Rozdział 13
Zmienił się, sam wiedział o tym najlepiej. Patrząc na ukochaną czuł mieszankę emocji, które wyżerały go od środka. Wiedźma od tamtego incydentu nie ruszała się nigdzie bez swojego srebrnika. Kroczył u jej boku jak cień, izolując ją od niebezpieczeństw świata. Na powrót stała się zimna, niedostępna, wręcz pozbawiona emocji. Jego kochana żona po raz pierwszy od dziesięciu lat małżeństwa wydała mu się obcą osobą. Miał wrażenie, że zamek znów opustoszał. Unikała go kiedy tylko mogła, ale nie umknęły jego uwadze dwa srebrne sińce wokół jej nadgarstków, a najgorsze było to, że wiedział kto to zrobił. Próbował ją przeprosić. Wytłumaczyć się i obiecać, że nigdy więcej nie przysporzy jej bólu. W końcu kochał ją bezgranicznie. Jednakże ona nie chciała z nim rozmawiać. Czasem miał wrażenie, że... zaczęła się go bać.
Cóż za paradoks. Potężna wiedźma Sagary bała się takiego zwykłego człowieka jak on. Było to dla niego nie do pomyślenia. Nigdy nie widział, by okazała strach, nigdy nie dostrzegł jej łez. A jednak wtedy w sypialni wyraźnie drżała na całym ciele, a na jej twarzy malował się lęk.
Zasłużyła na to.
Doprowadzało go do szału, gdy widział jak rozmawia z innymi ludźmi, a on sam jest traktowany jak powietrze. Przecież ona jest jego... To z nim powinna spędzać czas... rozmawiać. Niczego nigdy od niej nie chciał. Jedyne czego pragnął to miłość. Czy dziecko nie jest tego dowodem? Czemu go okłamywała? Czy nie powinni być ze sobą szczerzy?
A może... ona nigdy go nie kochała... co jeśli bawiła się nim od samego początku? W końcu była wiedźmą. Istotą niezdolną do łez.
Mętlik w jego głowie narastał, nie potrafił z nią rozmawiać, więc swoje żale wylewał przy alkoholu w towarzystwie Nikoli, która zawsze witała go w swoim domu z otwartymi ramionami. Kobieta radziła mu by tym razem się zawziął. W końcu wina leży po stronie wiedźmy, to ona nie chce spełnić małżeńskiego obowiązku wydania potomstwa na świat.
– Co prawda to prawda, ale z pewnością ma jakiś powód.
Dziewczyna spojrzała na niego z nad kieliszka z winem.
– Jesteś zbyt naiwny. Czy pomyślałeś kiedyś o tym, że ona może się po prostu tobą bawić? Nie patrz tak na mnie, wcale nie żartuję. Ona nie jest człowiekiem, może mieć całkowicie inne wartości niż my.
– I co, niby przez dziesięć lat by mnie zwodziła?
– A czemuż by nie? Ona może przeżyć nas wszystkich. Nie widzisz, że nie zmieniła się ani trochę? Masz już trzydzieści trzy lata. Nie zauważyłeś, że ty się powoli starzejesz, a ona nie?
Twarz mężczyzny stężała.
– Widzę, że dotarło to do ciebie. Może się tobą znudziła? Mam wrażenie, że nie chce mieć dzieci, by nie wiązać się z tobą całkowicie.
– Przesadzasz – Machnął ręką, wypijając za jednym zamachem kolejny kieliszek wina. Obraz mu się rozmazał jeszcze bardziej, a w głowie mu wirowało.
– Kto wie... może cię nawet zdradza, może nie cieleśnie, ale separując cię od siebie dopuszcza się zdrady – wyszeptała zbliżając się do ledwo trzymającego się na nogach mężczyzny. Ta myśl wstrząsnęła nim, tak bardzo, że niemal nie wylądował na ziemi. Przed oczami stanął mu obraz uśmiechniętej żony, jednak zamiast niego podszedł do niej obcy mężczyzna. Objął ją zbereźnie, na co ona jęknęła zachwycona. Oczami wyobraźni widział, jak ukochana zatapia palce we włosach obcego mężczyzny, gdy ten dążył do spełnienia.
Pokręcił załamany głową, by odpędzić diabelskie wizje. Poderwał się z krzesła, ale natychmiast na nim usiadł.
– Spokojnie, przepraszam, nie chciałam cię niepokoić – poczuł, jak jej dłonie wplatają mu się we włosy. Uniósł wzrok i ujrzał twarz ukochanej. Nie zastanawiając się przylgnął do niej i zaczął zaborczo ją całować. Zaskoczona spojrzała mu w zamglone oczy. Serce zabiło jej szybciej. Czekała na to tak długo. Z radością oplotła dłońmi jego szyję i odwzajemniła pocałunek. W jej sercu zrodziła się nadzieja, że mężczyzna w końcu przejrzał na oczy... Nareszcie wybrał ją.
Następnego dnia obudził się w objęciach Nikoli. Kobieta jeszcze spała, tuląc nagie ciało do cienkiej kołdry. Przerażony zerwał się z łóżka. Wspomnienia upojnej nocy napływały ze wszystkich stron, a on nie mógł uwierzyć co właśnie zrobił. Obwiniał żonę o zdradę, a właśnie sam się jej dopuścił. Pospiesznie się ubrał, po czym wybiegł jak poparzony z miejsca swojej zbrodni, tak jakby opuszczenie sypialni przyjaciółki mogło zmyć popełniony grzech. Biegł na oślep, mając ochotę zrzucić się w otchłań morza. Jednak, gdy zatrzymał się na brzegu klifu, przez obraz własnej zdrady, przedarły się słowa Nikoli.
Załamany padł na kolana i zanurzył twarz w dłoniach. Szum morza, pozwalał mu choć trochę uspokoić myśli, ale nie złagodził bólu w jego sercu. Bał się. Cholernie bał się straty ukochanej. Już teraz wymykała mu się z rąk.
– Kochanie? – Odwrócił się natychmiast w stronę źródła głosu. Przed nim stała zatroskana wiedźma, tym razem była sama. – Wszystko w porządku?
– Tak – odparł szybko.
Zapadła pełna napięcia cisza. Wiedźma nerwowo skubała rękaw swojej sukni. Ostatnimi dniami wiele rozmyślała. Sytuacja na wyspie była coraz gorsza, groził jej bunt z powodu coraz większej liczby uzależnionych i coraz rzadszych dostaw opium. To nie był czas na małżeńskie sprzeczki i tajemnice. Musiała wreszcie mu wyznać prawdę. Jeśli zdecyduje się ją opuścić, to ona zrozumie. W końcu nie może go dłużej trzymać na uwięzi.
Milczał, nie był wstanie się choćby ruszyć. Nie miał odwagi nawet na nią spojrzeć. Bał się, że jeden zły ruch. Jedno złe słowo i jego zdrada wyjdzie na jaw. Siedział więc w ciszy i pozwalał jej mówić, choć miał ochotę uciec jak najdalej stąd.
Kobieta nabrała powietrza w płuca i wsłuchała się w odgłos rozbijających się fal.
– Ja... – zaczęła próbując znaleźć odpowiednie słowa, nagle jej twarz stężała, skóra przybrała nienaturalnie blady odcień. Rozchylone usta zadrżały.
Ona wie.
~*~
Nadgarstki żony przywiązał do łóżka. Przerażona szamotała się w każdą stronę. Próbując bezskutecznie wypluć materiał z ust.
Mężczyzna nerwowo chodził po pokoju, co chwilę patrząc na szarpiącą się kobietę. Dopiero teraz dotarło do niego co zrobił. Zaprzepaścił wszytko, wiedział, że spalił ostatni most i że nawet jeśli teraz się wycofa, ona już nigdy nie uśmiechnie się do niego tak samo.
Roztrzęsiony usiadł obok niej. Pogładził ją z czułością po policzku, a w jego oczach tliło się szaleństwo.
– Kocham cię tak bardzo, że nie mogę bez ciebie żyć, ale przez to co zrobiłem nie będziesz chciała ze mną zostać. Jesteś moja. Tylko moja. Proszę zrozum, że nie miałem wyjścia...
Wiedźma przestała się ruszać. Zaskoczony mężczyzna wyjął jej materiał z ust. Milczała. Spodziewał się, że będzie drżeć z przerażenia, ta jednak leżała spokojnie, niczym trup. Trzęsącą się ręką zdjął materiał zasłaniający jej oczy i zamarł. Niegdyś czarne tęczówki, pokryte były srebrną cieczą, ale nie to go wprawiło w osłupienie. Wiedźma po raz pierwszy patrzyła mu prosto w oczy. Cofnął się raptownie, ale ona podążała za nim spojrzeniem. Usłyszał gwałtowne uderzenie o drzwi, ale nie mógł się ruszyć. Do jego uszu dotarł dźwięk pazurów przecinających drewno, jednak widział jedynie pokryte srebrem oczy. Przez umysł przewijały się mu obce emocje. Strach, zawód, smutek. Łzy spłynęły mu po policzkach.
– Zaśnij – Jego powieki stały się ciężkie, a on sam uderzył o ziemie w momencie, gdy ostre pazury srebrnika rozszarpały drzwi.
Zwierze przedarło się przez przeszkodę i podbiegło do wiedźmy.
– Matko – Po pomieszczeniu rozszedł się zmartwiony szept, w akompaniamencie kobiecego płaczu. Z jej zamkniętych oczu płynęły srebrne łzy, a szloch trząsł całym jej ciałem. Kot przeciął więzy, po czym stanął nad nieprzytomnym mężczyzną.
– Czy mam zakończyć jego żywot?
– Nie – wychlipała, ocierając płynne srebro z policzków.
Lampart spojrzał zagadkowo na zapłakaną twarz swojej twórczyni. Nerwowo zagryzała wargę, próbując unormować oddech.
– On cię skrzywdził.
– Nie można skrzywdzić martwego – wyszeptała, wstając.
______________________
Siedzę nad tym rozdziałem już któryś dzień i z każdym kolejnym wydaje mi się taki bez życia. Może ktoś z was pomoże mi znaleźć w czym leży tego przyczyna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro