Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26 grudzień 685r. Rozdział 31

-Wasz kolega nie żyje.-Powiedział Tarant, patrząc się w gazetę.

-Hewko, od czasu zatrzymania nas, nie jest naszym kolegą.-Powiedział Saguaro, który szybciej niż ja, zorientował się o co chodzi.

-A jak on umarł?-Spytałam się, bo to mnie bardzo ciekawiło.

-Wykrwawił się tak jak Nalini tyle, że na śmierć.-Powiedział Tarant przeglądając dalej gazetę.-A, że jest jeszcze podejrzenie, że może to być jakaś trucizna, to zatrudnili do śledztwa Dorotę Ferramo i Armantosa.

-Po co jak wiadomo, że to sprawa choroby obozowej?-Powiedział Rajec, po czym napił się herbaty ze szklanki.

-Tyle, że gdyby to była choroby by chyba by już dawno umarł, a nie dopiero przedwczoraj.-Powiedziałam zdziwiona, bo nie znałam żadnej choroby, która by się tak długo rozwijała nie licząc tej przez kleszcze, jakieś płciowej czy raka.

-Po pierwsze, istnieją choroby, które rozwijają się przez wiele lat.-Powiedział Tarant, siadając znowu do stołu i odstawiając gazetę na blat.-A do drugie, kto chciałby go niby otruć i po co?

-Tyle, że ta obozowa pojawia się nagle.-Zaczął wyjaśniać Rajec.-Nagle kaszlesz krwią i mdlejesz nie wiedząc co dzieje się naokoło.

-Naprawdę nie ma żadnych objawów? Jakichkolwiek?-Wtrącił się do dyskusji cały czas milczący Arkaniusz.

-Gdyby były to już bym dawno powiedział.-Powiedział Rajec, znowu łykając herbatę.-A poza tym, sam wiem jak to wygląda, bo przez to przeszedłem.

-Ale może każdy przechodzić ją inaczej.

-Czyli?

-Na przykład mogą się u nich już wcześniej pojawić objaw-

Nagle jednak dało się usłyszeć czyiś kaszel, który rozpoznałam natychmiastowo, bo był to kaszel osoby zarażonej chorobą.

Odwróciła się, więc w tym kierunku i zobaczyłam, że z krzesła spadł Saguaro i to on kaszlał.

Z szoku żadne z nas nic nie robiło z wyjątkiem Rajca, który ruszył do niego prawie od razu, a chwilę potem rozbudził się Tarant i tak po kolei każdy.

-Saguaro słyszysz mnie?-Spytał się Rajec go bardzo przestraszonym i zrozpaczonym głosem jakiego nigdy od niego nie usłyszałam.-Słyszysz mnie?

Wtedy to Tarant odepchnął go lekko, nie przyjmując się czy zrobił to mocno czy nie, prosto w ścianę, i sam uklęknął przed elfem, który leżał teraz nieprzytomny.

-Jeszcze oddycha .-Powiedział po czym wziął jego ręce naokoło swojej głowy i sprawił, że jakoś stanął on prosto.

Ja w tym samym czasie podeszłam do Rajca, żeby pomóc mu się podnieść.

-Dziękuje Ci.-Powiedział, nadal roztrzęsionym głosem, gdy już był na nogach.

Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć, bo Tarant znowu coś powiedział.

-Podejdź tu Arkaniusz i weź go ode mnie, a ty Artemist idź i przygotuj ten pokój dla niego-

-Czy mógłby w czymś pomóc?-Wyrwał się do raz Rajec, zaskakując tym wszystkich.

-Może Ci się to wydać niemiłe, ale nie potrzebujemy twojej pomocy.-Powiedział Tarant podając Saguaro Arkaniuszowi.

-Ale może ja...

-Tak nam najbardziej pomożesz.

Wtedy to Rajec bez słowa wyszedł z pomieszczenia i zaczął się kierować nie wiadomo gdzie, a ja od razu ruszyłam za nim.

-Chciałbyś pójść może na dwór na spacer?-Spytałam się go, żeby trochę go uspokoić.

-Chętnie.-Powiedział, odwracając się do mnie, pokazując, że wygląda jeszcze normalnie, choć myślałam, że będzie wyglądał gorzej.

Wtedy to wyszliśmy na dwór zostawiając krótka notatkę dla chłopaków, żeby się nie przestraszyli.

Na dworze nadal utrzymywał się śnieg, który spadł przedwczoraj, choć było go lekko mniej.

-Poczekaj na mnie, bo buty mi się rozwiązały.-Powiedział Rajec, a wykorzystałam to i uderzyłam go śnieżką w plecy, żeby choć trochę go w tamtej sytuacji.

-O ty.-Powiedział rozbawiony i również zrobił to samo co tylko w ostatniej chwili zrobiłam unik i udało mi się uniknąć, bo czmychnęłam w głębsza część lasu.

Pobiegłam tak jakiś, aż nie potknęłam się o korzeń, a gdy się podniosłam dostałam śnieżką prosto w twarz przez co się przewróciłam.

-To akurat było wredne.-Powiedziałam ocierając, lekko zmarzniętymi rękami, śnieg z twarzy.

-Karma wraca.-Powiedział z uśmiechem, ale postanowił jednak podać mi rękę, żebym mogła wstać, co ja ochoczo przyjęłam.

-Dziękuje.-Powiedziałam, gdy już byłam na nogach i otrzepywałam ubranie.

-Idziemy dalej w las, ale już bez żadnych bitew, zgoda?

-Tak.-Powiedziałam, po czym zaczęłam biec pierwsza ile sił.

-Mówiłem, że już bez żadnych bitew.-Powiedział z pretensją, jednak ruszył dalej ze mną.

-Ale nie wspominałeś o wyścigach.-Powiedziałam roześmiana, nie przerywając biegu.

Biegłam tak, aż nagle nie poleciałam na dół przez to, że trafiłam na wąwóz.

-Nic Ci nie jest?-Powiedział zaniepokojony Rajec, schodząc ostrożnie na dół.

-Nie, wszystko gra.-Powiedział, wstając z trudem, bo trochę bolały mnie plecy.

-Może już wrócimy?-Spytał się widząc, że trzymam się za plecy.

-Nie, naprawdę nie trzeba.-Powiedział i odwróciłam się, pokazując mu plecy.-Pójdziemy tylko tutaj jeszcze trochę i wracamy, dobrze?

Po tym on westchnął.

-Zgoda, choć teraz idziemy wszyscy razem i się nie rozdzielamy.

-Rozumiem.-Powiedziałam i poczekałam, żeby podszedł on do mnie i dopiero po tym ruszyliśmy.

Szliśmy tak jakiś czas, aż nie zobaczyliśmy małej chatki w lesie z, której nie dochodził żaden dźwięk.

-Wiesz kto tu mieszka?-Spytał się zdziwiony Rajec.

-Tak jak ty widzę ją pierwszy raz.-Powiedziałam i zaczęłam do niej podchodzić, ale on złapał mnie za rękę.

-Idziemy tam razem i nie obchodzi mnie twoje zdanie.-Powiedział zdecydowanym tonem.

-W tym przypadku się z tobą zgadzam.-Powiedziałam po czym weszliśmy do środka.

Środek okazał się zupełnie zniszczony i przez to pomyślałam na początku, że nikt tu nie mieszka.

Jak ja się wtedy pomyliłam.

W środku domu znajdował się stół z krzesłami, kuchnia, materac i piec z, którego leciał żar, prze co zrozumiałam, że jednak ktoś tutaj żyje.

-Może powinniśmy już-?-Zaczął Rajec, ale ja go wtedy, jak głupia, zignorowałam.

-Tylko chwila.-Powiedziałam zaczynając oglądać dokładniej pomieszczenie.

Zobaczyłam wtedy, że materac zyskał blizny przez czyjeś pazury i takie same znalazły się na ścianach.

Po krótkim czasie patrzenia się na nie zrozumiałam, że należą one do wilka.

A ja znałam tylko jedną osobę/stworzenie, które miało takie pazury.

I nie było one jedynie zwierzęciem, bo pazury były tak wysoko, że nawet wilk nie mógł skoczyć w tamto miejsce.

Po dojściu do tego wniosku zaczęłam zdecydowanie szybciej oddychać i się pocić, pomimo tego, że w środku również było zimno.

-Wszystko-?

-Rajec musimy już-Zaczęłam mówić przestraszonym, a naraz głośnym głosem, ale nie dane mi było tego dokończyć, bo nagle usłyszałam jak drzwi się zamykają na zamek.

Po tym również poczułam jak ciągnie mnie ktoś magią do tyłu na co się jeszcze bardziej przestraszyłam, ale, na szczęście, osobą która to zrobiła okazał się Rajec.

-Spokojnie ja Cię przed kimkolwiek obronię.-Powiedział trzymając mnie przy sobie.

Wtedy to usłyszałam sapanie jak u wilka, i właśnie przez to się dowiedziałam, że jest to Alekser Diundere.

Moje spostrzeżenia okazały się słuszne, gdy spod ściany wyłoniła się jego głowa i on cały.

Tym razem jednak jego mundur był bardzo brudny i zniszczony, jak i jego sierść zdecydowanie nie była zadbana, a bardzo roztrzepana i brudna.

-Czyli jednak nie wszystko stracone.-Powiedział z przerażającym, a tym samym zamierającym krew w żyłach, uśmiechem.-I nawet mam przed sobą dwie osoby, które nie zagwarantują mi śmierci.

-W j-jak-kim s-sen-ssie?-Spytałam się jąkając się ze strachu.

-Otóż przez to, że nas pokonaliście grozi mi śmierć.-Powiedział ze złą twarzą, ale po chwili przerodziła się ona w niepokojący uśmiech.-Ale może Muska zrezygnuje z tego gdy zobaczy, że was dwóch złapałem. A może i nawet uda się złapać jeszcze cztery osoby.

To ostatnie zdanie powiedział z niepokojącą ekscytacją.

-Nie uda Ci się zbliżyć nawet na metr do żadnego z nas.-Powiedział zdecydowanym głosem Rajec obejmując mnie jeszcze mocniej.

-A to się akurat zobaczy.-Powiedział rzucając się na nas, ale Rajec wtedy użył bardzo oślepiającego zaklęcia, które nawet zadziałało na mnie.

Gdy już znowu normalnie widziałam zobaczyłam, że ja i Rajec jesteśmy na dwóch końcach chatki.

-Nie ruszaj się.-Przykazał mi w myślach.-Oślepł tak, że jedynie co mu pomaga to uszy, więc się nie ruszaj, bo to jeszcze usłyszy.

Wtedy to ja nawet zatkałam sobie buzie dłonią, żeby nie oddychać z tego strachu.

-I tak was znajdę nawet bez tych oczu.-Powiedział zdenerwowany i zaczął chodzi na prawie oślep po pokoju.

-Rusz się po cichu i dotrzyj do drzwi i spróbuj je po cichu otworzyć.-Przekazał znowu, po pewnym czasie szukania na ślepo.-Jak się nie uda to staraj się wrócić tak samo.

-Jasne.-Powiedział i zaczęłam to robić patrząc się pod nogi i na mężczyznę na raz.

Niestety przez przypadek potknęłam się strącając jakiś dłuższy nóż na podłogę, który wydał z siebie dźwięk.

Wtedy to zobaczyłam, że wilk biegnie prosto na mnie i już miał się na mnie rzucić, gdy Rajec postanowił wziąć to na siebie.

-Złap mnie wilczurze!-Krzyknął do niego odważnie, na co ten, pognał w jego kierunku.

-A ty do drzwi teraz.-Powiedział, na co ja, od razu ruszyłam, starając się ignorować całe otocznie.-Ja się zajmę wilkiem.

Gdy byłam już przy drzwiach pozwoliłam sobie na zobaczenie jak tam sytuacja i dostrzegłam, że Rajec stoi na jednym z rogów pomieszczenia, a Alekser pociera zabolały nos łapą.

-Cokolwiek zrobisz i tak Cię złapię i zbiję na miejscu.-Powiedział wściekły na dobre.

Przestraszona, starałam się otworzyć drzwi podwójnie ignorując ich granie w kota i myszkę, ale się to za każdym razem nie udawało.

-Magia nadal działa.-Poinformowałam go szybko, gdy ten schował się pod stołem.

-Jak skoro on jest skupiony na mnie.-Powiedział chyba bardziej do siebie niż do mnie.

-To co ja mam-?

-Chowasz się na moim miejscu, a ja postaram się jakoś to otworzyć magią.-powiedział ostrożnie wychodząc spod stołu.

Wtedy to ja po uchu poszłam w to miejsce chwytając do rękę przedmiot, który wcześniej strąciłam z mebla.

-Tak na wszelki wypadek.-Powiedziałam do siebie w myślach.

Nagle po tym usłyszałam krzyk Rajca na, który od razu odwróciłam wzrok i o mało nie wydałam krzyk z powodu przerażenia.

Zobaczyłam wtedy, że Rajec jest przytrzymywany do ściany przez mężczyznę, którego jeszcze parę chwil temu przechytrzał do perfekcji.

-I co już koniec zabawy prawda?-Spytał się go, na co ja jeszcze bardziej się przeraziłam.

Na szczęście trwało to chwilę, bo dobyłam miecza i z prędkością świtał odtarłam do niego i dźgnęłam go prosto w plecy, po chwili, gdy wyjmowałam go z jego ciała, ten się przewrócił uwalniając, tym samym, Rajca.

Dopiero po chwili, puszczając miecz z wrażenia, zobaczyłam co właśnie zrobiłam.

Zabiłam kogoś. Zabiłam. Nie ważne, że ta osoba chciała nas skrzywdzić, bo zabiłam ją.

Z wrażenia puściłam miecz na podłogę, a ja sama klękłam przed jego ciałem oddychając ciężko i szybko z powodu szoku.

Widząc mnie złapał mnie za rękę i gdy to zrobił wbił jeszcze pazury w moją rękę na co zasyczałam z bólu.

-To jeszcze nie koniec gry królewno.-Powiedział głosem, który podbił rekord morzenia mi krwi w żyłach.-Nawet jeżeli ja już nich nie obchodzę, to i tak zainteresuje ich, choć trochę, sprawa zaginionego ministra obrony i będą mnie oszukać, choćby tylko po to, żeby mnie i tak zabić.

Po tym jego oczy się zamknęły i jego oddech zniknął jak i zaciska na moim nadgarstku z, którego teraz leciała krew.

-Czy tak samo czuła się Arkis, gdy zabiła-?-Zadałam sobie pytanie, którego nie dokończyłam, bo nagle znalazłam się na dworze i spadłam na dach pałacu.

-Jak ja się tu-?-Powiedziałam do siebie nadal oddychając szybko z powodu wrażeń.

-Arti!-Krzyknął Rajec czym od razu mnie wybudził z transu, a ja pobiegłam do niego.

Zobaczyłam wtedy, że rękami trzyma się on krawędzi dachu.

-Będziesz tak się patrzeć czy mi pomożesz?-Spytał się zirytowany.

-Wiesz co zaraz Cię zepchnę.-Powiedziałam z ironią, ale ten tego nie zrozumiał i stał się jeszcze bardziej zły.-No oczywiście, że Ci pomogę, a co myślałeś.

-To podaj mi do jasnej cholery rękę!-Krzyknął tak głośno, że przestraszyłam się, że zraz ktoś nas usłyszy.

-Dam, ale masz się tak nie drzeć.-Powiedziałam przez zęby i podałam mu rękę.

Skorzystał on z niej i w pół minuty siedział już obok mnie.

-Jakie to jest uczucie zabić kogoś?-Spytał się mnie znienacka.

-Co?

-Ty jesteś głucha czy-?

-Z powodu szoku, że o to spytałeś chwile po tym jak Cię tu wciągnęła.-Powiedziałam zdenerwowana.-Dziwne to jest nawet biorąc pod uwagę to, że Cię chroniłam.

-Nigdy przedtem nikogo nie zabiłaś?

-Zanim tutaj trafiłam nie, i jak się tutaj odstałam też nie.

-A nawet jak zrobiło się niebezpieczniej?

-Nie, bo udawało nam się dobrze ukryć.-Pozwiedzam patrząc się na buty.-Plus jeszcze i tak Arkaniusz nam mówi, że mamy tego nie robić, bo to niemoralne.

-A to on nie zabija będąc strażnikiem miejskim?

-Nie, bo zajmowała się głownie mniejszymi sprawami, takimi jak kradzież.-Wyjaśniłam mu krótko.-I dlatego też nikomu o tym nie mówisz co się dzisiaj wyjaśnił, jasne?

-A Arkis?

-Możesz, ale to jest maksimum.

-Rozumiem.-Powiedział.-A możemy teraz iść do środka?

-Przecież ja Cię nawet nie zatrzymywałam.

-Ale mówiłaś do mnie, więc jakby mnie zatrzymywałaś.

-To jak zejdziemy?-Powiedziałam jedynie, bo nie chciałam się już wysilać na kłótnię.

-Pod nami jest balkon.-Powiedział patrząc się w dół.-Wystarczy, że skoczymy.

-Dobrze, ale ty to robisz pierwszy.

-Boisz się?-spytał się kpiąco

-A zrzucić Cię, żebyś coś sobie złamał?-Spytałam się go, bo miałam o już powoli dość.

Wtedy to on jedynie bez słowa skoczył, a gdy się wychyliłam zobaczyłam, że nie zrobił sobie nic złego.

-Teraz ty, i spokojnie złapie Cię, jeżelibyś jakoś źle spadła.

-Niepotrzebne to będzie.-Powiedziałam, po czym skoczyłam, ale spadłam, jak zawsze, na cztery łapy.

-Da się to jakoś opanować, bo dziwnie to wygląda?

Po tym, spojrzałam się na niego zła, najbardziej jak tylko potrafiłam, a ten z wrażenia zamilkł.

-To jest przecież mój pokój.-powiedziałam i pobiegłam do okna, przez co utwierdziłam się w tym przekonaniu zobaczyć, że drzwi są zamknięte od środka.

-Masz rację, ale ubrania zostawmy tutaj, żeby jeszcze nie nanieść śniegu.-Powiedział, po czym zaczął zdejmować płaszcz.

-Tylko jakby drzwi są-Zaczęłam mówić, ale już po chwili drzwi się otworzyły.

-Wejdziesz dopiero jak zdejmiesz ubrania i buty.-Powiedział, po czym wszedł do środka i zamknął przede mną drzwi.

Zdjęłam wtedy szybko to co trzeba, a z butami starałam się tak zrobić, żeby sobie nie zmoczyć rajstop.

Po tym drzwi się otworzyły, a ja przemknęłam szybko do środka.

-Ciepło tu jest.-Powiedziałam, oglądając sobie pokój, jak gdybym była tu pierwszy raz, w pewnym momencie dostrzegając jak ktoś śpi w moim łóżku.

-Na kogo się patrzysz?-Spytał się mnie Rajec, a po chili również dostrzegł to co ja.

Wtedy to oboje poszliśmy do łóżka i wtedy zobaczyliśmy kim jest ta osoba, a tą osobą był Saguaro.

Gdyby miał dłuższe włosy to pomyślałabym, że jest on księżniczką lub królewną czekającą na pocałunek księcia.

Miał on zamknięta buzię i oczy oraz leżał z rękami prosto przed siebie, a nie na piersi.

Pomimo tego, że mam świetny słuch to ledwo słyszałam jak on oddycha.

-Czy on-?-Spytał się przestraszony Rajec.

-Nie, jeszcze żyje, bo słyszę jak oddycha.-Powiedziałam pocieszając go.-A przynajmniej ledwo to słyszę.

Wtedy to pomiędzy nami nastała martwa cisza, a ja się domyśliłam, że Rajec się źle czuje z tym co się dzieje.

-Wszystko się jakoś ułoży i będzie dobrze.-Powiedziałam pocieszając go, jednak ten nadal był smutny, choć nie zaczął płakać, tylko był cicho.

Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i przestraszna podskoczyłam, wpadając na Rajca, przez co oboje spadliśmy na podłogę.

-Wszystko dobrze?-Spytał się Tarant widząc nas na podłodze.

-Tak, tylko się przestraszyliśmy kto wchodzi.-Powiedziałam wstając, a potem podałam rękę Rajcowi, żeby zrobił to samo.

-Rozumiem.-powiedział Tarant, choć nie wydawał się tym za bardzo przekonany.-Jak było na spacerze?

-Dobrze.-Powiedziałam, wytężając swoją grę aktorską, żeby on się niczego nie domyślił, choć i tak bardziej bałam się reakcji Arkaniusza.

-W takim razie chodźcie na obiad.-Powiedział i zaczął się oddalać.

-Nie jestem głodny.-powiedział Rajec i poszedł w kierunku elfa.

-Rozumiem.-Powiedział, jednocześnie pokazując mi ręką, że mam do niego iść.-Jak będziesz to pójdź na dół.

-Dziękuję.-Odpowiedział jedynie nawet się na niego nie patrząc.

Chciałam coś mu jeszcze powiedzieć, jednak wyszłam z pokoju za Tarantem.

-Jak bardzo jest z nim zżyty?-Spytał się mnie Tarant, zamykając jeszcze drzwi, wywołując u mnie wielkie zdziwienie.

-Z tego co mi opowiadał, zanim jeszcze trafił do obozu, to on jest dla niego jak ojciec.-Powiedziałam, gdy zaczęliśmy razem iść.

-To już wszystko wyjaśnia.-Powiedział tak jakby do siebie.

-Rajec jest nadal na spacerze, że jesteś tu sama?-Spytał się Arkaniusz, gdy byliśmy już w kuchni.

-Nie, po prostu nie jest głodny.-Powiedziałam, gdy nalewałam sobie zupę łyżką.

-Nie tylko po prostu nie chce mu się jeść ze smutku.-Powiedział Tarant wywołując u mnie złość i popatrzyłam się na niego z takim uczuciem.-Co się tak na mnie patrzysz?

-Przez to co przed chwilą powiedziałeś.-Powiedziałam i usiadłam przy stole z posiłkiem.

-Ale powiedziałem przynajmniej prawdę.

-A ja jestem miła.-Powiedział z pełną buzią.

-To może, żeby go pocieszyć coś byśmy dla niego zrobili?-Powiedział Artemist, przerywając nasza kłótnię, co mnie zdziwiło, bo zawsze jak było coś takiego to uspokajał sytuację Arkaniusz.

-Podoba mi się to.-Powiedział Arkaniusz.

-W takim razie co przyszło Ci do głowy?-Spytał się go Tarant.

-Nie powiedziałem, że mam pomysł tylko, że mi się on podoba.

-Może byśmy zrobili taką jakby fortecę i w niej spędzili miło czas?-Powiedziałam.

-W sumie to dobry pomysł.-Powiedział Arkaniusz.-Przyniosę tu jakieś rzeczy, a wy zróbcie na to miejsce.

Wtedy to razem z Tarantem i Artemistem poszliśmy do salonu w, którym przestawialiśmy wszystko, żebyśmy mieli jak najwięcej miejsca. W skład przemieszczonych rzeczy znalazłam się sofa i jakieś roślinki, bo dywan postanowiliśmy zostawić.

-Po co to wszystko przestawiliście?-Spytał się nas Rajec, który nagle wszedł do pomieszczenia.

-Robimy fortecę i jak chcesz to możesz się do nas przyłączyć, ale nie musisz-Powiedziałam, bo cieszyłam się lekko, że wyszedł on z pokoju.

-Chętnie tylko zjem zupę.-Powiedział i poszedł do kuchni.

Po tym przyszedł do na Arkaniusz trzymając od groma koców i poduszek.

-Weźcie to, a ja zaraz przyniosę jakieś krzesła.-Powiedział kładąc je na podłodze, a po chwili gdzieś poszedł.

Wzięliśmy, więc to i po pięciu minutach zobaczyliśmy jak Arkaniusz, razem z Rajcem, przynoszą krzesła pięć materacy, dzięki czemu w półtorej godziny wszystko już było gotowe i wyglądało przepięknie, a konstrukcja tak nam się udała, że mogłaby ona przetrwać nawet tydzień lub półtora.

Jednak szkoda nie była ona na tak długo potrzebna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro