Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Ślub Wiedźmy był największym wydarzeniem na Sagarze od czasów podpisania paktu handlowego z okolicznymi krajami. Mieszkańcy świętowali przez okrągły tydzień tańcząc na ulicach miasta. Niemal królewskie uczty zagościły w każdym domu, a radosna muzyka niosła się jeszcze wiele kilometrów od brzegów wyspy. Podczas, gdy litry alkoholu znikały w gardłach Sagarajczyków na zamku świeżo poślubiona para cieszyła się sobą, wierząc, że już na zawsze będą tak szczęśliwi jak w tej chwili.

Rok 1766 Sagara (10 lat później)

– Kochanie powinnaś odpocząć. Wyglądasz niemrawo. Chodź tu do mnie.

Wiedźma z uśmiechem na ustach wtuliła się w otwarte ramiona męża. Usiadła na jego kolanach, a dłonie zaplotła mu wokół szyi. Uwielbiała to robić. Przywarła bardziej do niego, by móc usłyszeć rytmiczne bicie jego serca. Westchnęła zmęczona.

– Znów są problemy z przemytem. To paskudztwo otacza nas z każdej strony. Jeśli nie powstrzymamy kolejnej fali... – urwała, jakby bała się, że wypowiedzenie tych słów, sprawi, że staną się rzeczywistością – opium będzie nie do wyplenienia.

– Ci... nie mówmy o tym. Niech chociaż nasza sypialnia będzie miejscem pozbawionym polityki – Złożył na jej ustach pocałunek, delikatnie drapiąc ciemnym zarostem jej delikatną skórę. Dłońmi odruchowo ściągał ozdoby z jej włosów – Tęsknię za tobą. Coraz rzadziej mamy czas tylko dla siebie.

Wiedźma zachichotała, a na jej ustach pojawił się figlarny uśmiech.

– Mówisz tak, jakbyś to ty był żoną w naszym związku. – Zarysowała palcem brzeg jego koszuli, po czym odpięła pierwszy guzik, za którym powoli dołączały pozostałe.

– Jeśli pozwoli mi to być z tobą, to nawet mogę być nią na stałe – zaśmiał się, nie mogąc oderwać wzroku od radosnej twarzy ukochanej.

– Nie kuś, bo jeszcze się przyzwyczaję – wychrypiała zmysłowo, gdy wiązania sukni wreszcie puściły, a materiał lekko zsunął się z jej bladych, pokrytych siatką srebra ramion. Czuła pocałunki i drapanie zarostu męża na swojej szyi, delikatnie z każdym dotykiem zsuwające się na obojczyk. Zatopiła palce w jego czarnych włosach. Jej oddech stał się płytszy, serce przyspieszyło swój rytm, a srebro w jej skórze odbijały światło świec, oświetlających sypialnię. Miała wrażenie, że płonie od wewnątrz, a metal w jej żyłach topi się. Czuła się żywa... czuła się... człowiekiem.

Opadła w miękką pościel, czuła jak on zawisa nad nią kontynuuję kreślenie szlaku, przez piersi, po brzuch. Zatrzymał się na pępku. Pocałował go, po czym szybko w niego dmuchnął. Na co wiedźma zaczęła się zwijać ze śmiechu.

– Co ty wyrabiasz? – chichotała, próbując powstrzymać męża przed następnym psikusem. – Dziecinny jak zawsze. – Pokręciła rozbawiona głową.

Mężczyzna uniósł się na rękach i zawisł nad jej głową. Nieświadoma kobieta, nie mogła ujrzeć jego udręczonego wyrazu twarzy.

– Kochanie...

– Tak?

Popatrzył na nią czule.

– Kocham cię.

Jej uśmiech nabrał słodyczy, uniosła dłoń i położyła ją na jego policzku.

– Ja ciebie też.

Mężczyzna opadł i położył głowę na jej piersiach. Nie minęła chwila, gdy ręka wiedźmy zanurzyła się w jego włosy.

– Czy to prawda?

Kobieta zamarła w bezruchu, zaskoczona nietypowym pytaniem.

– Oczywiście, skąd w ogóle pomysł, że mogłoby być inaczej?

Przez chwilę trwali w ciszy.

– Byłabyś cudowną matką, więc...

– Dość! – Wiedźma gwałtownie zabrała dłoń z jego głowy i próbowała go z siebie zrzucić, jednak mężczyzna w porę przygwoździł oba jej nadgarstki do łoża.

– Proszę, nie uciekaj. Chcę wreszcie porozmawiać z tobą od początku do końca. Zrozumieć czemu nie chcesz bym był ojcem twoich dzieci. – Pomimo delikatności tych słów, jego głos był zimny, stanowczy, a dla niej kompletnie obcy.

– Nie ma sensu o tym mówić, wszystko co miałam do powiedzenia omówiliśmy ostatnim razem. Myślałam, że skończyliśmy ten temat. To nie tak, że nie chcę mieć dzieci, to niemożliwe.

– Kłamiesz. Niemożliwe? To po co raz w tygodniu pijasz te swoje mikstury? Myślisz, że nie zauważyłem, że bez niej mnie unikasz? Widziałem na własne oczy jak czynisz cuda. Leczysz z chorób, nałogów, tworzysz żywe zwierzęta ze srebra. I ty twierdzisz, że coś jest niemożliwe?

Zasyczała, próbując wyrwać nadgarstki z wciąż zaciskającego się uchwytu jego dłoni.

– Nie chcesz mieć dzieci? To przynajmniej zdradź mi powód!

Nagle poczuł gwałtowne uderzenie, przez co puściwszy wiedźmę spadł na podłogę. Usłyszał warczenie, a gdy uniósł wzrok ujrzał groźne kły lamparta. Zmrużył oczy, po czym przeniósł wzrok na ukochaną. Siedziała skulona na łóżku, ściskając uporczywie nadgarstki do piersi. Serce ścisnęło mu się na ten widok.

– Ja... – wyszeptał próbując się podnieść, ale lampart jednym susłem przygwoździł go do ziemi. Kątem oka widział, jak jego żona trzęsącymi się dłońmi zakłada pospiesznie suknię – Kochanie, przepraszam, ja... – Kobieta, nawet nie zatrzymując się na chwilę wybiegła z sypialni.

~*~

Ogród od zawsze był dla niej azylem, miejscem gdzie mogła uporządkować myśli. Czemu tak bardzo nalegał na to dziecko? Czemu jej nie rozumiał? Roztrzęsiona objęła dłońmi kolana i zanurzyła twarz w materiale sukni.

– Czy źle postąpiłam? – zapytała szeptem. W odpowiedzi poczuła zimny dotyk kociego pyska. Ocean smutno patrzył na swoją panią. Chciałby ją pocieszyć, jednak wiedział, że po części to on jest odpowiedzialny za jej stan.

– Czy powinnam mu powiedzieć? – Spojrzała na swojego towarzysza oczekując odpowiedzi – Czy on zrozumie? A może... – zawahała się, bojąc się wypowiedzieć te słowa na głos... – Co jeśli... zechce ją spotkać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro