Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16 listopad 685r. Rozdział 28

-Jak mnie głowa boli.-Powiedziałam, budząc się o, nieznanej mi wtedy, godzinie z okropnym bólem głowy i tym, że kręciło mi się w głowie.

Wtedy to z trudem postanowiłam wstać i podejść z takim samym uczuciem do okna omalże na nie wpadając.

Zobaczyłam wtedy, że jest jeszcze ciemno, ale dlatego że była już późna jesień mogła być pierwsza w nocy jak i piąta rano.

-To iść spać czy nie?-Powiedziałam, opierając głowę na zimnej powierzchni okna, która była dla mnie kojąca.

Po chwili obróciłam wzrok na moją szafkę nocną i zobaczyłam, że nie mam wody w szklance, a dlatego, że wtedy jakoś tak bardzo chciało mi się pić postanowiłam, że pójdę na dół i naleje sobie tam wody.

Musze tutaj powiedzieć, że droga na dół okazała się wtedy męczarnią, bo cały czas wpadałam w ścianę.

Pomimo tego najtrudniejsze okazały się schody, bo cały czas myślałam, że z nich zlecę.

Jednak ostatecznie udało i się dotrzeć na dół, do kranu, jednakże cały czas nie mogłam skończyć napełniać, bo cały czas z tego piłam.

-Co ty tutaj robisz jest trzecia w nocy?-Spytał się mnie Tarant, ze świecą, w ręce sprawiając, że o mało się nie udławiłam.

Dziwnie się czułam również, dlatego że nigdy Taranta nie widziałam w koszuli nocnej, ani zasadniczo nikogo z chłopaków i gdyby to byłby mój pierwszy raz tutaj to bym pomyślała, że Tarant ma na sobie sukienkę, choć i tak miał na sobie buduar.

-Ja tylko brałam wodę.-Powiedziałam, po odstawieniu szklanki na bok, po czym runęłam na podłogę, jednak Tarant złapał mnie, żeby nic mi się nie stało.

-Dziękuj-

-Jaką ty masz gorączkę.-Powiedział po dotknięciu mojego czoła.-Czy dlatego wstałaś i czy coś jeszcze Ci się działo?

-Tak i jeszcze bardzo chce mi się pić.-Powiedziałam.-I jeszcze kręci mi się w głowie.

Wtedy to Tarant podniósł, mnie jak pannę młodą, i zaczął tak iść.

-Dokąd idziemy?-Spytałam się nieprzytomnym głosem.

-Do twojego pokoju, żeby cię zbadać, ale spokojnie przyniosę Ci potem tą wodę.-Powiedział, na co mi mimowolnie zaczęły zamykać się oczy.-I nie zasypiaj!

Warto tutaj dodać, że ostatnie zdanie to było krzyknięcie.

-To jest silniejsze ode mnie.-Powiedziałam, po czym zobaczyłam, że jesteśmy już na miejscu.

-Otworzysz drzwi?

Wtedy to, ledwo, udało mi się unieść rękę i otworzyłam drzwi.

-Dziękuję.-Powiedział Tarant, na co znaleźliśmy się już w pokoju, a ja w moim łóżku.

-Dokąd idziesz?-Spytałam się go, gdy wreszcie ułożyłam się w łóżku pod kołdrą i z latarnią na stoliku.

-Po rzeczy, żeby Cię zbadać i po wodę.-Powiedział i już go w pokoju nie było.

Wtedy to zaczęłam się patrzeć pustym wzrokiem na płomień świecy, żeby mieć

rozrywkę i nie zasnąć.

-Zasnęłaś w tym czasie?-Spytał się mnie prosto z mostu Tarant w jednej ręce z lekarską torbą, a w drugiej z wodą.

-Nie, bo patrzyłam się na płomień świecy.-Powiedziałam, kładąc się prosto na poduszce, bo wcześniej leżałam na boku.

-Rozumiem.-Powiedział nawet na mnie nie patrząc, bo zajmował się swoją torbą i rzeczami w niej.

Po chwili jednak, wyciągnął z torby stetoskop i termometr rtęciowy, a wtedy zaczął mnie on badać za pomocą tych dwóch rzeczy, gdzie za każdym razem jego mina coraz bardziej robiła się przestraszona.

-Kaszlnęłabyś?-Spytał się mnie na prawie sam koniec, bo jeszcze nie wykorzystał .

Wtedy to zrobiłam to czując jeszcze większy ból gardła, a dodatkowo wydawało mi się, że zaraz pozbędę się płuc.

-Wiesz już co mi dolega?-Spytałam się go, jednak trudno było mnie usłyszeć, przez ten ból gardła, bo bardzo trudno było mi przez niego mówić.

-Jeszcze tylko temperaturę Ci zmierzę choć podejrzewam.-Powiedziała dając mi go do ręki.

Wtedy to wzięłam i włożyłam sobie do ust z, których po chwili wyjął go Tarant i pobladł patrząc na niego.

Po chwili również wetchnął, więc zaczęłam spodziewać się najgorszego.

-Jesteś chora na tyfus.-Powiedział drżącym głosem.

-Czy ja-?-Zaczęłam mówić, bo myślałam, że umrę.

-Nie spokojnie nie umrzesz, ale to ciężka choroba.-Powiedział, gładząc mnie po ręce, patrząc się na mnie i z trudem się uśmiechając.-Czy chciałabyś, żebym Ci coś przyniósł?

-Układ byś mi jakiś zrobił, bo głowa mi pęka?

-Oczywiście.-Powiedział i wstał od łóżka.

-Tarant?-Spytałam się go zanim wyszedł.

-Tak?

-Jak wysoką mam gorączkę?

-Czterdzieści stopni.-Powiedział z trudem.-I jeśli jesteś zmęczona to możesz już zasnąć.

Po tym ostatnim zdaniu wyszedł z pokoju od razu samoistnie zamknęły mi się oczy i od razu zasnęłam.

-Wiesz gdzie jest Tarant?-Spytałem się Arkaniusz, gdy przypadkowo wpadłem na niego.

-A ty go też nie widziałeś?-Spytałem się zdziwiony.

-Właśnie nie i to mnie nie pokoi.

-A w sypialni byłeś?

-Tak i tam również go nie było.

Wtedy to Arkaniusz zrobiła bardzo zdziwioną minę.

-To może w kuchni jest?

-Możesz mieć rację.

Wtedy to bez słowa poszliśmy do tego miejsca i gdy tylko się tam znaleźliśmy doznaliśmy szoku.

Zobaczyliśmy wtedy, że Tarant siedzi przy biurku w zupełności ubrany i pije herbatę z zapadniętym oczami.

-Czy wszystko dobrze?-Spytałem się, na co tan się na mnie spojrzał z nieobecnym wzrokiem.

-Jest świetnie jestem od trzeciej na nogach.-Powiedział, do siebie, kierując wzrok na nas, nadal mając kubek w ręce.

-A nie mogłeś potem zasnąć czy jak?-Spytałem się, bo nie rozumiałem jak można dobrowolnie wstać o tak wczesnej godzinie.

Wtedy to Tarant wetchnął.

-Alisa jest chora.-Powiedział z trudem.-Na tyfus.

Po usłyszeniu tego myślałem, że zemdleje, bo znowu ktoś mi bliski zachorował na tą chorobę.

Najpierw moja matka, co nie skończyło się szczęśliwie, a teraz Arti.

-Artemist naprawdę Alisa jest w dobrym stanie, w porównaniu do tego, o czym, ja czasami słyszałem.-Powiedział wyrywając mnie z transu.

-To dobrze.-Powiedziałem, choć nie byłem tym, jakoś bardzo, przekonany.-Tylko jak ona mogła-?

-Przypominam, że niedawno jak byliście na spacerze zaczął padać deszcz i pomimo szybkiego biegu do zamku, byliście przemoknięci do suchej nitki.

-A czy mógłbym ją zobaczyć?

-Nie.-Opowiedział dosłownie sekundę po tym jak skończyłem to mówić.

-A czemu?

-Tyfusem bardzo łatwo można się zarazić, a ja nie potrzebuję tutaj dwóch chorych.-Powiedział, po czym wziął ogromny łyk z kubka.

-To co ja mogę zrobić?

-Kontaktujesz się z TOLiKPR o leki.-Powiedział Tarant.

-A nie będę mógł naprawdę pomóc To-

-Nie.-Powiedział zdenerwowany, i zdecydowany, Tarant wstając od stołu.-Pomagać mi będzie, i to tylko gdy już będę na skaraniu zemdlenia lub życia, Arkaniusz.

-Ale czemu on skoro ja mam trochę z tym doświadczenia?-Spytałem się, bo nie mogłem tego zrozumieć.

-My, a przynajmniej ja, się o Ciebie boję, że mógłbyś się zarazić.

-A wy jako Ci starsi jesteście od tego wolni tak?

-Nie o to mi...

Wtedy to odszedłem od nich kierując się do swojego pokoju.

Nie mogłem ich zrozumieć, ale rozumiałem troskę, ale chciałem pomóc i ją zobaczyć nawet na sekundę.

Choć się cieszyłem, że nie jest aż tak źle, co dało mi, niestety złudną nadzieję na przyszłość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro