Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24 grudzień 685r. Rozdział 30

Po tym jak Artemist zdobył lekarstwo, z każdym dniem czułam się coraz lepiej i odzyskiwałam siły, choć działo się to powoli, ale się i tak z tego bardzo cieszyłam, bo miałam już szczerze dość chorowania.

Tak mijały dni, aż nadeszły trzy wielkie dni.

Wielu by się pewnie zdziwiło czemu nie ma mowy o bożym narodzeniu, ale ja to szybko wyjaśnię.

Otóż tutaj nie wierzą w nic, a są to trzy dni obchodzone, z wyjątkami, we wszystkich czterech krajach. Są to po kolei: wielka bitwa, dzień koronacji i pierwszy dzień nowej ery w dziejach świata (choć od tego dnia nie są odliczane kolejne lata).

Tamtego dnia Tarant postanowił, że urządzimy sobie, taki mały bal, tyle, że to ja będę tańczyć z Artemistem, a oni będą grać: Tarant na skrzypcach, a Arkaniusz na akordeonie.

-Już jesteś gotowa?-Spytał się Artemist, pukając mi do drzwi, gdy został mi tylko do założenia naszyjnik.

-Zaraz przyjdę.-Odpowiedziałam, po czym zaczęłam go zakładać, co było trudne, bo nie wiedziałam, jak daje haczyki.

Po paru sekundach usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju, a gdy się obróciłam zobaczyłam, że ta osoba jest Artemist.

Miał on na sobie to samo ubranie, co w tym śnie, po tym jak go pierwszy raz spotkałam.

-Zaraz Ci z tym pomogę.-Powiedział Artemist i podszedł do mnie.

Po tym zapiał mi ten naszyjnik na szyi, dzięki czemu, byłam już gotowa.

-Dziękuję.-Powiedziałam do niego, na co on mnie pocałował.

-Nie musisz mi zupełnie za nic dziękować.-powiedział i uśmiechnął się do mnie, a ja to po chwili odwzajemniłam.

-Chodźcie już, bo wszystko gotowe!-Krzyknął Arkaniusz z dołu, gdy już chciałam go pocałować.

Po tym uśmiechnęłam się jedynie głupio, razem z nim, po czym poszliśmy na dół do pozostałych.

-A nie mogliście tak jakoś ładniej razem zejść?-Spytał się nas zawiedziony Tarant widząc jak nawet nie trzymamy się za ręce.

Był on, razem z Arkaniuszem, ubrany w to samo co w dzień, kiedy byliśmy na naradzie u ptaków, a bok nich znajdowały się te dwa instrumenty.

-A bo co?-Spytał się Artemist, jednak nie zrobił tego złym tonem, czym wywołał u mnie, i u Arkaniusza, zdziwienie.

-A bo nic.-Powiedział Tarant i wrócił na swoje miejsce.-W takim razie możecie już się ustawiać do walca.

-Walca?-Pomyślałam zszokowana, bo to jeszcze bardziej zaczynało mi przypominać.

Z powodu tego, że już jakiś czas nie dawałam znaku życia, Artemist wziął mnie za rękę i zaprowadził na środek pokoju, dzięki czemu wybudził mnie z transu.

-W takim razie ustawcie się i zaczynamy.-powiedział Tarant, po czym staliśmy już w pozycji startowej, a po chwili zabrzmiała muzyka.

Nie wiedziałam, jak długo już tak tańczymy, ale nie chciałam tego kończyć, choć w pewnym momencie zaczęły mnie boleć nogi i zaczęłam być zmęczona.

-Artemist?-Spytałam się go w myślach.

Wtedy to jego mina wskazała na zdziwienie.

-Potrafisz czytać w myślach?-Spytał się zdziwiony.

-Taka jedna osoba mnie nauczyła.-Odpowiedziałam wymijająco.-Wracając do tego, jesteś już zmęczony?

-Powiedzmy, że nie może do tego dojść.-Usłyszeliśmy znienacka głos Arkaniusza.

-A ty jak-?-Zaczął pytanie Artemist.

-Faran mnie nauczył, bo chciałem robić wszystko, żeby nikt was nie zabił lub cokolwiek innego się złego mogłoby stać podczas ratowania Alisy.

-A skąd to wiesz?-Spytałam, dla odmiany, ja.

-Bo jak was, z nami, nie było Tarant powiedział, że mam grać dopóki nie dojdzie do waszego pocałunku, a mnie już palce bolą.

-W takim razie nie mamy wyboru.-Powiedział po czym pocałował mnie on niespodziewanie w usta, a ja prawie dostałam zawału.

Wtedy to muzyka ucichła i zrozumiałam, że to już koniec.

Po chwili, jednak, usłyszeliśmy jakieś pukanie do drzwi na, które, ze zdziwienia, Artemist puścił mnie na podłogę.

-Nic Ci się nie stało?-Spytał się mnie, podając mi rękę, która od razu chwyciłam.

-Nie, nic mi nie jest.-Powiedziałam, po czym odpowiedziałam po chwili.-To ja pójdę do tych drzwi.

-Jak by coś się stało to krzycz.-Powiedział Tarant.

Przytaknęłam na to, a potem, ostrożnie, podeszłam do tych drzwi i otworzyłam je tak samo, a zobaczyłam wtedy, że w drzwiach stoją dwie osoby.

Jedna wyższa, druga niższa, ale obie były ubrane tak samo, czyli miały na sobie, od groma ubrań, przez co, nawet nie wiedziałam kim są te osoby i było im jedynie widać oczy.

Po chwili patrzenia się na siebie, niższa z osób rzuciła się na mnie i zaczęła mnie przytulać.

Przez krótką chwilę nie wiedziałam co robić, jednak po tym się ogarnęłam.

-Kimkolwiek jesteście wchodźcie i zamykajcie te drzwi, bo będzie przeciąg, a poza tym co dopiero wyzdrowiałam z choroby.

Wtedy to ta niższa mnie zostawiła, a wyższa weszła zamykając drzwi za sobą.

-Dziękujemy, że nas wpuściłaś.-Powiedziała mniejsza z osób i zaczęła zdejmować z siebie te wszystkie ubrania, a ja zrozumiałam wtedy, że jest to głos Rajca.

Po tym ta wyższa zaczęła robić to samo i okazała się Saguarem.

-A wy co tutaj-?-Spytałam się zszokowana.

-Uciekliśmy z podziemnego miasta wykorzystując to, że aktualnie cały rząd skupiał się na przygotowaniach do finalnej bitwy, która zadecyduje o wszystkim.-Powiedział Saguaro, gdy już zdjął z siebie te wszystkie płaszcze, a ja wtedy zobaczyłam, że jest ubrany jak kobieta.

-Jasne.-Powiedziałam.-A czemu ty jesteś ubrany jak kobieta?

-Mógłbym zapytać się o to samo.-Usłyszałam głos Tarant na, którego od razu odwróciłam wzrok w tę stronę.

Wtedy to zobaczyłam, że zza rogu wychylają się wszyscy trzej.

-Dla niepoznaki.-Odpowiedział, po czym ich wyminął i zaczął iść w nie wiadomo w jakie miejsce.

-Dla takiej niepoznaki, że taki jeden mężczyzna zaczął Cię podrywać przedwczoraj i nawet się Ciebie spytał czy wyjdziesz za niego.

Wtedy to, spojrzał się on na niego groźnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział tylko zaczął dalej iść.

-To kiedy uciekliście?-Spytałam się Rajca.

-Półtora tygodnia temu.

-A skąd wiedzieliście gdzie jesteśmy?

-Magią was wyśledziliśmy. I jeżeli chciałaś się zapytać, jak trudna była ta wędrówka, to bardzo. Musieliśmy iść na piechotę żeby nas nie złapali i jakoś zdobywać jedzenie, bo szliśmy do sklepu jak udało nam się znaleźć jakieś drobniaki.

-A nie baliście się, że ktoś was złapie?-Dopytał się Artemist, z ust wyjmując mi to pytanie.

-Wysyłaliśmy jakąś osobę, która wzbudzała dobre wrażenie.

-Czyli co jedliście?-Dopytał się Tarant.

-Głównie to samo co w obozie, czyli szczury, kruki i wrony.

Na samą myśl o tym, zrobiło mi się niedobrze, bo świetnie wiedziałam jak taki szczur potrafił być obrzydliwy.

-Nie zazdroszczę.-Odpowiedziałam z trudem.

-Przecież szczury powinny być dla Ciebie jak przysmak.-Powiedział Tarant, na co nasza trójka, popatrzyła się na niego tym samym, złym spojrzeniem.

-Uwierz mi, że nie jest to dobre, a obrzydliwe.-Powiedziałam poważnym głosem, po czym po chwili poczułam zapach papierosów.-Czemu tutaj czuć papierosy?

-Skąd ty wiesz, że to są papierosy?-Spytał się mnie Arkaniusz.

-Miałam dziadka palacza po tamtej stronie.-Wyjaśniałam, nie zagłębiając się zbytnio w ten temat.

-Możesz mi wyjaśnić skąd ty to wziąłeś, skoro prawie nie mieliśmy pieniędzy!-Usłyszałam głos Rajca dzięki, któremu się zorientowałam, że nie jest on już z nami.

Wtedy to poszłam w kierunku tego dźwięku i zobaczyłam jak zdenerwowany Rajec stoi nad Saguarem, który ma w ustach papierosa, a przy sobie zapalniczkę.

-Jak spałeś w śniegu znalazłem.-Odpowiedział, po czym wywołał kolejną fale dymu po, której zakaszlałam, bo poleciała prosto na mnie.

Wtedy to Rajec odwrócił się do mnie na chwile, ale po chwili znowu odwrócił się w stronę elfa.

-Czyli mówisz mi, że mogliśmy za to kupi jakiś normalny chleb, a ty to przeznaczyłeś na jakieś głupie papierosy?-Spytał się już bardzo zdenerwowany.

-Gdybyś ty też musiał cały czas patrzeć jak te świnie palą to byś też musiał.-Powiedział zdenerwowany, po czym tak dmuchnął, że znowu w duecie zakaszleliśmy.

-Jak jesteś Rajec głodny, to mogę Ci dać, na przykład, chleb z masłem, jeśli, oczywiście, będziesz chciał.-Powiedziałam ostrożnie, żeby złagodzić sytuację.

-Nie dziękuję sam sobie zrobię tylko musisz mi powiedzieć gdzie jest kuchnia.

-To ja też bym poprosił.-Powiedział, nadal rozwalony na kanapie, Saguaro.

-A ty się bez rąk urodziłeś, że mną się wyręczasz?-Powiedział do niego Rajec, na co ten drugi przewrócił oczami.

-Wiecie co wy idźcie jednak do stołu, a ja coś wam z kuchni przyniosę.-Powiedziałam, żeby zakończyć ich spór.

-Nadal mnie dziwi czemu sama to wszystko robisz, a nie zlecasz tego swoim kolegom.-Powiedział, po czym wstał i zaczął iść w kierunku jadalni, którą pewnie mijał w drodze do sofy.

Po tym poszłam do kuchni, żeby zrobić im chleb z masłem, ale zostawiłam otwarte drzwi, żeby wiedzieć, tak z ciekawości, o czym tam rozmawiają.

-Czy mógłbym Pana prosić o dwie rzeczy?-Usłyszałam głos Taranta, co oznaczało, że najpewniej jest tam również ze wszystkimi.

-Oczywiście.

-Po pierwsze prosiłbym o niepalenie w środku, a najlepiej to w ogóle radziłbym zerwać z nałogiem.

-Dziękuję, ale nie skorzystam z propozycji.-Powiedział i pomimo tego, że nic nie widziałam dałabym głowę, że się ironicznie uśmiechnął, a Tarant z gniewu zrobiłby to samo.-A jaka jest druga sprawa?

-Wie Pan gdzie jest Art-

-W kuchni jestem!-Krzyknęłam z pomieszczenia wyciągając masło z szafki.

-To następnym razem nam o czym takim mów, bo będziemy myśleć, że coś się stało!-Powiedział zirytowany.-Jako iż byliście w obozie, to czy macie jakieś ciekawe wiadomości dotyczące RWLiK?

-Opowieść o tym, co się stało na egzekucji królewny było opowiadane tak dużo, że każdy znał to na pamięć, a ja miałem tego dość.-Powiedział Rajec.

-A coś bardziej na temat?-Spytał się Arkaniusz.

-Dzisiaj ma być ostateczna bitwa...

-To dzisiaj?!-Krzyknęłam biegnąc do nich prosto z kuchni nawet nie kładąc kromek chleba na talerze tylko trzymając je w rękach.

-Każdy z nas mógłby was zapytać o to samo.-Powiedział Tarant.

-To oni wam o tym nie powiedzieli?

-Oczywiście, że powiedzieli, ale w ostatnim czasie nie byliśmy skupieni na niczym innym, niż tym, żeby ona była zdrowa.-Powiedział Tarant.

-A na co ona niby-?-Zaczął pytanie Saguaro.

-Na tyfus i to nie było przyjemnie, bo w najgorszym momencie nie miałam nawet siły podnieść łyżki, przez co Tarant musiał mnie karmić.-Dokończyłam, przypominając sobie ten cały ból jaki wtedy doświadczyłam i tego jak odwiedził mnie Geralden prawie, ze miesiąc temu.

-Rozumiemy i mamy nadzieję, że już jest wszystko dobrze lub zdecydowanie lepiej.-Powiedział Rajec wyręczając ich obu.

-Dziękuje już mi lepiej i możecie dalej kontynuować opowieść.-Powiedziałam.

Nagle jednak Arkaniusz zakrył twarz rękami i westchnął.

-I już po nas wszystkich.

-Nie bądź pesymistą.-Powiedział Saguaro, po czym wziął łyk wody tak jak gdyby pił wino.

-Nie jestem pesymistą tylko-

-Udało nam się wygrać!-Krzyknęła Arkis wbiegając tutaj i doznając szoku widząc Rajca i Saguaro.

-Arkis!-Krzyknął Rajec i pobiegł do niej prawie się na nią rzucając się na nią i przytulając ją, a ona to po chwili odwzajemniła.

Stali tak jakiś czas w uścisku, a my im w tym nie przeszkadzaliśmy, aż do czasu.

-Można wiedzieć jakim cudem to się stało?-Przerwał im moment Arkaniusz.

-W imieniu wszystkich chciałbym podziękować za zniszczenie tej pięknej sceny.-Powiedział Tarant.

-Jakby chciał „szanowny Pan" wiedzieć to chciałem się po prostu dowiedzieć, jakim cudem, to się stało, skoro cały czas ponosiliśmy klęskę.

-Po pierwsze, cud. Po drugie, była śnieżyca i ciemno.-powiedziała uśmiechając się.

-A co się stało z żołnierzami po drugiej stornie?-Spytał się Saguaro.

-Są w niewoli, ale będą się mogli jedynie wydostać przez okup, oczywiście tylko Ci co przeżyli.

-A nie ciasno im tam?-Spytał się zdziwiony Arkaniusz.

-Mało ich przeżyło.-Powiedziała, po czym spojrzała na Saguaro, który bawił się szklanką.-A wy jak się tutaj znaleźli-?

-Otóż uciekliśmy wykorzystując to, że rząd jest aktualnie zajmował się tą bitwą.-Powiedział Saguaro.

-A, jeżeli wy tu jesteście to możecie dowiedzieliście w jaki sposób Hewko został uwolniony skoro nigdy do tego nie doszło?

-Pewnie królowa im dała tyle pieniędzy, że się zamknęli i nie mieli z tym problemu.-Powiedział Sempero, a po chwili, gdy się na niego popatrzyłam zła, bo ten zaczął znowu palić, pomimo tego co powiedział Tarant.

-Mógłby Pan mi powtórzyć co ja Panu jakiś czas temu powiedziałem, jako pierwsze?-Powiedział zdenerwowany Tarant.-

-Nie, żeby to brzmiało źle, ale, myślałam, że gdybyś przeżył to byś z tym zerwał, ale jak teraz zobaczyłam to było to głupie.-Powiedziała Arkis.

-A to gdzie w takim razie mam to robić?-Powiedział zirytowany elf.

-Najlepiej, gdyby nie, ale może Pan na dworze.-Powiedział grzecznie Tarant.

Po tym zniknął on na naszych oczach.

-W takim razie już muszę wracać skoro wszystko wiecie.-Powiedziała Arkis, po czym zaczęła wychodzić.

-Mam jeszcze tylko jedno pytanie.-Powiedziałam do niej gdy ta już zniknęła za rogiem.

-Tak?

-Czy ze względu na to będzie szansa, że spotkam się z babcią.

-Zobaczy się z czasem, choć jak będzie coraz lepiej to pewnie się to stanie.-powiedziała po czym zaczęła iść, ale się wróciła.-I jeszcze mam do Ciebie pytanie Rajec.

-Tak?-Spytał się zaskoczony.

-Co masz zamiar, albo macie zamiar, zrobić gdy opuścicie to miejsce?

-Idziemy do was, ale dopiero za trzy dni.

-Rozumiem.-Powiedział i już na dobre wyszła stamtąd.

-To w takim razie jest jeszcze jedna rzecz nam została do ustalenia, czyli gdzie będziecie spać.-Powiedział Arkaniusz.

-Nam jest obojętnie, choćbyśmy woleli nie spać już na podłodze, bo mamy oboje tego dość.-Powiedział Saguaro, który pojawił się nagle w pomieszczeniu.

-Czyli, które z nas odstępuje?-Spytał się Tarant zwracając się do trójki, czyli mnie, Arkaniusza i Artemista.

-A to przypadkiem nie jest zamek?-Spytał się Saguaro, który nie znał kontekstu.

-Jest, ale, żeby było widać, że jest zniszczony to potrzeba magii, a my ją musimy oszczędzać.-Wyjaśnił Tarant.-Czyli kto-?

-Ja mogę.-Powiedziałam od razu.

-Nie, bo nie będziesz spać na tej kanapie.-Powiedział Arkaniusz.

-Będę spać u Artemista.

-Tylko, żebyśmy z Arkaniuszem wujkami nie zostali, bo ja widziałem co było następnego dnia po znalezieniu tego-Powiedział Tarant, dla żartu, po czym dostał płaszczem Artemista w głowę, od niego samego, na co Arkaniusz westchnął.

-A gdzie on jest, bo jesteśmy trochę zmęczeni?-Spytał się Rajec, patrząc ze zdziwieniem, na to co sią przed chwilą stało.

-Zaprowadzę was.-Powiedziałam i pokazałam im ręką, żebyśmy poszli z tego miejsca gdzie indziej.

Na szczęście nie musiałam na nich długo czekać, bo od razu to zrozumieli, o co chodzi, dzięki czemu bardzo szybko znaleźliśmy się na miejscu.

-Szczerze to myślałem, że ten pokój będzie wyglądał gorzej. Dużo gorzej.-Powiedział Saguaro, gdy weszliśmy do środka.

-Czyli?-Spytała się go, bo nie zrozumiałam go.

-Bardziej słodko, różowo, dziecinnie.

-Dobrze wiedzieć.-Powiedziałam przez zęby, przewracając oczami i szukając mojej koszuli nocnej, która w niedługim czasie znalazłam.

-A gdzie są-?-Spytał się Rajec.

-Zaraz wam je przyniosę tylko da-Powiedziałam, bo domyśliłam się, że chodzi o koszule nocne.

-Już je mam.-Powiedział na co odwróciła się zdziwiona i zobaczyłam go trzymającego dwie koszule.

-Mówiłam mu, żeby nie trwonił magię na takie bzdety.-Powiedziałam, po cichu i pod nosem, bo mogłam równie dobrze znaleźć jedną z nich na strychu, ale po chwili się rozpogodziłam.-W takim razie życzę dobrej nocy i dopilnuje, żebyście się wyspali po tym wszystkim co przeżyliście.

-Dziękujemy i życzymy tobie tego samego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro