XVIII. Zbierasz to, co zasiałeś
– Wróciłeś, mistrzu! Nawet nie wiesz, jak bardzo się martwiliśmy, gdy nagle zniknąłeś! – Rong podbiegł do Lana, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, który prawdopodobnie miał być wyrazem radości. – Przez chwilę bałem się, że twoja dusza przemieniła się w źródlaną parę! Ale teraz wyglądasz o wiele lepiej, mistrzu. Wróciły ci kolory... – Jego wścibski palec prawie zetknął się z policzkiem księcia, ale ten zręcznie go wyminął.
Złoty Smok posłał swojemu uczniowi zażenowane spojrzenie. Wargi Lisa zaokrągliły się w górę, tworząc zakłopotany grymas. Lan jedynie wypuścił powietrze przez nos, przytknąwszy palce do skroni. Wzgórze Qing cieszyło się niebywałym szczęściem – w kolejce do tronu pierwszeństwo przed Rongiem miała dwójka jego braci oraz jedna z sióstr. Inaczej mogłyby nastać tam ciekawe czasy – zamiast przebiegłego, ale nadal majestatycznego lisa o dziewięciu ogonach, rządy objąłby rozbrykany szczeniak.
– Mistrzu, byłeś w fatalnym stanie! Niby oddychałeś, ale brakło ci sił, aby chociażby mrugnąć – stwierdził Rong, a brew Lana lekko drgnęła na ten komentarz. – Jakim cudem tak szybko doszedłeś do siebie?
Nie tylko rozbrykany, ale też niemądry. Chociaż w Niebiosach upłynęło niewiele chwil, to na ziemi słońce zdążyło nie tylko zakończyć jedną ze swoich codziennych wędrówek, ale i rozpocząć kolejną. Noc spędzona w Śmiertelnym Królestwie bardzo przysłużyła się księciu – w istocie czuł się znacznie lepiej. Wino z owoców Jesiennego Gaju szybko zniwelowało działanie trucizny, a spokojny sen pozwolił ciału się lepiej i prędzej zregenerować. Lan nie mógł też narzekać na opiekę. Na usta Złotego Smoka zabłąkał się cień uśmiechu, gdy przypomniał sobie, z jaką uwagą i wyczuciem dziewczyna obmywała jego rany.
Jednak, zamiast odpowiadać uczniowi, machnął ręką. Nie miał zamiaru nikomu się zwierzać ze swoich poczynań.
– Nie mam teraz na to czasu, muszę pomówić z cesarzem.
– Właśnie! – zawołał Rong, gdy o czymś sobie przypomniał. – Cesarzowa odwiedziła Pałac Yangtou, mistrzu. Powiedziała, że przybyła od razu, gdy rozniosły się pogłoski o twoich ranach. Wydawała się bardzo zmartwiona...
Lan ścisnął palcami mostek nosa.
Złoty Smok był jedynym dzieckiem cesarzowej, które wydała na świat po wielu latach starań i strachu, że nie zapewni władcy Niebios potomka, a ten będzie zmuszony przyjąć na dwór konkubiny. Szybko stał się oczkiem w głowie kobiety – otoczyła go troską i miłością tak wielką, że często zapominała o tym, że był nie tylko jej synem, ale też następcą tronu. Ciężko znosiła widok zmizerniałego chłopca, który powracał wyczerpany po długich godzinach, dniach, a nawet latach spędzonych na praktyce kultywacji. To właśnie ze względu na matkę Lan szybko nauczył się skrywać swoje boleści – wolał tłumić je w sobie niż spoglądać w zaczerwienione oczy cesarzowej. Ponieważ jeżeli matka płakała przez syna, to znaczyło, że ten ją zawodził.
Obrazy sprzed minionych stuleci starły się w jedność z obecnymi, kiedy rozemocjonowana cesarzowa do niego podbiegła i ujęła go za dłonie. Książę lekko się uśmiechnął, gdy strach na jej twarzy szybko rozmyła ulga.
– Matko – powitał ją łagodnym tonem.
Kobieta musnęła dłońmi policzki syna, po czym oparła je na jego torsie.
– Tak bardzo się martwiłam. Słyszałam, że...
Dalsze słowa cesarzowej zagłuszył niski, donośny głos:
– Mówiłem twojej matce, że skoro gdy się narodziłeś, niebo przeszył tysiąc błyskawic, to nie odszedłbyś bez echa, ale nie chciała mi wierzyć. Uparta kobieta! – Ojciec gardłowo się roześmiał, poklepawszy księcia po ramieniu.
Szczęka Lana się zacisnęła. Delikatnie uwolnił się z uścisku matki.
– Nic mi nie jest, matko. Muszę pomówić z cesarzem – rzekł, na co ta skinęła głową, chociaż lekko zmrużyła oczy, usłyszawszy tytulaturę.
Jeszcze raz pogłaskała Lana po twarzy, po czym zostawiła ich samych. Książę rzadko odwiedzał cesarskie pawilony. Zazwyczaj widywał się z ojcem w Sali Tronowej, gdzie czujne oczy innych nieśmiertelnych uważnie śledziły ich każdy ruch i gest. Pośród wysokich murów, wzdłuż których pyszniły się rozrosłe cyprysy, cesarska rodzina mogła na chwilę odetchnąć od surowej niebiańskiej etykiety, a także przedyskutować sprawy winne się za nie nigdy nie przedostać. Cesarz musiał się spodziewać wieści niesionych przez syna, bo uprzedziwszy jego przybycie, odesłał już całą służbę i straże.
Lan poczekał, aż ojciec zajmie miejsce na podwyższeniu, aż sam osunął się na poduszki. Odchylił się lekko w tył i spojrzał na cesarza pod kątem.
– Gdy ojciec wspomniał o przecinających niebo błyskawicach, przypomniał mi bardzo starą historię – zaczął książę, po czym pociągnął długi łyk z czarki. – Podobno, gdy starło się ze sobą dwoje braci, rozpętała się taka burza, że niemal pękło niebo. Na morzach na chwilę zamarły fale, a góry zadrgały jak drzewa pod wpływem wiatru. Zostało z niej niestety jedynie tyle. Imiona braci zatarły się w czasie, tak jak i niemal każdego, kto mógłby je nosić w pamięci. A jeżeli jakiś szczęśliwiec nadal błądzi po Ośmiu Puszczach, to milczy, jakby obawiał się, że dosięgnie go jeden z gromów, gdy zdradzi jego tajemnice.
Na twarzy Lana malował się chłodny spokój, gdy obserwował, jak krew powoli odpływa z twarzy cesarza. Zaczynał bardziej przypominać zjawę niż potężnego władcę. Tak mocno zaciskał palce wokół swej czarki, że ich knykcie aż zbielały – książę zdziwił się, że nie pękła.
– Mam jednak nadzieję, że ojciec wyróżnia się większą odwagą i podzieli się ze mną tą opowieścią, bo niezwykle mnie zaciekawiła. Wiem, że ojciec nie lubi mówić o swym rodzeństwie... Mogłoby się zdawać, że nigdy nie istniało. A najbardziej o bracie, z którym dzielił nie tylko matkę, ale i twarz.
– Skąd to wiesz? – syknął cesarz, a ściskane w dłoni naczynie w końcu przemieniło się w ostre kawałki, które zraniły jego skórę. Powietrze zadrżało przecinane mocą władcy Niebios. – Zapomniane powinno pozostać zakopane w ziemi – wycedził, spojrzawszy na ociekającą szkarłatem pięść.
Lan parsknął, nalawszy sobie kolejną czarkę alkoholu. Opróżnił ją jednym haustem.
– To były jedynie przypuszczenia, które ojciec potwierdził. Nie ma znaczenia, z jakiego źródła pochodzą moje domysły. Ważne jest to, że ojciec skłamał, nie znając zakończenia, a ktoś potrafił to wykorzystać. Ojciec pozwoli, że mu je zdradzę.
– Niemożliwe...
Książę przeczuwał, że cesarz zaczął domyślać się prędzej niż on, kto mógł odpowiadać za kradzież Pieczęci, ale duma kazała mu temu zaprzeczać – nawet przed samym sobą. Jednak nie można było uciekać przed prawdą w nieskończoność. Do pawilonu, w którym przechowywano Pieczęć, mogli wejść jedynie posiadacze smoczej krwi. Jeżeli nie zrobił tego książę ani cesarz, to musiał istnieć ktoś jeszcze. Dlatego Lan zaczął szukać i nie musiał długo czekać na kolejne elementy układanki.
Włamanie, bunt i niepozorna księżniczka, niebędąca w stanie obudzić swej prawdziwej postaci.
Los ciągle splatał drogi Złotego Smoka z Księżniczką Zachodu, więc miał okazję spędzić z nią sporo czasu i uważnie obserwować. Zorientowanie się, że tak naprawdę posiadała wiele mocy, ale coś ją blokowało, nie zajęło mu wiele. Gdy spoglądał w szafirowe oczy dziewczyny, przypomniał sobie malunki przedstawiające dostojnego Białego Tygrysa – artyści zawsze zraszali oczy zwierzęcia promiennie kobaltową barwą. Cesarski syn zastanowił się wtedy, co by było, gdyby Księżniczka Zachodu naprawdę okazała się legendarnym strażnikiem prawości. I nie mogła obudzić swej prawdziwej postaci, ponieważ bezwiednie służyła władcy, którego nie wskazały Niebiosa, a jego własne żądze i przelana krew. Książę był niemal pewien słuszności swej teorii już, gdy Meng dała radę odeprzeć ataki Czarnego Żółwia. A utwierdził się w tym, kiedy zszedł na ziemię i ujrzał, że przeszywający szafir oczu śmiertelnej postaci Małego Tygrysa przyćmiła zwykła czerń.
Oskarżenie własnego ojca nie przychodziło jednak łatwo, a poza tym, jeżeli Lan wykorzystałby do tego tożsamość dziewczyny, ten na pewno nie pozwoliłby jej żyć. W końcu była żywym dowodem jego win. Fortuna naprawdę sprzyjała Małemu Tygrysowi – gdyby nie kolejna Próba, zapewne i cesarz szybko zorientowałby się, co w sobie kryła.
Książę wcale nie uważał utrzymania pojawienia się Białego Tygrysa w sekrecie za dobry pomysł – nastały niespokojne czasy, a chaos nie sprzyjał tajemnicom. Jeżeli ta wyszłaby na jaw, jego ród poniósłby straty. Ale nie umiał podjąć decyzji, która naraziłaby księżniczkę.
– Zabić własnego brata, krew z krwi, bo to na jego cześć ptaki zabiły skrzydłami i jemu przeznaczono tron. Tyle lat pielęgnować w sobie zazdrość, by w końcu sprowokować wojnę, która stała się mgłą dla wyzbycia rywala. Zastanawiam się, czy ojciec wykorzystał tę okazję, by wyeliminować też resztę rodzeństwa, czy ich śmierć była przykrą konsekwencją jego poczynań?
Cesarz przez dłuższą chwilę ciął Lana spojrzeniem, które iskrzyło złością, ale nagle złagodniał.
– Co zrobisz, synu, jeżeli potwierdzę, że każde twoje słowo jest prawdziwe? – zapytał.
Księcia zdziwił spokój władcy – spodziewał się raczej wybuchu i gróźb. W końcu posiadając wiedzę, która była dla ojca największym zagrożeniem, sam się nim stał. Najwyraźniej lata rządów i kotłującego się poczucia winy nauczyły Niebiańskiego Cesarza pokory. Albo zwyczajnie zdawał sobie sprawę, że tę walkę i tak by przegrał. Nieważne, jakie pobudki nim kierowały, wybrał dobrze, bo Lan nigdy nie miał zamiaru występować przeciwko swej rodzinie.
– Powiem, że teraz na szali postawiono wszystko, honor naszego rodu. Nadchodzi wojna, a na czele obydwu armii stanie Smok. Jeden zbłądził i okazał się zdrajcą, ale przez te tysiąclecia stał się szanowanym władcą. Drugi odznaczał się prawością, ale w końcu także zbłądził, a jego zdrowe zmysły dawno pochłonęły mroczne chmury. Uważam, że nie można ratować tego, co już stracone. Oprócz tego jestem twoim synem, ojcze – Lan po raz pierwszy zwrócił się do cesarza bezpośrednio. – I możesz liczyć na moją lojalność.
Lan przemilczał, że chociaż mówił szczerze o synowskich powinnościach, to sprawa również stała się dla niego poniekąd personalna, odkąd sobowtór ojca przebił jego pierś mieczem.
– Mój syn... – Głos cesarza przepełniała duma. – Ja... Nie wiedziałem, że przeżył. Nawet gdy o tym myślałem, zawsze wmawiałem sobie, że nie było na to szans. Byłem młody i popełniłem błędy, które ciążą mi na sercu od zbyt wielu tysiącleci. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że poświęciłem coś wielkiego w imię czegoś, co wtedy wydawało się wielkim, ale w porównaniu okazało naprawdę małym. Tych błędów nie da się już naprawić, a przed karmą uciec.
Lan powoli podniósł się z miejsca.
– Złoty Smok zawalczy dla Niebiańskiego Cesarza. Ale od teraz nie istnieje między nimi relacja władcy i podległego, ale równa. Ich słowa i decyzje dzielą tę samą wartość. Inni nie muszą tego wiedzieć, ale ważne, żeby ojciec o tym pamiętał.
Cesarz przez chwilę wpatrywał się w Lana bez słowa, ale pochylił głowę na znak zgody. Lewy kącik ust księcia niesfornie zadarł się ku górze. Władza. Nie potrafił ukryć, że lubił jej smak.
Gorzki alkohol przyjemnie rozgrzewał gardło Złotego Smoka. Lekko się odchyliwszy, oparł się o podłokietnik. Pozwolił wieczornej bryzie głaskać swoją twarz i zabawiać z opadającymi na twarz kosmykami włosów. Delikatnie się nią zaciągnął, po czym wypuścił powietrze przez usta.
– Po prostu nie rozumiem. Nie zmieniam przeznaczenia księżniczki. To, co zrobiłem, nie wpływa na wydarzenia, które zaplanowałeś. A mimo to moja energia staje się niezwykle chaotyczna za każdym razem, gdy schodzę do śmiertelnego świata.
– Z całym szacunkiem, ale Wasza Wysokość się myli. Zmiany się pojawiają, tylko nie wiem dlaczego – odparł Yi i pochylił się, by uzupełnić trunkiem pustą czarkę księcia.
Lan zmarszczył brwi.
– Jak to możliwe? Zrezygnowałem nawet z boskich mocy.
Użył zaklęć jedynie by ukryć się przed postronnymi i nie wpędzić Meng w kłopoty. Ale to nie miało żadnego wpływu na ostateczne losy dziewczyny.
– Wiem. – Yi przetarł twarz dłonią i westchnął. – Panna Ying miała zakochać się w tym, kto uratował ją tamtej fatalnej nocy przed utonięciem. Rzeczywiście to, że obdarzyła uczuciami Waszą Wysokość zamiast swego strażnika, nie powinno mieć znaczenia.
– Czyli, jak dobrze rozumiem, Wasza Wysokość, zeszliście na ziemię tylko po to, żeby zająć miejsce prawdziwej miłości księżniczki? – Kobiecy głos zagruchał mu wprost do ucha.
Trunek zdążył z lekka otumanić zmysły księcia, więc Henge naprawdę go zaskoczyła, sprawiwszy, że nieznacznie się wzdrygnął. Lan przeczyścił gardło. Postanowił milczeć, bo chociaż zdążył ułożyć w głowie mnóstwo odpowiedzi, to uświadomił sobie, że wszystkie sprowadzały się do potwierdzenia słów bogini. Nawet jeśli pośrednio. Albo wymagały dłuższych tłumaczeń, z których mogłaby wysnuć kolejne niepożądane wnioski.
Henge przysiadła się do mężczyzn. W jej oczach migotały rozbawione iskry, a na ustach kwitł znaczący uśmiech. W dłoni boginki zalśniła porcelana, którą podsunęła w stronę Yi.
– Mam sobie polać sama, mężu? Przysięgam, z wiekiem naprawdę zapomniałeś o manierach!
Pan Ludzkiego Losu przez chwilę wpatrywał się w boginkę kamiennym wzrokiem, ale bez słowa polał żonie alkoholu. Zadowolona poklepała go po policzku i uniosła naczynie w toaście.
– Może to przez dziedzica Morskiego Węża. Ukradł wasze nici i związał się nimi z księżniczką. – Lan powrócił do tematu. Poczuł, że jego mięśnie mimowolnie stężały na tę myśl.
Henge się lekko skrzywiła, wyraźnie powstrzymując śmiech.
– Nie przejmuj się tym biedakiem, książę – powiedziała. – W rzeczy samej, słodki Shen wykorzystał czerwone nici, by spleść swoje ziemskie losy z Meng, licząc, że wesprze ją w czasie Próby. Niestety wie o naszych niciach tyle, co ty.
– Henge! – upomniał żonę Yi i posłał przepraszające spojrzenie w stronę Złotego Smoka.
– Szz...! – Bogini przyłożyła palec do ust, karcąco zwęziwszy powieki. – Shen w istocie stworzył z Meng połączenie. Uczynił ją swoją prawdziwą miłością, ale ta nigdy nie zostanie odwzajemniona, bo widzisz, książę, zapomniał, że losy Meng na ziemi zostały już spisane i nie ma w nich miejsca na szczęśliwe uczucie. Tym samym stworzył też Próbę dla siebie – mówiła dalej. – Nici z Domu Siming służą do określania uczuć, ale też tworzenia wyzwań i lekcji. Nie mają żadnego związku z duszą. Pomyśl o nich jak o rekwizytach dla aktorów, którzy odgrywają nasze scenariusze!
Yi przytaknął.
– To dość płytkie ujęcie, ale jest w nim trochę sensu – przyznał Yi, westchnąwszy pod nosem. – Prawdziwych Nici Przeznaczenia nie jesteśmy w stanie ujrzeć ani wyczuć. Możemy je tylko po wielu latach zrozumieć. – Rysy bóstwa zdelikatniały pod wpływem czułości, gdy zerknął na Henge, której wargi rozciągnęły się w półuśmieszku.
– Racja, racja... Czasem wyczuwają je za to duchowe bestie, bo są połączone z naszymi pierwotnymi duszami. Obdarzą zaufaniem jedynie osoby, które przynależą do ścieżki ich pana.
– To tylko pogłoski... – zaczął Pan Przeznaczenia, ale ostry wzrok Henge sprawił, że szybko zamilkł.
– Pozwól, że zapytam, książę. Skąd wiesz, co się dzieje w Śmiertelnym Królestwie? Chociażby kiedy księżniczka potrzebowała pomocy? – Bogini Nocy odwróciła się w stronę Złotego Smoka.
Lan spuścił oczy na swoją otwartą dłoń. Widniało na niej niewielkie znamię.
– Przemieniłem bestię duchową Meng w czystą energię. Mogę wyczuć, kiedy dzieje się jej coś złego.
– Dobrze wiesz, że pixiu po prostu na to przyzwolił. Myślę, że dłuższe wyjaśnienia nie mają sensu. Jesteś mądry, książę. Wysnujesz spomiędzy moich słów, co chcesz. – Henge spoważniała. – Ale pamiętaj, że jeśli w pogłoskach, jak to nazywa mój mąż, znalazłoby się ziarno prawdy, to uczucia się spotęgują, zwłaszcza jeżeli kotłują się między zmysłami śmiertelnika. Wtedy podjęte zostaną inne decyzje, a ich konsekwencje ulegną zmianie. Lecz nieważne co, przeznaczenie musi się ziścić, bo inaczej Próba zakończy się porażką.
– Nie skrzywdzę jej – uciął bez zastanowienia książę.
Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał zranić ziemski odpowiednik dziewczyny, ale jego Tygrysowi wyjdzie to na dobre. Henge się uśmiechnęła i pochyliła w stronę Lana.
– A dlaczego nie chcesz jej skrzywdzić, książę? – spytała konspiracyjnym szeptem.
Złoty Smok lekko rozciągnął wargi.
– Księżniczka Zachodniej Puszczy powiedziała mi, że wszystkie jej Próby są moją winą. Nie jestem na tyle okrutny, żeby stać się też powodem ich niepowodzenia.
– Ach tak? W takim razie, czemu postanowiłeś w jedną z nich ingerować? – Rozbawiona bogini bawiła się pierścieniami na palcach.
Książę musiał przyznać, że było to dobre pytanie i wcale mu się nie spodobało. Zakręcił czarką, wprawiając znajdujący się w niej płyn w delikatne drganie. Światło księżyca prześlizgało się po lekkich falach.
No właśnie, czemu? Zawsze mówił, że nie chciał, aby Próba za bardzo wpłynęła na księżniczkę – wielka szkoda, gdyby zatraciła podczas niej swój temperament, który dostarczał mu niemałej rozrywki. Dziwnie patrzyło mu się na pannę Ying. Jej misternie spięte włosy, liczne ozdoby, ciasne szaty i słowa związane etykietą, zamiast swobody, którą tak sobie ceniła księżniczka. Była jedynie rozmytym cieniem Meng i, mimo że drażnienie dziewczyny niezwykle bawiło Złotego Smoka, pozostawiało to niedosyt.
Dobrze też pamiętał moment, kiedy przejrzawszy stronnice życiorysu dziewczyny, stwierdził, że będzie musiał wprowadzić w nim małe zmiany. Nie interesowały go polityczne intrygi czy zdrady – wszystkie przyziemne sprawy nie miały żadnego znaczenia. Jego uwagę zwróciła jedynie krótka wzmianka o szczerej miłości, którą miała obdarzyć swojego wybawcę. Pomyślał wtedy, że Mały Tygrys był tylko jego i tak miało pozostać.
I nie musiał tłumaczyć nikomu, ani nawet samemu sobie, dlaczego.
Spodziewaliście się kim okaże się postać w kapturze i przeszłości cesarza? No i w co wpakował się nasz biedny Shen?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro