Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• 5 •

Leżę na łóżku, gapiąc się w sufit pustym wzrokiem. Staram się zagłuszyć nieznośne myśli i skupić uwagę na czymkolwiek, co nie dotyczy Simona. Dopadają mnie wątpliwości. Nie chcę z nim iść. Nie chcę wychodzić z domu. Nie chcę teraz jego towarzystwa. Boże. Dlaczego zgodziłam się na to głupie spotkanie?

Chciałam zaprotestować. Powstrzymać to. Ale tego nie zrobiłam. Jak zwykle.

Staję przed lustrem i rozpuszczam włosy, po czym delikatnie przeczesuję je palcami. Wyglądam znośnie. Kątem oka zerkam na zegarek i pospiesznie zakładam przygotowany wcześniej komplet ciuchów.

Biorę kilka głębszych wdechów i z wymuszonym uśmiechem wychodzę na zewnątrz, gdzie czeka już na mnie Simon, nonszalancko opierający się o maskę samochodu. Nerwowo przygryzam dolną wargę. Ręce mi się pocą. Mogę jeszcze uciec. Odwrócić się i zniknąć. Ale wtedy on uzna mnie za wariatkę. Cholera, weź się w garść. To tylko kilka godzin. Kilka nic nieznaczących godzin.

- Cześć, Luna. - Uśmiecha się. Schyla się i całuje mnie w policzek. Czuję stado motyli szalejących w moim brzuchu. Przyjemne uczucie. - Wsiadaj. 

Niezgrabnie wskakuję do samochodu. Moja twarz płonie. Kilka sekund później jesteśmy już w drodze. Kątem oka obserwuje Simona. Jest skupiony na jeździe. Nie wiem czemu, ale nie potrafię powstrzymać uśmiechu, który pojawia się na mojej twarzy. Cieszę się, że pokonałam swoją niechęć i zdecydowałam się na to spotkanie. To była dobra decyzja.

- Jesteśmy.

Głos chłopaka wyrywa mnie z rozmyślań. Spoglądam za okno. Kawiarnia. Strzał w dziesiątkę.

- Pomyślałem, że powinniśmy się lepiej poznać. - Drapie się po karku. - Podają tutaj najlepszą gorącą czekoladę w mieście. - Nie mam szansy odpowiedzieć, bowiem brunet wychodzi z auta i szybko otwiera mi drzwi. Prawdziwy dżentelmen. Śmieję się cicho i nie protestuję, kiedy chwyta moją dłoń i prowadzi mnie do środka.

Zajmujemy miejsce przy dwuosobowym stoliku. Uważnie rozglądam się po pomieszczeniu. Wnętrze to mieszanka nowoczesnych i klasycznych, drewnianych mebli, które w połączeniu z kolorowymi poduchami, wiklinowymi koszami czy wazonami pełnymi kwiatów tworzą ciepły, przytulny i swojski klimat. Najbardziej jednak zachwyca mnie ogromny regał z książkami, który niemal zastępuje całą ścianę.

- Dwie gorące czekolady, poproszę. - Głos Simona sprowadza mnie na ziemię. Zakładam kosmyk włosów za ucho i spoglądam na niego wyczekująco. - Jesteś tutaj nowa, prawda? 

- Nie do końca - mówię. - Mieszkam tutaj od urodzenia, po prostu chodziłam do innej szkoły.

- Dlaczego postanowiłaś ją zmienić? - pyta wyraźnie zaciekawiony. Nie odpowiadam. Milczę przez dłuższą chwilę. - Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.

- Nie, nie, to nic takiego - zaprzeczam szybko. - Do Blake mam krótszą drogę. Przeprowadziłam się do rodzinnego domu i gdybym chciała ciągle chodzić do tamtego liceum, musiałabym spędzać sporo czasu w autobusie. - Kłamię. Modlę się, by Simon zmienił temat. Patrzę mu w oczy. Nie wygląda na przekonanego moją odpowiedzią.

Słaba z ciebie kłamczucha, Valente.

- Możemy jeździć do szkoły razem. Tak się składa, że mam po drodze - proponuje. Uśmiecham się nieśmiało.

- Nie chcę sprawiać ci kłopotu, naprawdę. - Staram się go odwieść od tego głupiego pomysłu. Głośno przełykam ślinę.

- No coś ty! To sama przyjemność spędzać drogę do szkoły w tak miłym towarzystwie. - Chwyta mnie za dłoń. Spoglądam na nią. Jego dotyk jest tak cholernie miły. Uspokajająco gładzi opuszkami palców moją skórę. Z trudem powstrzymuję się od głośnego westchnięcia.

- Dziękuję. - To jedyne słowo które jestem w stanie z siebie wydusić. Kelnerka przynosi nam gorącą czekoladę. Uśmiecham się dziękczynnie i chwilę później upijam łyka tej pyszności. - Mmm - mruczę.

- A nie mówiłem! - Śmieje się. - Uwielbiam to miejsce.

- Jest naprawdę magiczne - stwierdzam.

- Tak, to prawda - zgadza się. - Hej - zaczyna. - Pewnie jest coś, o co chciałabyś mnie spytać. Nie krępuj się. W końcu mieliśmy się lepiej poznać - mówi zachęcająco. Owszem. Jest jedna rzecz, która od kilku dni nie daje mi spokoju. Spytać czy nie? Tak. Nie. Tak. Nie.

- Dlaczego pobiłeś się z tamtym chłopakiem? - pytam szybko. Brunet nie wygląda na zaskoczonego. Przeczesuje włosy palcami i śmieje się cicho.

- Wiedziałem, że o to spytasz - odpowiada pewnie. Czuję się głupio. Rumienię się i spuszczam głowę w dół.

- Przepraszam, ja... Nie powinnam.

- Ej, spokojnie. - Chwyta mnie za podbródek. - Przecież to nic złego. Też byłbym ciekawy. - Uśmiecha się pocieszająco. - Matteo Balsano to dupek. - Och, Matteo. - Powinnaś trzymać się od niego z daleka.

- Dlaczego?

- Słuchaj, on... - przerywa na chwilę. - Zgwałcił moją przyjaciółkę. Zabawił się nią, a potem ją rzucił. - Widzę łzy w jego oczach. Głos mu się łamie. Nie wierzę w to. To nie może być prawda. - Była tylko jakimś głupim zakładem. Zniszczył ją. - Zaciska dłonie w pięści. - Cholera, nienawidzę tego skurwiela.

Wstrzymuję oddech. Nie docierają do mnie jego słowa. Nie rozumiem. Nie rozumiem jak można być tak okrutnym. Nerwowo zagryzam dolną wargę. Znowu.

- Przykro mi - szepczę, chwytając jego dłoń. Pociąga nosem i chichocze.

- To nic. - Ociera łzy z kącików. - Wracajmy już, robi się późno.

Drogę powrotną spędzamy w ciszy. Nie potrafię przestać myśleć o tym, co powiedział mi Simon. Jestem w szoku. Potrzebuję czasu, żeby dojść do siebie po tym wszystkim. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że chłopak którego spotkałam w łazience, zapłakany i bezbronny, będzie w stanie kogokolwiek skrzywdzić. Tak bardzo się pomyliłam.

- Luna?

Dochodzi do mnie przyciszony głos Simona. Wysiadam z samochodu i staję przed chłopakiem. Spogląda na mnie troskliwie. Nim mam szansę cokolwiek powiedzieć, przyciąga mnie do siebie. Dłonią obejmuje mój policzek, kładąc kciuk na lekko rozchylonych wargach. Cholera. Cholera. Cholera. Luna, oddychaj. Wdech, wydech, wdech, wydech.

- Widzę, że się martwisz - mówi cicho, nie spuszczając wzroku z moich ust. - Nie chciałem zwalać na ciebie swoich problemów. Nie zadręczaj nimi tej swojej ślicznej główki.

Słyszę mocne uderzenia swojego serca i przyspieszony oddech Simona. Nasze usta dzielą zaledwie centymetry. Nie powinnam. Przecież wcale się nie znamy. Nie chcę tego. Chcesz. Próbuję zmusić swoje ciało do wykonania jakiegokolwiek ruchu, ale nie potrafię. Simon, najdelikatniej jak potrafi muska ustami moje drżące wargi, spijając z nich cichy jęk rozkoszy. Pocałunek staje się głębszy i pełniejszy. Oddaję pieszczotę z nieoczekiwaną namiętnością. Pożądanie przenika mnie aż po koniuszki nerwów. Niech ta chwila trwa wiecznie.

Brunet odrywa się, opiera swoje czoło na moim i ciężko dyszy.

- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem to zrobić.

Tadam! Jestem (troszkę spóźniona) z rozdziałem, który kompletnie mnie nie zadowala. Pisałam go troszkę w innym stylu niż zazwyczaj, nie wiem, czy jesteście w stanie to odczuć.
Piszcie co o nim sądzicie 💓

Dziękuję za wszystkie miłe komentarze! Naprawdę dużo dla mnie znaczą! Kocham Was i do napisania 💝
PS. Gdybyście zauważyli jakieś błędy, śmiało mi o tym napiszcie. Sprawdzałam rozdział kilka razy, ale mogłam coś przeoczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro