2 maj 685r. Rozdział 34
Tak mijał czas. TOLiKPR ponosiło kolejne sukcesy, ale i tak nadal nie przybyła do nas moja babcia.
Zaczęłam się wtedy bać dwóch rzeczy.
Pierwszą z nich było to, że mogła ona umrzeć, choć, cały czas, TOLiKPR mnie zapewniała, że tak nie jest, ale, ze względu na te ich wszystkie sekrety, wolałam im nie ufać. A drugą z tych rzeczy był strach spotkania z nią, bo nie wiedziałam jaka ona się okaże.
Szczególnie biorąc pod uwagę to co ona plotkowała o Retenerze i czy ma to w zwyczaju nawet do członków rodziny.
-Możesz wreszcie przestać siedzieć przy tym oknie?-Spytał się zdenerwowany Tarant.-Nie przyśpieszysz tym jej przybycia.
-Wiem, tylko po prostu chciałabym być pierwszą, która ją zobaczy.
-Akurat w miejscu, gdzie chciałbym, żebyś była też jest twój pokój.
-A po co mam tam iść?
-Ubrania do wyprania ta są tam w bałaganie i chciałbym, żebyś się go pozbyła.
Po tym bez słowa wstałam i poszłam do tego pokoju.
W nim, na dodatek, okazało się, że te ubrania leżały po całym pokoju i musiałam je wszystkie zbierać.
-Ciekawe czy to zrobił specjalnie?-Myślałam, bo wiedziałam, że tak wcześniej nie było, dodatkowo zbierając to, a potem ładnie je układając.
Całość zajęła mi jakieś dziesięć minut, po czym wzięłam je i od razu zaniosłam na dół.
Jednak, gdy byłam w pomieszczeniu, gdzie byłam z Tarantem go już tam nie było.
-Gdzie on może-?
-Naprawdę miło nam jest gościć królową w naszych skromnych progach.-Powiedział Tarant, na co od razu zrozumiałam czemu go tu nie ma.
Był on tam teraz razem z pozostałą dwójką i moją babcią.
Zawsze wyobrażałam sobie ten moment jako ten gdzie nie będę sia bać i sama zacznę rozmowę, a jak nie to ona o mnie to od razu wejdę i zacznę rozmawiać z pełną pewnością siebie.
-Spokoje, to tylko twoja babcia.-Pocieszyłam się.-Zrozumie jeżeli zrobisz błąd.
Po tym od razu weszłam do pokoju, gdzie stała cała czwórka.
Zamiast jednak, usłyszeć jakiekolwiek słowo, babcia do mnie pobiegła i mnie przytuliła.
-Naprawdę stałaś się ładna przez te prawie czternaście lat.-Powiedziała przez łzy.
Babcia miała siwo-brązowe włosy, i pod względem wzrostu, była niższa niż ja, a dodatkowo wyglądała, również, na bardzo miłą osobę, niż na taką, jaką postrzegało ją RWLiK.
-Czy królowa potrzebuje, żeby konie nakarmić i dać im wodę?-Spytał się, w pewnym momencie, Arkaniusz.
-Tak, bardzo tego potrzebują w szczególności jeżeli długo tu jechałam i czeka nas jeszcze trwająca tyle samo druga połowa.
-W takim razie ja do nich pójdę z Tarantem, a w tym czasie wnuczka waszej wysokości się spakuje i chciałbym się spytać czy królowa by miała coś przeciwko, jeśli musiałaby zostać sama?
-Ależ skąd.
-W takim razie będziemy musieli na chwilę królową zostawić.-Powiedział Arkaniusz po czym wyszedł razem z Tarantem.
-W takim razie my też już pójdziemy.-Powiedziałam i wzięłam Artemista za rękę i zaczęliśmy tak iść do mojego pokoju do, którego bardzo szybko dotarliśmy.
Zaczęliśmy tak pakować rzeczy w ciszy.
-Będę za Tobą tęsknić.-Powiedział do mnie w pewnym momencie.
-Ja za Tobą też, choć wiem, że za jakiś nieokreślony czas się i tak spotkamy.
Po tym pocałował mnie w usta na symboliczne pożegnanie, a gdy już walizka była pełna wziął ją do ręki, żebym jej nie musiała nieść.
-Na pewno niedługo.-Powiedział i złapał mnie za rękę, po czym zaczęliśmy tak iść na dół.
-Nareszcie jesteście.-Powiedział do nas Tarant, gdy już byliśmy na dole.-Czekaliśmy na was, bo wszystko jest już gotowe.
Gdy to powiedział to wyszliśmy na dwór, gdzie czekał już na nas wóz w, którym przewozi się siano.
-To jest twoje babciu?
-Dokładnie tak.
-A nie wygląda jak gdyby należało do królowej.-Powiedział Tarant.
-Tak dla niepoznaki, bo ze względu na te porażki, zaostrzyli prześladowania, poszukiwania jak i samo zabijanie.
Przestraszyło mnie to trochę, bo nie wiedziałam, że tak to będzie wyglądać.
-Wracając, czy któryś z was pomógłby mi z walizką, jak mi samej wejść?-Spytała się babcia wyrywając mnie z zamyślenia.
Osoba, która jej pomogła był Artemist i nawet mi samej pomógł się tam dostać.
-Możemy już, więc ruszać.-Powiedziała babcia, po czym, za pomocą wodzy, ruszyła konia.
Na samym początku, jak jeszcze pałac był w tle, machałam do chłopaków, a oni mi odmachiwali.
-Bardzo ich polubiłaś, prawda?-Spytała się babcia, uśmiechając się do mnie.
-Tak.-Powiedziałam zamyślonym głosem, bo pomimo, że dopiero co odłączyłam się od nich już czułam tęsknotę.-Bardzo.
-Cieszy mnie to niezmiernie, a w szczególności biorąc pod uwagę Artemista.
-A ile o nim wiesz?-Spytałam się, bo chciałam dociec co wie o każdym z trójki.
-Zależy w jakim okresie jego życia. W okresie blisko rewolucji bardzo często jego matka zabierała go do pałacu i najczęściej tam przyglądał się Tobie.
Nie zdziwiło mnie to jednak, bo już Pani Mirinda dużo o tym mówiła, przez co Tarant jeszcze bardziej nie dawał nam spokoju.
-A jaki on był, gdy miał te dwa latka?
-Bardzo nieśmiały i cichy, szczególnie biorąc pod uwagę jego wiek, a wiem to, bo twój brat był tego zdecydowanym przeciwieństwem.
Ta druga z wiadomości mnie akurat zdziwiła, bo Artemist zawsze był pierwszy do kłótni z Tarantem o mniej, lub bardziej, ważne sprawy.
-A wiesz coś jeszcze?
-Tak średnio, ponieważ, przez dłuższy czas, wiedziałam jedynie jaki jest dzień i godzina.-Powiedziała.-Ale mam zamiar to nadrobić, w szczególności, jeżeli przejmiecie władzę.
-Akurat na to szansa jest mała.-Powiedziałam przypominając sobie o Neroniuszu.
-Zawsze trzeba być dobrej myśli moja droga.
Po tym zaczęłyśmy rozmawiać o wielu nieistotnych rzeczach, gdzie głównie to ja opowiadałam co się działo u mnie i o tym miejscu, gdzie głównie mieszkałam, aż nie dotarliśmy do domu, który był otoczony przez las.
-Witaj w naszym domu.-Powiedziała, po czym zatrzymała wóz, jakiś kilometr przed nim.
Dom wyglądał jak gdyby był górska chatka, bo miał średnią wielkość i był zbudowany z drewna.
-Mogłabyś mi pomóc z ta walizką?-Spytała się mnie babcia przerywając mi patrzenie się w budynek.
-Oczywiście.-Powiedziałam zdziwiona, po czym zrobiłam o to co mnie prosiła.
Środek domu przedstawiał idealnie to co było na zewnątrz, bo również przywodziło mi na myśl góry.
Całość była zbudowana z drewna, a w środku można było zobaczyć stół na, którym był obrus, a obok niego cztery krzesła, a w pomieszczeniu znajdował się również piec, kuchenka i sofa.
-A nie boisz się babciu, że ktoś mógłby nas odkryć?
-Nie, ponieważ, moja droga, tutaj też zostało zastosowane zaklęcie zakrycia.
-Rozumiem.-Powiedziała nadal przyglądając się wnętrzu z podziwem.
-Choć pokażę Ci twój pokój.-Powiedziałam, po czym zaczęliśmy iść po drewnianych schodach na górę.
Na górze wnętrze było takie samo, choć tam było dwoje drzwi i po chwili zrozumiałam, że jedno prowadzi do pokoju babci, a drugie do mojego.
Te po lewej są twoje.-Powiedziała, nawet pokazując o które jej chodzi.-Jak chcesz to mogę tam wejść z Tobą.
-Chętnie.-Powiedziałam ucieszona.
Pokój okazał się bardzo ładny.
Naprzeciw drzwi było okno, zasłonięte zasłoną w kwiatki, a przy nim stało łóżko, które, było dość małe, w porównaniu do tego w pałacu, ale i tak mi się to podobało.
W pokoju również była szafa, która miała przy klamce były namalowane ręcznie kwiatki.
Jako dywan miałam futro owcy, ale jakoś mi to specjalnie nie przeszkadzało w zachwytach.
-Podoba Ci się pokój?-Spytał się mnie babcia widząc zachwyt w moich oczach.
-Bardzo.-Powiedziałam, zachwyconym głosem.
-W takim razie szybko schował ubranie do szafy, bo zaraz pokażę Ci jeszcze inne ciekawe rzeczy.-Powiedziała i wyszła z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
Zrobiłam to wtedy bardzo szybko, bo jak najszybciej chciałam się dowiedzieć, co ona miała na myśli.
Gdy zeszłam na dół zobaczyłam, że stoi ona z dwoma koszykami, po jednym na każdą rękę.
-Dobrze, że już jesteś.-Powiedziała i podała mi do ręki jeden koszyk.
-Zajęło mi to tak długo, bo po prostu wzięłam za dużo ubrań.-Powiedziałam, patrząc się zdziwiona na rzecz w rękach.-A po co nam one są?
-Idziemy po grzyby do lasu.-Powiedział uśmiechając się.
-Do tego, który jest niedaleko?
-Właśnie do tego.
Po tym wyszłyśmy z domu i poszłyśmy do lasu, gdzie zebrałyśmy: koźlaki, podgrzybki i prawdziwki.
-Chyba już tyle wystarczy.-Powiedziała, gdy z dwóch koszyków zawartość już się prawie wysypywała.
-Masz rację, choć nie wiem czy nawet to zjemy.
-A gdyby nie to przynajmniej zostanie na jutro.-Powiedziała babcia, a po tym poszłyśmy do domu.
Gdy tam dotarłyśmy babcia w pół godziny zrobiła obiad, który razem zjadłyśmy przy stole.
-To jest naprawdę dobre-Powiedziałam z pełna buzią.
-Bardzo mnie to cieszy, choć wolałaby, żebyś nie mówiła tego z otwarta buzią.-Powiedziała babcia, roześmianym tonem.
-A babciu kiedy nauczyłaś się gotować skoro byłaś królową?-Spytałam się, już z zachowaniem etykiety.
-Tak naprawdę to nie zawsze nią byłam, bo urodziłam się we wsi i byłam wieśniaczką.
-A opowiedziałabyś mi coś o niej?-Spytałam się, bo bardzo mnie ten temat ciekawił.
-Oczywiście.-Odpowiedziała ucieszona.
Po tym zaczęła mi bardzo dużo na ten temat, ale robiła to tak przyjemnie, że nie zauważyłam kiedy na dworze zapadły zmrok.
-Babciu?-Spytałam się jej w pewnym momencie, bo postanowiłam, że zadam takie jedno pytanie, które mnie bardzo mnie intrygowało.
-Tak?
Po tym wzięłam głęboki oddech, bo temat był trudny.
-Czemu tak źle mówiłaś o Geraldenie?
Na to babcia stała się bardzo blada i przestraszona, jak gdybym jej powiedziała, ze zaraz zostanie zabita.
-Jak jest to dla Ciebie trudne, to nie-Zaczęłam, bo mnie jej reakcja dość przestraszyła.
-Nie.-Przerwała mi babcia, czym mnie jeszcze bardziej zdziwiła.-Jeśli komukolwiek o tym powiem będzie mi lepiej.
Gdy to powiedziała pomiędzy nami nastała chwila ciszy.
-Pamiętasz, że dzisiaj ci mówiłam, że pochodzę ze wsi?
Przytaknęłam na to głowa.
-To dobrze.-Powiedział i uśmiechnęła się.-Z uwagi na to, że stamtąd jestem co roku na rozpoczęcie każdej pory roku są organizowane huczne obchody, a na jednym z nich poznałam właśnie jego.
Na tą wiadomość bardzo się zdziwiłam, choć wiedziałam, że nie zawsze mieszkał on w Marson.
-Co było dalej?-Spytałam się zaciekawiona.
-Tańczyliśmy tam trochę i rozmawialiśmy do białego rana.-Powiedziała z uśmiechem wydając się naprawdę szczęśliwą.-A po jakimś czasie zaczęliśmy być parą.
-W takim razie czemu skończyło się to tak źle?
Na to babcia zaczęła wyglądać tak jak gdyby miała się zaraz rozpłakać.
-Otóż pewnego dnia do naszej wsi przybyła ówczesna rodzina królewska, czyli twoi pradziadkowie i dziadek. Wtedy to twojemu dziadkowi, jak się później dowiedziałam, wpadłam w oko, ale czego się dziwić skoro byłam najładniejszą osobą we wsi.
-A ty co o nim sądziłaś?
-Tylko go widziałam i nawet nie rozmawiałam, bo przyszli tylko zobaczyć sytuacje na naszej wsi rozmawiając jedynie z najbogatszymi z nas, a ja do nich nie należałam. Byłam wtedy przekonana, że widzę go ostatni raz, ale nie taki miał być mój los.
-Czyli skoro się w nim nie zakochałaś to jak to się skończyło?
-Otóż w nocy, parę dni po wizycie, twój dziadek mnie porwał.-Powiedziała z trudem i łamiącym się głosem.
Na ta wiadomość zmroziło mi krew w żyłach, bo to była ostatnia rzecz, której się spodziewałam, coc już zaczynałam powoli rozumieć reakcję babci. Dodatkowo Tarant mi opowiadał o tym wszystkim mówił, że był dziadek był dobrą osobą.
-Jak to porwał?-Spytałam się zszokowana.
-Szłam wtedy do koleżanki po chustę, której zapomniałam wziąć od niej, i gdy byłam już w połowie drogi, ktoś złapał mnie znienacka jadąc na koniu.
-Tą osobą był właśnie dziadek.
Babcia na to pokiwała głową ze smutkiem na twarzy.
-Próbowałam wtedy jeszcze krzyczeć, żeby ktoś mi pomógł, ale nikt nie przyszedł.
Po tym jakoś, humor babci, przeniósł się również na mnie i również było mi smutno.
-Dalej było jeszcze gorzej.-zaczęła mówić babcia złamanym głosem.-Jechaliśmy tak jakiś czas, on cichy, a ja krzycząca najgłośniej jak się dało, dopóki nie rozbolało mnie gardło i czułam się wykończona. Miejsce do, którego dotarliśmy do starej chaty do, której zostałam zaciągnięta siłą, a tam...
Pomimo tego, że babcia mi nie powiedziała o co chodziło, to tak wiedziałam.
On ją wykorzystał, zostawiając jej traumę na wiele lat, którą chyba nigdy nie zwalczy.
-Po tym obudziłam się nieprzytomna następnego dnia w swoim łóżku.-Powiedział nadal nie płacąc chodź miała ten głos jak wcześniej, a nawet gorszy.-Po paru dniach zaczęłam myśleć, że to tylko koszmar, a po dłuższym czasie nawet o tym zapomniałam, aż zaczęła czuć się coraz gorzej.
-Czyli?
-Rano mi było bardzo często niedobrze, byłam bardzo zmęczona i senna, nawet jak bardzo mało pracowałam i jakoś straciłam chęć do niektórych potraw.-Powiedział, po czym westchnęła.-Wtedy to dostałąm radę, żeby pójść do okolicznego medyka, a tam dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Na ta wiadomość zdziwiłam się również, choć trochę mnie niż na to wykorzystanie, bo mógł to być skutek poprzedniego zdarzenia.
-A co o tym sądziła wieś?-Spytałam się zaciekawiona.
-Byli przestraszeni, bo zwyczaj, że dziecko jest po ślubie, jest tutaj bardziej pilnowany niż w miastach. Z tego powodu zaczęli mi i Retenerowi, bo myśleli, że to on jest ojcem, szybko przygotowywać ślub.-Po tym jej mina zrobiła się jeszcze smutniejsza.-Mi samej jednak w tamtym momencie przypomniało się to wydarzenia, przez to wszystko co się działo.
-Ktoś się dowiedział o prawdzie czy z nikim się nie dzieliłaś?
Na to babcia westchnęła.
-Retener pewnego dnia mnie wziął i się spytał jakim cudem jestem w ciąży pomimo tego, że nic pomiędzy nami nie zaszło w tym kierunku. Wtedy to ze łzami w oczach, a po dłuższym czasie z płaczem, powiedziałam mu prawdę nie był on zły i przysiągł, że nikomu nie powie.
-To bardzo miło z jego strony.
-Prawda?-Powiedziała uśmiechając się.-Dlatego bardzo się cieszyłam, że zostanie on moim mężem, jednak i to nie było mi dane.
Po tym znowu nastąpiła krótka cisza, a ona powróciła do poprzedniego tonu mówienia.
-W dzień ślubu, gdy stałam już naprzeciwko ukochanego, i gdy miał już się on zacząć, to na miejscu pojawili się wysłannicy z rodziny królewskiej z wozem jak na egzekucję. Zabrali mnie wtedy prosto spod ołtarza.
-A wieś na to zareagowała?
-Oczywiście podbiegli i zaczęli błagać, że jestem w ciąży, ale powiedzieli, że nic mi złego nie zrobią i przestali wtedy nalegać, choć dało się wyczuć, że zrobili to bez przekonania. Po tym jechaliśmy jakiś krótki czas, aż nie dotarliśmy do pałacu, gdzie od razu zastałam zaprowadzona do sali tronowej w, której już oczekiwała na mnie rodzina królewska, a tam poinformowali mnie, że mam wyjść za ich syna.
-Zgodziłaś się na to?
-Oczywiście, że nie, a przynajmniej w pierwszej chwili, bo nie miałam zamiaru wychodzić za kogoś kogo znałam jedynie z tego, że mnie wykorzystał.-Powiedziała, po czym posmutniała.-Niestety jednak nie danie mi było mieć wybór, bo zaczęli argumentować, że to na mnie wisi przyszłość całego królestwa. A kontynuowali to nawet, gdy zaczęłam mówić, że to jest wina ich syna i sama się na to nie zgodziłam. Kłóciliśmy się tak jakiś czas, aż król nie zakończył tego tym, że mam tyko jedne dzień na to, żeby powiedzieć, i pożegnać, całą wieś i narzeczonego tym, że książę, i przyszły król, chce ze mną ożenić.
Po tym, po raz kolejny, pojawiła się cisza.
-Zrobiłam, więc to ze łzami w oczach, ale nie spodziewałam się, że może być jeszcze gorzej.-Powiedział po czym wzięła głęboki oddech.-Następnego dnia okazało się, że muszę zrobić jeszcze jedną rzecz, która śledziła mnie rzez dłuższa część mojego życia.
-Chodzi o mówienie tych wszystkich złych rzeczy?
Na to babcia pokiwała głową.
-Tak i robiłam to nawet ze strachu przed nawiedzeniem po śmierci króla i królowej, gdy Ci już umarli.-Powiedział a, po tym kontynuowała dalej z łamiącym się głosem.-I pomyśleć, że przez to wszystko dobre co zyskałam po tym: syna, synową i wnuka, stracę prze to, że nie miałam robić to co-
Nie skończyła mówić jednak zdania, bo zaczęła płakać z powodu bezradności, co mnie niezwykle dotknęło.
Widząc jak płaczącą babcię, bardzo szybko przyszłam do niej i zaczęłam ją przytulać, żeby choć trochę poprawić jej nastrój.
-Zawsze możemy liczyć na siebie.-Powiedziałam.
-Masz rację.-Powiedział babcia ocierając łzę.-Choć i tak, pomimo tego, że wcześniej coś o tym pisałam jakby-
-Pisałaś coś o tym?-Spytałam się, bo w tej samej chwili przypomniało mi się o tej książce w antykwariacie.
-Tak.-Powiedziała zszokowana.-Tak jakby.
-A czy to miało tytuł „Baśń o dwóch złamanych sercach"?-Dalej kontynuowałam temat.
-Tak, ale skąd możesz o tym wiedzieć jak dopiero co Ci o tym powiedziałam?
Na to, pierwszy raz dzisiaj, westchnęłam.
-Ponieważ, prawie rok temu, znalazłam tą książkę w jakimś antykwariacie, ale sprzedawca powiedział, ze nie mogę jej wziąć ze sobą. Znałaś go?
-Tak, bo to on mi wytłumaczył wszystkie zasady obowiązujące w pałacu, a dodatkowo pomógł mi się tam choć trochę odnaleźć, i chciałam go tak wynagrodzić, z tego powodu, że bardzo go ciekawiło jak zostałam jego żoną, skoro do tej pory do tego nie dochodziło, tylko były śluby z arystokratkami.-Powiedziała, po czym wyjrzała za okno i zobaczyła, ze jest już ciemno.-Myślę, że musimy już obie iść spać.
-Zgadzam się.-Powiedziałam, a po chwili ukrycie ziewnęłam.
-W takim razie chodźmy.-Powiedziała roześmiana, po czym wzięła mnie za rękę i tak poszłyśmy na górę.
Po tym jak weszłyśmy na górę poszłyśmy do swoich pokoi, gdzie ja prawie, po położeniu głowy na poduszce, zasnęłam.
Jednak chwilę, zanim miało to nastąpić, do pokoju weszła babcia i pocałowała mnie w czoło.
-Dobranoc.-Powiedziała szeptem, żeby mnie nie obudzić.
-Dobranoc.-Odpowiedziałam jej, po czym zasnęłam zanim zdążyła zamknąć drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro