Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• 11 •


Wyciągam z kieszeni klucz i otwieram drzwi. Nie mogę odeprzeć od siebie wrażenia, że ktoś mnie obserwuje. Mroźny dreszcz przebiega mi po plecach. Cholerny zamek! Szybciej. Szybciej. Szybciej. Boję się odwrócić. Boję się tego, co zobaczę. Naciskam klamkę. Ustępuje. Tak, udało się. Jestem bezpieczna. Chcę wejść do środka. Ale nie mogę. Silne palce zaciskają się na moim ramieniu, uniemożliwiając zrobienie kroku. Nie nie nie. Już po mnie. Odwracam głowę.

Matteo.

- Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć.

Oddycham z ulgą. Czuję jak z każdą sekundą, w której na niego spoglądam, wypełnia mnie w środku fala radości i podekscytowania. Obdarzam go ciepłym uśmiechem i zatapiam spojrzenie w hipnotyzującej głębi jego czekoladowych oczu. Muszę zamaskować fakt, że jestem przerażona. Poprawka. Że byłam przerażona.

- Co tutaj robisz? - pytam. Matteo drapie się po tyle głowy.

- Chciałem cię zobaczyć.

Nieprzygotowana na tego typu komplement chichoczę cicho i zawstydzona spuszczam wzrok, uważnie przyglądając się swoim paznokciom. Z każdym kolejnym oddechem moje tętno wzrasta, serce przyspiesza, a ciało oblewa nieokiełznana fala gorąca.

- To znaczy... - Próbuje wybrnąć z niezręcznej sytuacji. - Martwiłem się czy Simon nie zrobił ci krzywdy.

- Dlaczego miałby to zrobić?

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak wiele prawdy jest w słowach Matteo. Ze ściśniętym żołądkiem i silnie łomoczącym sercem czekam na jego odpowiedź. Brunet na moment zaciska szczękę, po czym spogląda na mnie z troską.

- Nie lubi mnie - przerywa na moment. - Wpadłby w szał, gdyby się dowiedział, że się ze mną spotkałaś. Wolałem się upewnić.

- Obchodzi cię to? - szepczę słabym, niemal niesłyszalnym głosem. Czując tak dobrze znane mi ukłucie w klatce, zatapiam spojrzenie w niezmąconym granacie nieboskłonu. Przeciągająca się pomiędzy nami cisza dławi mnie w gardle. Utwierdza w przekonaniu, że odpowiedź jest przecząca.

- Ty mnie obchodzisz - mówi. Wypuszczam wstrzymywane przez cały czas powietrze i walcząc z cisnącymi się do oczu łzami zwieszam głowę. Rzucam na niego ukradkowe spojrzenie. Kciukiem i lekkim kiwnięciem głowy wskazuje przestrzeń za sobą. - Pójdę już.

- Nie, zostań. - Nie potrafiąc dłużej powstrzymywać emocji chwytam go za rękę i zatrzymuję. Nasze oczy się spotykają, co sprawia, że moje serce szamocze się, gotowe wyskoczyć z klatki piersiowej. Speszona własnym zachowaniem zabieram dłoń i cofam się do środka. - Oczywiście jeśli chcesz - dodaję ciszej, posyłając mu pełne nadziei spojrzenie. Brunet przytakuje.

Wstrzymując oddech wchodzę do środka. Spowitą gęstą ciemnością kuchnię przeszywa smuga światła. Wstawiam wodę na herbatę. Czuję na sobie wzrok bruneta. Obracam się i opieram o blat, unosząc kąciki ust do góry. Matteo uważnie mi się przygląda.

- Coś nie tak?

- Nie, po prostu... - Zaciska wargi i chwilę się nad czymś zastanawia. - Lubię twój uśmiech.

Moje serce wystrzela głośno, podchodząc mi do gardła. Czuję, że jestem bliska utraty przytomności. Mój żołądek właśnie wykonuje fikołki, a twarz opanowują szkarłatne rumience. Lubię twój uśmiech. Lubię twój uśmiech. Cholera.

- Czy ty ze mną flirtujesz, Matteo? - śmieję się radośnie. Podpieram się dłońmi o biodra i lekko przekrzywiam głowę. Brunet parska śmiechem. Obserwuję każdy detal jego idealnej twarzy. Tracę kontakt z rzeczywistością i grunt pod nogami. Widzę, że chłopak otwiera usta, ale nie słyszę tego, co mówi.

Dopiero gwizd czajnika sprowadza mnie na ziemię. Potrząsam głową i odwracam się, by zalać naczynia wrzątkiem. Czuję na ramionach gęsią skórkę. Głupia! Ciekawe co teraz sobie o mnie pomyśli. Wzdycham cicho. Podaję chłopakowi kubek z herbatą, a kiedy spogląda w moje oczy, kompletnie zapominam co przed chwilą powiedział.

- Może masz ochotę na coś słodkiego? - Odzywam się, zawstydzona i skrępowana, chcąc przerwać otulającą nas ciszę. Sięgam ręką do szafki i wyjmuję z niej paczkę ciasteczek. - Ambar przywozi mi je za każdym razem, kiedy tutaj przyjeżdża. Moje ulubione. - Uśmiecham się, odsłaniając rząd zębów.

- Nie, dziękuję - mówi. - Trzymam formę. - Klepie się po brzuchu. Wybucham głośnym śmiechem.

- Racja, powinieneś trochę zrzucić. Jeszcze trochę i nie zmieścisz się w drzwiach - odpowiadam poważnym tonem. Staram się zatuszować błąkający się po mojej twarzy uśmiech. Matteo przykłada dłonie do piersi i teatralnie wzdycha, udając oburzonego.

- Ach, czyli sugerujesz, że jestem gruby? - Krzyżuje ręce i spogląda na mnie spod byka. Uśmiecham się cwaniacko i poruszam brwiami.

- Sam to powiedziałeś. - Unoszę dłonie w obronnym geście. Balsano parska śmiechem i kręci głową z dezaprobatą. Robi mi się duszno. Przepraszam chłopaka i wychodzę do łazienki.

Chwila, stop! Co się dzieje? Moje policzki czerwienią się błyskawicznie, a serce nieznacznie przyspiesza, kiedy doznaję olśnienia. Przemywam twarz chłodną wodą i uśmiecham się szeroko. Czuję się szczęśliwa. Najzwyczajniej w świecie szczęśliwa. Ambar ma rację. Powinnam dać szansę Matteo. Nie da się oszukać serca, które bije szybciej właśnie dla niego.

Jednak żołądek ściska mi się ze zdenerwowania na samą myśl o rozmowie z Simonem. Ostatnie wydarzenia zasiały w mojej głowie ziarnko niepewności co do tego, czy Alvarez naprawdę jest tym, za kogo się dotychczas podawał. Ogniki wściekłości, które rozbłysły w jego źrenicach na długo powstrzymają mnie przed spotkaniem z nim.

Wychodzę z łazienki i wolnym krokiem człapię do kuchni. Zatrzymuję się w progu, kiedy słyszę głos Matteo. Rozmawia z kimś. Wiem, że nie powinnam, ale wiedziona ciekawością wychylam się zza rogu. To, co dostrzegam, odbiera mi mowę. Nie odrywam wzroku od punktu, w którym zawiesiłam go chwilę temu.

- Ufam jej. Po tym co się z tobą stało, straciłem nadzieję, że może być lepiej. Ale ona mi ją przywraca.

Kolana uginają się pode mną, mimowolnie zsuwam się na zimną posadzkę. Przywarszłszy plecami do chłodnej ściany ze strachem spoglądam w sufit. Oddycham głęboko. Przymykam oczy i wytężam słuch. Moje tętno momentalnie przyspiesza.

- Idź już, zanim tutaj wróci.

Powoli podnoszę się z podłogi, dłonią przytrzymując się framugi. Wdech. Wydech. Próbuję wmówić sobie, że to, co przed chwilą widziałam jest tylko głupim urojeniem, snem, z którego lada chwila wyrwie mnie budzik. Nerwowo przeczesuję włosy dłonią i usiłuję odpowiedzieć sobie na pytanie, które od kilku minut zaprząta moją głowę.

Dlaczego Matteo rozmawiał sam ze sobą?

Dzisiaj króciutko. Rozdziały będą pojawiać się teraz dość często, w końcu są wakacje! . Wreszcie Lutteo! Z każdym następnym rozdziałem będzie ich coraz więcej.

Za nami już połowa historii, bardzo powolutku zbliżamy się do końca. Z pewnością na jednej książce się nie skończy hahah.

Standardowo, dziękuję za wszystko, co tutaj dla mnie robicie. Jesteście najlepsze! Czekam na Wasze opinie. Ściskam mocno i do napisania <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro