Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

– A co jest złego w pomocy? Czy naprawdę zamierzasz unosić się dumą i jej nie przyjąć?

– Nie pomożesz mi już Wiktorze – wycharczał, przez zęby – Już nikomu z nas nie pomożesz. Nieważne jak bardzo byś chciał. Czarty się za nas pobrały. Cholera wolałbym już zostać pożarty przez morze. – Skulił się, w tej chwili wyglądał jakby uleciało z niego całe życie i postarzał się o dwadzieścia lat w jedną noc.

– Co ty opowiadasz, już niedługo będziemy w domu. – spojrzał na Gilberta wymownym spojrzeniem.

– To ja pójdę zobaczyć czy Rysiek się obudził... – wyjąkał i wyszedł czym prędzej.

Wiktor odczekał chwilę i usiadł naprzeciwko kapitana.

– Wiem, że utrata Cudownej to olbrzymi cios, tak samo nikt z nas nie był przygotowany na te wydarzenia. Jednakże, kapitanie, nie daj się zgłupić. Zarówno ten kucharz, lokaj, jak i sam Leonard, są bardzo podejrzani. Z rozmowy z nimi mogę stwierdzić, że nie pierwszy raz takie rzeczy tu się dzieją. Może to nawet ich sprawka.

Stanisław przekrzywił głowę, rozmyślając nad jego słowami.

– Twierdzisz, że mogli nam czegoś dosypać?

– Istnieje taka możliwość.

Przyjaciel twój nie tak głupio gada, jestem z tego całkowicie rada. Te bestie po zamku bezczelnie się panoszą, zgładź je, a kary za grzechy swe poniosą. Jeśli dobrze karty rozdasz, nie tylko zemstę, ale i bogactwo zyskasz.

~*~

Gilbert wyszedł z pokoju, zostawiając Wiktora i kapitana samych. Oni znali się od lat i z pewnością, łatwiej im będzie porozmawiać bez i tak nic nierobiącego żółtodzioba. Westchnął głośno i rozejrzał się po korytarzu, spowitym nikłym blaskiem świec. Przełknął ślinę i ruszył w stronę pokoju Ryśka z niemałym obrzydzeniem do samego siebie. Bał się być sam, a jednocześnie czuł dyskomfort na myśl, że mężczyzna mógł się obudzić. Ten naturalny strach przed szaleńcami sprawił, że nawet nieprzyjazna atmosfera zamku, nie wydawała się aż tak straszna. W końcu jedynego, czego powinien się bać to ludzie. Wyimaginowane stwory nie mogą zrobić nikomu krzywdy, a szaleniec jest nieprzewidywalny. Nigdy nie wiadomo, co zrobi. A przynajmniej zawsze tak uważał do chwili, gdy po raz kolejny przechodził koło obrazu. W świetle świec wydawał się nieznacznie ruszać. Chłopak przyspieszył kroku starając się nie wyobrażać sobie nie wiadomo czego. I wtedy usłyszał śmiech. Cichy. Dziecięcy. Dobiegający z przecinającego główny hol korytarza. Zamarł w pół kroku. Nasłuchując nucenia, przerywanego śmiechem. I nie byłoby w owej scenie nic dziwnego, gdyby zbliżającemu się odgłosowi towarzyszył tupot małych nóg. Jednak go nie było. Dźwięk zbliżał się, a słowa stawały się coraz wyraźniejsze.

"Był sobie król, co miał srebrny dwór,
A na dworze tym, gościły trzy wiedźmy,
Pierwsza, miała lica ze złota, strzegła matczynych wrót,
Druga, miała oczy z platyny, karała ludzkie winy,
Trzecia, miała serce ze srebra, wolę matki niosła,
Tylko ona ją widziała, tylko ona jej myśli znała,
Ją jedną matka ukochała i wolnością obdarowała,
I to tylko ona daną szansę przez miłość zmarnowała"

Pieśń ucichła, Gilbert przylgnął do jednego z luster i z sercem na ramieniu spojrzał za róg. Korytarz świecił pustką. Przerażony powrotem przylgnął do lustra, a w następnej chwili się roześmiał z własnej głupoty. Przecież to mogło być dziecko kogoś z zamku. Odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się do własnego odbicia. Zamarł gdy jego sobowtór ukłonił się elegancko, a na swoich dłoniach poczuł lodowaty uścisk. Nie miał możliwości nawet krzyknąć, gdy czyjaś dłoń zakryła mu usta i wciągnęła w bezkresną otchłań lustra.

Uderzył z hukiem o zimną posadzkę.

~*~

– Przeżył? Głupio by było gdyby tyle zachodu poszło na marne.

Chłopak ocknął się i pierwsze, co dostrzegł to siedzącą na sobie biało-niebieską wiewiórkę wielkości małego kota. Zwierzę przechyliło swój łepek. Zamrugało parę razy, po czym odwróciło się i uciekło w stronę dziewczynki stojącej parę kroków dalej. Zwierzątko wdrapało się na jej ramię i zapiszczało złowrogo na chłopaka.

– Długo zamierzasz tak się patrzeć, czy wstaniesz wreszcie – skarciła go, odgarniając brązowy kosmyk krótkich włosów z twarzy.

Gilbert otrząsnąwszy się z szoku wstał. Miał wrażenie, że śni. Wszystko wokół wydawało się nierzeczywiste. Światło z luster przyjemnie oświetlało korytarz, barwne zdobienia poruszały się, przyglądając się zebranym w sali. Natomiast sam korytarz wydawał się być nieskończenie długi. Musiał śnić. Bo gdyby to nie był sen to oznaczałoby, że i jego ogarnęło szaleństwo, a za wszelką cenę nie chciał dopuścić do siebie myśli, że również on postradał zmysły.

Otrzepał ubrania i przyjrzał się dziewczynce. Sięgała mu zaledwie do połowy klatki piersiowej. Jednak nie przeszkadzało jej to w patrzeniu na niego wzrokiem pełnym wyższości. Biała, zwiewna sukienka lekko falowała przy każdym jej ruchu. Podkreślała intensywność zielonej barwy oczu. Gilbert pierwszy raz miał okazję zobaczyć dziecko z tak wielkimi oczami, o kolorze nieskażonym żadnym innym.

– Tak lepiej – uśmiechnęła się niewinnie – Nazywam się Mira, zanim zadasz mi jakieś głupie pytania, to pozwól, że odpowiem na parę z nich. To zaoszczędzi nam sporo czasu na nieporozumienia. Otóż nie, to nie jest sen, i nie, nie oszalałeś...– Zlustrowała go spojrzeniem–  a przynajmniej mam taką nadzieję. Z jakiegoś powodu zostałeś wybrany przez Ocean. Ja tam uważam inaczej, ale kto by mnie tam słuchał.– Przewróciła wymownie oczami, wydymając niezadowolona policzki.–Po co słuchać kogoś od brudnej roboty, aż mi się nie chce im tyłków ratować– dodała ciszej. 

Gilbert nie wiedział co powiedzieć. W głowie powoli przetwarzał słowa dziewczynki, a niejaka świadomość, że i tak jest wytworem jego podświadomości, wcale nie pomagała w wyciągnięciu logicznych wniosków z słowotoku Miry. 

– Nie patrz się tak bo Iskierka ci oczka wydłubie – zagroziła, jednocześnie karcąc go jak małe dziecko palcem. Stworzonko na jej ramieniu kichnęło, jakby na potwierdzenie tych słów.

_________________________

Kochani wróciłam! Tak na poważnie :D A tym samym wracam do pisania, trzeba wrócić do formy, bo trochę wyszłam z wprawy. Jeśli ktoś chce się dowiedzieć, co u mnie to zapraszam na priv lub na moją tablicę :3

Dziękuję za waszą wytrwałość i że poczekaliście na mnie tyle czasu <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro