RODZIAŁ II: POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
22.06.1995 rok
Początek lata i wakacji wcale nie zwiastował tragedii, która miała nadejść. Promienie słońca wpadały do sypialni Jessici, która miała rozpocząć swój pierwszy dzień w nowej pracy. Po ukończeniu studiów licencjackich postanowiła spędzić wakacje, dorabiając w Grimwood. Z uwagi na to, że jej rodzina nie należała do najbogatszych i ledwo wiązali koniec z końcem, Jessica nie mogła sobie pozwolić na wyjazd. Dlatego postanowiła spędzić wakacje w sposób produktywny i odłożyć pieniądze na studia, które chciała kontynuować po wakacjach.
Delikatnie uchyliła powieki, spoglądając w stronę okna. Promienie słońca i piękne błękitne niebo od razu wprawiły ją w rewelacyjny nastrój. Powtarzała sobie w myślach, że to będzie dobry dzień. Wstała z łóżka, podeszła do szafy, wyciągając ulubiony krótki, różowy top i jeansy biodrówki z dziurami na kolanach. Przemierzyła cały pokój, kierując się do łazienki. Umyła twarz i zęby, a włosy związała w niechlujnego koka. Jako 22-letnia dziewczyna wyglądała dość dojrzale. Miała piękne błękitne oczy, mały, ale zgrabny nos oraz niesamowite rude włosy, które były jej znakiem rozpoznawczym. Na nogi założyła czarne addidasy i pędem zeszła na dół po schodach, łapiąc za klamkę drzwi wyjściowych.
– Nic nie zjesz? – zapytała matka, stojąc w korytarzu, z uniesioną brwią. – Może powinnaś coś zjeść? – nalegała, przyglądając się córce z uwagą.
– Nie, dzięki. Zjem na miejscu – odpowiedziała Jessica, zatrzymując się przy drzwiach, gdy usłyszała głos matki. Zerknęła na nią przelotnie. – Będę późno – dodała krótko, zanim przekroczyła próg. Jej matka nie zdążyła już nic powiedzieć, bo Jessica szybko ruszyła przed siebie. Wesołym krokiem zmierzała do swojej pracy.
Miała zacząć pracę u Harper Miller, właścicielki klimatycznej kawiarenki w centrum Grimwood. Kiedy weszła do środka, poczuła przyjemny aromat świeżo mielonej kawy. W kawiarni było jeszcze pusto, ponieważ lokal nie był jeszcze otwarty. Jessica podeszła do lady, czekając na panią Harper, która miała się lada moment pojawić.
Kobieta wyszła z zaplecza i uśmiechnęła się szeroko, widząc Jessicę. Pani Miller była bardzo lubiana w całym miasteczku – pogodna, serdeczna i miła. Jej wygląd również odzwierciedlał tę sympatię. Była niskiego wzrostu, przy tuszy, miała krótkie ciemne włosy i duże zielone oczy. Zawsze witała gości z uśmiechem. Jeśli kogoś polubiła, potrafiła dawać gratisową dolewkę kawy. Dodatkowo nigdy nikogo nie wypuściła bez rozmowy. Zawsze zaczepiała każdego klienta i pytała, jak minął mu dzień. Nie da się ukryć, że pani Harper Miller była kobietą, która wnosiła odrobinę życia do tego ponurego i mrocznego miasta.
– Dzień dobry, moja dziecino! Przyszłaś w samą porę, bardzo się cieszę. Zaraz otwieramy! – powiedziała, uśmiechając się szeroko, zbliżając się do lady. – Przygotowałam dla ciebie uniform, myślę, że będzie ci w nim do twarzy – dodała, wręczając Jessice koszulkę w kolorze butelkowej zieleni z napisem „Coffee Grimwood".
Jessica posłała wdzięczny uśmiech i odebrała uniform, zakładając go od razu na swój top.
– W takim razie jestem gotowa! – powiedziała z energią, która wypełniała cały lokal.
– Świetnie! – pani Harper zaklaskała w dłonie. – Zaczniesz od parzenia kawy i wydawania jej naszym gościom. Oczywiście wszystko ci pokażę, nie musisz się martwić – machnęła ręką.
Jessica zajęła swoje miejsce za ladą i bacznie przyglądała się ekspresom do kawy, z których miała korzystać. Zaczęła analizować każdy przycisk, choć wiedziała, że poradzi sobie z tym doskonale. Punkt 8:00 do kawiarni wszedł wysoki, szpakowaty mężczyzna o ciemnych włosach, chłodnym spojrzeniu i ostrych rysach twarzy. Na moment rozejrzał się po wnętrzu, jakby coś sprawdzał lub kogoś szukał, a zaraz potem podszedł do lady.
– Poproszę espresso – rzucił ponurym, niskim głosem. Jego oczy wciąż błądziły po lokalu, co wydawało się dziwne i tajemnicze.
– Oczywiście – skinęła głową Jessica.
– Na wynos czy na miejscu? – wtrąciła pani Miller w tle, wspierając Jessicę w jej pierwszym dniu pracy.
– Poproszę na miejscu – odpowiedział, spojrzawszy na Jessicę. W jego oczach było coś mrocznego i niepokojącego, coś, co przyprawiło ją o gęsią skórkę.
– Dobrze, proszę usiąść, przyniosę Panu kawę do stolika – powiedziała, starając się nie zdradzać swojego zaniepokojenia wizytą podejrzanego mężczyzny. Wzrokiem odprowadziła go do stolika. Mężczyzna usiadł przy oknie, na wprost lady. Co jakiś czas zerkał w jej stronę, patrząc wyczekująco. Widać było, że był niecierpliwy i najwyraźniej na kogoś czekał. Nerwowo stukał palcami o blat stolika, a od czasu do czasu spoglądał przez okno na ulicę.
Z pomocą pani Harper, która pokazała jej, jak korzystać z ekspresu, Jessica przygotowała kawę, po czym ruszyła w stronę stolika tajemniczego gościa. Spokojnie, choć z delikatnym drżeniem dłoni, położyła filiżankę przed nim.
– Pierwszy dzień w pracy? – mężczyzna uniósł wzrok.
– Słucham? – Jessica była tak skupiona na swoim zadaniu, że nawet nie usłyszała jego pytania.
– Spytałem, czy to Twój pierwszy dzień w pracy. Widać, że się denerwujesz – powiedział, unosząc brwi, nie spuszczając z niej wzroku.
Jessica skinęła głową z uprzejmym uśmiechem, choć nie miała szczególnej ochoty na pogawędki z tym dziwnym mężczyzną.
– Czy podać coś jeszcze? – wyprostowała się, krzyżując ręce za plecami.
– Nie, dziękuję – odpowiedział, skinąwszy głową. Jessica wróciła za ladę.
Co jakiś czas, kątem oka, obserwowała mężczyznę, lecz z upływem czasu czuła, że coś z nim naprawdę nie tak. Jego twarz wydała się Jessice dziwnie znajoma. Była niemal pewna, że gdzieś już go widziała. Mimo to postanowiła wrócić do swoich obowiązków, nie chcąc dłużej zaprzątać sobie głowy tajemniczym mężczyzną.
Po pewnym czasie drzwi kawiarni otworzyły się ponownie, a do środka wszedł średniego wzrostu chłopak z blond czupryną i szerokim, śnieżnobiałym uśmiechem. Miał na sobie jeansową koszulę i czarne rurki, a już na samym wejściu rzucił wesoło:
– Siema, Parker! – zbliżył się do lady, nonszalancko opierając się o blat i obdarzając ją zawadiackim spojrzeniem.
Jessica westchnęła cicho, wywracając oczami.
– Jake, cóż za niespodzianka – odpowiedziała z nutą ironii, patrząc na swojego nad wyraz rozluźnionego kolegę.
– Chciałem zobaczyć, jak sobie radzisz w swoim pierwszym dniu tej niesamowitej przygody – puścił jej oko, a z jego twarzy nie znikał figlarny uśmiech.
– Pewnie. Wiedziałam, że na Twoje wsparcie zawsze mogę liczyć – odparła z sarkazmem, opierając się lekko o blat i wpatrując w niego pytająco, wyczekując wyjaśnień, co tak naprawdę go tutaj sprowadza.
– Dzisiaj o 20:00 jest domówka u Simson. Mam nadzieję, że wpadniesz – powiedział Jake z łobuzerskim uśmiechem, nie odrywając od niej wzroku.
Jessica wyprostowała się, skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej i spojrzała na niego obojętnym wzrokiem.
– Cóż... – zaczęła powoli, celowo podkreślając swoją neutralność – Może przyjdę – wzruszyła ramionami, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
– Wiedziałem, że dasz się namówić, złotko! – jego entuzjastyczny ton aż kipiał zadowoleniem, a twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
– Nie ciesz się za bardzo, bo mogę jeszcze zmienić zdanie – odpowiedziała z uniesionymi brwiami, drocząc się z nim delikatnie. Jake jej się podobał, a ona jemu, lecz Jessica nie zamierzała tego pokazywać zbyt łatwo.
– Przyjadę po ciebie – rzucił z figlarnym uśmiechem, puszczając jej oko. Następnie odwrócił się i ruszył w stronę drzwi, a na odchodnym spojrzał na nią jeszcze raz.
Dziwny mężczyzna, który siedział przy stoliku, również opuścił lokal chwilę po Jake'u. Zostawił na stoliku wyliczoną kwotę, a jego pośpieszne wyjście wydało się Jessice co najmniej zaskakujące. Wyglądało to tak, jakby nagle coś go popędziło. Jessica zerknęła na drzwi, marszcząc brwi, ale postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy na dłużej.
Reszta zmiany Jessiki przebiegła spokojnie. W ciągu popołudnia pojawiło się kilka osób, ale tego dnia kawiarnia była wyjątkowo pusta. Dziewczyna zakończyła swoją zmianę o 16:00, pożegnała się z panią Miller i opuściła lokal, ruszając wolnym krokiem w stronę domu. Słońce wciąż świeciło wysoko na niebie, a ciepłe powietrze zachęcało do spaceru. Jessica postanowiła skorzystać z tej okazji, by niespiesznie przejść się ulicami Grimwood.
Jej myśli nieustannie krążyły wokół tajemniczego mężczyzny z kawiarni. Próbowała sobie przypomnieć, gdzie mogła go wcześniej widzieć, ponieważ jego specyficzne rysy twarzy wydawały się jej dziwnie znajome.
Mijając swoją ulubioną księgarnię, zatrzymała się na chwilę, wspominając, jak często spędzała tam czas po zajęciach na uczelni. To właśnie w tym miejscu poznała Jake'a i ich wspólną paczkę znajomych, w tym Amandę Simson – dziewczynę, która zawsze przyciągała uwagę, zwłaszcza chłopaków. Jessica i Amanda nie były przyjaciółkami, daleko było im do prawdziwej zażyłości, ale darzyły się sympatią, głównie dzięki temu, że uczęszczały na te same zajęcia.
Jessica wiedziała, że impreza u Amandy to jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń w Grimwood. Każdy chciał tam być, nawet jeśli nie znał gospodyni zbyt dobrze. Postanowiła obrać dłuższą drogę do domu, korzystając z pięknej pogody i pozwalając myślom wędrować. Była ciekawa, jak potoczy się dzisiejsza impreza i czy tym razem wydarzy się coś, o czym miasteczko długo będzie mówić.
Jednak nie przypuszczała, że to, co miało nadejść, stanie się tragicznym zwrotem akcji – zwłaszcza dla niej i Amandy. Nikt nie spodziewał się, że ten wieczór zakończy się w tak dramatyczny sposób.
***
Jessica i Jake podjechali pod imponującą posesję państwa Simsonów. Rodzice Amandy wyjechali na weekend. Często podróżowali w sprawach zawodowych, rzadko poświęcając czas jedynej córce, która, jako jedynaczka, miała wszystko, czego tylko zapragnęła. Jej wybryki przyjmowali z pobłażliwością, przekonani, że Amanda nie robi nic złego. Z tego powodu bez wahania zostawili jej pod opiekę dom warty kilka milionów dolarów. Zresztą, posiadłość ta była jedną z wielu, jakie należały do rodziny.
Jessica zawsze była pod wrażeniem tej rezydencji – jej rozmiar i luksusowe wykończenie wyróżniały się na tle innych domów w okolicy. Po wejściu do środka powitał ich gwar rozmów i dźwięk głośnej muzyki. Impreza już trwała w najlepsze, mimo że była jeszcze stosunkowo wczesna godzina. Przeciskali się przez tłum roześmianych i podekscytowanych osób, które wypełniały niemal każdy zakamarek przestronnych wnętrz.
Gdy dotarli do kuchni, Jessica dostrzegła Amandę. Dziewczyna stała oparta o blat w towarzystwie trzech mężczyzn, z którymi wyraźnie flirtowała. Uśmiechała się szeroko, kokieteryjnie poprawiała włosy i gestykulowała w sposób, który nie pozostawiał złudzeń co do jej intencji.
„Czego innego można się było spodziewać..." – pomyślała Jessica, przewracając oczami. Patrząc na Amandę, nie mogła powstrzymać lekkiego znużenia. Jej koleżanka zawsze robiła wszystko, by być w centrum uwagi, a dzisiejszy wieczór nie był wyjątkiem.
– Widzę, że impreza już się rozkręciła – rzuciła Jessica, podchodząc do Amandy, nie przejmując się jej towarzystwem ani rozmową, w którą była zaangażowana.
– Och, Jess, jesteś! Super, że wpadłaś – Amanda przeniosła wzrok na przyjaciółkę, a na jej twarzy pojawił się szeroki, przyjazny uśmiech. – Masz ochotę na coś mocniejszego? – zapytała, unosząc butelkę whisky i delikatnie nią potrząsając.
– Już zdążyłaś opróżnić cały barek ojca? Na pewno to zauważy – Jessica spojrzała na butelkę, a potem zmierzyła koleżankę wzrokiem, wyraźnie marszcząc brwi.
Amanda machnęła ręką, kompletnie ignorując jej uwagi. – Zauważy czy nie, to i tak się tym nie przejmie. Zresztą, jak zwykle. Takich butelek ma na pęczki – wzruszyła ramionami z beztroską, która była dla niej charakterystyczna.
Amanda, Jake i Jessica wypili po kubku whisky z colą, ale na tym ich impreza się nie skończyła. Z biegiem czasu atmosfera stawała się coraz bardziej swobodna, a kolejne drinki leciały jeden za drugim. Whisky lała się strumieniami, a młodzi bawili się tak, jakby nie było jutra.
W pewnym momencie Jessica i Jake wymknęli się na górę i ukryli w jednej z sypialni, by spędzić chwilę tylko we dwoje. Alkohol płynący w ich żyłach sprawił, że poczuli się bardziej odprężeni, a napięcie między nimi zniknęło. Rozluźnieni i szczerzy wobec siebie, zaczęli otwarcie okazywać swoje uczucia, zbliżając się do siebie jak nigdy wcześniej.
Jake przyparł Jessicę do ściany, składając namiętne pocałunki na jej szyi. Dziewczyna, czując jego dotyk i bliskość, przyciągnęła go do siebie jeszcze mocniej. Jej oddech przyspieszył, stając się bardziej intensywny. Chłopak objął ją w talii, zaciskając na niej swoje dłonie. Przez chwilę spojrzał jej głęboko w oczy, w których tliło się pożądanie, po czym ponownie złożył na jej szyi serię czułych pocałunków, powoli przesuwając się coraz niżej.
Jessica mimowolnie odwróciła głowę na bok, czując, jak emocje przejmują nad nią kontrolę, gdy nagle, jakby przebudzona, odepchnęła Jake'a i odskoczyła, jak oparzona. Zaskoczony chłopak spojrzał na nią zdezorientowany, zupełnie nie rozumiejąc, co właśnie się stało.
– Co jest, do cholery? – spytał, patrząc na nią pytająco. Jego ton jasno sugerował, że nie był zadowolony z obrotu spraw.
– Tam... za oknem – Jessica wskazała drżącą dłonią na szybę, jej głos był cichy, a serce biło coraz szybciej.
– Wydusisz to wreszcie z siebie? – rzucił zniecierpliwiony jej zachowaniem. Podszedł bliżej do okna, kierując wzrok na zewnątrz, i uważnie się rozejrzał. – Nic tam nie ma. Możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi? – zapytał, po czym odwrócił się w jej stronę. – Zrobiłem coś nie tak? – dodał, wyraźnie oczekując wyjaśnień.
– Tam... za oknem – powtórzyła wolniej, robiąc przerwy na głębokie oddechy. – Był mężczyzna – dodała po chwili, wypuszczając powietrze z płuc.
– I co w związku z tym? To impreza, jest pełno ludzi – uniósł brew, wyraźnie zdezorientowany jej reakcją na rzekomego mężczyznę za oknem.
– Ten mężczyzna – powiedziała, tym razem z wyraźnym zdenerwowaniem w głosie. – Widziałam go dzisiaj. Był w kawiarni. Zachowywał się dziwnie i cały czas mnie obserwował – przypomniała sobie, jak niepokojące wrażenie na niej wywarł, gdy zjawił się w kawiarni. Znów poczuła na skórze ten sam dreszcz i niepokój, który przez cały dzień nie dawał jej spokoju.
– Obserwował cię, a teraz cię śledzi? Może sobie coś ubzdurałaś? Przecież nikogo tam nie ma – wskazał ręką na okno, dając do zrozumienia, że nie wierzy w ani jedno jej słowo.
– Myślisz, że jestem stuknięta, Jake?! – wykrzyknęła, czując, jak narasta w niej złość i rozpacz. Wiedziała, że coś jest nie tak, i nie mogła znieść, że Jake to ignoruje.
– Wcale tak nie uważam. Chciałem powiedzieć, że wypiłaś dzisiaj trochę dużo i... – Jake próbował tłumaczyć, ale Jessica przerwała mu, wyraźnie coraz bardziej zirytowana jego obojętnością.
– ...i mi się przewidziało, tak? Boże, Jake! Ja znam jego twarz! – przymknęła na chwilę oczy, jakby właśnie w tym momencie coś w niej pękło. Nagle uświadomiła sobie, skąd kojarzyła mężczyznę i dlaczego wydawał jej się tak znajomy. – Ten mężczyzna... widzę go wszędzie. Jego twarz ciągle przewijała się w tłumie. On mnie śledzi od kilku tygodni! – dodała, jakby wszystkie elementy układanki nagle wskoczyły na swoje miejsce. To, co przez cały dzień ją niepokoiło, w końcu nabrało sensu.
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że jakiś typ śledzi cię od tygodni, a ty nic z tym nie zrobiłaś, tak? – zapytał z niedowierzaniem i nutą kpiny, kręcąc głową. – Jessica, do jasnej cholery... przecież to jakiś chory skurwiel! – wybuchł, zaciskając pięści. W jego głosie i postawie czuć było narastającą złość i bezsilność.
– Czego on ode mnie chce? – szepnęła niemal do siebie, podchodząc bliżej do okna, jakby próbowała odnaleźć tam odpowiedź.
– Zaraz się tego dowiemy – Jake chwycił Jessicę za rękę i wyprowadził ją z pokoju, schodząc po schodach w pośpiechu. Był tak wściekły, że nawet nie spojrzał na nią, tylko zdecydowanym ruchem pociągnął ją prosto na zewnątrz.
Jake zaczął rozglądać się za tajemniczym mężczyzną, który najwyraźniej obrał sobie Jessicę za cel. Kiedy przed domem nie zauważyli nikogo podejrzanego, postanowili oddalić się nieco dalej, sprawdzając, czy nieznajomy nie ukrywa się w pobliżu, by ich obserwować.
Jake, kierując się w stronę ciemnego zaułka poza ogrodzeniem domu, uważnie przyglądał się otoczeniu. Wszystko wydawało się spokojne, a w okolicy nie było nikogo, kto mógłby budzić podejrzenia. – Czysto! – powiedział z wyraźną ulgą na twarzy, odwracając się w stronę Jessiki.
Jessica jednak zamarła na moment, a w jej oczach pojawiło się przerażenie. Wyglądała, jakby właśnie zobaczyła ducha.
– Jake, uważaj! Za tobą! – krzyknęła tak głośno, jak tylko mogła, próbując go ostrzec.
Jake odwrócił głowę w kierunku, który wskazywała Jessica, ale było już za późno. Silny cios w tył głowy sprawił, że osunął się na ziemię. Jessica wydała z siebie przerażony okrzyk, widząc, jak Jake pada bezwładnie na chłodny bruk.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro