Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Szum fal obijających się o podnóże klifu tworzył niepowtarzalną kompozycję wraz z obrazem zachodzącego słońca. Wiktor czuł pod palcami miękkość trawy, delikatnie łaskoczącej go po skórze, przez podmuchy wiatru. Wzrok utkwił w rozprzestrzeniającym się przed nim pejzażu. Ognista kula z każdą minutą zmieniała swoją barwę na krwistą czerwień. Powoli pożerana przez nieskończone wody oceanu znikała za horyzontem. Coś zaszemrało za nim, przeniósł puste oczy w stronę gościa.

Przed nim stała mała dziewczynka o wielkich zielonych oczach. Uśmiechnęła się smutno.

- Czy ja... - urwał, bojąc się wypowiedzieć to na głos - umarłem?

Dziewczynka skinęła głową. Mężczyzna westchnął, po czym przeniósł wzrok na zachodzące słońce, które już niemal znikło za horyzontem. Nagle poczuł dotyk na plecach. Małe rączki oplotły jego szyję.

- Witaj w domu, tato.

~*~

Monstrum, zdarło skórę i mięśnie z twarzy trzymanej przez siebie ofiary. Z lubością delektowało się krwistym mięsem. Nienaturalnie długie łapy penetrowały zwłoki mężczyzny wyciągając na wierzch wewnętrzne organy, które dryfowały niczym ryby wokół żerującego potwora.

Ocean zaklął siarczyście pod nosem. Po czym popędził sen, by jak najprędzej przedostać się do groty wiedźm. Skórę zrosił mu pot. Wcześniejszy spokój wyparował w jednej chwili. Wszystko się posypało. Złamał rozkaz wiedźmy... to niewybaczalne. Rozbieganym wzrokiem objął przestrzeń, ale potwór zniknął, gruchot łamanych kości ustał, pozostawiając za sobą chmurę kłębiącej się czerni i czerwieni.

Byli już blisko dna. Wyżłobiony przez wodę kamień pokryty był ciekną warstwą naniesionego przez ocean piasku. Zdrętwiałymi palcami odgarnął złotawy pył. Zaklął, gdy dotarło do niego, że ciało powoli odmawia mu posłuszeństwa. Czuł się ciężki, wcześniej ledwo widoczne żyły, teraz były nabrzmiałe i nienaturalnie czarne. Również oczy pokryły się pajęczą siecią naczynek. Nacisk niewidzialnej siły utrudniał mu oddychanie. Czuł, że się topi, pomimo faktu, że wciąż otaczała go świetlisty pęcherz powietrza. Przyłożył dłoń do wyżłobionego w skale kręgu. Ten zawirował. Dzieląc się na trzy pierścienie, które zaczęły przypominać trzy syreny oplatające siebie nawzajem niczym wstęgi.

Bańka powietrzna pękła, woda wraz z ciśnieniem naparła na niego z każdej strony. Sól podrażniła zdrętwiałą skórę, ale najgorsze było przerażające wręcz zimno, zachłannie zabierające mu resztki ciepła. Z trudem utrzymał dłoń na kamieniu, ciało odmówiło mu posłuszeństwa, powieki zaczęły ociężale opadać. Przed sobą dostrzegł zarys powoli płynącej bestii. Szeptała czerwonymi od krwi szczękami. Pozwolił oczom się zamknąć. Poddał się. To jego kara. Ręka mimowolnie zsunęła się z kamienia. Ciśnienie pchało go ku powierzchni. Nagle wszystko zniknęło, poczuł się lżejszy, nabrał powietrza w płuca. Otworzył oczy i dostrzegł, że dryfuje w powietrzu, wokół niego wirowały płatki śniegu.

Udało się. Odetchnął z ulgą, po czym zaraz zaniósł się kaszlem. Krople srebrno- czerwonej cieczy upadł na rozpościerający się pod nim biały puch. Przez chwilę przyglądał się jak ta wypala mokrą ścieżkę pomiędzy płatkami śniegu. Jego krew zaczęła zmieniać stan skupienia, a to znaczyło, że nawet jeśli uratuje wiedźmę, to on, mimo wszystko stanie się nieruchomą rzeźbą. Odpędził od siebie tą myśl. Liczył się z tym, że nie powróci z tego zadania. Najwyraźniej przeczucie go nie myliło.

Spróbował się poruszyć, wtedy niemal natychmiast opadł na ziemię. Jęknął przeciągle i z całych sił postarał się podnieść. Ręce były już bezużyteczne. Nie miał już nad nimi żadnej kontroli. Zwisały bezwładnie wzdłuż ciała, niczym srebrne ozdoby. Wreszcie stanął na nogi i ruszył przed siebie tworząc na nieskazitelnej bieli wgłębione ślady. Nie uszedł daleko. Nie musiał. Przed nim stało pięciometrowe lustro w kształcie elipsy oprawione w ramę z misternie wykonanych splotów złota, srebra i platyny. Ramę okalała rzeźba syreny całej z połyskującego żółtego metalu. Olbrzymim ogonem pokrytym cienką warstwą śniegu zasłaniała większą część zwierciadła, tak, że nikt stojący przed nim nie był wstanie ujrzeć swojego obicia.

Gilbert zatrzymał się na bezpieczną odległość od lustra. Wtem syrena drgnęła lekko strzepując z siebie zimny puch, dłonią odgarnęła długie złote włosy ukazując połyskujące usta i twarz będącą złudnie podobną do maski pozbawionej wcięć na oczy. Przekręciła głowę w stronę ledwo trzymającego się na nogach Oceanu.

- Siostro widzisz to? Cóż tu robi to całe zło? - Zaśpiewała, wychylając się nieznacznie w stronę stojącego przed sobą człowieka.

- Wstępu dla ludzkich kreatur nie ma. Dla was prawda pozostanie niema - zawtórowała zza lustra jej platynowa siostra. Palcami objęła krawędź ramy i powoli oplatając ją swoim długim ogonem, utworzyła kolejny pierścień wokół zwierciadła. Była mniejsza od bliźniaczej siostry, a na jej ciele widniały braki paru łusek. Ocean miał nadzieję, że Mira jednak wyrządzi wiedźmie większe szkody. Ale czy to miało jeszcze znaczenie? Czy cokolwiek miało teraz sens?

- Czyż to nie jeden z srebrników naszej siostry? Czuć od niego zapach magii ostry.

- Masz całkowitą rację, mogę wokół niego dostrzec powietrza aberrację. Cóż to srebrnik robi w ludzkiej skórze? Nawiedza nas przeciw swej naturze? Czyżby za matką swą się stęsknił? Po wieku z odmętów luster się uwolnił?

Złota uśmiechnęła się zniewalająco. Ocean chciał odpowiedzieć, wygarnąć im z dumą, że przybył odebrać swoją panią. Jednak język odmówił posłuszeństwa, nawet otworzenie ust kosztowało go dużo energii. Wiedźmy, nie zwróciły na to uwagi, wręcz przeciwnie, nawet nie oczekiwały od niego żadnego potwierdzenia, czy wyjaśnień. Od początku wiedziały, kim jest i co go tu sprowadza.

- To by wyjaśniało lustrzanej dziewki zachowanie, jej bezczelne wojowanie. Czegoż tu chcesz pomiocie? Szukasz zmian w swoim nędznym żywocie? - Platynowa uśmiechnęła się paskudnie - Po twoim wyglądzie mogę stwierdzić spokojnie, że z naszym morskim potworkiem byłeś na wojnie. I jak podoba ci się mój twór? Czyż nie jest to zabójczo piękny kary wzór? Za zabójstwo siostry mej, nie mogło się nic innego przydarzyć dziewce tej. Czy czujesz satysfakcję, że podjęłam zemsty akcję? A może sam chciałeś zaznać pociechy, wykonania na niej wyroku za grzechy?

- Siostro, czemu go dręczysz? O przeszłość męczysz? Przecież on już tego dokonał. Stwora z głębin pokonał. Czy nie należy mu się nagroda? Zaciętej walki osłoda? Przybył do pani swej, umożliwmy mu spotkanie jej.

- Śmierć może i byłaby dla niego dobrym rozwiązaniem...

Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Cofnął się, przygotowując się na atak, lecz to co za chwilę usłyszał, zdezorientowało go zupełnie.

- Ale również się zgodzę, że nie wypada bohatera raczyć takim postępowaniem. Pozwólmy mu do lustra wkroczyć. Dajmy mu szansę, panią swą zobaczyć. Masz srebrniku niepowtarzalną szansę, przejść bożą trasę.

Złota wiedźma uniosła lśniącą płetwę ukazując powierzchnię lustra. Ocean, nie miał już siły zastanawiać się, czy to nie podstęp, mechanicznymi ruchami ruszył w stronę zwierciadła. To co dostrzegł w jego odbiciu to nie był ani Gilbert, ani lampart śnieżny. Tafla stopu trzech metali szlachetnych ukazywała srebrny pył wirujący wokół lśniącej kuli wody. Niestabilny, chcący za wszelką cenę uformować jakiś kształt, lecz, gdy już zbudował kontury człowieka, natychmiast rozwiewał się i tworzył kształt kota. Ocean stanął przed lustrem. Nad nim nachylały się wiedźmy niczym krwiożercze bestie. Ich opadające włosy utworzyły kurtynę połyskujących nici. Płatki śniegu zatańczyły przed oczami srebrnika. Postawił wszystko na jedną kartę. Czy słuszną, będzie musiał się przekonać. Wkroczył w lustrzaną taflę. Powierzchnia zafalowała, po czym powróciła do swojej nieskazitelnej postaci.

- Ależ czeka go zaskoczenie, gdy uświadomi sobie jakie ciąży na nim grzechu brzemię. Wraz ze śmiercią potwora, umrze ostania dla srebrnej ratunku droga. Z jej rany wciąż krew się leje, nim on dotrze do celu, ona całkiem zmarnieje.

- Została już tylko jedna ludzka dusza i nasze marzenie się spełni. Nasza pani, bogini i matka ten świat sobą wypełni.

- Ruszaj, więc. Przyprowadź go tu, niech oczyszczenia dozna chrztu.

Nim złota skończyła wypowiadać te słowa, Platynowa rozpłynęła się w powietrzu. Pozostawiając za sobą jedynie kłąb tańczących śnieżynek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro