• 6 •
Wchodzę do szkoły. Hałas niosący się w powietrzu rozdziera moje uszy na tysiące kawałeczków. Ściskam przy klatce piersiowej stos zeszytów i ze spuszczoną głową przemierzam zatłoczony korytarz, ignorując wredne spojrzenia i kpiące uśmieszki posyłane w moją stronę.
Proszę, przestańcie.
Czuję, że się czerwienię. Staram się nie robić nic, co mogłoby mnie jeszcze bardziej upokorzyć w oczach tych wszystkich ludzi. Marzę jedynie o tym, by znaleźć się już przy swojej szafce.
Znajdując się coraz bliżej celu, zsuwam z ramion plecak i usiłuję wygrzebać z niego odpowiedni kluczyk. Kiedy wreszcie udaje mi się go znaleźć, podnoszę wzrok i widzę białą kartkę.
Białą kartkę z napisem "Dziwka".
K O N I E C R E T R O S P E K C J I
- Lunita, słuchasz mnie? - Ambar pstryka palcami przed moją twarzą. Przez kilka sekund patrzę na nią pustym wzrokiem, po czym niespiesznie kiwam głową i wykrzywiam usta w uśmiechu, bardziej przypominającym grymas. - Ach tak? Więc co powiedziałam? - Blondynka krzyżuje ręce. Milczę.
- Dzień dobry, moje drogie - radosny głos Gastona przerywa niezręczną ciszę. Oddycham z ulgą. Brunet posuwistym ruchem wkłada mi w dłoń kubeczek wypełniony parującą kawą i obejmuje Smith ramieniem. Przyjaciółka posyła mi spojrzenie typu "jeszcze dokończymy tą rozmowę" i mówi:
- Słyszeliście o tym, co się stało w zeszłym tygodniu?
Marszczę brwi i kręcę głową.
- Cała szkoła o tym gada! Ugh, nieważne. - Lekceważąco macha dłonią. - Jakaś dziewczyna z naszego rocznika popełniła samobójstwo.
Moim ciałem wstrząsa nieprzyjemny dreszcz, a serce zalewa nieokiełznana fala smutku i współczucia. Potrząsam głową, nie mogąc znaleźć słów, które wyraziłyby, jak bardzo jest mi przykro.
- Wiesz jak się nazywa? - pytam po dłuższej chwili.
- Nina Simonetti - odpowiada. Kładzie dłoń na moim ramieniu i wzdycha ciężko. - Wiem, że jesteś wrażliwa, ale proszę, nie zamartwiaj się tym. Nie znałaś jej, prawda?
- Nie... To znaczy, chyba chodziła ze mną do klasy - szepczę.
Widzę, jak Ambar otwiera usta, by odpowiedzieć, ale przerywa jej głośny huk rozchodzący się po korytarzu. Unoszę wzrok i rozglądam się dokładnie. Widzę szarpiącego się z Simonem Matteo. Zaciekle rozmawiają. Brunet gwałtownie rzuca Alvarezem o szafki i uśmiecha się kpiąco. Dostrzegam w jego oczach szał i wściekłość. W ciągu tych kilkudziesięciu sekund na korytarzu zbiera się spora grupka uczniów.
Robi mi się gorąco. W jednej chwili czuję niesamowity przypływ odwagi i chcę wygarnąć brunetowi wszystko, co o nim myślę. Nie ma żadnego prawa krzywdzić innych. Nikt nie ma. Rzucam torbę na podłogę i szybkim krokiem podchodzę do chłopaków.
- Przestań! - wołam, widząc, że Simon powoli traci przytomność. Matteo nie reaguje. Gwałtownie chwytam go za rękę. Czuję przyjemny prąd przebiegający po moich plecach.
- Zasłużył sobie na to - warczy brunet, szykując się do zadania kolejnego ciosu. Staję pomiędzy nim a Alvarezem i osłaniam Simona swoim ciałem.
- To ty powinieneś znaleźć się na jego miejscu - syczę. Barwa mojego ostrego głosu przeraża mnie. Matteo zastyga w bezruchu i rozchyla wargi.
- Ach tak? - Podchodzi bliżej. - A to niby dlaczego? - pyta kpiąco. Odwaga ze mnie ulatuje. Czuję się malutka pod wpływem jego surowego spojrzenia. Stoję nieruchomo, nie potrafiąc nic z siebie wydusić.
- Wiem, co zrobiłeś jego przyjaciółce - szepczę cicho, spuszczając wzrok.
- Słuchaj, Luna. - Spogląda na mnie z politowaniem. - Nie wiem, co twój chłoptaś ci nagadał, ale mogę cię zapewnić, że to wszystko kłamstwa.
- Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz?
Matteo śmieje się cicho i posyła mi kpiący uśmieszek.
- Skąd pewność, że on mówi prawdę?
Widzę, że jego rysy łagodnieją, a w oczach majaczą iskierki rozbawienia. Schyla się po plecak leżący przy szafkach i zakłada go na ramię.
- Trzymaj się.
Łapię gwałtownie powietrze i przeczesuję włosy palcami. Dopiero po dłuższej chwili dociera do mnie, co się przed chwilą stało. Mam mętlik w głowie. Nie wiem który z nich mówi prawdę. Nie wiem któremu z nich mogę zaufać.
- Możesz mi wyjaśnić, co się tutaj stało? Skąd znasz Matteo?
- Nie znam - mamroczę. Ale chcę poznać.
- Widzę, że coś przede mną ukrywasz. - Na jej usta wkrada się słaby, smutny uśmiech. - Co się dzieje? Czemu broniłaś tego chłopaka?
- Nie chcę o tym rozmawiać. Idę na lekcje, pogadamy później.
- Nie ma opcji, tak szybko mi się nie wymigasz! - Ambar chwyta mnie za dłoń. Wzdycham ciężko i posyłam jej błagalne spojrzenie.
- Daj jej spokój, skarbie. - Gaston staje w mojej obronie. - Później o tym porozmawiacie. Chodź na lekcje, zaraz dzwonek.
Uśmiecham się do niego w podziękowaniu i odchodzę w przeciwną stronę. Wiem, że prędzej czy później będę musiała wyznać jej prawdę. Jest moją przyjaciółką, ale czasami czuję, że im mniej ludzie o mnie wiedzą, tym lepiej. Biorę głęboki wdech. Moją głowę wypełniają wszystkie słowa, które kilka minut temu usłyszałam.
Niech ten dzień już się skończy.
- Luna, co ty wyprawiasz? - Simon. Jest zdenerwowany. Pospiesznie zmierza w moim kierunku. Cholera. - Ten dupek mógł ci coś zrobić. Martwiłem się. - Zamyka mnie w szczelnym uścisku. Mój oddech się spłyca, mięśnie napinają, a serce łomocze w piersi. Czy on... Czy my jesteśmy...? Nie, na pewno nie.
- Niepotrzebnie. - Odsuwam się. Staram się zachowywać spokój. - Nie mogłam bezczynnie stać i patrzeć, jak cię krzywdzi. - Tak, jak zrobiłam to ostatnio.
- Maleńka, doceniam to. Ale nigdy więcej tego nie rób. - Całuje mnie w usta. Niespodziewanie. Brutalnie. Czuję jego ciepło. Czuję jego perfumy. Ale nie są tak cudowne jak perfumy Matteo. Uśmiecham się nieśmiało i zakładam kosmyk włosów za ucho.
- Pójdę już, zaraz lekcja. To... Do zobaczenia?
Jak wrażenia?
Gwiazdkujcie, komentujcie. Czekam na Wasze opinie.
Buziaki 💓
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro