Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Z westchnieniem zgoniła kota z kolan, kiedy mama zawołała ją na obiad. Ziemniaki z sosem koperkowym, surówka i jakieś mięso. Z kurczaka — jak co czwartek. Poprawiła jeszcze wygniecioną bluzę i rozczochrane włosy. Wyglądała wystarczająco dobrze, by mama nie wytykała jej, że gniła w łóżku do południa.

Zoe nie dogadywała się z nią. Kochała, ale między nimi istniała przepaść pogłębiana z roku na rok.

— Już idę! — krzyknęła, kiedy usłyszała brzdęk talerzy.
Znaczyło to jedno: kobieta już nakrywała do stołu i nie cierpiała, gdy córka zwlekała z przyjściem na wystygający posiłek, nawet jeśli nadal był gorący. Nie ważne o ile. Minuta czy pół godziny wywoływały u Clarisse Chase wrażenie, że traciła kontrolę nad sytuacją — a nie lubiła jej tracić. Nasiliło się to po odejściu męża do innej.

Zoe odpowiedziało tylko ściszenie radia, które zawsze towarzyszyło mamie przy gotowaniu. Najczęściej słuchała rockowych kawałków. Była to jedna z niewielu rzeczy łączących ją z córką.
Kiedy nastolatka uchyliła drzwi do kuchni, do jej uszu dotarł strapiony głos mamy.
Babcia była w szpitalu. Prawdopodobnie złamała nogę, kiedy spadła z drabiny. Kto by pomyślał, że osiemdziesięciolatka będzie malować ściany! No cóż, to było typowe hobby Annabelle Foster, która w wolnym czasie wchodziła na jabłonie, żeby zerwać jabłka, łowiła ryby na środku jeziora czy malowała cały dom. Nic więc dziwnego, że kiedyś poślizgnęła się, a że o nieszczęście nietrudno, to znalazła się w szpitalu. Trzeba jednak napomknąć, że dziarska kobiecina rzadko chorowała i jeszcze rzadziej potrzebowała pomocy najbliższych.

Zoe popatrzyła na nieczytelną twarz matki, której wzrok błądził po całej kuchni. Nie zatrzymywał się dłużej niż kilka chwil ani na półprzymkniętej lodówce, ani na jeszcze zapalonym palniku, ani na córce. Nastolatce wydawało się to niepokojące. Jej mama nigdy nie zostawiała otwartej lodówki, a tym bardziej zawsze wyłączała gaz.

— Wszystko w porządku?

Słowa córki wyrwały ją z zamyślenia, więc nawet nie zwróciła jej uwagi, że na obiad wołała ją dobre dziesięć minut temu. Możliwe, że sama straciła poczucie czasu. Tylko westchnęła, odkładając telefon na blat — potem będzie go szukać w całym mieszkaniu, zapominając o kuchni.
— Jeszcze nie wiadomo.

— Coś z babcią? — Zoe zapytała, wiedząc, że mama jest nierozgarnięta tylko w jednym wypadku: babcia zachorowała.

— Znasz ją. Nie potrafi usiedzieć pięciu minut na miejscu i musiała coś zmienić w domu. Tym razem postanowiła odmalować ściany i spadła z drabiny.
Typowa babcia, pomyślała Zoe, siadając przy stole. Zieleń przestała jej się podobać, to pewnie przemalowała na róż.

— Ale nic poważnego jej nie jest?

— Przez miesiąc powinna być unieruchomiona, ale znasz ją, nawet z ręką w gipsie jeździła na rowerze. — Do uszu nastolatki dotarło ciche westchnienie mamy. — A ja nie mam nawet możliwości wzięcia urlopu.

Jak zawsze. 

Zoe na szczęście nie powiedziała tego na głos. Wywołałoby to kolejną kłótnię, która w rezultacie mogłaby je podzielić nieodwracalnie, bo przecież rozłamy zaczynały się od błahostek urastających do rangi wielkich problemów.

— I chciałabyś, żebym ją przypilnowała, prawda?

Kontrolowała bądź szpiegowała? Tym razem nie niedopowiedzenie a wyolbrzymienie. Właśnie to powodowało, że ich relacje wyglądały, jak wyglądały. Nie umiały ze sobą rozmawiać, nie zwracając uwagi na uprzedzenia. Czasami miłość nie wystarczała.

— Chciałabym, żebyś zaopiekowała się babcią — Clarisse wyraźnie zaakcentowała drugą część zdania — żeby w najbliższym czasie nie musiała wracać do szpitala. Tylko przez tydzień, potem powinnam załatwić sobie urlop lub zwolnienie, przynajmniej taką mam nadzieję. 

— Mogłaby zamieszkać z nami... — Zoe burknęła, mając usta pełne jedzenia. Nawet nie wiedziała, kiedy usiadła i zaczęła jeść. Musiała być naprawdę bardzo głodna, skoro nie narzekała na niedosolone ziemniaki.

Ku jej wielkiemu zdziwieniu, nie została upomniana, że jak się je to o mówieniu można zapomnieć.

— Kochanie... — kochanie, mama dawno tak się do niej nie zwracała, zawsze wołała ją, używając jej imienia — doskonale wiesz, że babcia nie będzie chciała opuścić swojego domu. Jest taka uparta... jak ty — dodała po chwili zawahania.

— Mhm.

Clarisse westchnęła i przewróciła oczami. Na jej język cisnęło się kilka cierpkich słów, ale powstrzymała się przed ich wypowiedzeniem. Znów by się pokłóciły, a przecież teraz nie było na to czasu. Nalała sobie tylko kompotu i wypiła duszkiem.

— Od kiedy miałabym zamieszkać z babcią? — Zoe zadała to pytanie, kiedy jej mama nie złapała przynęty i powstrzymała się przed zbędnym komentarzem.

— Od poniedziałku lub od wtorku. Jeszcze nie wiadomo, kiedy ona wyjdzie ze szpitala. Na razie lekarze wykluczyli wstrząśnienie mózgu. Nie ukrywam, że pomogłoby jeśli byś została z babcią do końca wakacji, ale nawet jeśli nie będziesz chciała, to jakoś damy sobie radę. Decyzja należy do ciebie

Zoe pokiwała głową, zastanawiając się nad odpowiedzią, która wbrew pozorom nie była z gatunku tych szybkich, podejmowanych w przeciągu sekundy. Musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ma wystarczająco sił, by cały miesiąc wytrzymać z babcią, a przecież ledwie z mamą wytrzymywała. Jako niemy świadek mógł posłużyć w połowie zapakowany plecak, leżący pod biurkiem. Czekał, aż zarzuci go na ramię i pod osłoną ucieknie z domu, ale tylko Zoe wiedziała, że najpóźniej po tygodniu wróciłaby do domu. Do mamy. Do ciepła i bezpieczeństwa. Oczywiście nie zamierzała nikomu tego powiedzieć... Dla zasady, że pewnych rzeczy nikomu się nie mówi. Kompletnie bez sensu.

— Jeszcze nie wiem — odparła w końcu i położyła brudne naczynia w zlewie.

Chwilę pomyślała i zaczęła myć tygodniową stertę brudnych talerzy i sztućców, chociaż nienawidziła zmywania. Gorąca woda i płyn do mycia naczyń był nie tylko pogromcą zaschniętych resztek jedzenia, ale i też czerwonego lakieru do paznokci.

— Rozumiem. — Clarisse przyglądała się córce, która zakasała rękawy czerwonej bluzy i obficie nalała płynu na gąbkę. Kobieta chciała jej zwrócić uwagę, że powinna przynajmniej spiąć zbyt długą grzywkę, skoro nie chciała jej podciąć, ale odegnała od siebie ten zamiar. W końcu Zoe miała już siedemnaście lat i uważała siebie prawie za dorosłą, a zresztą zbyła by słowa matki, mówiąc, że się na niczym nie zna. Clarisse nigdy by się do tego nie przyznała, ale Zoe w ten sposób tylko ją raniła, a przecież chciała dobrze. Dbała o nią jak każda matka o swoje dziecko. Może czasami tylko obierała złą drogę, ale była wyłącznie człowiekiem, który popełniał mniejsze lub większe błędy, czasami wyciągając z nich wnioski. — Masz czas do poniedziałku, więc całkiem sporo — dodała i podała córce szklankę po kompocie. — Co robisz w weekend?

Clarisse była mistrzynią zmiany, prawda? A może należała do tych matek, które interesowały się tym, co porabiały ich dzieci w wolnym czasie...

— Jeszcze nie wiem. — Zoe skończyła zmywać i zaczęła wycierać naczynia, bo zabrakło miejsca na suszarce. Cicho zaklęła, kiedy spojrzała na dłonie i zauważyła, że lakier odprysnął. Nie wyglądało to zbyt pięknie. — Może pójdę z Evą do kina...

Eva była o kilka miesięcy młodsza niż Zoe, ale znajomi obu nastolatek uważali ją za odpowiedzialniejszą część duetu Chase-Forest, która hamowała najbardziej szalone i niebezpieczne pomysły przyjaciółki. Dodatkowo zawsze służyła radą, nawet jeśli Zoe wydzwaniała do niej grubo po północy i Eva miała ochotę ją zabić.

— Pewnie potrzebujesz pieniędzy na autobus i na bilet? — Clarisse poszła do salonu. Gdzieś tam położyła torebkę, gdzie miała kilka dolarów, które teraz miała dać córce. — Wiesz może, gdzie położyłam swoją torbę?!

— Nie wisi w przedpokoju na wieszaku?

Po dokładnym przeczesaniu przedpokoju, zguba została odnaleziona.

— Trzymaj, potraktuj to jako przyszłotygodniowe kieszonkowe.

Clarisse wcisnęła córce około stu dolarów. Na wszelki wypadek, gdyby dziewczyny poszły coś zjeść i gdyby musiały wziąć taksówkę. Wychodziła z założenia, że lepiej mieć kilka dodatkowych groszy niż nie mieć ich wcale, a córka zazwyczaj na tym korzystała.

— Nie trzeba, mam jeszcze pieniądze, które dał mi tata.

Clarisse i Ethan byli już kilka lat po rozwodze. Każda wzmianka o byłym mężu, powodowała, że marszczyła czoło, jakby właśnie miała zdeptać okropnego karalucha. Kiedy Ethan ułożył sobie życie — poślubił drugą kobietę i miał z nią dwójkę synów — to Clarisse postanowiła poświęcić się pracy. Stanowisko menadżera w jednej z lokalnych, szybko rozwijających się firm często pochłaniało też jej prywatny czas. Kiedyś nie mogła prowadzić cywilizowanej rozmowy z Ethanem, teraz tylko mimika jej twarzy zdradzała, że temat byłego męża nadal przywodził złe wspomnienia.

— Powinnaś nie ruszać tych pieniędzy, chciałaś przecież podróżować po Europie, ale to wszystko kosztuje.

— Wiem.

Miała już trochę odłożone. Świnka z napisem: "zbieram na marzenia" dzielnie mieściła w sobie kilkadziesiąt banknotów o nominałach od dwudziestu do stu. Ich liczebność stale się powiększała, bo Clarisse po kryjomu dokładała pieniądze do skarbonki. Ale cicho, to sekret!

Clarisse pokiwała głową, postanawiając już nie drążyć tematu oszczędności córki. Miała przed sobą całe popołudnie w firmowych papierach. Chciała zdążyć z nimi do wieczora, bo planowała jeszcze raz jechać do szpitala. Musiała przecież skontrolować pracę lekarzy. Fakt, prywatna służba zdrowia, ale patałachy zdarzają się wszędzie!

— To ja już pójdę do siebie. — Zoe skierowała się w stronę schodów. — Jeśli będziesz, coś chciała, to krzycz.

Jak zawsze.

— Idź, idź.

Clarisse już w myślach analizowała kolumny i wiersze w excelu, sprawdzając, czy nigdzie nie wkradły się błędy. Kierowała się w stronę laptopa, który zawsze leżał na szklanym stoliku do kawy, w salonie. Aż dziw, że nigdy nie zapomniała, gdzie leży jej główne narzędzie pracy. Naprawdę.

***

Zoe właśnie leżała w łóżku, słuchając swojej playlisty na Spotife i bezmyślnie patrząc w sufit, kiedy zadzwonił telefon.

Eva.

Dzwoniła już wcześniej, ale Zoe zostawiła telefon w swoim pokoju, a wtedy jadła obiad. Zresztą nawet go nie usłyszała. Tryb wyciszenia chyba każdemu mówi wszystko. Powodował on, że można było dzwonić do Zoe piętnaście razy, a może za dwudziestym łaskawie odbierała.

— Dziś tylko dziewięć razy nie odebrałaś. Idziesz na rekord — skomentowała Eva, kiedy Zoe nareszcie odebrała telefon.

— Moc jest w prawej ręce.

— Dobrze, że nie zmieniłaś płci, bo zabrzmiałoby to dwuznacznie.

Eva roześmiała się. 

— Żarty żartami, ale musimy pogadać.

"Musimy pogadać" zawsze budziło niepokój i lęk. Sugerowało, że stało się coś strasznego i wcale nie podobało się Zoe.

— Co się stało?

Nastolatka poderwała się z łóżka i zaczęła przechadzać się po pokoju, wytyczając w nim nowe szlaki. Mocno ścisnęła telefon, może zbyt mocno. Palce aż jej pobielały.

— Oglądasz czasami telewizję?

Zoe zamilkła. Milczenie mówiło więcej niż tysiąc słów. Jasne, że nie oglądała. Miała dość ogłupiających seriali paradokumentalnych i propagandowych programów informacyjnych.

— Przecież wiesz, że nie i nie zamierzam tego zmieniać. Od kiedy wyeliminowałam całkowicie telewizję ze swojego życia, to włosy przestały mi wypadać i skóra się stała zdrowsza. Sama powinnaś tego spróbować. Po prostu rewelacja!

— To powinnaś zacząć. W telewizji mówili, że z więzienia uciekł jakiś kryminalista, którego ostatni raz widziano w naszym mieście. Chciałam cię po prostu ostrzec. Gaz pieprzowy w torebce nigdy nie zaszkodzi, może uratować ci życie.

— Wypluj te słowa. Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam dożyć późnej starości i mieć gromadkę wnucząt.

Eva pokręciła tylko głową z politowaniem. Cała Zoe. Zbywała wszystko, dopóki jej to nie dotyczyło, a potem był płacz i zgrzytanie zębów, kiedy wszystko się zawaliło.

— Jak uważasz. Przepraszam, ale nie mogę już rozmawiać, muszę odebrać brata od kolegi. Zadzwonię, kiedy wrócę, a ty zrobisz, co zechcesz.

Rozłączyła się, a Zoe opadła na łóżko.

Kryminalista? A to dobre. To tylko kwestia czasu, aż odpowiednie służby go złapią.

Tym samym pierwsze ostrzeżenie pozostało niewysłuchane.


Z chęcią przeczytam Wasze opinie o tym rozdziale. Mam nadzieję, że wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Chciałabym też wspomnieć, że rozdziały będą się pojawiać raz na dwa tygodnie.

Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro