Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• 9 •


Wpuszczam do płuc pokłady chłodnego, porannego powietrza, spacerując wąską alejką zalaną złotem jesiennego słońca. Krocząc niespiesznie skrzypiącą dróżką, wpatruję się w zachodzący błękitem horyzont i usilnie staram się odpędzić lawinę wspomnień, brutalnie zalewającą mój umysł wydarzeniami sprzed kilku dni.

Ściska mnie w sercu. Bezsilność przepełnia moją duszę. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech, by stłumić szalejącą we mnie burzę sprzecznych emocji. Myśli w mojej głowie stają się zbyt głośne. Zwłaszcza te, które uparcie próbuję od siebie odepchnąć.

Rozum podpowiada mi, że powinnam zachować czujność i nie dać się zwieść słodkim słówkom i zapewnieniom bruneta. Ale serce zajmuje w tej kwestii odmienne stanowisko i ilekroć widzi wspomnianego wcześniej chłopaka, bije jak szalone i puchnie od przyspieszonych uderzeń.

- Panna Valente? - Niepewnie kiwam głową. - Proszę za mną. - Sekretarka uśmiecha się do mnie uprzejmie. Nie wiem co się dzieje. Nawet nie jestem do końca pewna, czy chcę wiedzieć. Zaczynam się denerwować. Czuję, że pocą mi się dłonie. Przechodząc środkiem korytarza słyszę konspiracyjne szepty i kąsliwe uwagi wycelowane w moją osobę. Zwieszam głowę wbijając wzrok w podłogę. - Pan Balsano chce z tobą porozmawiać.

Stoję osłupiała przed ogromnymi, dębowymi drzwiami i tępo wpatruję się w tabliczkę z napisem dyrektor. Pan Balsano? Ale to by znaczyło że...

Mężczyzna pozostaje nieruchomy. Nawet nie rzuca na mnie okiem, kiedy wchodzę do gabinetu. Siedzi zapatrzony w obraz za oknem, opierając się o kant biurka i trzymając w dłoni wypełniony aromatyczną kawą kubek. Czuję się słabo, coś dusi mnie w żołądku.

- Siadaj, Luna.

Spanikowana siadam na krześle. Staram się opanować rozszalałe serce i uspokoić galopujące myśli, ale bezskutecznie. Mężczyzna odwraca się i posyła mi słaby uśmiech. Wygodnie rozsiada się w fotelu, splata dłonie i bierze głęboki wdech.

- Nie denerwuj się - mówi. - Chciałem zadać ci kilka pytań. Bystra z ciebie dziewczyna, myślę, że wiesz czego dotyczą.

- N-nie do końca rozumiem - jęczę. Mój głos drży od nadmiaru emocji. Nie jestem w stanie skleić w głowie żadnej sensownej myśli, a przeszywający mnie na wskroś wzrok dyrektora zdecydowanie tego nie ułatwia.

- Przejdźmy do rzeczy, nie chcę marnować czasu. Zależy mi na twojej szczerości. - Głośno przełykam ślinę i ledwo zauważalnie kiwam głową. - Dobrze. Chcę wiedzieć, co łączy cię z moim synem.

- My tylko... Kolegujemy się, nic więcej - odpowiadam zgodnie z prawdą. Między mną a Matteo nic nie ma. Nie może być. Pan Balsano zwilża dolną wargę, po czym zaciska usta w wąską linię.

- W porządku, nie będę owijał w bawełnę. Chcę, żebyś trzymała się od niego z daleka. Matteo ma sporo problemów. Zwłaszcza teraz, biorąc pod uwagę wydarzenia sprzed kilku tygodni, jego stan znacznie się pogorszył.

- Z całym szacunkiem, panie dyrektorze - zaczynam lekko zdenerwowana. - Ale odcinanie Matteo od przyjaciół nie polepszy jego sytuacji. - Mężczyzna uśmiecha się krzywo i chichocze. Zaciskam dłonie w pięści. Jego zachowanie wytrąca mnie z równowagi. Wśród natłoku buzujących w mojej głowie myśli nie jestem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

- Pozwól, że to ja zadecyduję, co jest dobre, a co złe dla mojego syna - odpowiada, siląc się na miły ton. - Po prostu daj mu spokój. Teraz, póki nie jest za późno.

- Nie może mi pan zabronić spotykać się z nim.

- Owszem, mogę. Właśnie to zrobiłem - mówi kpiąco. Gestem dłoni wskazuje mi drzwi. - Dziękuję, że znalazłaś dla mnie chwilkę czasu. Teraz idź już na lekcje. Do widzenia.

Kręcę głową z niedowierzaniem. Wychodzę z gabinetu powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami. Słowa mężczyzny doprowadzają mnie do szału. Nie mam zamiaru stosować się do jego słów. Skoro Matteo ma problemy, to potrzebuje osób, które pomogą mu je rozwiązać, które porozmawiają z nim i sprawią, że w jego sercu ponownie zagości spokój i szczęście. Odpychając go od siebie sprawiłabym mu jeszcze większą krzywdę. Nie potrafię uwierzyć, że jego ojciec posuwa się do czegoś takiego. To niedorzeczne.

- Cześć, skarbie - przesłodzony głos Simona wytrąca mnie z rozmyślań. Brunet uśmiecha się krzywo i robi krok w moją stronę. Jest zły. Nie, jest wściekły. Cholernie. Uderzam plecami o ścianę.

- C-coś się stało? - pytam słabym głosem. Wtulam głowę w ramiona, chcąc skryć się przed surowym spojrzeniem chłopaka. Stoję spięta, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu.

- Nie udawaj - rzuca ostrym tonem. Widzę jak zaciska dłonie w pięści. Z trudem panuje nad swoim gniewem.

- Ale ja... Nic nie rozumiem, Simon, o co chodzi? - pytam cicho. Alvarez parska śmiechem, po czym niespodziewanie uderza pięścią w ścianę. Tuż obok mojej głowy. Zaciskam oczy i przykładam rękę do ust, powstrzymując się od krzyknięcia, oniemiała z powodu jego zachowania.

- Co robiłaś kilka dni temu z tym dupkiem? Co?! Myślałaś, że się nie dowiem? Że możesz mnie oszukiwać? - Wydaje z siebie potok chaotycznych słów. Wypuszczam z płuc wstrzymywane przez cały czas powietrze i nerwowo kręcę głową. Pierwszy raz widzę go w takim stanie. Przeraża mnie. - Mów do cholery, czekam na wyjaśnienia. Albo wiesz co, nie chcę tego słuchać. Nie interesuje mnie to. To ma się nigdy więcej nie powtórzyć, rozumiemy się?

Przytakuję, przygryzając wargę, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Nie mam odwagi, by zaprotestować. W jednej chwili czuję w piersi dławiący ból. Simon nigdy taki nie był. Przesuwa dłonią po mojej twarzy, chwytając przy okazji kilka kosmyków.

- Jesteś tylko moja. - Wyraźnie akcentuje ostatnie słowo. - Nie pozwolę, żeby ten dupek mi ciebie odebrał. - Przyszpila mnie do ściany ciężarem swojego ciała i wyznacza mokrą ścieżkę na szyi. Napiera na mnie, obmacując jednocześnie moje piersi. Ogarnia mnie panika, uwięziona w uścisku zaczynam oddychać szybciej i szybciej.

- Przestań, Simon – błagam rozpaczliwie, odpychając go od siebie.

On jednak pozostaje głuchy na moje prośby. Zmusza mnie do patrzenia w jego kipiące żarem źrenice, mocno mnie do siebie przyciąga i całuje. Przebija się językiem przez moje wargi, a mnie momentalnie robi się słabo. Jego oddech jest coraz szybszy. Wsuwa dłoń pod moją koszulkę i błądzi nią po plecach. Całuje mocno i odurzająco. Z trudem powstrzymuję mdłości.

- M-możesz odwieźć mnie do domu? - Dygoczę. Simon spogląda na mnie z niezadowoleniem i wyraźnym rozczarowaniem, ale przystaje na moją prośbę. Chwyta mnie za rękę i wbija w nią palce. Pospiesznie wyciągam ze swojej szafki płaszczyk, zmieniam buty i w biegu chowam do plecaka potrzebne książki. Siadam od strony pasażera, zapinam pas i odwracam głowę w przeciwną stronę. Nie chcę na niego patrzeć.

Drogę do domu spędzamy w ciszy. Kiedy samochód zatrzymuje się na podjeździe przed moim domem, nie wiem co robić. Wzdycham cicho i spoglądam w ziemię, niezdolna do powiedzenia niczego więcej.

- Nie zaprosisz mnie do siebie? - Kpiący głos bruneta przebija się przez falę przykrych wspomnień. Lekko kiwam głową i wychodzę z auta, ciężkim krokiem włócząc się w stronę domu. Sięgam do plecaka w celu znalezienia klucza, ale ze strachem zauważam, że musiałam go zostawić w szkole. Zagryzam dolną wargę i naciskam klamkę, w nadziei, że drzwi się otworzą. Moje ciche prośby zostają wysłuchane, bowiem kilka minut później stoję w salonie i uważnie się po nim rozglądam. Jestem pewna, że wychodząc z domu zamknęłam drzwi. Włamanie? Kradzież? Niemożliwe. Wszystko pozostaje na swoim miejscu. Nie mam czasu, by dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ Simon owija swoje dłonie wokół mojej talii i przyciąga mnie do siebie. Odgarnia moje włosy na bok i wędruje językiem po szyi.

- Teraz mamy chwilkę dla siebie – mruczy pomiędzy pocałunkami. - Pragnę cię, Luna. - Nie myśl o tym. Nie myśl o tym. Ten koszmar zaraz się skończy. - Jesteś taka piękna – jęczy zniecierpliwony. Nie słyszę już nic. Stoję sztywno, myślami będąc w innym miejscu. Marzę jedynie by uciec. Uciec jak najdalej. Od niego.

Ten rozdział jest beznadziejny. Zdaję sobie z tego sprawę. Przepraszam, że po tak długiej nieobecności przychodzę do Was z czymś takim. Przez dwa tygodnie nie miałam internetu, koszmar, naprawdę! Ale już wracam. W ramach takiego małego prezentu chciałam spytać, kiedy chcecie następny rozdzial? Jest już napisany, tak jak kilka następnych, więc z przyjemnością go szybciej opublikuję.

Jeszcze jedno... Chciałabym Wam z całego serca podziękować za te wszystkie wyświetlenia, komentarze i gwiazdki. Nie spodziewałam się, że tak miło przyjmiecie tą książkę. Ilekroć czytam Wasze opinie na jej temat to mam ogromny uśmiech na twarzy. I dostaję kopa do pracy, to przede wszystkim!

Czekam na Wasze opinie. Ściskam mocno <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro