Rozdział drugi
(Być...)
Masywne, dębowe drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem, który niewątpliwie potoczyłby się przez wszystkie zimne korytarze posiadłości, gdyby nie stłumił go radosny gwar kilku setek ludzi, stopniowo przeradzający się już w pijackie okrzyki.
Ukrywanie się przed nimi i jednoczesne wysłuchiwanie ich przez ściany własnego pokoju, stało się dla Lokiego Borsona w ciągu ostatniego miesiąca niemal rytuałem. Uroczyste przekazanie rodzinnej firmy Yggdrasil jego bratu, Thorowi, celebrowano hucznie i z rozmachem, czyli w jedyny dopuszczalny przez Odyna sposób.
I nie chodziło już nawet o to, że nie chciał się cieszyć sukcesem brata. Nie. Po prostu nie potrafił zmusić się do partycypowania w czymś tak prymitywnym. Lubił myśleć o sobie, jako o odizolowanym, może odrobinę introwertycznym intelektualiście. Udział w popijawach, po których większość uczestników, w najlepszym wypadku, budziła się pod stołami, uwłaczała jego godności. Brzydziła go.
A przynajmniej do dzisiejszego wieczora to właśnie uważał za główny powód swojej niechęci do trwającej nieustannie zabawy. Do dzisiejszego wieczora.
Och, nie wątpił, że o poranku wszyscy, zmorzeni po suto zakrapianej uczcie, zapomną o tym, że cokolwiek zaszło pomiędzy Lokim a Odynem, w jego pamięci wyryje się to jednak aż do śmierci, tego był pewien.
Z westchnieniem ulgi opadł na łóżko, pozwalając, by drogie, puchowe pierzyny, otuliły go, zamykając w bezpiecznym kokonie i oddzielając od nieprzychylnego świata. Wspomnienia nadciągnęły już same.
***
Pojawiając się pierwszy raz od wielu dni na sali balowej, natychmiast przyciągnął wiele spojrzeń; nie były one jednak życzliwe, choć odniósł równocześnie zaskakujące wrażenie, że niewiele z nich było nieprzychylnych. Ludzie wydawali się zainteresowani - zainteresowani tak, jak zainteresowanym można być nowym okazem w zoo. Z jakiegoś dziwnego powodu ta myśl bardzo go rozbawiła. Otaczali go nieszkodliwi głupcy, nie musiał się ich obawiać.
Odetchnął z ulgą, lawirując między gośćmi w stronę stołu na podwyższeniu, zajmowanego wyłącznie przez jego rodzinę. Mógł spełnić prośbę matki, spędzić tu symbolicznie kilka godzin i, korzystając z nieuwagi, która z pewnością niedługo wkradnie się w zmącone mocnymi trunkami umysły, umknąć niepostrzeżenie.
Gratulując sobie w duchu doskonałego planu, usiadł przy odległym krańcu stołu, posyłając machającemu ku niemu entuzjastycznie Thorowi wymijający uśmiech, po czym zajął się obserwowaniem gości.
Pojawiło się ich zdecydowanie więcej, niż zeszłego wieczoru. Czyżby o czymś nie wiedział?
Marszcząc brwi, powiódł wzrokiem po twarzach obecnych, szukając wśród nich matki. Nie, nie było jej tutaj, zaraz więc odgonił wątpliwości. Nie ominęłaby przecież żadnego ważnego wydarzenia w życiu swojego Złotego Syna! Prychnął, z rozbawieniem odpowiadając jednocześnie na toast wzniesiony przez brata.
Pierwsza godzina upłynęła względnie spokojnie. Nikt nie naruszał jego prywatności i parę razy przyłapał się nawet na myśli, że wcale nie jest tak źle, jak przypuszczał; zwłaszcza, że od paru minut dane mu było bezkarnie obserwować Steve'a, który niespodziewanie zaszczycił zgromadzonych swoją obecnością. Och, tak, Loki był przerażającym stalkerem, jednak nigdy nie potrafił odmówić sobie przyjemności płynącej z przyglądania się zdecydowanym ruchom mężczyzny, jego jasnym włosom, błękitnym oczom, tak podobnym do oczu Thora, a jednocześnie błyszczącym żywą inteligencją...
Uśmiechnął się drapieżnie, oblizując usta i już podnosząc się z zamiarem podejścia do Steve'a, gdy na ziemię przywołał go głos ojca.
Z westchnieniem niechęci, Loki opadł ponownie na swoje miejsce, obdarzając Wszechojca (jak zwykli nazywać Odyna złośliwie jego pracownicy) spojrzeniem wyzutym z zainteresowania.
Ten jednak zdawał się nawet tego nie zauważać. Chwiejąc się lekko, stał na podwyższeniu, wyraźnie zamierzając przemówić, choć alkohol chwilowo odebrał mu wątek. W końcu odchrząknął, odzyskując ponownie uwagę zgromadzonych oraz trochę swojej godności, po czym rozpoczął donośnym, odrobinę drżącym głosem:
- Dziękuję, dozgonnie dziękuję wam za przybycie i poświęcenie swego czasu na wspólne celebrowanie tak ważnej dla mnie i mojej rodziny chwili! - przerwał, pozwalając, by tłum wyraził swoją aprobatę gromkimi brawami. - Najbardziej jednak chciałem podziękować mojej wspaniałej żonie, której niestety dziś przy nas nie ma... - wzrok wszystkich jak na zawołanie spoczął na pustym miejscu, zajmowanym dotychczas przez uwielbianą przez wszystkich małżonkę Odyna. - ... oraz mojemu synowi, przyszłemu zarządcy Yggdrasilu. - ponownie przyjął brawa, tym razem jednak wzrokiem błądząc wzdłuż stołu, jakby próbował sobie usilnie o czymś przypomnieć... i wtedy jego oczy spoczęły na Lokim. Najpierw pojawił się w nich wyraz rozpoznania, by niespodziewanie zastąpiło go przerażenie, a już po chwili obrzydzenie.
- Co ty tu robisz?! - głos ojca uciszył tłum, który, przynajmniej według Lokiego, nagle niepokojąco zbliżył się w ich kierunku, wyczuwając szykującą się sensację. A może to tylko wyostrzone nagle zmysły chłopaka płatały sobie z niego figle?
- Nie jesteś godzien, by siedzieć przy tym stole! - zanim Loki zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wytrącony z równowagi Odyn ruszył w jego stronę, odpychając Thora, który nieudolnie spróbował zagrodzić mu drogę. - Śmiesz tytułować się tym samym nazwiskiem, jakby należało do ciebie w równej mierze, co do mojego syna. Powinieneś zginąć, zanim pozwolono ci w ogóle je nosić. - w głosie mężczyzny brzmiała nie tylko wściekłość, ale i kpina, pogarda... Loki starał się zachować godną, wyprostowaną pozę i niezrażony niczym wyraz twarzy, jednak gdy ojciec złapał go gwałtownie za koszulę, potrząsając nim gniewnie, przerażenie zdołało ujawnić się wystarczająco wyraźnie, by każdy z obecnych zdołał to zarejestrować.
- Wynoś się stąd. - ostatnie słowa, które usłyszał, zanim dwóch strażników wywlekło go za ramiona z sali, zabolały go chyba najbardziej.
Zza zatrzaskujących się za jego plecami drzwi, usłyszał jeszcze rozbrzmiewającą na nowo muzykę i kolejne gromkie toasty. Najwyraźniej Odyn potrafił zdecydowanie szybciej powrócić do dawnej postawy, niż jego młodszy... syn.
Syn?
***
Z półsnu, w który jakimś cudem udało mu się zapaść, wyrwało go donośne pukanie i zanim zdążył chociaż usiąść, drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem, a już po chwili wychynęła zza nich twarz Starka. Na widok Lokiego, chowającego desperacko głowę w poduszce, technik rozpromienił się.
- Dobry wieczór, śpiąca królewno. - zagadnął wesoło, wchodząc bezpardonowo do pokoju i siadając na łóżku.
- Twój książę przybył, by zabrać cię z tej przeklętej wieży. - Loki wprost słyszał jego uśmiech.
- Mylisz bajki. - burknął w odpowiedzi, próbując zakryć się kołdą aż po czubek głowy, ale czyjaś silna dłoń skutecznie powstrzymała jego zamiary. Wyjrzał jednym okiem poza swój bezpieczny kokon tylko po to, by posłać Tony'emu mordercze spojrzenie i burknąć niewyraźne "idź sobie", które najwyraźniej nie zabrzmiało jednak wystarczająco wymownie, bo już po chwili został pozbawiony kołdry zupełnie.
- Żarty żartami, Lokes. Musisz coś zobaczyć. I albo wyjdziesz kulturalnie razem ze mną, albo gwarantuję, że Barton i Romanoff znajdą kreatywniejszy sposób na wypędzenie cię stąd. - chociaż w głosie Starka pobrzmiewało rozbawienie, dało się w nim też słyszeć coś więcej... zmartwienie? Nie, nie możliwe!
Mimo to, wystarczyło przelotne spojrzenie na jego twarz, by zauważyć, że coś zdecydowanie jest nie w porządku.
- Jeśli tylko mój książę przybył na białym rumaku, mogę wyruszyć wraz z nim. - burknął ostatecznie Loki, tym razem wstając bez ociągania. Znał Tony'ego na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy utrzymywany przez niego radosny nastrój podszywany jest czymś zupełnie innym; wciąż nie rozumiał jednak czym, a świadomość tego jedynie wzmagała jego irracjonalny niepokój.
__________
A/N
I tak oto dotarliśmy do końca rozdziału. Brawo ja, bo zrealizowałam to, co zaplanowałam, ale i brawo dla pewnej "uczynnej duszyczki", która bardzo mnie przez ostatnie trzy dni motywowała.
Na koniec: jak na razie stworzyłam plan na następne cztery rozdziały, więc nie powinno być większych zastojów.
I dziękuję nielicznym osobom, które to przeczytają. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro