Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI. Wierzba płacząca


– Yin.

Boginka, dotychczas zajęta szydełkowaniem ozdobnej serwetki, poderwała się z miejsca, usłyszawszy jego głos. Szybko wygładziła palcami suknię i wdzięcznie skłoniła głowę.

– Wasza Wysokość! – zawołała rozradowana.

Oczy dziewczyny aż zabłyszczały, a wargi rozciągnęły się w szczerym uśmiechu, który rzadko rozkwitał na jej twarzy. Lan tylko skinął głową. Obecność boginki zawsze go przytłaczała. Nie mógł dać jej tego, czego oczekiwała, a ona zupełnie tego nie rozumiała.

Bez słowa pokonał kilka schodków i opadł na dzienne łoże. Oparł brodę na dłoni. Yin nie musiała nic mówić. Od razu upewnił się, że jego przypuszczenia były prawidłowe – dziewczyna zacisnęła zęby, sprawiwszy, że delikatne mięśnie policzka lekko się napięły, a jej wzrok uciekł w stronę podłogi. Tylko na krótką chwilę, ale nie umknęło to uwadze Lana.

– Wyglądasz na spiętą, Yin.

Dziewczyna pobladła, nie umiała kryć swoich emocji – pewnie, gdyby się zbliżyła, usłyszałby nerwowe dudnienie jej serca.

– Nieczęsto mogę gościć w swoich progach Waszą Wysokość. Oczywiście, że się denerwuję. – Uśmiechnęła się lekko, jednak zaraz zacisnęła usta, zerknąwszy na swoje służki. – Na co czekacie? Przygotujcie poczęstunek – warknęła.

– Nie trzeba – wtrącił książę. – Możecie odejść. – Mówił dalej, dopiero gdy zostali sami: – Yin, wychowaliśmy się razem na Niebiańskim Dworze. Szkolili nas ci sami mistrzowie. Wspólnie uczyliśmy się historii, fechtunku, a nawet kaligrafii – położył nacisk na ostatnie słowo. – Pamiętam, że zawsze podobało ci się moje pismo. Gdy kończyłaś przepisywanie swoich fragmentów, spędzałaś kolejne godziny na odwzorowywaniu moich.

– Lan... – zaczęła boginka słabym głosem, ale uniósł rękę.

– Nie skończyłem. Mam dla ciebie jeszcze jedną historię. – Odchylił się lekko do tyłu i zmierzył ją zimnym spojrzeniem. – Pokłady energii bóstw z rodu Zająca zawsze były ograniczone w porównaniu do innych. Gałęzie zginające się przez mocniejszy powiew wiatru. Dlatego poprosiły Pierwszą Boginię o dar, który pomoże im umocnić swoją pozycję. Sprezentowała im instrument. Gong Gór i Morza, bo jedno krótkie uderzenie poruszy wody i skały, stworzy najtrwalszą tarczę i złamie najmocniejszą pieczęć. – Widział, jak Yin nerwowo przełyka ślinę. – Powinienem przejść do kolejnej opowieści?

Dziewczyna zadrżała, pokręciwszy głową.

– Nie... Wasza Wysokość. To nie t... – Zaczęła zniżać się do pokłonu, ale po raz kolejny jej przerwał.

– Nie potrzebuję twoich tłumaczeń ani przeprosin. Są bez znaczenia. Smutna przeszłość wykupiła ci łatwe życie. Tym razem nie zostaniesz ukarana. Ale od teraz długi zostały spłacone, a cesarska rodzina nie jest ci nic więcej winna. Jeżeli popełnisz następny błąd, odpowiesz za niego. Potraktuj to jako ostrzeżenie.

– Wasza Wysokość... Lan! Po prostu nie mogę znieść, jak się oddalasz! – zawołała łamliwym tonem. Głos dziewczyny, zazwyczaj wybrzmiewający dumą godną pawia pyszniącego się piórami o tysiącu kolorów, drgał jak szkło rozpryskujące się na kawałki. – Całe życie pracuję, abyś obdarzył mnie troską i uśmiechem, a jej wystarczy kilka dni! Dlaczego nie możesz chociaż na mnie spojrzeć?

Chwyciła księcia za kraniec szaty, gdy ją mijał, jednak szybko wyszarpnął się z jej uścisku i wyszedł.

Zerknęła na Lana. Miał tak ciemne oczy, że promienie słońca zdawały się w nich odbijać, znacząc je złocistymi smugami. Z lekkim uśmiechem spoglądał przed siebie i zaciągnął się powietrzem, które pachniało deszczem, chociaż ten nigdy nie padał. Sama z zachwytem obserwowała obsypane czerwienią i pomarańczem gałęzie drzew, które delikatnie drgały pod wpływem letniego wiatru. Tęskniła za tym widokiem.

– Podoba ci się? – spytała księcia. Skinął głową. – Chodźmy do stawu – oznajmiła wesoło i pociągnęła go za rękaw, ruszywszy w kierunku sadzawki.

Posłusznie postępowała według umowy zawartej z księciem i spełniła wszystkie jego polecenia. Nawet powstrzymała się przed zadawaniem mu miliona pytań i próbach wyciągnięcia z niego domysłów, zanim powróci ze śmiertelnego świata. Uważał ją za impulsywną i działającą bez pomyślunku, więc postanowiła mu udowodnić, że się mylił. Poza tym – miał rację, chociaż nigdy nie miała zamiaru tego przyznać. Pomimo faktu, że nie pochwaliła się ojcu, jak dobrze poradziła sobie z bestią, Stary Tygrys i tak był pod wrażeniem, że wyszła z tego spotkania bez szwanku, a także jej decyzji, by nie odsuwać Próby w czasie.

Kwestia Czarnego Żółwia naprawdę ją gryzła. Im dłużej rozmyślała, tym bardziej nie miała pojęcia, czemu właściwie udało się jej przetrwać. Zwłaszcza po tym, jak ojciec wspomniał, że podobno tylko Smoki i Tygrysy były w stanie okiełznać Czarnego Żółwia, a ona potrafiła korzystać tylko z miernej namiastki rodowej mocy. Lan użył prastarej techniki, by zamknąć go w złotej klatce, którą splótł z własnego qi. Tygrysy też miały tożsame skryptury w swoich zasobach, ale Lao Bo nigdy nawet nie pokazał ich Meng, bo z uwagi na swoją wątłą energię, mogłaby przypłacić korzystanie z zawartych w nich metod życiem.

Westchnęła lekko, ale rozpromieniła się, gdy dojrzała lśniące wody jeziora. Staw w Jesiennym Gaju był niewielki, ale za to bardzo głęboki. Porastały go czerwone lotosy i lilie, między którymi dryfowały opadłe z drzew kolorowe liście. Zamieszkiwało go wiele duszków, z którymi księżniczka uwielbiała bawić się w wolnych chwilach. To właśnie stąd wywodziła się Yu, zanim osiągnęła wyższą rangę i zdobyła ludzką postać. Meng uwielbiała siadać w cieniu ogromnej wierzby, która górowała nad brzegiem jeziora i popijać wino.

Uśmiechnęła się, wyciągnąwszy z pobliskich krzaków dwie okrągłe buteleczki. Bardzo dobrze, nikt nie ważył się tknąć zawartości jej małej kryjówki. Rzuciła jedną w stronę Lana – mimo zaskoczenia, złapał ją z pełnym gracji refleksem – i opadła na ziemię, oparłszy się o pień potężnego drzewa.

Książę z lekkim wahaniem dołączył do dziewczyny. Skrzywił się, kiedy poły jego szaty dotknęły trawy.

– Nieprzyzwyczajony do takich warunków, książę? – Meng zaśmiała się pod nosem i poklepała go pokrzepiająco po ramieniu. Gdyby spojrzenie mogło ciąć, byłaby martwa. – Dobrze, dobrze. Napijmy się wina! – zarządziła i odkorkowała swoje naczynie.

Złoty Smok przyglądał się buteleczce z niesmakiem.

– Kiedy zostawiłaś to w tych krzakach? – mruknął.

Meng teatralnie westchnęła.

– Lepiej jak się kurzy w piwnicy? Daj mi to. – Odstawiła na chwilę własną i wzięła od niego butelkę. Dokładnie przetarła ją rękawem sukni i oddała Smokowi. – No dalej, nie możesz odmówić najlepszego wina na świecie, bo nie podoba ci się sposób podania.

– Niech ci będzie. – Lan nie wyglądał na przekonanego ale nadstawił naczynie do toastu.

Meng szeroko się uśmiechnęła, kącik ust księcia też lekko drgnął w górę.

– W takim razie wypijmy za brak zmian.

– Brak zmian, a co w tym dobrego?

– Po prostu boję się, że jutro coś się dla mnie skończy i już nigdy nie będzie takie samo. – Zacisnęła mocniej palce na naczyniu, lekko spuściwszy wzrok. – Nie chcę tego – powiedziała cicho.

Rozwarła oczy, kiedy książę stuknął główką swojej butelki o jej. Wbiła w niego szafirowe spojrzenie i napotkała zaskakująco łagodny uśmiech.

– Aby mimo powodzi i huraganu, zawsze odnaleźć siebie. Świat może się zmieniać, ale dopóki twoje serce pozostaje takie samo, nie ma się czego obawiać. – Meng nie wiedziała co powiedzieć. Wpatrywała się w niego w ciszy. W końcu skinęła głową. – Pijmy!

Oboje pociągnęli długie łyki. Zadowolenie błysnęło w oczach dziewczyny, kiedy słodki smak rozlał się po jej języku. Z satysfakcją obserwowała, jak książę upija jeszcze trochę wina.

– Dobre? Lepiej bądź dla mnie miły, bo możesz je pić tylko ze mną! – Uniosła wysoko podbródek, a książę parsknął pod nosem.

Nagle przejechał kciukiem po brodzie dziewczyny, zahaczywszy o jej dolną wargę. Na chwilę znieruchomiała i wypuściła wstrzymywane powietrze, dopiero kiedy wyjaśnił:

– Nawet pić nie umiesz – westchnął, ale jego ton zgubił zwyczajową złośliwość.

I ona tym razem się nie pogniewała – krótki dotyk za bardzo wytrącił ją z równowagi. Szybko stanęła na nogi i odwróciła się w stronę jeziora, aby nie zauważył jej zaróżowionych policzków. Co się z nią działo? Miała ochotę uderzyć się w czoło, by się ocucić, bo chyba traciła zdrowe zmysły.

Pogłaskała długą gałąź wierzby, w którą wplątały się pojedyncze kosmyki jej włosów. Ułamała niewielki kawałek.

– To dobre miejsce na taki toast – rzekła. Czuła, że książę stanął za nią. – Ta wierzba... W Zachodniej Puszczy wierzy się, że jeżeli podarujesz komuś jej gałąź, to cię nie opuści. – Wskazała miejsce, w którym złamała gałązkę. Delikatne pnącza w szybkim tempie wyrastały z uszkodzonego konaru, a zaraz obrastały je zielone liście. Wierzba była jedynym drzewem w Gaju, którego nie malowały odcienie jesieni. – Ponieważ wytrzyma wszystko, a chcemy, żeby takie były relacje w naszym życiu. Po prostu trwa, niezmienna, niezależna od niczego. Ale to tylko opowiastki. – Odwróciła się do księcia z uśmiechem. – Masz, dam ją tobie. Szkoda, żeby się zmarnowała – zaśmiała się lekko.

Lan niepewnie ujął gałązkę palcami i popatrzył na nią z nietęgą miną.

– I co mam niby z tym zrobić?

– Co chcesz, możesz ją wyrzucić.

Rozwarła usta, kiedy niemalże od razu zniknęła z jego dłoni.

– Hej! – syknęła oburzona.

– Powiedziałaś, że mogę z nią zrobić, co chcę.

– Nie myślałam, że od razu ją wyrzucisz – naburmuszyła się Meng, otuliwszy ramionami piersi.

– Niezdecydowany Tygrys. Nawet nie wiesz, czy ją wyrzuciłem. – Chciała się odgryźć, ale ją uprzedził. – Też jutro opuszczam Niebiański Dwór.

– Wracasz do Demonicznego Królestwa? – Skinął głową. – Uważaj na siebie.

Dalej pamiętała ranę spływającą czernią, jątrzącą się na jego piersi. Jeżeli ktoś ciąłby ostrzem trochę głębiej, mógłby uszkodzić jego rdzeń, a z tego by się tak łatwo nie wykaraskał. Złośliwe parsknięcie wyrwało ją z zamyślenia.

– Martwisz się o mnie, księżniczko?

– Nie to miałam... – Machnęła ręką w połowie zdania. Zaprzeczenie nie brzmiałoby przekonująco. Uświadomiła sobie, że naprawdę się przejmowała tym aroganckim Smokiem. Nie było to nic złego i dobrze o niej świadczyło, powinien się cieszyć. Zmieniła temat. – W takim razie, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. – Smok uniósł pytająco brwi. – Podczas nieobecności zabierz Yu do swojego pałacu. Nie chcę, żeby ktoś czynił jej trudności, kiedy mnie nie będzie.

– W porządku. Zwolnię ją z obowiązków pokojowej i poproszę Ronga, żeby ją w międzyczasie trochę podszkolił. Może uda się jej zwiększyć duchową energię, wtedy będzie mogła sama o siebie zadbać. Jak wrócisz, możesz ją ze sobą zabrać do Zachodniej Puszczy.

Meng rozwarła usta, a wyraz zdziwienia szybko przekształcił się w szeroki uśmiech.

– Naprawdę?

– Naprawdę.

– Dziękuję! – Zarzuciła mu ramiona na szyję i mocno ścisnęła. Poczuła delikatne muśnięcie jego palców na swoich plecach. Szybko się odsunęła, chociaż wcale nie miała na to ochoty. Poklepała go po ramieniu. – Wcale nie jesteś taki zły, Smoku.

Wzruszył ramionami i się zaśmiał.

– Podobno. – Spojrzał na zaróżowione chmury, które zwiastowały, że słońce na niebie niedługo zastąpi księżyc. – Czas wracać.

Meng rzuciła ostatnie spojrzenie na skąpane w purpurze ogniste korony drzew.

Do zobaczenia niedługo – pomyślała.

W następnym rozdziale w końcu pora wysłać Meng na Próbę!

Ten i kolejny rozdział są troszkę krótsze niż reszta, bo w sumie nie wiedziałam do końca jak to podzielić, a jako jeden byłyby już za długie.

A płacząca wierzba to symbol nieśmiertelności i odrodzenia. W Chinach podobno serio jest zwyczaj, że jeżeli komuś się ją wręczy, to znaczy, że chcemy, aby z nami został <3 W chińskim wierzba i zostań, to słowo liu, chociaż wymawiamy je innym tonie

Ta piosenka to też było dla mnie bardzo duże inspo przy wymyślaniu historii, załączam jak zwykle z angielskim tłumaczeniem:)  W ogóle zawsze przed pisaniem robię sobie taką sesję z piosenkami z seriali i mam po tym tysiąc pomysłów jak skrzywdzić moich bohaterów XD Polecam! XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro