Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V

Jungkook wzdrygnął się, słysząc pukanie do drzwi sypialni. Nie wiedział jak się zachować, zaprosić kogoś do środka czy udawać, że nie wie na czym polega pukanie. Jeśli to któryś z jego gospodarzy, nie musiał prosić o pozwolenie na wejście. Postanowił milczeć, tylko do tego miał prawo w tym domu. Nie miał o to żalu, jak mógłby?

Osoba za drzwiami zrezygnowała i odeszła, a on ponownie mógł skulić się obok łóżka i zastanawiać się, dlaczego osoba Min Yoongiego znalazła się w jego głowie i we śnie. Nie wiedział do końca czy chodziło o tego Yoongiego, którego miał nieprzyjemność poznać w ogrodzie, ale innego mężczyzny o takim imieniu nie znał. Gdyby nie realność, z jaką uderzyła go ta mara, nie rozmyślałby nad jej znaczenie. Imię mógł wytłumaczyć zwykłym przypadkiem, ale ta intensywność z jaką odczuwał każdą emocję, słyszał swoje myśli, które nie należały do niego. W tym śnie nie tylko nie był Jungkookiem, nawet go nie znał, zniknął ze świata, w którym przyszło mu się znaleźć.

Zamyślony stracił poczucie czasu. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej, przez co życie prześlizgiwało się między palcami. Co on tu w ogóle robił? Dlaczego przywiązywał się do Seokjina i oswajał z myślą, że być może nie jest dla niego całkowicie obojętny?

Oderwał plecy od twardych desek łóżka, gdy w drzwiach stanął pan Namjoon. Nawet nie usłyszał jak wchodzi.

- Myślałem, że jeszcze śpisz. Pokojówka twierdziła, że nie odpowiadałeś na pukanie. - Powiedział spokojnym głosem, który nie miał nic z czułości Seokjina. Ot, prosta informacja, nie oskarżająca, ale i nie zaniepokojona.

- Przepraszam, nie wiedziałem kto to. Nie chciałem zachowywać się, jakbym miał prawo komuś na coś pozwalać.

- Uwierz mi, że brak odzewu to większy nietakt. Jesteś naszym gościem, nie zakładnikiem. - Oznajmił w ten sam sposób pan Namjoon. - Seokjin prosił, żebym przyprowadził cię do jadalni. Sam jest zajęty, bardzo przeprasza.

Jungkook podniósł się, nie bacząc na ból głowy. Wydawało się, że wszystko co przeżył podczas snu, odbiło się teraz na jego samopoczuciu. To niedorzeczne, ale czuł się, jakby świadomość siebie powracała i zamieniała się miejscem z Min Yoongim. Poprawił na sobie odrobinę wymięte ubranie i stanął prosto, oznajmiając tym, że jest gotowy do drogi. Pan Namjoon poświęcił jego prezencji odrobinę uwagi i chyba coś nie przypadło mu do gustu albo po prostu nie okazywał wiele emocji nikomu innemu poza Seokjinem.

Otworzył drzwi pokoju, tym razem nie przepuszczając go przodem, o co nie miał żadnych pretensji. Był nic nie znaczącym chłopakiem, który zakłócił spokój tego domu czy może raczej codzienność domu, ponieważ nie wydawał się on w żaden sposób spokojny. Przekonał się o tym kilkukrotnie, choć spędził tu zaledwie dzień.

Idąc za panem Namjoonem, czuł się jak owieczka prowadzona na rzeź. Jedynie myśl, iż gdzieś tam czeka na niego Seokjin pozwoliła mu nie uciec czy chociażby ukryć się za grubą zasłoną i udawać, że zniknął za okienną przestrzenią. Dzielnie trzymał się gospodarza, starając się nie rozglądać, nie spowalniać, ani za głośno nie oddychać.

Teraz, gdy ogrody przykryła ciemność, kotary zostały odsłonięte, a korytarze rozświetlały zawieszone w świecznikach naściennych świece oraz ustawione gdzieniegdzie lampy naftowe. Jungkook widział takie w sklepie z drogimi, nowoczesnymi dodatkami do domostw bogatych mieszczan. Był tam raz, bo mężczyzna, u którego pracował kazał mu odebrać przesyłkę.

Zeszli na dół i wtedy poczuł zapach jadła, którego na swej uczcie sam Wietrzny Dziedzic nie powstydziłby się skosztować. W domu nie miał co liczyć na posiłek, zjadał tylko to, co udało mu się wypracować w ciągu dnia, albo uświadczyć z zaproszenia na strawę od swojego zleceniodawcy. To zdarzało się niezwykle rzadko, bo jeśli już dostawał takie zaproszenia, zwykle były one podszyte planami na czas po kolacji, a on nie oddawał się za jedzenie. Miał swoją godność, na co nie wskazywał jego status. Ludzie lubili wrzucać wszystkich biedaków do jednego wora, w przenośni czy dosłownie, gdy w zbiorowej mogile grzebali całe rodziny zabrane przez zarazy przechodzące falami. Jungkook miał to szczęście przetrwać, nie tylko zarazę, ale i przyklejenie mu łatki chłopskiego, nic nie wartego dzieciaka.

Mnóstwo śliny zebrało mu się w ustach. Bał się uchylić wargi, żeby nie wypłynęła jak niekarmionym, bezpańskim kundlom, które atakowały ludzi na obrzeżach miasta. Tak właściwie oprócz podarowanych mu przez Seokjina jabłek, nie jadł nic od dwóch dni. Aż dziw, że nie zaczął obgryzać skórzanych wstawek rozchodzonych już butów. Szacunek do Seokjina musiał przeważać szalę głodu, strachu i wstydu. Lojalność wobec mężczyzny to jedyne, co w tej chwili utrzymywało go w pionie, żywego i w miarę poprawnie myślącego.

- Musisz być bardzo głodny. - Zagaił pan Namjoon, a młody chłopak przestraszył się, że być może jego myśli dotarły do jego uszu. W tym przedziwnym domostwie nic nie mogło go bardziej zszokować. - Seokjin osobiście sprawdzał jakość potraw i pomagał w kuchni, zwykle tego nie robi. Dzisiaj bardzo zależało mu na idealnym smaku i prezencji.

Miał podziękować, a może powiedzieć "Ach, tak?". Nie uważał, by pan Namjoon zawstydzał go naumyślnie, lecz z jakiegoś powodu tak właśnie się działo. Rumiany kolor zalał mu policzki jak liście herbaty wrzątkiem. Domyślał się, iż to z jego powodu Seokjin tak bardzo starał się dziś przygotować idealny posiłek, ale czy to nie oczywiste, że postąpiłby tak samo dla każdego innego gościa? Z pewnością kochał wystawne przyjęcia, pyszne jedzenie oraz miłe towarzystwo. Z tym właśnie kojarzył się ciepły, dystyngowany i mądry Seokjin.

Pan Namjoon nie oczekiwał dłużej odpowiedzi. Zaprosił go do pomieszczenia widniejącego za alkierzem w otwartych, wysokich na kilku rosłych mężczyzn drzwiach. Wszystko tutaj było wielkie, zapierające dech w piersiach, przede wszystkim nowe i nieznane. Zwykły stół i ustawione naokoło nakrytego bordowym obrusem blatu i siedem krzeseł potrafiły wzbudzić w nim cichy zachwyt. Krzesła to były bowiem niezwykłe, na twardych fragmentach pozłacane, jakby wylano na nie czysty stop, za to na miękkich obiciach zagłówka i siedziska wyszywane, prawdopodobnie ręcznie, we wzory łabędzi i błękitu jeziora. Jakby malowidło przeniesiono na materiał i przyozdobiono meble. Niesamowite.

Za to tego co ujrzał na stole, nie potrafił opisać. Znał za mało słów, które i tak nie ujęłyby jakie niesamowitości ustawiono wzdłuż stołu.

- Usiądź proszę, jesteśmy pierwsi. - Obudził go głos pana Namjoona, który odsunął mu jedno z krzeseł. - Seokjin zapewne znów czegoś zapomniał. Za dużo stresu przeżywa, gdy kogoś gościmy.

Jungkook zbyt mocno skupiony był na głodzie, by przejmować się stresem Seokjina. Ludzki instynkt przetrwania wziął górę. Usiadł na miejscu wskazanym przez gospodarza, które od razu zostało przysunięte do blatu.

- Już jesteście! A ja jeszcze nie gotowy. - Dobiegł do nich głos Seokjina. - Namjoon, mógłbyś mi pomóc?

- Oczywiście.

- Ja też mogę pomóc. - Obejrzał się.

Oddech zatrzymało mu w płucach, widząc odzianego w koszulę z różowego, aksamitnego materiału mężczyznę, koszulę wyszywaną maleńkimi różyczkami, dokładnie takimi, jakie zaobserwował w ogrodzie. Miał oko do kwiatów, po ojcu. To co jednak sprawiło, że oniemiał, to blado różowy odcień włosów na głowie hyunga. Jak to się stało? Czyżby to kolejny sen?

- Zaczekaj tu chwilkę, skarbie, to zajmie tylko moment. - Odbiegł, a pan Namjoon podążył za nim spokojnie, zakładając dłonie za plecy.

A jeśli to wszystko to sen? Od samego początku. A może zmarł po drodze i przebywa teraz w domu Wietrznego Dziedzica, który pod postacią Seokjina ofiaruje mu swą dobroć, a jego ludzka powłoka przekształca się, zmieniając barwę włosów. Przecież Kapłan Celano przepowiedział mu śmierć w ognistym oddechu Fatuum. Powoli szaleństwo chwytało go za gardło i okradało z jednego niewypowiedzianego słowa.

Wpatrzony w pusty talerz, milczał zaklęty we własnych myślach.

- Koszula hyunga pięknie zdobi twoje ciało.

Odskoczył przerażony, kiedy słodki głosik wyszeptał mu do ucha nieproszony komplement. Zerwał się na równe nogi, a pozłacane krzesło przewróciło się na bok, wydając głośny huk o marmurową posadzkę. Niezamierzenie pociągnął również kawałek obrusa, przez co stojąca najbliżej, mała karafka z wodą przewróciła się i wylała.

- Czemuś tak przerażony, to tylko ja. - Duże, szkliste oczęta przyglądały mu się, jakby za krótki moment ich właściciel miał wybuchnąć rzewnymi łzami.

Jimin tym razem był w pełni ubrany w przywodzącą na myśl pierwszy puch czystego śniegu, bielutką koszulę, wyciągniętą z ściśle przylegających do zgrabnych nóżek spodni w kolorze trochę jaśniejszym niż czerń. Blond włosy wydawały się jeszcze bardziej niż za dnia połyskiwać białymi refleksami, a zlękniony wyraz twarzy nadawał tak niepowtarzalnego uroku, jakby przyglądał się porcelanowej lalce, nie zaś człowiekowi. Jedyne czego świetlistość z wnętrza ciała istotki nie przebijała to usta - mocno różowe, jak dojrzałe maliny.

- Wybacz panie, zamyśliłem się i nie zauważyłem jak wchodzisz. - Ukłonił się po sam pas i natychmiast podniósł krzesełko, sprawdzając czy kontakt z podłogą nie uszkodził go w jakiś sposób. Dopiero wtedy zauważył bałagan, który narobił, pociągając za bordową narzutę stołu. Zebrał miękki materiał leżący pod jednym z wielu sztućców i począł wycierać pieczołowicie resztki wody, które nie zdążyły wsiąknąć.

- Panie... - Powtórzyły za nim okrągłe usteczka, niby wątpiące. - Jesteś taki miły. Proszę zostaw to, zaraz ktoś się tym zajmie.

- Nabrudziłem, więc muszę posprzątać. - Stwierdził nie przerywając pracy, dopóki krucha, mięciutka rączka nie dotknęła jego spracowanej skóry i zatrzymała gorączkowe ruchy. Chyba się zapomniał, nie wykonał polecenia, przecież Jimin kazał mu przestać. Zwrócił się ostrożnie ku niemu, oczekując zrugania.

- To nieładnie, żeby gość sprzątał u gospodarzy, a to ja cię wystraszyłem i to przeze mnie cały ten wypadek. Wybaczysz mi?

Jungkooka przełknął mocno gorzką flegmę i zgarbił obolałe plecy. Jego oczy bezwiednie zagubiły się na uchylonych usteczkach, gdy znalazł się niemalże w jego ramionach. Próbował nieznacznie odchylić się, gdyż Jimin nic nie robił sobie z jego niewygody i jeszcze chciwiej wciskał się, niby to przypadkiem między niego, a krawędź stołu. Czuł bijące od niego ciepło i zapach wanilii. Pani w jednym domu, której pomagał z przeprowadzką, używała takiego zapachu do pozbycia się zaduchu z zatęchłych pokoi. Tak bardzo mu się spodobał, że aż zapytał jak nazywa się ta piękna woń. Pamiętał do dziś, a teraz przywiodła mu na myśl tamtą chwilę. Mokry materiał dzierżony w dłoni począł drżeć, czując na wargach leciutki powiew oddechu.

- Co się stało? słyszałem hałas. - Od potężnych ścian jadalni odbił się głos Seokjina. Przejęty podbiegł do dwójki mężczyzn akurat, gdy rozkosznie rad Jimin odsuwał się od zastygłej w szoku twarzy Jungkooka. - Wszystko w porządku, dziecinko? Jesteś cały czerwony.

- Nic mu nie jest, hyung. - Powiedział Jimin, klękając na krzesełku i wypinając odrobinę pupę, machał beztrosko nóżkami. - Zbadałem mu już gardełko, jest zdrowy.

- Jimin! - Skarcił go mężczyzna. - Nie wbijaj kolan w krzesło i nie zawstydzaj Jungkooka. Ile razy mam ci to powtarzać?

- Do skutku, hyung.

- Usiądź grzecznie. Ty również, Jungkookie. Za chwilę przyniosą pierwsze danie.

Wciąż nie do końca kontaktując z otaczającą go rzeczywistością Jungkook, został posadzony, materiał odebrany z jego zesztywniałej dłoni, a stół wytarty przez osobę, którą zapamiętał jedynie z dłoni. Na środkowym palcu miała sygnet z czerwonym oczkiem. Jakby przez mgłę słyszał Seokjina, który szepcze do Jimina " Siadaj, Kaczuszko" i - co mu się prawdopodobnie przewidziało - klepie go po pupie jak niemowlaka.

Nie minęło dużo czasu, gdy ułożono mu na talerzu soczysty, krwisty kawałek mięsa, okraszony zielonymi warzywami i maziowatym sosem w kolorze krwi. To pomogło mu się opamiętać i ponownie poczuć głód. Podniósł oczy, napotykając spojrzenie Seokjina, Jimina, pana Namjoona i Taehyunga, którego pojawienia się również nie zauważył.

- Spróbuj, jestem ciekaw, czy będzie ci smakować. - Zachęcił go Seokjin.

Ostrożnie chwycił leciutki widelec między palce, nie orientując się czy używa prawidłowego sztućca. Był tak głodny, że dobre maniery zeszły na dalszy plan. W drugiej dłoni ujął nożyk i odkroił kawałek mięsa, które samo się rozchodziło, a spomiędzy kawałków sączyły kropelki krwi.

- I jak? - Zapytał z przejęciem Seokjin, zanim jeszcze zdążył poczuć smak.

- Jest wspaniałe. - Powiedział zgodnie z prawdą, choć jak na jego gust mięso było odrobinę za bardzo krwiste. Powiedziałby wszystko, byle zobaczyć na ustach Seokjina uśmiech, którym go uraczył.

- Hoseokie i Yoongi nie przyjdą? - Zapytał Jimin, kiwając widelcem między paluszkami.

Czy on właśnie zdrobnił imię tego nieobliczalnego Potwora?

- Obiecali, że przyjdą. Poczekalibyśmy, ale Jungkook z pewnością jest bardzo głodny. - Odpowiedział mu pan Namjoon. Miał gościa po lewej stronie, za to Seokjina po prawej. Dalej na przeciwko siebie siedzieli Taehyung i Jimin.

Brunet o kędzierzawej burzy włosów spoglądał na niego co jakiś czas, jakby chciał sprawdzić czy nadal tam jest. Jadł, ale jego myśli ewidentnie nie zajmował posiłek. Bezmyślnie wkładał kawałki pieczeni do ust, głęboko zapatrzony na wszystko poza swoim talerzem. Jungkook zauważył, że jego mięso jako jedyne nie ociekało krwią oraz nie przyozdobiono talerza czerwonym sosem.

- Właściwie niewiele wiemy o naszym szacownym gościu. - Zwrócił się do wszystkich pan Namjoon, gdy większa część posiłku zniknęła z półmisków. - Może zechcesz opowiedzieć nam coś o sobie? - Zapytał.

- Nie wiem, co mógłbym powiedzieć. Moje życie i ja sam nie jestem zbyt ciekawy.

- Każdy człowiek ma w sobie coś wyjątkowego, nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy tego nie dostrzega. Już wiemy, że jesteś skromny. - Odezwał się Seokjin.

- Przy nas nie musisz być skromny, Jungkookie. Większość z nas cechuje próżność, nie powinieneś się przed nami wstydzić. - Zaświergotał Jimin, podnosząc się na ugiętych kolanach, gdy wsunął gołe stópki pod pupę.

- Skromność to bardzo chwalebna cecha, to ty nie powinieneś namawiać go do wyzbywania się swoich cech. - Powiedział pan Namjoon do blondyna, który odrobinę przygaszony i zawstydzony opadł na krzesło. - Skąd pochodzisz, Jungkook? Musiałeś przebyć kawał drogi.

- Nie do końca wiem jak nazywa się moje miasto. - Wstyd było mu przyznać. - Leży w delcie ogromnej rzeki, mówią na nią pajęcza, bo ma wiele odnóg.

- Pająk! - Pisnął Jimin. - To przerażające małe monstra. Jak dobrze Jungkooki, że stamtąd uciekłeś!

- To tylko taka nazwa, nie histeryzuj, proszę. - Uspokoił go Seokjin.

- Dość to fascynujące, dlaczego akurat pajęcza, a nie przykładowo gąsienicowa. - Przeszkodził im ciężki, ale przyjemny głos Taehyunga. - Te stworzenia, choć piękne kojarzą się z czymś groźnym i nieobliczalnym. Z pułapką.

- Nie mam pojęcia dlaczego tak ją nazwano, wybacz panie.

- Jestem pewien, że to nie ty tworzyłeś ową nazwę, nie musisz mnie za nic przepraszać. - Skinął w jego stronę.

Skruszony spuścił oczy na talerz i zastanawiał się, co takiego może powiedzieć o sobie, co nie zniszczy jego słabego wizerunku w oczach towarzystwa dostojnych mężczyzn.

- Ja urodziłem się w rodzinie, gdzie było dużo dzieci, byłem najmłodszy do czasu aż urodziła się moja siostra kilka dni przed tym jak opuściłem miasto...

Wzdrygnął się przestraszony, gdy czyjś widelec uderzył o talerz. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę hałasu.

- Wybacz, niezdara ze mnie. - Przeprosił go Taehyung i podniósł sztuciec.

- Wszystko w porządku, kochanie? - Zapytał go Jimin, wychylając się przez stół.

Mężczyzna uśmiechnął się do niego słabo i pokiwał głową.

- Proszę, kontynuuj.

- Więc... - Wypadek wyrwał go z rytmu. - Moja mama pracowała też na roli, ale głównie sadziła kwiaty, bo mój ojciec pracował jako ogrodnik na dworze pewnych państwa i ona mu pomagała, czasami. - Próbował w miarę składnie wypowiadać zdania.

- Nie umiem wyobrazić sobie bardziej harmonijnego zajęcia niż zajmowanie się naturą. To wspaniałe pomagać jej się rozwijać, wzrastać i cieszyć nasze oczy, węch, wszystkie zmysły. - Podekscytował się Seokjin, a pan Namjoon uśmiechnął się w odpowiedzi na jego euforię. - Kwiaty mają leczniczą moc, nie tylko te zielarskie. Jeśli nie uzdrawiają ciała, robią to z psyche. Ich kolory zapierają dech, a woń zatrzymana w głowie, pomaga zasnąć podczas ciężkiej nocy, przebudzić się z koszmaru, a nawet pokonać ból. Czy ty również znasz się na kwiatach, Jungkookie?

- Nie tak dobrze jak ojciec, ale co nieco podłapałem, kiedy pozwalał mi pomagać.

- To wspaniale! - Zareagował Jimin. - Mogę cię w takim razie prosić o pomoc z moją ukochaną różyczką? Skraplam ją regularnie czystą wodą, wystawiam główkę na słońce, nawet śpiewam i recytuję wiersze, ale ona nadal śpi. Proszę, Jungkookie, będę ci zobowiązany.

- Jeśli tylko będę potrafił, to postaram się pomóc. - Zgodził się, czując jak odrobinę drży mu głos. Miał nadzieję, że Seokjin będzie razem z nimi, bo po dzisiejszym incydencie obawiał się zostawać z Jiminem sam na sam.

- Dziękuję, jesteś wspaniały.

W przypływie paniki zwrócił się ku Taehyungowi, ale na jego twarzy nie było złości. Pozostawał spokojny, nawet obojętny.

- Widzę, że wszyscy już skończyli, w takim razie zjedzmy drugie danie.

Jungkook był przekonany, że ten obfity posiłek, to i tak za wiele. Okazuje się, że Seokjin miał jeszcze coś w zanadrzu. Po prawdzie to czuł się już odrobinę przejedzony, jego brzuch nie był przyzwyczajony do takich porcji.

- Przepraszam, że zacznę taki temat przy kolacji, ale czy na ziemiach, z których pochodzisz toczone są jakieś spory? Chciałbym określić skąd pochodzisz. - Zadał kolejne pytanie pan Namjoon.

- S-spory?

- Czy trwa tam wojna?

Seokjin odrobinę bezradnie spojrzał na mężczyznę, lecz nie zatrzymał pytania bez odpowiedzi.

- Mój brat był żołnierzem, walczył w jednej bitwie i wrócił z niej cało. Twierdził, że to największa z możliwych jatek. - Zapomniał o słownictwie, z resztą brat tłumaczył mu to właśnie tak. - Że ja zginąłbym bez mrugnięcia okiem. Mówił, że walczył z ogromnymi mężczyznami w zbrojach z łusek smoka, ale mama twierdziła, że opowiada bujdy i ma przestać się popisywać. U nas w mieście jest spokojnie. Kapłani mają największą władzę i trzymają rygor. Trzeba im się kłaniać jak cesarzowi.

- Ach tak... - Zamyślił się pan Namjoon - Kapłani roszczą sobie ziemską władzę tam, gdzie nie ma silnej ręki gubernatorów. Tam gdzie nie dosięgnie ich sprawiedliwość. Czują się bezkarni. Nie raz napotykałem miasta rządzone przez kapłanów. Z pozoru prowadzone według zasad, po prawdzie z najgłębszym podziemiem, gdzie ludzie szukają chwili wytchnienia i wolności. Ty poznałeś podziemie, Jungkook?

Wszyscy skupili się na speszonym gościu. Słyszał o zakazanych zebraniach, widział drzwi naznaczone żółtym znamieniem w kształcie przekreślonego kompasu. Tak zwani Zachodni Profani, czyli ludzie, którzy zostali przyłapani na praktykach niezgodnych z prawem i zasadami życia społecznego. Do takich domów nie chodziło się w odwiedziny. Ich mieszkańcy nie znali dnia i godziny, gdy przyjdzie ich kolej, pojawią się delegaci zgromadzenia Kapłanów i wyprowadzą ich z naznaczonego domu. Nigdy już tam nie wracali.

- U nas...nie można. Już by mnie nie było.

- Może właśnie dlatego jesteś tutaj, z nami.

- Namjoon! - Uciszył pana domu Seokjin, a Jimin pisnął.

- Nie powinno mnie tu być, ma pan rację. Nadużywam waszej gościnności. Chcę tylko, aby nie myślał pan o mnie...nie byłem wybrany przez Kapłanów do likwidacji. To nie dlatego uciekłem z miasta.

- To nie nasza sprawa, dlaczego to się stało. Jesteś teraz z nami i jeżeli będziemy chcieli uzyskać takie informacje, zrobimy to w łagodniejszy sposób i nie na pierwszej wspólnej kolacji. Prawda, kochanie? - Zwrócił się do Namjoona, choć nie pytał go o zgodę. To był rozkaz.

- Oczywiście. Zapędziłem się, wybacz mi. Jestem człowiekiem lubującym się w konkretach, przez to zdarza m się tracić takt. - Odrzekł w pełni opanowany i skłonił się delikatnie w stronę Jungkooka.

- Rozumiem, to ja przepraszam.

- Przestańcie się sobie kłaniać, panowie. Skończmy z tym sztywniactwem. - Uśmiechnął się lekko Taehyung. - Jungkook, mam coś dla ciebie.

Chłopaka zadziwiła zmiana nastawienia milczącego mężczyzny. Na dodatek chciał mu coś ofiarować. Nie chciał niczego przyjmować i zwiększać swojego długu.

- Mam nadzieję, że ci się spodoba. -Wstał i szybkim krokiem wyszedł z jadalni. Seokjin uśmiechnął się do niego pokrzepiająco i przepraszająco. Mężczyzna wrócił chwilę później, trzymając w dłoni lekko pożółkły rulon papieru, przyozdobiony fioletową kokardką. Podarował go gościowi i usiadł na swoim miejscu.

- Proszę, otwórz przy nas. Jestem ciekaw twojej reakcji. - Poprosił Jimin, doskonale najwyraźniej zdając sobie sprawę, co tam znajdzie.

Delikatnie pozbył się kokardki i najostrożniej jak potrafił rozwinął prezent. Serce zabiło mu w piersi mocniej, widząc swoją własną twarz. Zupełnie jakby patrzył w taflę wody, bądź zwierciadło. Zgadzał się każdy szczegół, który przypominał sobie dopiero spoglądając na dzieło. Bez tego sam nie umiałby odtworzyć tak perfekcyjnie własnej twarzy, którą powinien znać najlepiej. Cienie zrobione węglem podkreślały każdą wypukłość i wgłębienie, brwi i rzęsy, a nawet pojedyncze włosy naszkicował z zabójczą precyzją. Miał wrażenie, że nawet taką minę robi najczęściej. Zupełnie jakby twórca tego niezwykłego malunku miał jego twarz przed oczami podczas rysowania najdrobniejszych niuansów. Pierwsza fala zachwytu zmieniła się właśnie w niepokój. Jak?

- Dziękuję. Jest niesamowity. - Przyznał w szoku.

- Nie każdy szkic wychodzi niesamowity, wszystko zależy od pierwowzoru. Piękno zapada w pamięć, jak widok fascynującego żywiołu, malowniczego krajobrazu, lub oszałamiającego gmachu. - Stwierdził. - Kiedy pierwowzór to dzieło sztuki, kopia nie może odbiegać od ideału.

Jungkook poczuł jak wzrok Taehyunga wierci w nim dziurę, policzki zalało mu upalne gorąco. Otworzył już usta, by coś odrzec, ale z holu dobiegł ich stukot, rzucanie czymś metalowym po marmurze i kilka niezrozumiałych rozkazów. W otwartych na oścież drzwiach jadalni pojawił się ubrany w stój myśliwski Hoseok, z rozwianą, niechlujną fryzurą i co najgorsze upolowanymi trzema królikami, trzymanymi za uszy w dłoni, oskórowanymi i z pewnością nieżywymi. Krew kapała na posadzkę i szybko zebrała się w kałuży, gdy zatrzymał się na moment, jakby chciał zrobić lepsze wrażenie na zebranych. Seokjin westchnął.

- Już zaczęliście? - Zapytał, niby nie widząc zaczętych na ich talerzach porcji. - A tak się starałem, żeby wam coś upolować. - Podszedł do stołu i na końcu, którego całe szczęście nie zajmowali, od strony wejścia, rzucił martwe zwierzęta na stół, aż stary mebel zatrzeszczał. - Smacznego.

- Zanieś je do kuchni, proszę cię, Hoseok. - Powiedział zmęczonym głosem Seokjin.

- Skoro tak ładnie prosisz. - Uśmiechnął się, a Jungkook był pewny, że dokładnie w taki sposób cieszy się sam Fatuum.

Złapał upolowaną zwierzynę za uszy i przeszedł bardzo blisko krzesła gościa. Niósł się za nim ostry zapach krwi i wiatru. Gdy tylko zniknął, do pomieszczenia wszedł znudzony Yoongi, również w stroju myśliwskim, jedynie rozpiętym. Nie miał na sobie kropelki krwi, ani oznak, że właśnie odbył jakiś wysiłek. Odsunął krzesło obok Jimina, a nieprzyjemny piszczący dźwięk ciężkiego drewna na marmurowej posadzce, zranił uszy wszystkich zebranych, z wyjątkiem nowo przybyłego. Wyglądał jakby nie miał siły i ochoty, żeby robić to trochę ciszej.

- Spóźniliście się. - Upomniał go Seokjin.

- I co z tego? Przecież to tylko kolacja. - Odpowiedział, wyjadając swoim widelcem kawałek ryby z talerza Jimina.

- Kolacja, którą zorganizowaliśmy na cześć naszego gościa. - Dodał pan Namjoon, jakby ta informacja miała cokolwiek zmienić.

- Mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie. Goście to tylko twarze. Dziś jest, jutro go nie ma.

- Być może zostanie trochę dłużej, więc twoja zasada nie do końca pokrywa się z rzeczywistością. - Odrzekł Seokjin.

- Hyung, Jak było na polowaniu? - Zapytał Jimin, kiedy mężczyzna przestał bawić się w podjadanie i przesunął talerz blondyna do siebie.

- Zaraz dostaniesz swoją porcję. - Upomniał go Seokjin.

- Jestem głodny.

- Spokojnie, ja już się najadłem. To jak było?

- Zwyczajnie, dużo królików pojawiło się w lasach.

- Zauważyliśmy. - Burknął Seokjin. Był zły, ta dwójka pewnie nie pierwszy raz zniszczyła atmosferę domowników. Co zrobić, rodziny się nie wybiera, nikt lepiej niż Jungkook nie wiedział, jak prawdziwa jest ta zasada.

- Podobno mają jakiś problem z deserem, masz iść do kuchni. - Usłyszeli głos Hoseoka i przekazaną wiadomość, prawdopodobnie dla Seokjina.

Minęli się w połowie drogi do stołu. Juz po chwili Hoseok przysiadał się do stołu obok Taehyunga. Jedyne, co zmieniło się w jego powierzchowności to brak krwi na rękach. Nie krył się z tym, że najbardziej z towarzystwa interesował go ich szanowny gość.

- Zastanawiałem się. - Zaczął, pochylając się nad stołem. - Dlaczego wszyscy w tym domu, z oczywistym wyjątkiem mnie i Yoongiego, pałają do ciebie taką sympatią. Jesteś ładny, to fakt, ale ładna gębą to za mało.

- Wyrażają się Hoseok, rozmawialiśmy o tym. Zamiast snuć teorie, po prostu zapytaj. Jungkook nie jest niemy, na wszystkie pytania ci odpowie. - Zaznaczył pan Namjoon.

- Dobrze wiedzieć, że Jungkook jest taki rozmowny. - Wypluł jego imię. - Może przyzna się, jaki cel ma w udawaniu cnotliwego, strachliwego paniczyka, kiedy to zwykły uciekinier i powsinoga. Jesteś dezerterem?

- Nie.

- Hoseokie, może bądź troszkę grzeczniejszy. - Wtrącił się Jimin. - Przecież nic ci nie zrobił.

- Cicho bądź. Nie z tobą rozmawiam.

- Nie odzywaj się tak do Chima. - Zwęził oczy Taehyung.

- Teraz wszyscy będziecie przeciwko mnie? Już zamroczył wam małe rozumki?

- Dość tego. - Zdenerwował się Namjoon. - Skoro nie umiesz rozmawiać jak człowiek cywilizowany, nie będziesz miał prawa głosu.

- Nie dbam o twoje prawo głosu. Do tej pory każdy mówił w tym domu, co chciał. Dopóki nie pojawił się on. - Wskazał palcem prosto w twarz cichego chłopaka. - Zacznie się od kłótni, a potem nastawi nas wszystkich przeciwko sobie. Nie widzisz jak patrzy na Seokjina?

- Proszę cię, żebyś wyszedł. - Pan Namjoon podniósł się, uderzając kolanami o stół, jego krzesło zaskrzypiały przesunięte w tył. - Zanim się zdenerwuję.

- I tak będziesz musiał. I lepiej żeby to było na niego niż na nas, na twoją rodzinę. Nie wszystko da się oswoić, dziwię się, że tego nie widzisz.

- Widzę więcej niż myślisz, a teraz idź już. - Dopowiedział ostatnie słowa spokojniej i ponownie usiadł.

Szczęka Hoseoka chodziła na boki, kiedy zgrzytał zębami z wściekłości. Skupił ją na panu Namjoonie, ale i tak Jungkook czuł jak wali mu serce, a kolana się trzęsą. Hoseok nie miał w sobie potęgi godnej władcy, miał jednak szaleństwo, niezrozumiałą rządzę oraz upartość. Z nieznanego powodu na wstępnie był do niego uprzedzony, choć w każdej chwili mógł zniknąć z ich życia. I tak nie zostałby tu długo, obawiał się o swoje życie. Seokjin i pan Namjoon mogli z całych sił próbować go chronić, lecz Hoseok miał coś, czego oni zdawali się nie mieć - brak barier. W jego oczach, gestach i słowach ciężko odnaleźć strach czy wahanie. Tak samo jak obdzierał rodzinę królików ze skóry, tak i jego bez problemu obrabiał by niczym zwierzynę i przyniósł na ten stół, pod nos bezradnego Seokjina.

- Hoseokie, może lepiej idź. Porozmawiamy jak ochłoniesz. - Powiedział Taehyung i dopiero wtedy zaciśnięta jak imadło kowala szczęka poluzowała się, a z jego płuc wypłynął wstrzymany oddech.

Odsunął krzesło i pocierając usta odszedł w stronę drzwi. Yoongi przewrócił oczami i odrzucił widelec na talerz.

- Powiedzcie Seokjinowi, że kolacja wyszła mu wyśmienita. Tylko atmosfera nie do zniesienia. - Dodał, wychodząc za Hoseokiem.

- Hoseokie jest bardzo specyficzny, ale to przez przywiązanie do rodziny. Nie przepada za obcymi, ale kiedy już ich zaakceptuje, jest gotów na wszystko, by ich bronić. - Wyjaśnił mu Jimin i podbiegł do niego, żeby położyć główkę na jego ramieniu, jakby chciał go pocieszyć.

Był mu wdzięczny, ale jakoś nie umiał sobie wyobrazić tego człowieka, walczącego o dobro innych. Może z wyjątkiem Yoongiego, który nie wiadomo dlaczego, podążał za nim krok w krok.

- Widzę nas ubyło. - Rozbrzmiał głos Seokjina, wcale nie brzmiącego na niezadowolonego. - Nie myślałem, że tak szybko.

- Mieliśmy drobną sprzeczkę. - Wyjaśnił Taehyung.

- Mam nadzieję, że nikt nie ucierpiał.

- Nawet talerze są całe, hyung! - Poderwał się Jimin.

- Moja zastawa przetrwała, toż to święto. - Uśmiechnął się. - Przed nami jeszcze deser. Mam nadzieję, że go zmieścicie.

Jungkook nie miał ochoty jeść już nic, ale jak odmówić komuś takiemu jak Seokjin?

- Jungkookie, lubisz truskawki? - Zadał pytanie Jimin. Kropelki soku z owocu, które osiadły mu na wargach, kojarzyły się z krwią oskórowanych królików.

Uwielbiał truskawki.

- Nie przepadam.

Smutek w oczach blondyna mówił wszystko. Ten wieczór poszedł na straty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro