21 luty 2022r. Rozdział 1
-Alicja!-Krzyknęła moja mama, która postanowiła przeszkodzić mi w nauce, zupełnie nieistotnego dla mnie, układu moczowego.
-Co?!-Odkrzyknęłam.
-Wyjdź na dwór!-Krzyknęła do mnie z dołu.
-Nie!-Odkrzyknęłam, bo nie chciałam mieć kolejnej trójki z biologii, bo Pani dawała bardzo trudne pytania na sprawdzianie, ponieważ chciała żebyśmy poszli na biolchem, który zupełnie nas nie interesuje.
W odpowiedzi mama przyszła do mnie i zaczęła się na mnie drżeć, że mam wyjść na dwór i wreszcie postanowiłam dać za wygraną, więc ubrałam kurtkę i wyszłam na dwór.
Ogród należący do części mojego domu był taki nie za duży nie za mały. Idealny, można byłoby powiedzieć.
Na ogrodzie nie licząc trampoliny znajdował się basen (okryty teraz folią), huśtawki, piaskownica i domek.
Po ogrodzie biegał sobie też nasz pies, którego imię było dość mylące co do jego rasy (nazywał się Mops, a był czarno-białym kundlem), jednak przejdźmy do rzeczy.
Łaziłam tak sobie po tym ogrodzie, gdy zobaczyłam jakąś kartkę na ziemi.
Podniosłam ją wtedy i zobaczyłam napis „21 lipca 672r." pisało na samym początku, ale nic z tego nie rozumiałam.
W sześćset siedemdziesiątym drugim roku żaden Polak nie potrafił pisać, a że mieszkałam na wsi to w tym roku musiały tu być same lasy, bo moje miejsce zamieszkania było niewiele starsze niż ja sama.
-Alicja!-Zawołała mama.
-Idę!-Odkrzyknęłam i pobiegłam do niej.
Gdy tylko skończyłam się uczyć postanowiłam, że przeczytam tą kartkę do końca, bo nawet mnie ona zaciekawiła.
Na kartce było napisane o jakieś rewolucji, o Arteminetcie i nagle zobaczyłam zdanie „Arteminetta była najmłodszą i jedyną córką Ronana i Miany Leonów" zorientowałam się wtedy, że to nie jest Polska.
Może mieszkał tu kiedyś jakiś pisarz i postanowił stworzyć powieść fantasy?
To również odpadało, ponieważ my byliśmy pierwszymi mieszkańcami tego domu, więc nikt tutaj nie mieszkał, choć zasadniczo może kiedyś w tym miejscu mógł rozbić sobie namiot jakiś żul.
Zastanawiałam się tak i zastanawiałam, aż nie usłyszałam pewnej rozmowy.
-Jak tam u Ciebie Książę?-Usłyszałam z okna.
-Stara bieda, Arteminetta nadal jest za głupia żeby znaleźć tę kartkę.
Podeszłam do okna i doznałam szoku, ponieważ okazało się, że usłyszałam rozmowę dwóch psów, a jednym z ich okazał się mój pies, Mops. Po drugiej stronie stał pies podobny do niego, ale trochę inny.
Najbardziej jednak było dla mnie dziwne to, że rozumiem rozmowę dwóch psów.
-Ty się domyślasz, że Arteminetta podsłuchuje.
Przykucnęłam wtedy, żeby mnie nie zobaczyli.
Czyli to ja nią jestem? Ale jak?
Przecież mama sama mnie urodziła i nie byłam adoptowana (wiem, bo mama ma moje zdjęcia ze szpitala).
Ciekawe, kim ona była?
Może była kimś ważnym ze względu na te słowo Leonów.
Druga z rzeczy niezgadzających była taka, że urodziłam się w dniu tej, że rewolucji.
Może po prostu Maja (moja siostra) robi sobie ze mnie żarty i to ona wydrukowała ten tekst, a teraz przez niego dostałam jakiś zwidów?
To też odpadało, bo była ona na nocowaniu.
Jeśli jednak to była ona postanowiłam jej się odwdzięczyć i zabrałam jej najcenniejszy skarb, czyli jej opalit z Bieszczad, którego nie pozwalała mi nawet dotknąć.
Nie było to trudne, bo jak już wspomniałam, była na nocowaniu u koleżanki.
To znaczy była na końcówce, bo moja mam po nią pojechała, ale to i tak oznacza, że jej tu nie było.
-Alicja!-Krzyknęła z pokoju obok moja młodsza, momentami denerwująca mnie, siostra Maja.
-Co?!-Odkrzyknęłam.
-Gdzie jest mój opalit?!-Krzyknęła moja siostra, bo oczywiście nie mogła do mnie przyjść, bo ważniejsze dla niej jest granie z koleżankami.
-Nie wiem.-Powiedziałam, odpowiadając białym kłamstwem, żeby dała mi spokój, bo prawie o tym zapomniałam i nie chciałam, że mi przeszkadzała w rozgrywce w simsach.
Jednak do końca dnia myślałam sobie o tym co tam przeczytałam i pomimo tego, że chcą tą Arteminette zabić to ona będzie miała jednak szczęście, bo znajdzie kogoś kto ją pokocha co się u mnie chyba nigdy nie zdarzy.
21 luty 685r.
-O czym tak myślisz?-Spytał się mnie Tarant, jedne z moich dwóch najlepszych, jak i jedynych, przyjaciel jakich miałem, gdy przed dłuższy czas patrzyłem się w gwiazdy i nie dawałem znaków życia.
W tamtej chwili miał on siedemnaście lat, więc był dwa lata straszy ode, mnie (miałem ledwo co skończone piętnaście), ale za to był dwa lata młodszy od Arkaniusza, który miał dziewiętnaście lat.
-Sam nie wiem, tak po prostu.-Odpowiedziałem, choć tak naprawdę nie znałem odpowiedzi na to pytanie.
Kolejny dzień nie mijaliśmy żadnego opuszczonego domu w dobrym stanie i musieliśmy spać na dworze, gdzie naokoło nas był śnieg i zawsze mogliśmy się pod nim obudzić.
Nawet magia Taranta nie mogła znaleźć żadnego schronienia, czy miejsca z jedzeniem, więc jedliśmy jakieś konserwy, których nienawidzę, ale przecież coś musiałem jeść.
Miałem tej nocy naprawdę dziwny sen.
Śniło mi się, że jestem na jakimś statku w środku lata, tak naprawdę u mnie była zima, a dodatkowo miałem na sobie ubranie, które ubierałem tylko na specjalne okazje.
Zobaczyłem wtedy jakąś dziewczynę, która na oko była w wieku mojej młodszej siostry Lilii ( prawie trzynaście lat), co więcej była ona hybrydą kaszanki i lukrecji.
Miała ona brązowe kocie uszy i psi ogon tego samego koloru, była wysoka, posiadała długie, brązowe włosy i miała na sobie jakąś dziwną niebieską sukienkę.
Stała ona na balustradzie i trzymała się liny, ponadto patrzyła się w wodę i najpewniej chciała tam wskoczyć.
-Nie rób tego, bo się utopisz!-Krzyknąłem do niej.
Wtedy to popatrzyła się na mnie, dzięki czemu, zobaczyłem jej duże, brązowe oczy.
-Ja umiem pływać.-Powiedziała będąc na granicy rozpłakania się i spokoju.
-Nie sądzę.-Pomyślałem.
Każda lukrecja unika wody tak jak, to mają w swoim zwyczaju koty, a przynajmniej większość z nich.
Zignorowała to jednak, stawiając nogę dalej i spadając na dół sprawiając u mnie przerażenie.
Pobiegłem od razu w tę stronę i oparłem się na balustradzie, żeby wszystko lepiej widzieć, ale nie było zupełnie po niej śladu, nawet na wodzie w postaci kółek czy bąbelków.
-Artemist wstawaj!-Usłyszałem krzyk po, którym się od razu obudziłem, bo ten głos należał do Arkaniusza.
-Już?-Spytałem się, bo jeszcze, żeby nikt nas nie okradł każdy z nas czuwał jakiś czas w nocy.
-Tak.-Powiedział i podał mi strzelbę.
Wstałem, więc nadal zaspany i stanąłem niedaleko wszystkich naszych rzeczy i koni, które te rzeczy nosiły.
Nie licząc pilnowania rzeczy zastanawiałem się co mógł oznaczać mój sen, a miałem się o tym przekonać już następnego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro