myśli. A poza tym mamy przecież na nich widok, więc bądźmy mogli od razu zareagować.

-W sumie masz rację.-Powiedziała i się sztucznie uśmiechnęła.-A ten pająk w łódce był zupełnie niepotrzebny.

-Na tej łódce dałaś jakiegoś pająk?

-Tak i jest jeszcze jeden, którego mam przy sobie, żebym mogła wiedzieć co mówi ten pierwszy.-Powiedziała i jak na zawołanie, pokazała, że stoi on jej na ręce.

Widząc to elf się wzdrygnął, a ja tak samo, bo mnie one brzydzą.

-Boisz się pająków?

-Nie, tylko się ich brzydzę.-Powiedział z odrazą, po czym jego ton wrócił do normalności.-A poza tym po co ci one są skoro oni są w zasięgu twojego wzroku?

-Wolałam się naszykować na wypadek niż potem jęczeć, że tego nie zrobiłam.-Powiedziała, po czym wsadziła zwierzę do kieszeni.

Po tym dało się usłyszeć jak ktoś wpada do wody i się topi, na co oni od razu zwrócili uwagę.

-Przecież to jest Rajec.-Powiedziała blada, i bardzo przestraszona, Kamelia.

Na to Saguaro wyciągnął rękę i dzięki mocy zaprowadził go do brzegu, gdzie na ręce wzięła go Kamelia.

-Wszystko już jest dobrze, wszystko już jest dobrze.-Mówiła przestraszona do niego, uspokajając go, starając się sama zachować spokój po tym co zaszło.

Sam Rajec bardzo kaszlał, bo musiał pozbyć się tej wody, której się nałykał.

Chwilę po tym Saguaro ściągnął swój płaszcz i okrył nim Rajca, sam biorąc go na ręce, żeby odciążyć Kamelie.

Po chwili, gdy już on całą wodę wykaszlał zasnął mu w objęciach ściskając jego ubranie.

-Idziemy.-Powiedziała zdenerwowana Kamelia, biorąc go za ramię i zaczęła tak ich prowadzić.

-Ale przecież Christo-?

-Nie interesuje mnie ten łajdak i to, że tam został. Niech sobie sam pływa jak tam mu syn przeszkadzał.

-Puścisz mnie, bo sam mogę iść?-Powiedział na co ona to zrobiła.

Po tym zaczęli iść w ciszy przez dłuższą chwilę.

-Dziękuję.-Powiedział do niego, w pewnym momencie, Kamelia przerywając milczenie.

-Za co mi dziękujesz?-Spytał się zdziwiony.

Wtedy to Kamelia zwisła głowę.

-Za to, że gdybyś tam z nami nie był to by Rajec by-.-Powiedziała takim tonem, jak gdyby, miała się zaraz rozpłakać.

-Już jest po wszystkim.-Powiedział do niej Saguaro.-Rajec żyje i to jest najważniejsze.

-Masz rację.-Powiedziała, a po chwili odetchnęła, żeby się uspokoić.

-Wyglądasz na zmęczoną.-Powiedział do niej Saguaro, również po jakimś czasie.

-To po prostu z wrażeń.-Powiedziała Kamelia, po czym nagle znaleźli się w pokoju Rajca.

-Tak, żeby Ci ułatwić.-Powiedział do niej.

-Dziękuję.-powiedziała.-A możesz mi i Rajcowi przynieść herbatę z dołu? Myślę, że dobrze byłoby mu ją dać, żeby się rozgrzał.

-Oczywiście.-Powiedział po czym wyszedł, a ja zaczęłam się zanim kierować, pomimo mojej woli.

Herbatę zrobił on dość szybko i wrócił za górę, gdzie drzwi otworzyła mu Kamelia, bo nie miał jak.

-Dziękuję.-Powiedziała do niego po dostaniu jednej do ręki.

-Nie ma za co.-Powiedział i usiadł obok niej naprzeciwko łóżka.

Na łóżku spał smacznie Rajec bardzo okryty kołdrą.

-Na razie jeszcze nie ma gorączki, więc jest dobrze.-powiedziała pajęczyca i wzięła łyk herbaty.

Po tym co powiedziała Rajec się obudził i zaczął płakać czym od razu zwrócił uwagę Kamelii.

-Wszystko jest już dobrze.-Zaczęła do niego mówić, gdy go przytuliła.

-Cemu tata mi wtedy nie pomóg?-Powiedział, nadal płacząc.

-A co się tam stało?-Spytała się go ostrożnie.

-Plynęliśmy, aż nie zabacylem takiego ladnego kwiatka na wodzie...

-Lilii wodnej?-Spytał się go Saguaro, który również obok nich usiadł.

-Tak i wychylilem się wtedy by ja dotknąć, ale wpadłem do wody.

-A próbowałeś coś zrobić, krzyknąć pomocy czy-?

-Tak, ale tata się tylko patryl i nic nie robił.-Powiedział i wrócił do płaczu.

-Ale już jest dobrze, a to najważniejsze.-Powiedziała Kamelia i zaczęła go głaskać po włosach.

-Mhm.-Powiedział jedynie i się w nią wtulił.

Zrobiło mi wtedy go bardzo szkoda, bo na coś takiego nie zasługiwał.

-A kto mnie uratowal?-Spytał się gdy przez pewnie czas tak byli cicho.

-Saguaro.-Powiedziała.

Gdy on o tym usłyszałam wstał i podszedł do zamyślonego, w tamtej chwili, Saguaro i pocałował go w policzek.

Elf bardzo się tym zdziwił, więc z tym uczuciem popatrzył się na niego, bo była to chyba ostatnia rzecz jakiej się spodziewał.

-Nie spodobało Ci się to?-Spytał się przestraszony.

-Nie.-powiedział Saguaro i się zaśmiał.-Tylko nie spodziewałem się, że coś takiego zrobisz.

-Chcialem Ci podziekowac za to, ze mnie uratowaleś.-Powiedział i siadł przy nich.

-Miło mi, ale teraz już musze iść.-Powiedział po czym wyszedł z pokoju.

Zamiast jednak iść za nim zostałam przeniesiona do jego pokoju, gdzie nerwowo uderzał butem o podłogę.

Również wyglądał na parę lat starszego, ale trudno mi było powiedzieć ile dokładnie.

Nagle do pokoju weszła Kamelia wyglądająca na zupełnie załamaną, ale nie to mnie najbardziej zdziwiło.

Jej włosy były przeplatane kolorem jej prawdziwych, miodowych, włosów, przez co zrozumiałam jedną rzecz.

Przez to, że opiekowała się Rajcem, powoli stawała się na nowo człowiekiem, ale niestety stało się to dopiero parę lat później.

-Co on Ci powiedział?-Spytał się zaniepokojony.

-Muszę dzisiaj odejść.-Powiedziała, po czym się rozpłakała, na co elf od razu ją przytulił i głaskać po głowie.

-Jak odejść?-Spytał się równie zszokowany co ona.

-Powiedział, że ja już tu nie pracuję, bo nie jestem potrzebna, i mam się z tego powodu wynieść.-powiedziała przez łzy.

-Rajec o tym wie?-Spytał się zaniepokojony elf, po czym zaczał ocierać jej łzy z twarzy.

-Nie, bo od razu poszłam do Ciebie. Poza tym boję się jego reakcji.

-Jak chcesz to mogę pójść z Tobą.

-Chętnie, ale proszę nie wchodź do pokoju, bo sama chciałabym o tym powiedzieć.

-Jak chcesz.-Powiedział Saguaro na co poszli do pomieszczenia gdzie on jest.

-Żeby Rajec mnie nie zauważył, ani nikt to zniknę, ale nadal tu będę jakby co.

-Dobrze.-Odpowiedziała jedynie i głęboko odetchnęła przed otworzeniem drzwi.

Gdy tylko to zrobiła Saguaro zniknął.

-Wszystko dobrze?-Spytał się jej Rajec, który miał wtedy dziesięć lat.

-Mam dla Ciebie złą wiadomość.-powiedziała drżącym głosem.

-Saguaro sobie coś zrobił? Umarł?-Powiedział przestraszony podbiegając do niej.

-Nie, tylko będę musiała odejść.

Na to Rajec wyglądał tak jak gdyby miał się zaraz rozpłakać.

-Ale jak to?-Spytał się z trudem wymawiając każde słowo.

-Twój ojciec tak powiedział, że ze względu na to, że tydzień temu skończyłeś dziesięć lat nie jestem Ci już potrzebna, bo jesteś za duży.

Wtedy to z oka poleciała mu łza.

-Nie okłamujesz mnie?

-O takiej poważnej rzeczy nigdy bym Cię nie okłamała, Rajec.

Po tym Rajec zaczął płakać na co pajęczyca go przytuliła.

-Nie chce, żebyś odeszła.-Powiedział przez płacz.

-Ja też nie chcę.-Powiedziała do niego sama powstrzymując się od płaczu.-Ale mogę Ci powiedzieć, że Saguaro tutaj na szczęście zostaje i to on będzie się tobą opiekować. Lubisz go, prawda?

-Tak, ale i tak będzie mi ciebie brakować.-Powiedział, po czym przez chwilę był cicho.-Czy mogę coś dla Ciebie zrobić skoro odchodzisz?

-Postaraj się być najbardziej grzeczny jak tylko możesz.

-Postaram się.

-Bardzo mnie to cieszy.-Powiedziała Kamelia, po czym wyszła z pomieszczenia, zamykając drzwi.

-Saguaro?-Spytała się przestraszona, ale elf pojawił się po chwili.

-Byłem tu cały czas.-Powiedział o czym się przed niż pojawił.

-Chodź idziemy do lasu.-powiedziała, po czym zaczęła iść.

-Tam teraz będziesz mieszkać, tak?

Pajęczyca na to przytaknęła głową.

Droga tam zajęła im dłuższy czas, ponieważ słońce przez ten czas było coraz bliżej zamienienia się z księżycem miejscami.

-Będzie mi Cię bardzo brakować, Kamelia.-Powiedział zbliżając się do niej i zakładając jej kosmyk włosów za ucho.

-Mi Ciebie też, Saguaro.-Powiedziała, z lekka zaskoczona tym, Kamelia.

-Dobrze wiedzieć.-Powiedział po czym pocałował ją w usta

Zaskoczył mnie tym bardzo, bo nawet Rajec mi o czymś takim nie mówił albo to ja czegoś nie pamiętałam.

Całowali się tak jakiś czas, aż Kalisto jej nie puścił.

-Mam nadzieję, że będzie Ci tam dobrze.-Powiedział na pożegnanie.

-Ja też.-powiedziała, uśmiechnęła się, a na końcu poszła w kierunku lasu.

Saguaro stał tam, aż jego miłość nie znikła w lesie i dopiero wtedy zaczął wracać do budynku.

Po tym znowu mnie przeniosło.

Tym razem do piwnicy, tamtego feralnego dnia, kiedy odbyły się nasze nieudane konwersacje.

-Gdzie oni są?-Pytał się wściekły Christo obracając się wokół własnej osi szukająca: nas, Kamelii, Kalisto i Arkis.

-Uciekli chyba.-Powiedział Saguaro wstając powoli, żeby się zaraz nie wywalić na tej kałuży.

-Świetnie.-Powiedział do siebie zdenerwowany.

-I z tego co myślę jest szansa na to, że za jakiś czas tutaj przybędą i będą chcieli nas porwać.-Dodał Saguaro.

-Cholera jasna!-Krzyknął na cały głos, zdenerwowany na cały głos Christo.

Po tym na pewien czas nastała cisza.

-Nieważne, w tej chwili wszyscy zabieracie ze sobą najwięcej rzeczy jak się tylko da i uciekamy.

-Ja tutaj zostaję.-Powiedział zdecydowanym tonem Rajec.

-Co?-Spytał się o zdenerwowany.

-To co słyszałeś.

-Posłuchaj mnie gówniarzu.-Zaczął mówić stojąc naprzeciw swojego syna.-To ja tutaj jestem rodzicem...

-Rodzicem.-Powiedział rozbawiony syn, czym mnie bardzo zdziwił, bo ja bym nie miała na coś takiego odwagi, ale potem przeszedł do zdenerwowanego tonu.-Nie zasługiwałeś od wtedy kiedy mnie porzuciłeś, gdy miałem zaledwie parę godzin, a co dopiero wtedy kiedy w wieku pięciu lat, gdy się topiłem, Ciebie to ani trochę nie przejęło, a nazywałem Cię tylko tato z litości, bo gdy tylko skończyłbym osiemnaście lat, chciałem się od Ciebie wyprowadzić najdalej jak się da.

-Zamknij-

-A poza tym to był to twój pomył z tym RWLiK, a nie mój, więc, przepraszam bardzo, ale to ty Hewko powinniście uciekać, a nie ja.

-Zrobisz to co Ci każe.

-A bo co?-Powiedział, po czym dostał, w policzek, tak mocno, że poleciał na podłogę.

-Jak jeszcze będziesz się sprzeciwiał to następnym razem poleje się krew, lub skończy się to tak, ze nie będziesz chodził przez tydzień lub dłużej.-Powiedział Christo, a po chwili zaczął wychodzić, razem z Hewkiem do domu.

-Wszystko dobrze?-Spytał się Saguaro podając mu rękę.-Nie boli Cię to?

-Nie.-Powiedział masując sobie to miejsce ręką.-Mogę Cię o coś poprosić?

-Tak.-Powiedział zdziwiony.-Oczywiście.

-Spakujesz się za siebie i za mnie, bo chciałbym tutaj zostawić Arkis wiadomość?

-Jak chcesz to oczywiście.-Powiedział.

Po tym znalazłam się w pokoju Rajca, gdzie on na kartce pisał wiadomość, a Saguaro ich obu pakował.

-Gotowe.-Powiedział Rajec.-Masz jakiś nóż?

-Po co Ci on?-Spytał się przestraszony elf.

-Do zawieszenia wiadomości.

Wtedy to w ręce pojawił się mały nożyk.

-Dziękuję.-Powiedział Rajec, po czym wzbił go w ścianę, nabijając na niego list.

-Gdzie oni są?!-Usłyszałam krzyk zdenerwowanego Christo.

-Musimy już iść.-Powiedział Saguaro, a po chwili wziął dwie walizki.

-Poczekaj tylko jeszcze jedna rzez.-Powiedział Rajec, po czym wziął jakiś dziennik, w którym miał pewnie te motyle.

-Dobrze, ale spakuj to szybko.-Powiedział Saguaro i otworzył mu walizkę.

Wtedy to Rajec ją szybko tam włożył i zamknął ja w takim samym tempie.

-Będę tęsknić za tym miejscem.-Powiedział Rajec.

-Ja również.-Powiedział, do niego, elf.

Po tym widok znowu się zmienił, ale na taki, którego nie chciałam zdecydowanie widzieć.

Podziemne miasto.

O mało nie dostałam zawału, kiedy go zobaczyłam po raz drugi, bo przypominał mi się wtedy to całe cierpienie i złe rzeczy jakie tutaj widziałam.

-To tylko iluzja.-Powiedziałam do siebie, żeby się uspokoić.-To tylko iluzja nie jesteś tu naprawdę.

Po tym usłyszałam jak ktoś kaszle tak samo jak Saguaro dzisiaj, więc od razu pobiegłam na miejsce zdarzenia.

Zobaczyłam wtedy, że to Christo kaszle, a dodatkowo krew leci mu z ust.

Zrozumiałam przez to, że zachorował on na chorobę obozową.

Gdy tylko usłyszałam, że na nią umarł bardzo się cieszyłam, ale teraz ten widok mnie przerażał.

-Niech ktoś coś zrobi i mu pomoże.-Powiedziała, jakaś spanikowana kobieta, która chyba musiała tutaj dopiero co trafić patrząc na jej reakcję.

Po chwili dostrzegła ona Rajca i Saguaro stojącego w rogu z kamienną twarzą i od razu do niego podbiegła.

-Proszę, pomóc swojemu ojcu.-Powiedziała, do niego, błagalnym tonem.

-Jedynie, dlaczego jest moim to, dlatego że jesteśmy do siebie podobni.-Powiedział nawet na nią nie patrząc.

-Posłuchaj, rozumiem co czujesz-

-Pani też ojciec nie pomógł, gdy się Pani topiła w jeziorze?

Wtedy to kobieta popatrzyła się na niego zdziwiona.

-Nie, ale-

-W takim razie może już Pani pójść.

-To jest twój ojciec.-Powiedziała oburzonym tonem.-Chociaż powiedz mu coś dobrego.

-Jak tam sobie Pani chce.-Powiedział Rajec, po czym teatralnie wetchnął i zaczął iść w kierunku, gdzie leżał jego ojciec, a zanim poszedł Saguaro.

Po chwili stał on przed swoim ojcem, który nadal kaszlał.

Gdy zobaczył syna podniósł wzrok w jego kierunku.

-Miło patrzeć jak cierpisz ze względu na swoje czyny.-Powiedział, czym zmroził mi krew w żyłach.

Po tym, jednak, zamiast się obrócić, nadal patrzył na ból swojego ojca, który, w pewnym momencie, już przestał dawać oznaki życia, bo wykrwawił się na śmierć.

Ten widok mnie bardzo przeraził.

Niby powinnam się cieszyć z widoku tego, jak osoba, którą nienawidzę kona, ale ten widok był po prostu przerażający.

-Czemu mu nie pomogłeś!-Dało się słyszeć krzyk, połączony ze smutkiem.

-Bo zniszczył mi życie.-Powiedział zdecydowanie Rajec.

-Ale on jest twoim ojcem.

-Nigdy nie uważałem go za swojego ojca!-Krzyknął, po czym nastała chwila ciszy.-Ktoś inny nim był.

Zamiast jednak dowiedzieć się co było dalej znowu mnie znowu mnie jakby przeniosło.

Było ono jakby, ponieważ nadal, byłam w tym samym miejscu, ale środowisko było inne.

Ludzie się inaczej zachowywali i wszystko było inne.

Jednak znowu usłyszałam ten kaszel, i tak samo jak wcześniej, pobiegłam na miejsce zdarzenia.

Ale tą osobą, która cierpiała, był ktoś inny.

A był nią Rajec, ale tym razem był w zupełności nieprzytomny.

Po chwili jednak, podbiegł do niego dawny książę.

-Rajec proszę ocknij się.-Powiedział do niego przestraszony.-Proszę zrób to dla mnie.

W tym samym czasie zobaczyłam, jak ta kobieta z poprzedniego razu, pobiegła do strażników.

-Proszę zabrać tego nieprzytomnego do posłańca śmierci.-Powiedziała, czym wywołała u mnie drgawki ze strachu, choć wiedziałam, że i tak skończyło się to szczęśliwie.

-Oczywiście.-Powiedział strażnik i zaczął iść w ich kierunku.

Wtedy to przestraszona popatrzyłam się znowu a kółko, ale Rajec nadal był nieprzytomny.

-Proszę Cię Rajec naprawdę.-Powiedział Saguaro, ze łzami w oczach.

-Przestań Pan to robić, bo to i tak nic nie da.-Powiedział jakiś mężczyzna.

-Rajec proszę cię.-Powiedział, po czym już na dobre zaczął płakać.-Jesteś dla mnie jak syn. Naprawdę nie chce Cię stracić.

Po tym zobaczyłam jak drugi z nich, stopniowo, otwiera oczy, co bardzo uradowało Saguaro, który od razu go przytulił.

-Jak się cieszę, że już wszystko dobrze.-Powiedział Saguaro.

Nie mogłam jednak wystarczająco napatrzeć na to, bo tym razem przeniosło mnie do miejsca, gdzie było zupełnie biało.

Chwilę patrzyłam się na to martwym wzrokiem, ale po tym zaczęłam się rozglądać naokoło, aż nie zobaczyłam pewną niebiesko-włosą osobę.

-Saguaro!-Krzyknęłam i od razu pobiegłam w jego kierunku, jednak ten się mną nie przejął.-Proszę cię wróć.

-Niby po co miałbym wracać?

-Dla Rajca...

-I tylko dla niego.

-Kamelia jeszcze żyje.

-I tylko tyle, bo rodzice nie żyją, a moja siostra i tak nadal mi tego pewnie nie-

-Moi też nie żyją-

-Ale nikt Cię nie posadzą o ich zabicie. A poza tym i tak ty nikogo-

-Dzisiaj zabiłam. Co prawda osobę, która chciała skrzywdzić Rajca, ale i tak mam wyrzuty sumienia.

Po tym staliśmy tak prze chwile w absolutnej ciszy.

-Kim była ta osoba?

-Ministrem obrony.

Wtedy to jego oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.

-Jak ty to-?

-Przyłożył Rajca do ściany, a ja od tyłu go dźgnęłam nożem.

-Rozumiem.-Odpowiedział.

Po tym wyciągnęłam rękę w jego stronę.

-To wracasz tam?

W odpowiedzi wziął mnie za rękę i po chwili zniknął z miejsca, a ja zostałam tu sama.

-Coś mi się tu-?-Zaczęłam, ale nie dokończyłam, bo przestrzeń pode mną się złamała, a ja wpadłam do wody i zaczęłam tonąć.

Próbowałam oczywiście wypłynąć na górę, ale mi się to nie udawało tylko coraz bardziej szłam na dół, i na dół.

W pewnym momencie, gdy już czułam, że na pewno umrę ktoś mnie obudził i twarzą jaką zobaczyłam była twarz przerażonego Saguaro.

-Dziękuje Panu.-Powiedziałam, bo jedynie na to czułam się na siłach.

-Nie musisz za nic dziękować.-Powiedział i okrył mnie kołdrą, po czym zasnęłam.

Gdy tylko usłyszałem jakiś hałas rano, od razu się obudziłem razem z pozostałą dwójką.

A była to dwójka, ponieważ to Rajec spowodował hałas, waląc na podłodze wszystkie patenie jakie znalazł.

-Można powiedzieć co Ci przyszło do głowy, żeby coś takiego-?-Zacząłem mówić.

-Nie mogę znaleźć Arti, a byłem wszędzie, plus jeszcze Saguaro gdzieś znikł i jakieś dziwne dźwięki dochodzą z kuchni.

-Rozumiem, ale nie musiałeś robić czegoś-?-powiedział z kolei Tarant.

-Wyobraź sobie, że tak, bo każdy inny sposób nie działał, jakimś cudem. Wracając to idziecie czy nie?

-W sumie to nawet znowu nie zaśniemy.-Powiedziałem, po czym, pierwszy ze wszystkich, wstałem i tak nasza czwórka poszła do kuchni.

-Kto pierwszy-?-Zaczął Arkaniusz, ale to pierwszy ruszył Rajec, wprawiając nas w zdziwienie.

-Ręce do gó-Zaczął, ale nie dokończył, bo tą osoba okazał się Saguaro.

W tamtej chwili robił sobie chleb z masłem i wyglądał na bardzo zszokowanego tym co zobaczył.

-Może Pan wie gdzie jest-?

-Śpi u mnie w pokoju, a jak wstanie to jej podziękujcie, bo to dzięki niej tutaj.-Powiedział po czym wrócił, jak gdyby nigdy nic do przygotowywania jedzenia.

-W jakim sensie?-Spytałem się.

-Otóż wczoraj weszła mi do umysłu i jakby sprawiła, że wróciłem do zdrowia.-Powiedział, po czym wziął gryza kromki.

-Bardzo ciekawe.-Powiedział Tarant, który wydał się tym jakoś niesamowicie zaintrygowany.

Dla mnie z kolei było to coś nielogicznego, bo jak niby, w ten sposób, miałaby zostać uleczona osoba z taką chorobą.

Jednak zamiast o tym myśleć, do końca dnia cieszyłem się z tego, że nikt tutaj nie umarł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro