Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Eva była mistrzynią robienia naleśników. Praktycznie zawsze wychodziły idealnie okrągłe i o odpowiedniej grubości. Świetnie smakowały z dżemem, nutellą, a nawet pastą łososiową. W przeciwieństwie do Evy, Zoe nie lubiła gotować, a naleśniki wykonane przez nią wyglądały jak przypalone potworki — przynajmniej były zjadliwe.

— Wolisz dżem truskawkowy czy syrop klonowy? — Eva zerknęła do szafki, starannie unikając patrzenia na przyjaciółkę. — Ups — zaklęła. Zagapiła się i naleśnik z jednej strony troszkę się przypalił. Nic nie szkodzi, z dżemem nic nie będzie czuć, pomyślała. 

— Syrop, jeśli nie ma nutelli. 

Eva tylko skinęła głową i wyłączyła palnik. Naleśniki położyła na stole, a fartuch umazany ciastem rzuciła na blat. Z szafki wzięła syrop klonowy i podała go przyjaciółce.

— A ty nie jesz? — Zoe spojrzała ze zdziwieniem na przyjaciółkę, która tylko pokręciła głową. — Czemu? Przecież wszelkie diety zaczyna się od poniedziałku, nie soboty.

— To już sobota? Szybko zleciało. A przecież był czwartek.

Zoe może nie należała do najbystrzejszych nastolatek, ale nawet ona zauważyła, że jej przyjaciółka jest zamyślona, nieobecna i być może odrobinę poddenerwowana. Każdy szmer sprawiał, że leciutko podskakiwała i z niepokojem rozglądała się na boki. Raz nawet potłukła wazon, kiedy wstawiała kwiaty do wazonu, a kurier ośmielił się zadzwonić do drzwi. 

— Przejmujesz się tym kryminalistą?

— Tak! Licho nigdy nie śpi i zawsze lepiej mieć oczy szeroko otwarte. — Eva żywo gestykulowała, prawie zrzucając talerze ze stołu. Dobrze, że nie miała noża w rękach, bo mogło się zrobić niespodziewanie zbyt niebezpiecznie. Nóż mógłby wyślizgnąć jej się z dłoni... mógłby być zbyt mocno naostrzony, a przecież wiadomo, że najwięcej nieszczęśliwych wypadków zdarza się w domu, przez nieuwagę. — Ale ty zawsze wiesz lepiej, prawda?

Opadła bezradnie na krzesło. Wszelkie jej prośby, krzyki nie uświadamiały przyjaciółki, żeby chociaż nie chodziła wieczorami po parku. Nic z tego! Zoe założyła, że nic jej nie grozi. Powinna wiedzieć, że plany i życie nie idą w parze. Zawsze się coś skomplikuje. Na niekorzyść, z reguły. Eva miała ochotę uderzyć głową w ścianę . Nie wiedziała tylko czy swoją czy Zoe. Zoe była po prostu przypadkiem beznadziejnym.

— Szansa, że facet będzie ukrywał się w naszym mieście są... — zaczęła Zoe, ale Eva nie dała jej skończyć.

— Nie obchodzi mnie jakie! — krzyknęła druga natolatka, zrywając się z krzesła i potrząsając przyjaciółką. — Rozumiesz?! To nie jest jakiś tam złodziejaszek, który ukradł starszej pani portfel, bo chciał kilka dolców na piwo! To gwałciciel i morderca, a po tobie spływa to wszystko jak po kaczce! Może jeszcze myślisz, że jest niewinny, co?

Opadła z westchnieniem na krzesło, widząc, jak przyjaciółka skinęła głową. Czuła się bezradnie i nie wiedziała co robić. 

— Przecież wiesz, że sądy skazują niewinnych ludzi na kary śmierci, a po latach okazuje się, że byli niewinni.

Eva wywróciła tylko oczami. Znów ta stara śpiewka. Każdy zasługuje na drugą szansę, sądy się mylą, świadkowie są podstawieni... 

— Ale wiesz, że to minimalny odsetek? — wtrąciła Eva, przerywając wywód przyjaciółki na temat wymiaru sprawiedliwości. — A skoro jesteś pierwsza do dawania kryminalistom drugiej szansy, to czemu się nie pogodzisz z mamą? 

 Trafiła w punkt, powodując, że Zoe zamilkła, nie wiedząc, co powinna odpowiedzieć, żeby nie wyjść na hipokrytkę.

— Bo w gruncie rzeczy jesteś tchórzem, który zgrywa bohatera, kiedy zagrożenie jest daleko, a kiedy przychodzi ci się zmierzyć z własnymi problemami, to chowasz głowę w piasek. Nie umiesz nawet wysłuchać dobrych rad, tylko wszystko robisz po swojemu. Nie mam pojęcia, co próbujesz tym udowodnić i komu — głos Evy się załamał. Żadne jej argumenty nie trafiały do Zoe, żadne! Dziewczyna tylko zbywała je swoją obojętnością. — I nawet nie próbuj zaprzeczyć.

Zoe nic nie odpowiedziała, tylko zabrała się za jedzenie naleśników. Bez syropu klonowego. Zapomniała o nim, próbując przetrawić krzyki Evy. Myślała, że jej przyjaciółka jest inna, a tu się okazało, że gra z mamą w jednej drużynie. 

Zdrajczyni. 

Gdyby odpowiedziała, skończyłoby się to awanturą, a czasami lepiej było przemilczeć, pokiwać głową w odpowiednich momentach i zrobić po swojemu; jak zwykle.

— Czyli nie idziemy do kina? — zapytała Zoe, zmieniając temat.

Naleśniki już dawno wystygły, zresztą większość została zjedzona. Tylko dwa leżały na talerzu.  

Eva pokręciła głową w odpowiedzi: — Wiesz, nie mam pieniędzy. Wydałam wszystkie zarobione pieniądze na nowe ubrania. Nie mogę chodzić tylko w czarnych dżinsach, białych T-shirtach i skórzanych kurtkach z ćwiekami. Zawsze możemy obejrzeć coś w telewizji — zaproponowała, widząc zawiedzioną minę przyjaciółki. — Zamówimy pizzę, wypijemy colę i się zrelaksujemy.

— To zależy czy masz zwykłą czy wiśniową. 

— I tą, i tą. — Eva roześmiała się trochę sztuczno i nerwowo. Nadal była zła na przyjaciółkę, że ona ma tak olewczy stosunek do tak poważnej sprawy, ale postanowiła już nie drążyć tematu. Nie chciała się dzisiaj już bardziej denerwować. — Mam nawet pomarańcze, więc możemy wycisnąć sok.

— Pizza też może fit? — zakpiła Zoe. Uznawała pizzę z podwójnym serem, szynką i pieczarkami, kiedy Eva wolała wegetariańską. 

— A czemu nie? Naprawdę zamierzasz kłócić się o pizzę? 

— Tak.

Eva przewróciła oczami. Dziecinada. Zoe puściła jej oczko. Napięcie zaczęło powoli schodzić. Zamówiły pół na pół. Trzy godziny później, kiedy wreszcie wybrały numerki pizzy i dodzwoniły się do pizzerii.

***

— Ten dostawca był całkiem przystojny. — Zoe była podekscytowana. Miała słabość do wysokich blondynów z niebieskimi oczami. Zwłaszcza jeśli ci blondyni, dawali jej swój numer telefonu, żeby do nich zadzwoniła w wolnym czasie. Nie robiła tego praktycznie nigdy, ale teraz zamierzała uczynić wyjątek. — Słyszałaś jego głos? Taki niski.

— Głos jak głos — przerwała jej Eva — ale te oczy. Mówię ci, nigdy nie widziałam tak niebieskich. 

Obie dziewczyny rozmarzyły się. Obu się spodobał, ale urzekł je czymś innym. Dały mu nawet napiwek. Ale no cóż, Eva miała chłopaka, którego kochała i nie zamierzała podrywać przystojnego dostawcy pizzy. To zadanie zostawiła Zoe, ona nie miała chłopaka, a może gdyby miała, to on by jej wybił głupie pomysły z głowy.

— Oczy też miał śliczne. — Zoe zgodziła się z przyjaciółką. — W zasadzie wyglądał jak model z okładki Cosmopolitan lub Vogue'a. Dobra. — Potarła dłonie o siebie i zaczęła przeglądać kolekcję płyt DVD. — Oglądamy komedię romantyczną czy kryminał? — zapytała, chcąc zawężyć wybór.

— Kryminał.

— "Sherlock Holmes"! — wykrzyknęły równocześnie.

Eva włączyła telewizor i odtwarzacz DVD, a Zoe włożyła płytę. 

Zaczął się seans w towarzystwie chichotów, najnowszych ploteczek i pizzy, okraszony pewną dawką niepokoju i ukradkowego patrzenia przez okno. Ze świadomością, że to jeszcze nie koniec.

— Ale wiesz, że już się ściemnia i nie powinnaś wracać sama do domu. 

Zdecydowanie nie koniec. Eva mogła być taka upierdliwa. 

— Mogłabyś zostać na noc — kontynuowała, patrząc na swój kawałek pizzy. — Mamy wolny pokój, od kiedy Adam wyprowadził się do swojej dziewczyny. 

Eva brzmiała jak desperatka.

Zoe pokiwała głową, mówiąc "dziękuję". Pominęła milczeniem natręctwo przyjaciółki. Mogła przecież zostać u niej. Nic nie traciła, a Eva przynajmniej się uspokoiła. 

Względnie. 

— To świetnie!

Eva poszła szykować pościel, nie wiedząc, że niebezpieczeństwo jest bliżej niż myślała.

Tuż za zamkniętym oknem.

Czekało.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro