24 grudzień 685r. Rozdział 30
Po tym jak Artemist zdobył lekarstwo, z każdym dniem czułam się coraz lepiej i odzyskiwałam siły, choć działo się to powoli, ale się i tak z tego bardzo cieszyłam, bo miałam już szczerze dość chorowania.
Tak mijały dni, aż nadeszły trzy wielkie dni.
Wielu by się pewnie zdziwiło czemu nie ma mowy o bożym narodzeniu, ale ja to szybko wyjaśnię.
Otóż tutaj nie wierzą w nic, a są to trzy dni obchodzone, z wyjątkami, we wszystkich czterech krajach. Są to po kolei: wielka bitwa, dzień koronacji i pierwszy dzień nowej ery w dziejach świata (choć od tego dnia nie są odliczane kolejne lata).
Tamtego dnia Tarant postanowił, że urządzimy sobie, taki mały bal, tyle, że to ja będę tańczyć z Artemistem, a oni będą grać: Tarant na skrzypcach, a Arkaniusz na akordeonie.
-Już jesteś gotowa?-Spytał się Artemist, pukając mi do drzwi, gdy został mi tylko do założenia naszyjnik.
-Zaraz przyjdę.-Odpowiedziałam, po czym zaczęłam go zakładać, co było trudne, bo nie wiedziałam, jak daje haczyki.
Po paru sekundach usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju, a gdy się obróciłam zobaczyłam, że ta osoba jest Artemist.
Miał on na sobie to samo ubranie, co w tym śnie, po tym jak go pierwszy raz spotkałam.
-Zaraz Ci z tym pomogę.-Powiedział Artemist i podszedł do mnie.
Po tym zapiał mi ten naszyjnik na szyi, dzięki czemu, byłam już gotowa.
-Dziękuję.-Powiedziałam do niego, na co on mnie pocałował.
-Nie musisz mi zupełnie za nic dziękować.-powiedział i uśmiechnął się do mnie, a ja to po chwili odwzajemniłam.
-Chodźcie już, bo wszystko gotowe!-Krzyknął Arkaniusz z dołu, gdy już chciałam go pocałować.
Po tym uśmiechnęłam się jedynie głupio, razem z nim, po czym poszliśmy na dół do pozostałych.
-A nie mogliście tak jakoś ładniej razem zejść?-Spytał się nas zawiedziony Tarant widząc jak nawet nie trzymamy się za ręce.
Był on, razem z Arkaniuszem, ubrany w to samo co w dzień, kiedy byliśmy na naradzie u ptaków, a bok nich znajdowały się te dwa instrumenty.
-A bo co?-Spytał się Artemist, jednak nie zrobił tego złym tonem, czym wywołał u mnie, i u Arkaniusza, zdziwienie.
-A bo nic.-Powiedział Tarant i wrócił na swoje miejsce.-W takim razie możecie już się ustawiać do walca.
-Walca?-Pomyślałam zszokowana, bo to jeszcze bardziej zaczynało mi przypominać.
Z powodu tego, że już jakiś czas nie dawałam znaku życia, Artemist wziął mnie za rękę i zaprowadził na środek pokoju, dzięki czemu wybudził mnie z transu.
-W takim razie ustawcie się i zaczynamy.-powiedział Tarant, po czym staliśmy już w pozycji startowej, a po chwili zabrzmiała muzyka.
Nie wiedziałam, jak długo już tak tańczymy, ale nie chciałam tego kończyć, choć w pewnym momencie zaczęły mnie boleć nogi i zaczęłam być zmęczona.
-Artemist?-Spytałam się go w myślach.
Wtedy to jego mina wskazała na zdziwienie.
-Potrafisz czytać w myślach?-Spytał się zdziwiony.
-Taka jedna osoba mnie nauczyła.-Odpowiedziałam wymijająco.-Wracając do tego, jesteś już zmęczony?
-Powiedzmy, że nie może do tego dojść.-Usłyszeliśmy znienacka głos Arkaniusza.
-A ty jak-?-Zaczął pytanie Artemist.
-Faran mnie nauczył, bo chciałem robić wszystko, żeby nikt was nie zabił lub cokolwiek innego się złego mogłoby stać podczas ratowania Alisy.
-A skąd to wiesz?-Spytałam, dla odmiany, ja.
-Bo jak was, z nami, nie było Tarant powiedział, że mam grać dopóki nie dojdzie do waszego pocałunku, a mnie już palce bolą.
-W takim razie nie mamy wyboru.-Powiedział po czym pocałował mnie on niespodziewanie w usta, a ja prawie dostałam zawału.
Wtedy to muzyka ucichła i zrozumiałam, że to już koniec.
Po chwili, jednak, usłyszeliśmy jakieś pukanie do drzwi na, które, ze zdziwienia, Artemist puścił mnie na podłogę.
-Nic Ci się nie stało?-Spytał się mnie, podając mi rękę, która od razu chwyciłam.
-Nie, nic mi nie jest.-Powiedziałam, po czym odpowiedziałam po chwili.-To ja pójdę do tych drzwi.
-Jak by coś się stało to krzycz.-Powiedział Tarant.
Przytaknęłam na to, a potem, ostrożnie, podeszłam do tych drzwi i otworzyłam je tak samo, a zobaczyłam wtedy, że w drzwiach stoją dwie osoby.
Jedna wyższa, druga niższa, ale obie były ubrane tak samo, czyli miały na sobie, od groma ubrań, przez co, nawet nie wiedziałam kim są te osoby i było im jedynie widać oczy.
Po chwili patrzenia się na siebie, niższa z osób rzuciła się na mnie i zaczęła mnie przytulać.
Przez krótką chwilę nie wiedziałam co robić, jednak po tym się ogarnęłam.
-Kimkolwiek jesteście wchodźcie i zamykajcie te drzwi, bo będzie przeciąg, a poza tym co dopiero wyzdrowiałam z choroby.
Wtedy to ta niższa mnie zostawiła, a wyższa weszła zamykając drzwi za sobą.
-Dziękujemy, że nas wpuściłaś.-Powiedziała mniejsza z osób i zaczęła zdejmować z siebie te wszystkie ubrania, a ja zrozumiałam wtedy, że jest to głos Rajca.
Po tym ta wyższa zaczęła robić to samo i okazała się Saguarem.
-A wy co tutaj-?-Spytałam się zszokowana.
-Uciekliśmy z podziemnego miasta wykorzystując to, że aktualnie cały rząd skupiał się na przygotowaniach do finalnej bitwy, która zadecyduje o wszystkim.-Powiedział Saguaro, gdy już zdjął z siebie te wszystkie płaszcze, a ja wtedy zobaczyłam, że jest ubrany jak kobieta.
-Jasne.-Powiedziałam.-A czemu ty jesteś ubrany jak kobieta?
-Mógłbym zapytać się o to samo.-Usłyszałam głos Tarant na, którego od razu odwróciłam wzrok w tę stronę.
Wtedy to zobaczyłam, że zza rogu wychylają się wszyscy trzej.
-Dla niepoznaki.-Odpowiedział, po czym ich wyminął i zaczął iść w nie wiadomo w jakie miejsce.
-Dla takiej niepoznaki, że taki jeden mężczyzna zaczął Cię podrywać przedwczoraj i nawet się Ciebie spytał czy wyjdziesz za niego.
Wtedy to, spojrzał się on na niego groźnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział tylko zaczął dalej iść.
-To kiedy uciekliście?-Spytałam się Rajca.
-Półtora tygodnia temu.
-A skąd wiedzieliście gdzie jesteśmy?
-Magią was wyśledziliśmy. I jeżeli chciałaś się zapytać, jak trudna była ta wędrówka, to bardzo. Musieliśmy iść na piechotę żeby nas nie złapali i jakoś zdobywać jedzenie, bo szliśmy do sklepu jak udało nam się znaleźć jakieś drobniaki.
-A nie baliście się, że ktoś was złapie?-Dopytał się Artemist, z ust wyjmując mi to pytanie.
-Wysyłaliśmy jakąś osobę, która wzbudzała dobre wrażenie.
-Czyli co jedliście?-Dopytał się Tarant.
-Głównie to samo co w obozie, czyli szczury, kruki i wrony.
Na samą myśl o tym, zrobiło mi się niedobrze, bo świetnie wiedziałam jak taki szczur potrafił być obrzydliwy.
-Nie zazdroszczę.-Odpowiedziałam z trudem.
-Przecież szczury powinny być dla Ciebie jak przysmak.-Powiedział Tarant, na co nasza trójka, popatrzyła się na niego tym samym, złym spojrzeniem.
-Uwierz mi, że nie jest to dobre, a obrzydliwe.-Powiedziałam poważnym głosem, po czym po chwili poczułam zapach papierosów.-Czemu tutaj czuć papierosy?
-Skąd ty wiesz, że to są papierosy?-Spytał się mnie Arkaniusz.
-Miałam dziadka palacza po tamtej stronie.-Wyjaśniałam, nie zagłębiając się zbytnio w ten temat.
-Możesz mi wyjaśnić skąd ty to wziąłeś, skoro prawie nie mieliśmy pieniędzy!-Usłyszałam głos Rajca dzięki, któremu się zorientowałam, że nie jest on już z nami.
Wtedy to poszłam w kierunku tego dźwięku i zobaczyłam jak zdenerwowany Rajec stoi nad Saguarem, który ma w ustach papierosa, a przy sobie zapalniczkę.
-Jak spałeś w śniegu znalazłem.-Odpowiedział, po czym wywołał kolejną fale dymu po, której zakaszlałam, bo poleciała prosto na mnie.
Wtedy to Rajec odwrócił się do mnie na chwile, ale po chwili znowu odwrócił się w stronę elfa.
-Czyli mówisz mi, że mogliśmy za to kupi jakiś normalny chleb, a ty to przeznaczyłeś na jakieś głupie papierosy?-Spytał się już bardzo zdenerwowany.
-Gdybyś ty też musiał cały czas patrzeć jak te świnie palą to byś też musiał.-Powiedział zdenerwowany, po czym tak dmuchnął, że znowu w duecie zakaszleliśmy.
-Jak jesteś Rajec głodny, to mogę Ci dać, na przykład, chleb z masłem, jeśli, oczywiście, będziesz chciał.-Powiedziałam ostrożnie, żeby złagodzić sytuację.
-Nie dziękuję sam sobie zrobię tylko musisz mi powiedzieć gdzie jest kuchnia.
-To ja też bym poprosił.-Powiedział, nadal rozwalony na kanapie, Saguaro.
-A ty się bez rąk urodziłeś, że mną się wyręczasz?-Powiedział do niego Rajec, na co ten drugi przewrócił oczami.
-Wiecie co wy idźcie jednak do stołu, a ja coś wam z kuchni przyniosę.-Powiedziałam, żeby zakończyć ich spór.
-Nadal mnie dziwi czemu sama to wszystko robisz, a nie zlecasz tego swoim kolegom.-Powiedział, po czym wstał i zaczął iść w kierunku jadalni, którą pewnie mijał w drodze do sofy.
Po tym poszłam do kuchni, żeby zrobić im chleb z masłem, ale zostawiłam otwarte drzwi, żeby wiedzieć, tak z ciekawości, o czym tam rozmawiają.
-Czy mógłbym Pana prosić o dwie rzeczy?-Usłyszałam głos Taranta, co oznaczało, że najpewniej jest tam również ze wszystkimi.
-Oczywiście.
-Po pierwsze prosiłbym o niepalenie w środku, a najlepiej to w ogóle radziłbym zerwać z nałogiem.
-Dziękuję, ale nie skorzystam z propozycji.-Powiedział i pomimo tego, że nic nie widziałam dałabym głowę, że się ironicznie uśmiechnął, a Tarant z gniewu zrobiłby to samo.-A jaka jest druga sprawa?
-Wie Pan gdzie jest Art-
-W kuchni jestem!-Krzyknęłam z pomieszczenia wyciągając masło z szafki.
-To następnym razem nam o czym takim mów, bo będziemy myśleć, że coś się stało!-Powiedział zirytowany.-Jako iż byliście w obozie, to czy macie jakieś ciekawe wiadomości dotyczące RWLiK?
-Opowieść o tym, co się stało na egzekucji królewny było opowiadane tak dużo, że każdy znał to na pamięć, a ja miałem tego dość.-Powiedział Rajec.
-A coś bardziej na temat?-Spytał się Arkaniusz.
-Dzisiaj ma być ostateczna bitwa...
-To dzisiaj?!-Krzyknęłam biegnąc do nich prosto z kuchni nawet nie kładąc kromek chleba na talerze tylko trzymając je w rękach.
-Każdy z nas mógłby was zapytać o to samo.-Powiedział Tarant.
-To oni wam o tym nie powiedzieli?
-Oczywiście, że powiedzieli, ale w ostatnim czasie nie byliśmy skupieni na niczym innym, niż tym, żeby ona była zdrowa.-Powiedział Tarant.
-A na co ona niby-?-Zaczął pytanie Saguaro.
-Na tyfus i to nie było przyjemnie, bo w najgorszym momencie nie miałam nawet siły podnieść łyżki, przez co Tarant musiał mnie karmić.-Dokończyłam, przypominając sobie ten cały ból jaki wtedy doświadczyłam i tego jak odwiedził mnie Geralden prawie, ze miesiąc temu.
-Rozumiemy i mamy nadzieję, że już jest wszystko dobrze lub zdecydowanie lepiej.-Powiedział Rajec wyręczając ich obu.
-Dziękuje już mi lepiej i możecie dalej kontynuować opowieść.-Powiedziałam.
Nagle jednak Arkaniusz zakrył twarz rękami i westchnął.
-I już po nas wszystkich.
-Nie bądź pesymistą.-Powiedział Saguaro, po czym wziął łyk wody tak jak gdyby pił wino.
-Nie jestem pesymistą tylko-
-Udało nam się wygrać!-Krzyknęła Arkis wbiegając tutaj i doznając szoku widząc Rajca i Saguaro.
-Arkis!-Krzyknął Rajec i pobiegł do niej prawie się na nią rzucając się na nią i przytulając ją, a ona to po chwili odwzajemniła.
Stali tak jakiś czas w uścisku, a my im w tym nie przeszkadzaliśmy, aż do czasu.
-Można wiedzieć jakim cudem to się stało?-Przerwał im moment Arkaniusz.
-W imieniu wszystkich chciałbym podziękować za zniszczenie tej pięknej sceny.-Powiedział Tarant.
-Jakby chciał „szanowny Pan" wiedzieć to chciałem się po prostu dowiedzieć, jakim cudem, to się stało, skoro cały czas ponosiliśmy klęskę.
-Po pierwsze, cud. Po drugie, była śnieżyca i ciemno.-powiedziała uśmiechając się.
-A co się stało z żołnierzami po drugiej stornie?-Spytał się Saguaro.
-Są w niewoli, ale będą się mogli jedynie wydostać przez okup, oczywiście tylko Ci co przeżyli.
-A nie ciasno im tam?-Spytał się zdziwiony Arkaniusz.
-Mało ich przeżyło.-Powiedziała, po czym spojrzała na Saguaro, który bawił się szklanką.-A wy jak się tutaj znaleźli-?
-Otóż uciekliśmy wykorzystując to, że rząd jest aktualnie zajmował się tą bitwą.-Powiedział Saguaro.
-A, jeżeli wy tu jesteście to możecie dowiedzieliście w jaki sposób Hewko został uwolniony skoro nigdy do tego nie doszło?
-Pewnie królowa im dała tyle pieniędzy, że się zamknęli i nie mieli z tym problemu.-Powiedział Sempero, a po chwili, gdy się na niego popatrzyłam zła, bo ten zaczął znowu palić, pomimo tego co powiedział Tarant.
-Mógłby Pan mi powtórzyć co ja Panu jakiś czas temu powiedziałem, jako pierwsze?-Powiedział zdenerwowany Tarant.-
-Nie, żeby to brzmiało źle, ale, myślałam, że gdybyś przeżył to byś z tym zerwał, ale jak teraz zobaczyłam to było to głupie.-Powiedziała Arkis.
-A to gdzie w takim razie mam to robić?-Powiedział zirytowany elf.
-Najlepiej, gdyby nie, ale może Pan na dworze.-Powiedział grzecznie Tarant.
Po tym zniknął on na naszych oczach.
-W takim razie już muszę wracać skoro wszystko wiecie.-Powiedziała Arkis, po czym zaczęła wychodzić.
-Mam jeszcze tylko jedno pytanie.-Powiedziałam do niej gdy ta już zniknęła za rogiem.
-Tak?
-Czy ze względu na to będzie szansa, że spotkam się z babcią.
-Zobaczy się z czasem, choć jak będzie coraz lepiej to pewnie się to stanie.-powiedziała po czym zaczęła iść, ale się wróciła.-I jeszcze mam do Ciebie pytanie Rajec.
-Tak?-Spytał się zaskoczony.
-Co masz zamiar, albo macie zamiar, zrobić gdy opuścicie to miejsce?
-Idziemy do was, ale dopiero za trzy dni.
-Rozumiem.-Powiedział i już na dobre wyszła stamtąd.
-To w takim razie jest jeszcze jedna rzecz nam została do ustalenia, czyli gdzie będziecie spać.-Powiedział Arkaniusz.
-Nam jest obojętnie, choćbyśmy woleli nie spać już na podłodze, bo mamy oboje tego dość.-Powiedział Saguaro, który pojawił się nagle w pomieszczeniu.
-Czyli, które z nas odstępuje?-Spytał się Tarant zwracając się do trójki, czyli mnie, Arkaniusza i Artemista.
-A to przypadkiem nie jest zamek?-Spytał się Saguaro, który nie znał kontekstu.
-Jest, ale, żeby było widać, że jest zniszczony to potrzeba magii, a my ją musimy oszczędzać.-Wyjaśnił Tarant.-Czyli kto-?
-Ja mogę.-Powiedziałam od razu.
-Nie, bo nie będziesz spać na tej kanapie.-Powiedział Arkaniusz.
-Będę spać u Artemista.
-Tylko, żebyśmy z Arkaniuszem wujkami nie zostali, bo ja widziałem co było następnego dnia po znalezieniu tego-Powiedział Tarant, dla żartu, po czym dostał płaszczem Artemista w głowę, od niego samego, na co Arkaniusz westchnął.
-A gdzie on jest, bo jesteśmy trochę zmęczeni?-Spytał się Rajec, patrząc ze zdziwieniem, na to co sią przed chwilą stało.
-Zaprowadzę was.-Powiedziałam i pokazałam im ręką, żebyśmy poszli z tego miejsca gdzie indziej.
Na szczęście nie musiałam na nich długo czekać, bo od razu to zrozumieli, o co chodzi, dzięki czemu bardzo szybko znaleźliśmy się na miejscu.
-Szczerze to myślałem, że ten pokój będzie wyglądał gorzej. Dużo gorzej.-Powiedział Saguaro, gdy weszliśmy do środka.
-Czyli?-Spytała się go, bo nie zrozumiałam go.
-Bardziej słodko, różowo, dziecinnie.
-Dobrze wiedzieć.-Powiedziałam przez zęby, przewracając oczami i szukając mojej koszuli nocnej, która w niedługim czasie znalazłam.
-A gdzie są-?-Spytał się Rajec.
-Zaraz wam je przyniosę tylko da-Powiedziałam, bo domyśliłam się, że chodzi o koszule nocne.
-Już je mam.-Powiedział na co odwróciła się zdziwiona i zobaczyłam go trzymającego dwie koszule.
-Mówiłam mu, żeby nie trwonił magię na takie bzdety.-Powiedziałam, po cichu i pod nosem, bo mogłam równie dobrze znaleźć jedną z nich na strychu, ale po chwili się rozpogodziłam.-W takim razie życzę dobrej nocy i dopilnuje, żebyście się wyspali po tym wszystkim co przeżyliście.
-Dziękujemy i życzymy tobie tego samego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro