Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06| Oliwa dla życia

Życie jest jak płomień lampy; gdy zabraknie oliwy - tsss, i gaśnie na zawsze.

Marie Joseph Paul Yves Roch Gilbert du Motier markiz de la Fayette

LEE, ty debilu niewyżyty! Pieprzył cię pies?! Przecież mogłeś go zabić!

Jęczę z bólu, ogłuszony przez wystrzał. Mam bluzkę i łokcie brudne od ziemi oraz trawy, a w głowie przeraźliwie mi piszczy. Widzę nad sobą twarz Elizy, która krzyczy coś do mnie przerażona. Łapię ją tylko za rękę, aby dać jej znać, że żyję i kontaktuję. Dostrzegam lekki uśmiech ulgi na jej ustach.

— To nie moja wina, że idiota wbiegł mi praktycznie pod lufę! — Charles histerycznie wymachuje rękoma, a po chwili zatacza się w bok, dostając lewego sierpowego od Hamiltona. Wypuścił broń, to samo zrobił Laurens. Burr ma minę, którą można porównać do tej piosenki "Muffin Time". Tak, z pewnością chce teraz umrzeć.

— Merde, żyjesz Tadek?! — Lafayette klęka przy mnie zaraz obok Elizy i szybko mierzy mi puls.

Wyrywam się od nich pokazując im kciuka w górę. Jest w porządku, po prostu w uszach mi dzwoni i właśnie przeżyłem lekki szok. Kiedy wreszcie przy pomocy Laurensa i Hamiltona siadam na trawie, patrzę po wszystkich z wdzięcznością.

— Miałem przez chwilę wrażenie, że wypluję wątrobę.

— Cóż, dobrze, że ostatecznie do tego nie doszło. Czy jesteś świadomy, że kule minęły cię dosłownie o centymetry? — Laurens patrzy na mnie z miną porównywalną do tej którą robi terapeuta zaraz przed stwierdzeniem, że jednak cierpisz na schizofrenię, a te głosy w twojej głowie to nie zmarła babcia.

— Tak, teraz tak. — Uśmiecham się słabo. — Co wam strzeliło do głowy żeby się pojedynkować na polanie? Mamy dwudziesty pierwszy wiek!

— To długa historia — mówi powoli Burr, oddalając się od Lee, który stoi naburmuszony, teraz z rękoma skrzyżowanymi na piersi. — Zaczęło się od Washingtona, potem przeszliśmy do wyzwisk...ale z tego co mi wiadomo to nikt nie miał zginąć. W każdym razie, mamy przerąbane jeśli ktoś nas teraz znajdzie.

— Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z Aaronem — Alexander marszczy brwi — powinniśmy spadać stąd czym prędzej i udawać, że nic się nie stało. Chyba, że chcecie zostać zawieszeni przez Lincolna. Ja tam bym wakacjami nie pogardził, ale wiecie...

— Och właśnie, Tadek, masz! — odwracam się w stronę Laurensa, który wyciąga coś z kieszeni. — Czekolada. Łagodzi stres. Przyda ci się, szczególnie po tym jak Lee praktycznie zrobił z ciebie durszlak.

— Dzięki John...

— Aha, a więc teraz to tylko moja wina?! Super, świetnie! — Lee prycha, na co niemal wszyscy przewracamy oczami. Lafayette odwraca się do niego i pokazuje mu środkowe palce, a Burr odchodzi w jego kierunku mówiąc nam, że zajmie się nim, żeby tamten nie zrobił czegoś jeszcze głupszego.

— To miał być taki spokojny poranek... — Eliza wzdycha, a przytakuję jej głową.

*****

Rozpoczęto grupową konwersację na chacie Szepty Naszych Dusz

@SadMaccaroni Czy to całe wesołe miasteczko jest jeszcze aktualne?

@SadMaccaroni Halo

@A.Ham Jak widzisz, proste schorzenie mózgowe zdiagnozowane przez cenionych lekarzy oraz filantropów pospolicie znane jako debilizmus maximus, zostało wybrane przez inteligentne tu jednostki ludzkie do zignorowania. Ponieważ jesteś nosicielem oto tej choroby, jesteś proszony o jak najszybsze usunięcie się z tego komunikatora umożliwiającego nam kontakt przez sieć.

@A.Ham Innymi słowy spierdalaj, bo nikt ci tu i tak nie odpowie.

@KrólJulian Tylko ja zgubiłem się już na pierwszym zdaniu tego co napisałeś dwie wiadomości wyżej?

@PianoBoy Nope. Ja też.

@BetseyEliza ...Może po prostu pójdziemy WSZYSCY do tego parku rozrywki.

@A.Ham Bez Jeffersona.

@BetseyEliza WSZYSCY.

@SadMaccaroni Mówiłem już, że cię uwielbiam Eliza? <3

@ILovePierogi Weź ty lepiej pilnuj własnego nosa.

@PianoBoy Tym razem to ja mam zrzut ekranu. Wiesz, gdybyś miał wypalić ze swoim "ja wcale nie jestem zazdrosny!"

@ILovePierogi Trzepnij go ktoś :)

@FrenchestFry Trzepnąłem go już dzisiaj. Dużo razy.

@PianoBoy Nawet się dzisiaj nie widzieliśmy...

@FrenchestFry Robię to w myślach. Robię to cały czas, mon ami.

@PanAdam Pochwalam.

@PianoBoy Zabiję cię kiedyś Laf. Zabiję cię, ja to zrobię, tylko poczekaj ty cholero.

@FrenchestFry A więc kiedy już umrę z rąk mściwego pianisty mes amis, spójrzcie w górę. Jeśli zobaczycie wielką bagietkę, to właśnie ja maluję na niebie...

@ChemistryQueen dołączył/a do rozmowy

@ChemistryQueen Nie byłam obecna, a jeszcze nikt nie zginął, jestem z was naprawdę duma.

@A.Ham Znaczy Tadek prawie został postrzelony, ale to nieistotne.

@ChemistryQueen Czekaj co

@KrólJulian Czekaj co

@PanAdam Czekaj co

@SadMaccaroni Czekaj co

@PianoBoy CO

@A.Ham Hmm, to trochę przerażające, że napisaliście praktycznie 5 identycznych komentarzy jednocześnie, ale to pewnie nie powinno mnie to zaskakiwać.

@ChemistryQueen CO SIĘ STAŁO?!

@PanAdam Jak to żart, to nie jest śmieszne...

@SadMaccaroni Ja wiem, że masz problemy z agresją Hamilton, ale żeby w Tadeusza?

@BetseyEliza Alex nic nie zrobił. Byliśmy z Tadkiem na śniadaniu w kawiarni, kiedy dowiedzieliśmy się, że Laurens i Lee mają "pojedynek" na polanie za miastem. Jeśli chcecie znać szczegóły o co poszło, to pytajcie Alexandra albo Laffy'ego.

@A.Ham Długo by opowiadać...

@BetseyEliza W każdym razie kiedy tam przyjechaliśmy tam i Tadek postanowił w idiotyczny sposób zagrać bohatera.

@PanAdam Czy on wskoczył między nich

@BetseyEliza A jak myślisz?

@PanAdam ...

@ILovePierogi Ej, to było pod wpływem adrenaliny!

@ChemistryQueen Co ja mówiłam o zgrywaniu bohatera? Jesteś idiotą Kościuszko.

@ILovePierogi Wiem.

@ChemistryQueen Idiotą i przegrywem.

@SadMaccaroni To żeś pocisnęła.

@ILovePierogi To też wiem.

@KrólJulian Naprawdę nic mnie już nie zdziwi. Cokolwiek głupiego byś zrobił, nic mnie już nie zdziwi.

@PianoBoy Uważaj, bo on się dopiero rozkręca.

@ChemistryQueen Boję się z wami w sumie iść do wesołego miasteczka.

@ChemistryQueen Jeszcze przedawkujecie cukier i będziecie ujeżdżać kucyki na karuzeli krzycząc "NA KONIEC ŚWIATA I JESZCZE DALEJ!1!1!!1!!!".

@FrenchestFry Spokojnie, będziemy się nawzajem pilnować.

@ChemistryQueen Aha, już to widzę...

@A.Ham Póki będę w odległości przynajmniej 800 metrów od Jeffersona to mogę pójść.

@SadMaccaroni I nawzajem.

@BetseyEliza Będę chciała pobyć trochę z Tadkiem na osobności, jeśli to wam nie przeszkadza. Nadrobimy dzisiejszy poranek.

@ILovePierogi Dla mnie bomba!

@KrólJulian To ja i Adam też chcemy być sami, przynajmniej przez jakiś czas.

@PianoBoy ( ͡°( ͡° ͜ʖ( ͡° ͜ʖ ͡°)ʖ ͡°) ͡°)

@PanAdam Nawet o tym nie myśl Chopin.

@PianoBoy Pójdę, jeśli pozwolicie mi wziąć aparat.

@A.Ham Och tak.

@PanAdam Och nie.

@KrólJulian Już mu pozwólmy, po prostu wynajmiemy Lafa żeby go niańczył.

@FrenchestFry Pardon?!

@KrólJulian To ty powiedziałeś, że, uwaga cytuję, "będziemy się nawzajem niańczyć".

@ChemistryQueen Ja naprawdę mam co do tego złe przeczucia. Tak jak do wszystkiego co robimy razem. I czemu ja to z wami robię?

@PianoBoy Bo gdzieś tam głęboko wiesz, że nie możesz bez nas żyć :>

@ChemistryQueen Nie.

@PianoBoy :( Mam ochotę napisać coś w tonacji mol przez ciebie.

@PanAdam To już znak, że jest źle.

@ILovePierogi Maryśka, wyluzuj trochę, to tylko wesołe miasteczko!

@BetseyEliza Właśnie, co może pójść nie tak?

@ChemistryQueen Hmm, no nie wiem, na przykład...

@ChemistryQueen Chopin przedawkuje watę cukrową i będzie rzygać, Tadek wpadnie to maszyny z popcornem i przerobi się na prażone pierogi, Jefferson i Hamilton zatrzasną się w jakimś ciasnym pomieszczeniu i będziemy musieli kombinować jakieś czarne ciuchy na pogrzeb. No i może jakieś trumny, ale z góry mówię, że się nie dokładam. Mam dużo ważniejszych priorytetów jeśli chodzi o wydawanie hajsu.

@BetseyEliza Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać.

@KrólJulian Akurat śmieję się przez łzy.

@SadMaccaroni A może...przypadkowo zrzucimy Alexandra z diabelskiego młynu?

@A.Ham Przypadkowo.

@ChemistryQueen No właśnie o tym mówię...

@ILovePierogi Maryśka, daj nam chociaż szansę :(

@FrenchestFry Oui, jak po dziesięciu minutach coś wybuchnie, to się ewakuujemy!

@ChemistryQueen Ech...niech wam będzie. Nie biorę za was odpowiedzialności.

@ILovePierogi

@ChemistryQueen Będę tego żałować.

@SadMaccaroni Będzie fajnie, nawet bardzo.

@A.Ham Jak już zginiesz, to tak. Będzie ubaw po pachy.

@PanAdam Co to będzie, co to będzie...

@BetseyEliza Wszystko na raz.

@ILovePierogi Dobra ludzie, ja spadam. Muszę jeszcze porobić ściągi.

@ILovePierogi Znaczy notatki na egzamin.

@KrólJulian Okeeej....

@PianoBoy To widzimy się jutro!

@BetseyEliza 😙

@ILovePierogi opuścił/a konwersację

*****

Wieczorny wietrzyk porusza leniwie firanką. Przed zamknięciem okna wdycham jeszcze ciepłe powietrze opierając łokcie na parapecie. Przez moment jest idealnie, ale w końcu dochodzę do siebie i wyjmuję telefon z kieszeni. Opieram głowę o szybę.

To nie tak, że się teraz denerwuję, po prostu trochę za bardzo trzęsie mi się ręka, a serce bije odrobinę za szybko. Biorę jeszcze głęboki wdech i zdeterminowany wybieram numer.

Tadek? Czego chcesz?

— Maryśka...przepraszam cię za wczoraj. Nie wiedziałem, że kiedykolwiek był ktoś...no wiesz. Chcę się tylko upewnić, że między nami w porządku. Strasznie mi przykro — Ściszam głos — jestem beznadziejny. Mam tylko nadzieję, że mój idiotyzm nie zranił cię zbyt mocno.

Słyszę z głośnika telefonu ciche szurnięcie. Maryśka najprawdopodobniej wstała z krzesła albo właśnie na nie usiadła.

Nie gniewam się. Zresztą, nie mogłeś o tym wiedzieć. Powinnam ci wczoraj wszystko na spokojnie wyjaśnić, a nie uciekać z Szeptów Naszych Dusz jak głupia. Też cię przepraszam. I nie maż się jak beksa.

Co? Skąd wiesz że ja-

— Pociągasz co chwilę nosem przegrywie. A z tego co się orientuję, to nie masz kataru. Chociaż może się mylę. Mylę się?

Błyskawicznie sięgam po chusteczki leżące na biurku i wycieram nimi policzki oraz nos. Taki trochę przypał, bym powiedział.

N-nie do końca się mylisz. Ale wcale nie mażę się jak beksa! To są naprawdę męskie łzy!

— Uhuh, Chopin też tak mówił kiedy oglądaliśmy razem Króla Lwa. Powiedział to, jednocześnie wydmuchując się w chusteczki do nosa z Hello Kitty.

Na początku powstrzymuję śmiech, ale potem szybkim ruchem ręki wyrzucam do śmieci moje chusteczki z My Little Pony.

Gadamy jeszcze chwilę, a potem po znajomym piknięciu informującym o zakończeniu rozmowy, rzucam się jak długi na łóżko, patrząc przez dobrą chwilę w sufit. Uśmiecham się mimowolnie. Jakoś tak dużo lżej zrobiło mi się na sercu.

******

— Przysięgam, jeśli on jeszcze raz to zrobi, to naprawdę nie ręczę za siebie!

— Alex, on tylko odetchnął...

— Jestem pewien, że w jakimś kraju można iść za to siedzieć!

Eliza wywraca oczami. Chyba dociera do niej, że wykłócanie się z Alexem chyba nie ma sensu, zwłaszcza jeśli chodzi o Thomasa. Właśnie, Thomas Jefferson. Ten facet roztacza wokół siebie zupełnie odmienną aurę aniżeli można by sobie pomyśleć, kiedy rozmawia się z nim przez komunikator. Na pierwszy rzut oka Jefferson jest osobą bardzo poukładaną i może czasem przypominać ci tego jednego kumpla, który klepie cię po ramieniu podczas gdy przeżywasz nagle śmierć ukochanego chomika z dzieciństwa, nawet jeśli on umarł jak miałeś dziewięć lat a teraz masz dwadzieścia jeden. Ale nie myślcie sobie czasem, że ja miewam takie ataki, skądże znowu...

Wracając do tematu Jeffersona, mówiłem, że na pierwszy rzut oka wygląda na poukładanego i porządnego kolesia, co nie? No, właśnie, na pierwszy rzut oka. Kiedy patrzy się na niego dłużej, można dostrzec w jego oku tę charakterystyczną iskrę którą mają, jak to mówiła moja prababcia, "cwani herszci bandy i uliczni huligani". Do kompletu dochodzi jeszcze ten łobuzerski uśmieszek, który Wirgińczyk rzucił Hamiltonowi kiedy ten tylko znalazł się w zasięgu jego wzroku. Jeżeli chodzi o jego zachowanie wobec całej reszty naszej paczki, to muszę powiedzieć, że jest całkiem przyjazny i serdeczny. Jednak potrafię dostrzec, że kiedy chce to naprawdę potrafi być rasowym dupkiem. To po prostu widać po ludziach. Nie wydaje mi się, że chciałbym mieć go za wroga.

— Że niby ile za bilety?! Zdzierstwo... — słyszę oburzony głos Mickiewicza, który jest fachowo uspakajany przez Słowackiego. Mówiąc fachowo, mam na myśli, że tamten klepie go po plecach i daje mu lizaka kupionego wcześniej w kiosku.

— Wziąłeś w końcu ten aparat? — Pochylam się nad uchem Fryderyka, na co ten w odpowiedzi uśmiecha się szeroko i wyciąga z torby małe urządzenie fotograficzne. Przybijamy sobie żółwika.

Słyszę niedowierzające prychnięcie Skłodowskiej, która stoi obok Lafa i jego dziewczyny. Jeśli chodzi o Adrienne, to jest ona bardzo uroczą osóbką, problem tkwi w tym, że mówi raczej łamaną angielszczyzną. A mój francuski leży, więc nasza komunikacja polega bardziej na kiwaniu do siebie i promiennych uśmiechach. Może mi się tylko przewidziało, ale czy Eliza właśnie spojrzała na mnie i nią z czymś w rodzaju zazdrości? Łapię ją za rękę aby upewnić ją, że nie zamierzam jej na nic zamienić za żadne skarby.

— Dobra, ustalamy zasady i ma być jasne, że wszyscy się ich trzymamy. A niech ręka boska broni tego, kto je złamie! — Skłodowska mówi do nas głośno i patrzy srogo, kiedy przekraczamy wszyscy już próg parku rozrywki. — Nie przeszkadzamy nikomu w mizianiu. Każdy ma prawo do czego chce, i tak, ja widzę ten aparat Chopin. Hamilton i Jefferson, wy macie trzymać się w tej uzgodnionej odległości, przynajmniej osiemset metrów. Jak ktoś zaproponuje wam kolorowe cukierki, to macie ich nie brać. To było w dużej mierze do ciebie Tadek, bo ja naprawdę nie wiem do jakich rozmiarów może urosnąć twoja lekkomyślność. Eliza, nie dokarmiamy gołębi. Laf, Adrienne...a wy tam w sumie róbcie sobie co chcecie, byleby nic nie wybuchło i jak największa liczba osób pozostała przy życiu. Słowacki, Mickiewicz, wy macie pamiętać, że do niektórych zamkniętych pomieszczeń wchodzą też dzieci. To chyba tyle...pamiętajcie, że jak coś to jesteśmy już na ty z niektórymi policjantami. Bawcie się dobrze, czy co tam się mówi.

Wszyscy kiwamy głowami. Laf jeszcze na spokojnie i powoli powtarza to wszystko po francusku dla Adrienne i wydaje mi się, że chyba trochę przerobił niektóre fragmenty wypowiedzi Maryśki na łagodniejsze. Dziewczyna uśmiecha się potwierdzając, że jej to wszystko pasuje. Laf bierze ją za rękę. Muszę przyznać, że ta dwójka razem jest naprawdę urocza, szczególnie jak patrzę na nich teraz pod tym kątem. Zafarbowany na czerwono warkocz Adrienne dodaje jej niesamowitego uroku, a niewielka szpara między jedynkami nadaje jej wygląd niemal dziecięcy. Jeśli chodzi o Lafa, to ma nisko zawiązany kok, a na jego czoło opada parę kosmyków, których gumka nie dała rady utrzymać. Ma ten swój śnieżnobiały uśmiech i ogólnie francuski urok, cholera jasna. Mogli by grać w jakieś reklamie, czy coś tam. Do niczego nikogo nie zmuszam.

— Na co chcesz pójść? — Eliza łapie mnie nagle za rękę, a ja patrzę na nią, jakbym był zaskoczony pytaniem chociaż wcale nie jestem. Wzruszam ramionami.

— Nie wiem, nigdy tu nie byłem. Może ty mi coś pokażesz?

Widzę w zielonym oku dziewczyny drobną iskierkę ekscytacji. Nagle Elizabeth Schuyler wydaje się o kilkanaście lat młodsza i z pasją jakie ma (dosłownie) małe dziecko w wesołym miasteczku, zaczyna mnie ciągać po każdej fikuśnej i kolorowej atrakcji. Gdybym powiedział, że ja nie odczuwam żadnego podniecenia i nie bawię się dobrze, to paskudnie bym skłamał. Serio, kiedy ja ostatnio byłem w wesołym miasteczku albo chociaż lunaparku?

Poszliśmy razem na diabelski młyn. Nie jest to może jakaś bardzo ekstremalna atrakcja, ale widok stąd jest nieziemski. Wstrzymuję oddech, kiedy znajdujemy się na maksymalnej wysokości i odwracam wzrok ku niebu, mrużąc oczy od intensywnego słońca. Moje usta uwalniają niekontrolowany śmiech, który brzmi jakbym znowu był małym chłopcem. Eliza uśmiecha się usłyszawszy ten dźwięk i przysuwa się bliżej mnie. Obejmuję ją ramieniem. To jest właśnie Betsey jaką kocham, to jest moja Betsey. I wiem, że ja potrafię zabić się upadając na beton i że może powinienem myśleć, że ona zasługuje na kogoś innego. Ale nawet jeśli wcześniej nawiedzały mnie takie myśli, to teraz tego nie czuję. Chyba po prostu mój poziom frajerostwa (takie słowo chyba nie istnieje, chociaż nie jestem pewien) właśnie wyjechał poza skalę.

— Chciałbyś spróbować coś wygrać, Tadek? — Otrzepuje spódniczkę, kiedy pomagam jej wysiąść z wagonika. — Mam na myśli te stoiska, w których strzela się do jakichś celów i można wygrać na przykład maskotkę.

— Serio wierzysz, że się uda? Bo są dwie dość istotne sprawy. Pierwsza jest taka, że w większości takie stoiska to są zwykłe pożeracze pieniędzy, a szansa wygranej wynosi około jeden do miliona. A druga jest taka, że mam takiego pecha, że nawet jeżeli cel zostałby mi postawiony kilka centymetrów przed nosem to też nie wiem czy bym trafił... — wzdycham głośno, a Eliza pocieszająco trąca mnie w ramię.

— Nie martw się, w takim razie ja mogę spróbować wygrać coś dla ciebie!

Patrzę na nią przez chwilę, niepewien co mam powiedzieć i czy w ogóle powinienem coś powiedzieć. Brakuje tylko tego słynnego kółka śmierci, które jest znane wszystkim osobom używającym przeglądarki Internet Explorer.

— Skoro chcesz — bąkam w końcu zmieszany, co tylko wywołuje u dziewczyny chichot. Mówiłem już jak kocham jej chichot? Jak nie to mówię to teraz, a jak tak to trudno, najwyżej się powtórzę.

Podchodzimy do jednego ze stoisk. Płacę o kilka dolarów za dużo, ale w sumie jeśli Eliza ma być szczęśliwa to mało mnie to obchodzi. Ach, znowu zaczynam brzmieć jak typowy lowelas z opowiadań dla napalonych dwunastolatek.

Nie wierzę że to mówię, ale zaczynam żałować, że w okolicy nie ma akurat Chopina, bo przydałby mi się ten jego apart. Głównie dla uwiecznienia miny jaką robię, kiedy Eliza wygrywa już za pierwszym razem. Zmuszam się z całych sił, aby szczęka mi nie opadła i to dosłownie. Chyba pracownik obsługujący stanowisko też jest zaskoczony. A może w sumie nie tyle zaskoczony co wkurzony, że nie udało mu się zedrzeć z nas więcej hajsu. Uśmiecham się do niego triumfalnie i odbieram z Elizą nagrodę.

Czy jeśli powiem wam, że to była pluszowa maska pieroga*, to byście mi uwierzyli? Bo nie chcę zabrzmieć dziwnie, ale to właśnie była główna nagroda.

— Patrz jaka urocza! Idealnie ci pasuje! — Eliza obraca w dłoniach maskę i patrzy na mnie rozpromieniona, odpowiadam jej uśmiechem. — Zresztą jest wielofunkcyjna! Możesz z nią spać i możesz ją nosić i możesz ją przytulać...

— Tak, z pewnością nie rozstanę się z nią przez długi czas. — Chowam pluszową maskę do torby, myśląc czemu do jasnej cholery musieli wybrać akurat pieroga. Przypominam wam, że nie przenieśliśmy się nagle magicznie do Polski.

— Hej Tadek, przeszkadzałoby ci to gdybym na chwilę skoczyła do łazienki poprawić włosy i makijaż? — Eliza pyta mnie prosząco, a ja kiwam głową dostrzegając toaletę publiczną, obok której akurat przechodzimy. Dziewczyna znika w środku, więc wyjmuję automatycznie telefon i zaczynam przeglądać Twittera. Do czasu gdy...

— Psst, Kościuszko! — Rozglądam się gwałtownie szukając źródła głosu — Tutaj, w krzakach!

Strzelam sobie facepalm, bo naprawdę nie wiem jak inaczej mógłbym zareagować.

— Fryderyk, co do jasnej cholery... — tyle udaje mi się wydusić, bo zostaję wbrew mojej woli wciągnięty w krzaki i z miną rodem z tego mema "really?" obserwuję jak Chopin kładzie palec na moich ustach, a następnie sam wrzuca do swoich popcorn.

— Nic nie mów, po prostu patrz. To co tu się dzieje to jest sama sztuka.

Wychylam się delikatnie zza krzaków. No oczywiście, że oto mu chodziło, bo o co innego?

— Ile cyknąłeś już fotek Słowackiego i Mickiewicza liżących się na ławce publicznej?

— Dużo. Oficjalnie zakładam album zatytułowany Słowackiewicz.

Kręcę głową z dezaprobatą i kradnę pianiście trochę prażonej kukurydzy z pudełka. Kątem oka widzę jak Eliza wychodzi z łazienki, więc mimo protestom Fryderyka usuwam swoją osobę z krzaków. Nie chcę, żeby coś sobie pomyślała.

— Nie zabiłeś się w czasie kiedy mnie nie było?

— Cóż, na tyle to jeszcze chyba umiem sobie poradzić. To co gdzie idziemy teraz?

— Proponowałabym-

— JA NAPRAWDĘ MOGĘ ZACZĄĆ KRZYCZEĆ TY TĘPA PAŁO W CZERWONYM KUBRACZKU! WIDZISZ?! JA KRZYCZĘ!

Wymieniamy zaniepokojone spojrzenia. To ani trochę nie brzmi dobrze.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro