Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Rysiek gwałtownie zerwał się z łóżka. Obłąkanym wzrokiem przeszukał pokój. Z chwilą, gdy zdał sobie sprawę, że pomieszczenie jest puste odetchnął z ulgą. Ukrył twarz w dłoniach, po czym przeczesał palcami posklejane potem włosy. Wziął parę głębszych wdechów, by uspokoić wciąż łomoczące z przerażenia serce. Próbował sobie przypomnieć jak wyglądał koszmar, który doprowadził go do takiego stanu, ale nie był w stanie wyłowić z swojej pamięci choćby zarysu snu. Może to i dobrze? Czasem lepiej nie pamiętać. Szczególnie, gdy z jego powodu człowiek budzi się z krzykiem.

Mężczyzna postawił stopy na ziemi, by się bardziej obudzić. Pomimo ulotności koszmaru nie zamierzał ryzykować jego powrotem. Przeciągnął się nieznacznie i usłyszał odgłosy rozmowy dobiegające z korytarza. Żołądek podszedł mu do gardła, ale już po chwili rozpoznał znajomy głos Gilberta. Odetchnął z ulgą i zwlekł się z łóżka, poprawiając przyklejoną do ciała koszulę. Czemu spał w ubraniach? Zmarszczył brwi, bo uświadomił sobie, że luka w pamięci nie odnosiła się jedynie do snu. Stwierdził, że pomartwi się o to później, a najpierw złapie młokosa.

Wyszedł pospiesznie z pokoju i zaczął się kierować w stronę dochodzących odgłosów.

~*~

Ocean stał przed olbrzymim obrazem, przyglądając się wizerunkowi wiedźmy. Jego podobizna zniknęła wraz z opuszczeniem wymiaru Miry, a tym samym malowidło stało się nieproporcjonalne. Jednak dla niego, nadal było w każdym detalu perfekcyjne. Nie mogło być inaczej. Zastanowił się jakby wyglądał, gdyby znalazł się z nią na tym obrazie w ciele człowieka. Taki jak ona... Spuścił zawstydzony wzrok. Nie miał prawa nawet o tym marzyć.

– Czemu uratowałeś tamtego człowieka? Nie musiałeś tego robić – zagaiła rozmowę, głaszcząc rybę obok swojej głowy, która zresztą była niewiele mniejsza od samej dziewczynki.

– Gdybym wiedział, że to nie ten, którego szukam, to nie ryzykowałbym odkryciem...

– Żałujesz tego? – zapytała nie patrząc się na niego.

– Nie – odparł po chwili wahania. – Jeśli mogę oczyścić, chociaż jedno z mych braci, to niewarte jest nic innego... Ona by tego chciała – dodał cicho.

– Chciałaby wielu rzeczy... Skoro już masz zamiar szukać tego człowieka, to czy masz plan odnośnie przekonania go by razem z tobą poszedł?

– Mam ciało jego kompana – urwał, widząc że dziewczynka unosi wyczekująco brew – Dużo nie potrzeba by zwabić go tutaj.

– A później?

– Puszczę go przodem i poczekam, aż zostanie doskonałym posiłkiem dla naszej rybki.

Mira spiorunowała go wzrokiem.

– Iście piekielny plan i jakże dopracowany – stwierdziła z sarkazmem, wywracając oczami – Rób co chcesz, ja nie zamierzam się w to mieszać. Tylko pamiętaj, że masz mało czasu, czym dłużej to ciągniemy, tym mniejsze są nasze szanse.

Mira zniknęła i pojawiła się w malowidle, dotknęła dłoni wiedźmy, na co ta się poruszyła. Z uśmiechem przykucnęła by usłyszeć, co ma do powiedzenia dziewczynka. Przytaknęła skinieniem głowy na propozycję. Wyprostowała się, a następnie dotknęła srebrnych ram obrazu.

Ocean spokojnie patrzył jak płótno topi się zmieniając się w zwierciadło. Jedyne lustro, które ukazywało jego prawdziwą postać.

– Idź po tego człowieka, będę tu na was czekać – stwierdziła Mira zanim zniknęła, wraz z obecnością obrazu.

Ocean chwilę jeszcze przyglądał się swojemu odbiciu. Wyzywająco patrząc sobie w oczy. Kąciki jego ust powędrowały ku górze, a sam ruszył w stronę drzwi, spod których wylewało się ledwo widoczne światło i dochodziły stłumione głosy. Nie był sam, a to nieznacznie utrudniało jakże prosty, ale dobitny plan srebrnika. Obserwował Gilberta i pozostałych marynarzy od dnia ich przybycia. Niewidzialny, skryty na granicy luster w obu wymiarach, mógł ujrzeć wszystko w zamku. Wtedy zobaczył Wiktora. W pierwszej chwili nie poznał mężczyzny. Wyglądał inaczej, ale każdy srebrny włos, każdy kryształ w jego skórze, każdy organ aż wrzeszczał, że to on. Dodatkowym potwierdzeniem był fakt, że Mira blokowała mu przejścia do niektórych luster, jakby nie chciała by wiedział o jego obecności, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że ma racje.

Nabrał powietrza w płuca i gwałtownie wpadł do pokoju.

~*~

Rysiek nie wierzył własnym oczom. Na wszelki wypadek przetarł je i znów przyjrzał się rozmawiającemu z samym sobą Gilbertowi. Z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny nie mógł się nawet ruszyć. Docierały do niego strzępki rozmowy. Wzdrygnął się mimowolnie. Nie miał pojęcia o czym mówił, ale był przekonany, że źle się to dla nich skończy. Już miał wrócić do swojego pokoju i zapomnieć o tym co widział, gdy chłopak w pewnej chwili odwrócił się do niego plecami i podszedł do drzwi pokoju kapitana. Wstrzymał oddech i z przejęciem patrzył, jak chwilę bije się z myślami, po czym niczym jak burza wpada do pomieszczenia. Wstrząśnięty szybko przebiegł dzielący go dystans. Zwolnił parę kroków przed drzwiami. Z pomieszczenia dochodziły odgłosy tłuczonego szkła i przewalanych mebli przy akompaniamencie wściekłych krzyków. Rysiek z duszą na ramieniu zajrzał do środka.

Gilbert z wściekłością chodził po pomieszczeniu. Na podłodze leżała stłuczona butelka po alkoholu, a stół, na którym najprawdopodobniej stała leżał zniszczony pod ścianą. Poza nim w pokoju nie było żywej duszy. Chłopak nagle się odwrócił i wbił groźne spojrzenie w cofającego się marynarza. Od razu pożałował, że nie został na miejscu. Wpakował się w niezłe bagno i do tego całkiem sam. Przełknął zdenerwowany ślinę i uśmiechnął się głupio.

– Młokosie, a ty nie w łóżku?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro