23 czerwca 685r. Rozdział 14
Mijał tak czas, my nadal byliśmy w osadzie, co niezwykle mnie zdziwiło, bo myślałam, że jednak dojedzie do sytuacji, że będziemy musieli uciekać, ale tak się nie działo.
Kolejną rzeczą było to, że Arkis, Kamelia, jak i jeszcze Kalisto, zostali przyjęci do TOLiKPR.
Jednak nie będę się o tym zbytnio rozgadywać.
Pewnego dnia, gdy się nudziłam, i z tych nudów chodziłam sobie po całej osadzie, zobaczyłam jakąś gazetę w koszu z, którego czuć było smród.
-Zostaw tą gazetę.-Powiedziałam do siebie, najciszej jak się dało, bo bałam się, że moje myśli mógłby usłyszeć Faran.
Jednak moja ciekawość była silniejsza, więc ostatecznie postanowiłam wyciągnąć te prasę i przy tym nie zwymiotować.
-Nareszcie.-Powiedziałam, gdy wydobyłam już ten papier i mogłam się dowiedzieć czy się to opłacało.
Gdy położyłam przed sobą gazetę zobaczyłam, że na okładce jest zdjęcie kobiety, która była z wyglądu trochę podobna do Arkaniusza.
Była ona, najpewniej, prowadzona przez nich, na jakimś komisariat lub do więzienia, nic pomiędzy.
Jej mina wskazywała na to, że wszystkich chciałaby zamordować, a sama pewnie, gdyby nikt nie trzymał jej rąk od tyłu, pokazałaby do aparatu środkowy palec.
-„Minerwa Merseten została zatrzymana, z powodu, oskarżeń o udzielnie pomocy, w ucieczce, swojemu synowi, Arkaniuszowi Mersetenowi i jego przyjacielowi, Artemistowi Ferletonowi."
-Czemu nie wymienili Taranta?-Pomyślałam, co mnie zdziwiło, bardziej niż to, że ta kobieta jest matka mojego przyjaciela.
W dalszej części była mowa o tym wydarzeniu.
Co ciekawe, najbardziej zaciekawiło mnie to, co było napisane maciupeńkim pismem na końcu.
-„O dalszych informacjach na temat RWLiK zapraszamy na stronę numer 3."
Bardzo zaciekawiły mnie te informacje, więc postanowiłam zajrzeć na tę stronę, i o mało co nie zemdlałam, ze względu na nagłówek, którego tytuł brzmiał:
„Wojna pomiędzy RWLiK i TOLiKPR się rozpoczęła."
-Co?!-Krzyknęłam na głos, i nawet ze strachu, że mógłby ktoś to znaleźć, zwinęłam gazetę w rulon i schowałam sobie do torby, którą przy sobie miałam.
Na moje szczęście, nikogo nie było, i z tego co słyszałam, dzięki swojemu świetnemu słuchowi, nikt w mój stronę nie zmierzał.
-Musze to powiedzieć chłopakom, ale dowiem się najpierw o tym więcej.-Powiedziałam znowu szeptem do siebie i żeby to nie było dziwne szłam dość wolno.
Poszłam, więc do naszego domku i zamknęłam się w łazience, bo wiedziałam, że nikt mi tam nie przeszkodzi, po czym, wyciągnęłam gazetę i zaczęłam dalej czytać, zaciekawiona tą sprawą.
Dowiedziałam się z tego, że wojna zaczęła się wczoraj i podbili pierwszą osadę, a w tamtym momencie, wszystkich chcieli wywieść wywieźć do podziemnego miasta, gdzie zostaną skazani na karę śmierci.
Najbardziej jednak przestraszyło mnie ostatnie zdanie tegoż artykułu:
„Jednak pamiętajmy, że główny cel wojny to znalezienie wspaniałych i skazanie ich na śmierć."
To zdanie zmroziło mi krew w żyłach tak bardzo, że pismo spadło mi z rąk na podłogę i nawet się tym nie przejęłam.
Nie wiem czemu, ale jakoś dopiero jak zobaczyłam to zdanie naprawdę się przestraszyłam.
Szczególnie jeśli było dopisane, że innych wspaniałych również będzie to czekało, a ja nawet nie wiedziałam kim one są.
A dodatkowo, wszyscy z tych osad mieliby ponieść śmierć.
Siedziałam tak z podwiniętymi nogami rozmyślając o tym co przeczytałam.
-Wszystko dobrze?-Usłyszałam głos Arkaniusza, który mnie wyrwał z tych rozmyślań.
Wtedy to otworzyłam drwi, trzymając w ręku gazetę, ale zwiniętą tak, żeby nie było widać o czym ona jest.
-Przyprowadź pozostałych musimy porozmawiać.-Powiedział do niego na co ten bez słowa poszedł po nich.
Po paru minutach wszyscy siedzieliśmy już wszyscy tam, gdzie były trzy łóżka.
-O co chodzi, że nas wyzwałaś?-Spytał się Arkaniusz.
Na początku westchnęłam, po czym zaczęłam mówić.
-Otóż dowiedziałam się o rzeczach, które przed nami ukrywa.-Zaczęłam mówić.-Pierwszą z nich jest taka, że matka Arkaniusza trafiła do więzienia.
W odpowiedzi na to Arkaniuszowi ugięły się nogi, jednak Artemist go złapał i położył na moim łóżku.
-Co ona zrobiła?-Spytał się mnie Tarant.-Znowu jechała pijana na rowerze i poszła, bo wreszcie nikt jej nie obronił?
-Tarant.-Powiedział do niego, podnoszący się z łóżka, Arkaniusz.
-Ja tylko mówię, jak jest.
-Nie została aresztowana za to, że podobno pomogła wam w ucieczce. To znaczy, według autora artykułu, wszystkich oprócz Taranta.
-W takim razie jaki wyrok jest obmyślany w taj sprawie?-Spytał się Arkaniusz, gdy już wstał.
-Więzienie.-Powiedziałam czytając to gazecie, którą posunęłam sobie pod oczy.
Arkaniusz, w odpowiedzi na tą wiadomość, odetchnął z ulgą.
-Jednak jest zła wiadomość.-Powiedziałam, dalej patrząc w artykuł.-Cytując artykuł: „Oskarżona dostanie jednak dłuższy wyrok, ze względu na pobicie kijem od miotły sześciu strażników, z czego trzech, trafiło do szpitala ze złamaniem, a druga połowa zemdlała."
-Tak to jest zdecydowanie twoja matka.-Powiedział Tarant, z uśmiechem na twarzy, po słyszeniu ostatniej informacji, za to Arkaniusz zaczął cicho jęczeć.
-A jaka jest druga wiadomość?-Spytał się Artemist, na co ta dwójka zamilkła.
-Strona numer trzy.-Powiedziałam, podając mu źródło informacji, bo ja nie potrafiłam sama tego przeczytać.
Artemist bez pytania wziął ją ode mnie i po znalezieniu tejże strony, zaczął czytać.
-Wojna pomiędzy RWLiK i TOLiKPR się rozpoczęła.-Powiedział zdezorientowanym głosem, a po chwili zwrócił swój na mnie, z czego moje oczy nagle były po prawe, a potem po lewej stronie.-Gdzie to znalazłaś?
To ostatnie zdanie wypowiedział zaciekawiony, a nie przestraszony, tak jak się spodziewałam.
Ja jednak nie potrafiłam tego powiedzieć może przez to, że dzieje się czułam jak się na mnie tak po prostu patrzył.
-W śmieciach.-Odpowiedziałam, po jakiś pięciu minutach.
-Naprawdę?-Spytał się mnie Tarant z odrazą.-Kim ty jesteś, żeby to robić? Psem?
-Po części, tak.-Powiedziałam do niego w odpowiedzi na pytanie przez niego zadane.-I kotem.
-Czytaj dalej Artemist.-Przerwał naszą dyskusję Arkaniusz.
Po tej dyskusji Artemist przeczytał dalej, to wszystko co, wiedziałam i bardzo dobrze znałam.
Z każdą chwilą u nas było słychać coraz mniej dźwięków i nawet oddychaliśmy bezdźwięcznie.
-To co robimy?-Spytałam się, gdy Artemist skończył czytać.
-Obiad!-Usłyszeliśmy krzyk Mirindy, który wyrwał nas z tej zadumy.
-Pomyślimy po obiedzie.-Powiedział Arkaniusz i jako pierwszy zaczął schodzić do kuchni.
-Zgadzam się z tym-powiedział Tarant.-I Alisa wymyśl dla niej jakąś dobrą kryjówkę, żeby nikt jej nie znalazł.
Od razu zrozumiałam, że chodzi mu o nasze źródło informacji, czyli gazetę, więc postanowiłam ją schować między prześcieradłem a materacem, a to wszystko przykryć kołdrą.
Dopiero wtedy weszłam z pokoju i zaczęłam się kierować do kuchni.
-Ile jeszcze mam woła...?!-Krzyczała nadal Mirinda, ale gdy tylko mnie zobaczyła przestała to robić.-Czyli już wszyscy są.
Obejrzałam się wtedy i zobaczyłam, że nie licząc nas w pomieszczeniu jest też Arkis, Kamelia i Kalisto.
Gdy tylko byliśmy na dole zjedliśmy to, jak najszybciej się dało, żeby wrócić do gazety i mieć pewność, że nikt jej nie odkrył.
-Dość ciekawe, że tak szybko zjedliście.-Powiedział zdziwiona Pani Mirinda, zabierając od nas talerze.
-Po prostu byliśmy głodni.-Powiedziałam, po czym pierwsza ruszyłam na górę.
Tam okazało się, że na szczęście gazeta nie zniknęła, co sprawiło u mnie ogromną ulgę, choć wolałam i tak ją zostawić.
-To ponawiam pytanie.-Powiedział Tarant.-Co robimy?
-Może uciekamy?-Spytał się Artemist.
-Nie możemy kolejny raz chować głowy w piach.-Powiedział, zdecydowanym głosem, Arkaniusz.
-A masz ty jakiś inny pomysł?-Spytał się Artemist.
Nagle przez uchylone okno dało się poczuć zapach dymu.
-Co tu się dzieje?-Pomyślałam i gdy podeszłam do okna okazało się, że na dworze paliła się stodoła naprzeciwko, której stał Faran.
-Co Pan tam robi?!-Krzyknęłam, bo bałam się co mogło się tam dziać.
-Co się dzieje?-Spytał się mnie Tarant.
-Jakaś stodoła się pali, a obok niej stoi Faran i może coś mu się stać.-Powiedziałam, na chwile odwracając wzrok od widoku do, którego po chwili wróciłam.
-Ale on jest elfem ognia i nic mu się nie stanie.-Starał się uspokoić mnie Tarant.
W pewnym momencie Faran zniknął z moich oczu.
-Ten ogień został wzniecony przeze mnie.-Powiedział, za moimi plecami, przez co ja podskoczyłam zaskoczona ze strachu, choć widziałam jak się parę razy już teleportuje.
-Przecież to jest niebezpieczne.-Powiedziałam zszokowana, jak i zła.
-Faran jest dorosłym elfem i może sam roić to co chce.-Powiedział Tarant.
-Nie potrzebuję swojego adwokata.-Powiedział, w odpowiedzi, na obronę ze strony Taranta.
W odpowiedzi mój kolega spuścił głowę z zawstydzenia.
-Odpowiedź czemu to robiłem macie tutaj.-Powiedział pokazując gazetę z napisem „Awtlijski posłaniec".
Była to awtlijska gazeta, więc się zdziwiłam, bo nie wiedziałam jak tutaj mogła ona się pojawić.
-Możesz przeczytać na głos jeśli chcesz.-Powiedział, do mnie, łamiącym się głosem, który sprawił, że naprawdę było mi go szkoda.
-Nie, wolę sama sobie przeczytać w myślach.-Odpowiedziałam.-Tylko proszę, żeby Pan mi w nich nie czytał.
-Dobrze, nie będę Ci w nich czytał.-Nadal mówił łamiącym się głosem.
-Dziękuję.-Odpowiedziałam.
W „Posłańcu" pisali o tym jak przez śledztwo Doroty Ferramo i Armantosa pokazała, że tak naprawdę władza, która włada krajem była fałszywa i tak naprawdę prawdziwą władczynią powinna być elfka z tłumu, której na imię było Zomila i była ona krewną tego Hewka z ptaków, za jakieś trzy miesiące miała być jej koronacja na królową.
Podczas czytania artykułu zrozumiałam czemu Faran spalał tą stodołę, co zdarza mu się tylko, gdy jest naprawdę zły.
Zrobił to, ponieważ gdyby wcześniej ktoś to odkrył, jego córka nie zostałaby zabrana przez RWLiK do podziemnego miasta.
-I czemu to pana tak zdenerwowało?-Spytał się Tarant, który nie skojarzył faktów, które już od jakiegoś czasu wiedział, przez co poczułam, że zaraz wszyscy się tutaj usmażymy i zginiemy.
Faran odetchnął głęboko.
-Chodzi o to, że gdyby już wcześniej obywatele to zrozumieli to teraz nie musiałbym sprawdzać cały czas wszystkich gazet, żeby się dowiedzieć czy moja córka jeszcze żyje czy nie.-Powiedział do niego.
-Przepraszam, że się zapytałem.-Powiedział Tarant.
-Nie masz zupełnie za nic.-Powiedział głosem, który mógł u niego zwiastować płacz.
Po powiedzeniu tego, zniknął, a stało się to pewnie dlatego, żebyśmy go nie zobaczyli zapłakanego.
Po tym co się stało na pewien czas zapanowała pomiędzy nami cisza.
-To jaki masz plan?-Spytałam się wreszcie Arkaniusza.
Arkaniusz popatrzył się przez chwilę na ścianę, a potem westchnął.
-Chyba masz rację, nie mam innego pomysłu.-Powiedział Arkaniusz.
Znienacka do pokoju weszła Arkis, Kalisto i Kamelia.
-My wcale o tym nie rozmawia-Zaczął tłumaczyć się za nas Artemist.
-Ci.-Ususzyła go Arkis.-My o ty wiemy i właśnie wszystko dla was planujemy. Osada znalazła to gdzieś i chciała, żebyście się o tym nie dowiedzieli.
-Moglibyśmy się coś więcej o ty planie dowiedzieć?-Spytał się, za nas wszystkich, Arkaniusz.
-Nie, bo to niespodzianka.-Powiedział Kalisto, wziął Arkis za rękę i wyszedł z nią za drzwi do sypialni.
-Jedynie musicie wiedzieć, że obudzimy was w nocy, więc idziecie spać o normalnej godzinie, czyli dziesiątej, bo potem nie chce słyszeć marudzenia, że nie ostrzegaliśmy.-Powiedziała Kamelia, po czym zniknęła jak ta dwójka.
Popatrzyliśmy się wszyscy na siebie i jednocześnie wzruszyliśmy ramionami, bo i tak nic nie mogliśmy zrobić i pozostało nam jedynie czekać, aż się to stanie i stąd uciekniemy przed niebezpieczeństwem.
-Wstawaj jeśli życie jest Ci miłe.-Usłyszałem głos Kalisto, który mnie obudził.
-Jeszcze pięć minut.-Powiedziałem i przewróciłem w stronę ściany, przy której miałem łóżko.
-Wszyscy już wstali, również ten leń Tarant, tylko nie ty. Poza tym trzeba było pójść spać o tej dziesiątej jak mówiłem.
-Ale ja nawet o wpół do dziesiątej poszedłem. Tylko zależy w tej sprawie, która godzina jest?
-Druga.
-To czego się Pan dziwi.-Odpowiedziałem i znowu chciałem się położyć, ale Kalisto wziął mnie za ramię i wyciągnął mnie siłą z łóżka zrzucając na podłogę.
-Zbieraj się jeśli chcesz wiedzieć co my z Arkis i Kamelią planowaliśmy cały dzień.
Przypominając sobie o tym postanowiłem, że jednak wstanę.
-Wiedzę, że poszedłeś po rozum do głowy.-Powiedział do mnie z uśmiechem.-A teraz idź za mną, bo mamy tak średnio czasu.
Zrobiłem, więc tak jak mówił i zacząłem za nim iść.
Jego ścieżka prowadziła przez cały budynek, przez ścianę (mówię dosłownie, bo dzięki magii wymyślił jakiś tunel przenikający ściany, który prowadził do ich pokoju lub kryjówki), przez różne, aż nie odszedłem do czerwonego pokoju, na którego środku stała sofa z czarnego materiału z złotą ramą, na której siedzieli, w koszulach nocnych, wszyscy pozostali.
-No śpiący królewicz się wreszcie obudził.-Powiedział Tarant wstając.
Alisa nagle ziewnęła, co było spowodowane pewnie wczesną godziną.
-Nie rób tego to jest zaraźliwe.-Zwrócił jej uwagę Tarant.
Po chwili jakby na rozkaz Arkaniusz ziewnął.
Tarant już chciał coś powiedzieć, gdy przerwał mu to Kalisto.
-Po pierwsze, tam się przebiera wasza trójka.-Powiedział wskazując pokój po lewo.-A my zaraz zabieramy Alisa tam gdzie trzeba. Po drugie, tutaj macie swoje ubrania. Po trzecie jak już się ubierzecie i zrobicie to co jeszcze będziecie mili napisane na kartkach to spotykamy się tutaj. Zrozumiałe?
-Jakich kartkach?-Spytał się Tarant.
-A to to się sami dowiecie.-Powiedział Kalisto i zniknął z pokoju razem z Arkis i Kamelią, która stała w kącie i Alisa.
-Naprawdę?-Zadał sobie sam retoryczne pytanie Tarant.
Ja sam byłem zły, że nie wyjaśnili nam o co chodzi z kartkami, ale nic nie mogłem na to poradzić, więc sprawdziłem co to takiego jest idąc w tym samym czasie razem z nimi do wskazywanego pokoju.
Okazało się, że były tam jakieś wskazówki dotyczące tego kim my będziemy i było też tam napisane coś o wyglądzie. U mnie było np. napisane, że będę miał niebieskie włosy.
-Co ja jakimś aktorem jest?-Spytałem się sam siebie na głos.
Zaciekawieni tym moi koledzy do mnie podeszli.
-Ładnie Ci w nich będzie.-Chciał mnie pocieszyć Tarant.
A na to w odpowiedzi, tak jak Alisa, gdy jest zła, zacząłem mrużyć oczy.
-Jak jesteś taki mądry to się pochwal co tobie napisał.
Tarant w odpowiedzi westchnął.
-Mam mieć na sobie to co Kalisto wtedy, gdy chciał nas zabić i mam udawać osobę, która ma nierówno pod sufitem.
-A ja mam udawać, że jestem nerwowy.-Powiedział Arkaniusz.
-Przynajmniej nas w takim stanie nie rozpoznają.-Stwierdził fakty Tarant.
-Masz rację.-Powiedziałem i spojrzałem się na leżące przy nas ubrania.-To teraz tylko zobaczyć w jakim stopniu będziemy dziwni.
Gapiłam się w lustro na siebie, patrząc co ja właściwie na sobie mam, bo odpowiedź nie była wcale oczywista.
Moje ubranie wyglądało jak żywcem wyjęte z „Alicja w krainie czarów" w wersji Burtona.
Ja sama trochę przypominałam swoją imienniczkę, jednak był to bardziej podobny strój to tej wersji z jej dorosłą wersją.
Były tam też rzeczy wskazujące na to, że jestem dorosła.
-To kim my będziemy?-Spytałam się, bo mój strój ,na nic, zupełnie nie wskazywał.
-Będziecie ulicznymi artystami. To znaczy twoi koledzy nimi będą, a ty jakby dyrektorką tego biznesu.
-Nie będę się dopytywać.-Powiedziałam, bo chciałam na własne oczy się przekonać jak to będzie wyglądać.
-Usiądź sobie tam, gdzie ustaliliśmy i czas Ci szybciej minie.-Powiedziała Kamelia.-Ale możesz się tam również przespać.
-Dziękuję Arkis.-Powiedziałam w podziękowaniu za radę.
Kiedy usiadłam poczułam, że powoli odpływam.
-Nie śpij.-Powiedziałam do siebie.-Jak zaśniesz to Cię zabiją.
W tej jednak zamiast zaśnięcia ziewnęłam po raz drugi.
-Nie ziewaj, bo to zaraźliwe.-Powiedział Tarant, który miał na sobie w tej chwili pałasz Kalisto i był ubrany tak samo jak on tego dnia, w którym przestał pracować dla ptaków.
-Czemu ty jedyna wyglądasz normalnie?-Spytał się mnie zazdrosny Arkaniusz, z którym się zgadzam pod tym względem, bo on wyglądał jak ten królik z książki.
Artemist z kolei przypominał kota (nawet włosy miał niebieskie), a Tarant jak szalony kapelusznik.
Jedyny wyjątek, że jak stali przede mną to niemieli ani trochę charakteryzacji na sobie.
-Bo wy robicie za artystów, a ona jest dyrektorką tego przedsiębiorstwa.-Wyjaśnił im wszystko Kalisto.
-Jakie przedsiębiorstwa?-Spytał się zaintrygowany Artemist.
-Aktorstwo uliczne.-Odpowiedział Kalisto.-A teraz pokaże wam w czym będziecie podróżować.
-Przecież ja jedynie potrafię zrobić marną gwiazdę.-Powiedział Tarant do siebie.
-To Cię koledzy nauczą innych rzeczy.-Powiedział Kalisto, po czym, za pomocą pstryknięcia, przeniósł nas przed wóz cyrkowy, pomalowany na bardzo wiele odcieni zieleni, że myślałam, że dostanę oczopląsu.
-Skąd Pan to-?-Zaczęłam się pytać.
-W młodości pracowałem, bo chciałem, dla Ferrama, potem musiałem niestety opuścić cyrk i tak pracowałem dla ptaków.
-Przecież sam mi opowiedziałeś, że trafiłeś tam z klątwą baśni, którą nawet jeszcze nie rozwikłałeś.
Klątwa baśni.
Nie zawsze były to baśnie, ale już tak się przyjęło ze względu na to, że były to opowieści z świata zewnętrznego, bo tutaj również były znane, czego dowiedziałam się od Taranta.
Jako przykład można podać to, że taka klątwa małej syrenki polegała na utraci głosu, a Pinokia na rośnięciu nosa.
Każda z klątw poległa na czym innym i inaczej się jej pozbywało.
-Jaki rodzaj ma Pan klątwy?-Spytałam się z ciekawości, bo żadnej osoby z nią jeszcze nie było dane mi spotkać.
-Chyba Rumpelsztyka, bo zasadniczo, gdy się obudziłem nie pamiętałem prawie kim jestem. Pewnego dnia, gdy miałem trzynaście lat, obudziłem się w pewnej chatce. Okazało się, że Państwo Farramowie znaleźli mnie nieprzytomnego i wzięli do trupy. A imię i nazwisko wymyśliłem sobie poprzez dwa słowo znalezione w pewnym zeszycie, który miałem wtedy przy sobie. Te słowa to: Kalipso i zakała.
-Nigdy Pan nie chciał jej złamać?-Spytał się Artemist.
Kalisto westchnął.
-Oczywiście, ale po pięciu latach dałem sobie spokój. Poza tym, nie zostawię Arkis teraz samej i po prostu cztery kraje są dla mnie już po prostu domem. Wracając oprowadzę was po wozie.
-Mam jeszcze pytanie.-Odezwałam się
-Tak?-Spytał się zdziwiony Kalisto.
-Czemu Kamelia z nami się tutaj nie pojawiła?
-Pilnuje tego, żeby nikt się nie obudził i, żeby dopiero rano odkryli, że zniknęliście.
-Rozumiem.
Po tych słowach weszliśmy do środka.
Na szczęście farby to były raczej spokojniejsze kolory, niż te z zewnątrz, co było ulga dla moich oczu.
W środku wszystko było razem nie licząc łazienki. Jednym pokoju stały dwa piętrowe łóżka, kuchnia ze stołem i czterema krzesłami, które można byłoby wynieść na dwór w pogodny dzień i jakaś półka z pudłami.
-Tutaj macie mapę.-Powiedział Kalisto stawiając wspomnianą rzecz na stole.-Pozostałe ubrania, w tym wasze koszule nocne, są w pudłach.
-A jest tam coś jeszcze?
-Tak, wasze listy gończe.
-Musiał Pan je tutaj dać?-Spytał się zirytowany Artemist.
Dało się go tutaj zrozumieć, ponieważ, gdy tylko je dostał przez godzinę narzekał na poziom ich wykonania i, że sam zrobiłby to lepiej.
-Szczerze to jakoś Trochę potrzebnego jedzenia jest w tej kuchni. Jakieś jeszcze macie pytania?
-Jak to się w ogóle porusza?-Spytał się Arkaniusz.
-Samo się porusza.-Odpowiedział Kalisto.-Dzięki magii. Wracając, życzę wam, żeby nikt wasz nie rozpoznał.
-Przez to, że wyglądamy jak skończeni idioci to nikt nas nie rozpozna.-Mówił do niego Tarant, na pożegnanie, gdy ten odchodził i wyglądało jak gdyby te jego słowa ani trochę go nie przejęły.
Jedynie kto teraz został w pomieszczeniu, nie licząc nas, to była Arkis, która pobiegła do mnie i mnie przytuliła.
-Będę za Tobą tęsknić.-Powiedziała.
-Ja za Tobą też.-Powiedziałam.
Po moich słowach Arkis wyszła.
-To kto idzie spać?-Spytał się Tarant
Wszyscy się z nim od razu zgodziliśmy.
Po upływie pół godziny wszyscy leżeliśmy w swoich łóżkach, a usypiało nas powolna jazda wozem należącym do Kalisto.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro