Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX


Ściemniło się już na dobre, a Yeontan nadal nie wrócił. Taehyung stał w oknie wychodzącym na przedni dziedziniec i obserwował. Na jego twarzy malował się spokój, ale to oczy i ruch skrywały tajemnicę  wewnętrznej walki z samym sobą i niepokojem. Seokjin siedział w fotelu wyścielonym bordowym, wełnianym nakryciem i z kielichem wina spoglądał na zamyślonego Taehyunga.

- Niepotrzebnie zapuszczałeś się tak daleko, wiesz przecież jak przywiązany jest do domu. Na dłuższą podróż mogłeś wziąć sobie innego konia - pouczył go pan Namjoon, a siedzący w jednym z trzech foteli, zgarbiony Jungkook, starał się nie zapaść zupełnie w sobie i kontaktować z otoczeniem. Czuł się okropnie z tym, że nalegał na dalszą podróż i nie ruszył od razu za spłoszonym zwierzęciem. Być może odnalazłby go kawałek dalej i teraz stałby w stajni, zamiast błąkać się po lesie. A co jeśli dorwały go wilki? Nie raz słyszał ich wycie, kiedy przemierzał niedalekie lasy. Blisko gór wilki lubiły zajmować tereny i stadnie polować, a koń to wymarzony wręcz kandydat na posiłek. Nie tak szybki i zwinny jak łanie, nie miał obrony w postaci poroży podobnie do jeleni, nie miał jak ukryć się w gęstwinach na wzór zajęcy.

Odurzające zaniepokojenie unosiło się nad pokojem, w którym siedzieli w piątkę. Jimin przyglądał się Taehyungowi, jeszcze bardziej przejęty niż Seokjin hyung. Gdyby tylko wiedział, gdyby potrafił to przewidzieć, wszystko potoczyłoby się inaczej.

- Skąd mógł wiedzieć, że tym razem nie wróci, hyung? - zwrócił się do pana Namjoona, Jimin. Wstał z oparcia fotela, na którym skulony przeżywał swoje rozterki Jungkook i podszedł do przejętego mężczyzny - bądź dobrej myśli, kochanie - popieścił jego uszy delikatnymi słowami otuchy - Yeontan to mądre zwierzę, znajdzie drogę do domu.

- To może nie zależeć od niego.

- W pobliskich lasach od lat nie widziałem wilków. Nie podchodzą pod tereny zamieszkałe. Lecz nie łudziłbym się na twoim miejscu, że na pewno wróci. Lasy nie są bezpieczne, żyją tu niedźwiedzie - pan Namjoon nie szczędził mu szczerych słów, ale Taehyung zdawał się o wszystkim wiedzieć. Bardziej oburzony jego bezpośredniością był Seokjin. Odstawił wino, kropla napoju wypłynęła mu poza wargi, kiedy zdradził swoją złość ściągniętymi mocno brwiami.

- Ja czuję, że nic mu nie jest. I ty zapewne też to czujesz, prawda kochanie? - zapytał Park, obejmując ramię mężczyzny. Razem z nim patrzył w noc, choć chmury ukryły książęc, czyniąc widok za oknem czarną, mroczną otchłanią.

Taehyung nie miał ochoty na rozmowy od kiedy wrócili i dowiedzieli się, że koń nie pojawił się przed nimi. Coco zaprowadzili do stajni. Zwierzę orientowało się, że coś jest nie tak, że jego towarzysz zniknął i był równie niespokojny co zaginiony Yeontan. Inne konie szybko przejęły ten stan. Dopiero pan Namjoon był w stanie je uspokoić. Jungkook widział tylko jak wchodzi do stajni, chciał podążyć za nim, wytłumaczyć się jakoś. Powstrzymał go hyung, zauważył jak bardzo wstrząśnięty jest tym co się stało. Przy nim konie nigdy nie odnalazłby spokoju.

Gdyby nie sytuacja, która sprowadziła ich w jedno miejsce, Jungkook uznałby ten wieczór w towarzystwie braci za przyjemny i ciepły. Pili słodkie wino z kryształowych, grubych kielichów, a na kominki skwierczały iskry ognia. Został posadzony w głębokim fotelu, którego szorstka faktura drażniła jego skórę nawet przez materiał koszuli. Z lekką zazdrością spoglądał na wełniany koc wyścielony na fotelu hyunga.

Atmosfera nie pozwalała się jednak zrelaksować, nawet, gdy otworzyli drugą butelkę wina, przyniesioną z piwnic. Podobno latami leżały w dębowych beczkach, nabierając głębokiego aromatu drewna, owoców i czasu, tak stwierdził pan Namjoon. Dla Jungkooka smakiem nie różniły się jakoś specjalnie od win, które okazyjnie podpijał na wiejskich weselach, ale nie miał też szlachetnego podniebienia jak jego gospodarze, dlatego nie mógł ufać w swój zmysł smaku.

- Kochani, nie szukajmy przyszłości pośród najczarniejszych wizji. Yeontan to bardzo mądre zwierzę, nie sądzę, aby wkroczyło na tereny łowieckie dzikich zwierząt. Jest noc, pewnie trudniej znaleźć mu drogę do domu, ale wróci. Jestem o to spokojny - pocieszył ich wszystkich Seokjin. Przynajmniej starał się to zrobić, bo nikt nie podzielał jego entuzjazmu.

- Pójdę już spać, chcę żeby jak najszybciej przyszedł ranek - odezwał się Tae, a w jego głosie zaginęła chęć dyskusji, śmiechu i słów wiary w to, że wszystko skończy się szczęśliwie - dobranoc.

- Dobranoc, spróbuj się wyspać - pożegnał go Seokjin, a pan Namjoon kiwnął tylko głową.

- Dobranoc - odezwał się cicho Jungkook, wstyd było mu nawet zwracać się w kierunku Taehyunga. Może i mężczyzna nie żywił urazy, ale sam czuł się ze sobą okrutnie źle i nic nie mogło tego zmienić, dopóki Yeontan nie zjawi się pod bramami rezydencji.

Jimin podreptał za ukochanym, posłał tylko ostanie, smutne spojrzenie w stronę Jungkooka, a ten mógłby przysiąc na świątynię Wietrznego Dziedzica, że w jego oczach zatrzymały się łzy. To ostatecznie strąciło jego wolę na dno.

- Możemy chwilę porozmawiać? - przerwał dojmującą ciszę pan Namjoon. Podszedł bliżej siedzących mężczyzn i postawił swój kielich na stoliku, opierając na nim rozłożone palce. Nie wypuszczając go, skupił wzrok na młodzieńcu.

- Jest zmęczony - zadecydował za niego Seokjin, zanim powiedział chociażby słowo - porozmawiacie jutro.

Cisza otoczyła całą trójkę, dość niezręczna i niespodziewana. Można było wyczuć, że pan Namjoon nie jest zadowolony z takiego przebiegu sytuacji. Seokjin westchnął głośno, jakby chciał rozładować atmosferę i poklepał się po kolanach. Nie przyjął nawet do wiadomości, że pan Namjoon ma w planach zadać Jungkookowi jakieś pytania. Podniósł się z fotela i uśmiechnął do młodego mężczyzny.

- Późno już, to był ciężki dzień. Zaraz poproszę kogoś, by odprowadził cię do pokoju.

Pokiwał tylko głową. I tak nie miał nic więcej do powiedzenia, a nawet ciekaw był o co chciał zapytać go mężczyzna, który teraz odchrząknął zignorowany i dopił resztę swojej porcji wina. Na odchodne nie pofatygował się, żeby życzyć dobrej nocy. Seokjin za to pożegnał go wylewnie i zapewnił ponownie, że wszystko będzie w porządku.

Został sam, miał jeszcze trochę wina, w kieliszku i odkorkowanej butelce. Normalnie myślałby teraz o ucieczce, o swojej samotności i rozterkach związanych z tym miejscem. To co wydarzyło się tego dnia przysłoniło jego świat i problemy, którymi karmił się przez wiele ostatnich dni i nocy.

Miał ochotę przenieść się na fotel hyunga, zawinąć w wełniany koc i czując jego zapach zasnąć, zapomnieć o zagubionym Yeontanie.

To byłoby nie na miejscu. Dostał swój przydział na wolność. Ostrożnie wsunął stopy pod pośladki i starał się odprężyć. Przymknął powieki, które  zrobiły się ciężkie. Jego świadomość dryfowala między snem, a jawą, zapach owoców winnych tępił jego zmysły, przejmował je całkowicie, a nawet rządził tym co Jungkook miał w danej chwili zrobić. A nakazał mu zasnąć.

Zapewne by go posłuchał, gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi i lekkie szuranie stóp. Jakby osoba, do której ten chód należał, nie miała na tyle siły, by wykrzesać z siebie żwawe  ruchy. Nie otworzył oczu, czekał tylko aż obcy głos poprosi go o pójście za nim.

Nic takiego się nie stało. Nowo przybyła osoba usiadła na fotelu hyunga, słyszał miękki szelest włosia koca. Ktoś dolał sobie wina i przechylił kieliszek. Ciszę zakłócał odgłos przełykania alkoholu i głębokie odetchnięcie z gorzkim podmuchem.

- Słyszałem o koniu Taehyuga.

Poznawał głos z własnych koszmarów. Zdziwił go brak kołatania serca, strachu, żadnych reakcji z ciała. Yoongi nie miał prawa go ruszyć, nie sam. Już ostatnio zauważył jak bezradny i bierny jest bladolicy mężczyzna w opozycji do niego, dopóki nie ma obok godnego Fatuum Hoseoka. Nie z lęku, a z całkowitej obojętności. Stał murem za swoim bliskim przyjacielem, bo nie wiedział dokładnie jaka relacja ich łączy, lecz brak jego obecności czynił z niego znudzonego, obojętnego na wszystko słuchacza. Nie wtrącał się i nie ingerował.

Ciekawe kiedy pojawi się Hoseok. Kiedy zaatakują razem i dobiją jego kulejące sumienie, niczym złapane we wnyki króliki.

- Zdarzyło mu się kilka razy uciec, ale nie wrócić, nigdy - dodał ospałym tonem. Dolał kolejny kielich wina. Pierwszy wypił w zastraszająco szybkim tempie, z drugim mógł uporać się równie szybko. W pokoju niósł się zapach jego ciała, zupełnie nieznany, jak połączenie wiązanki ususzonych ziół, czegoś kwaskowego, do tego jeszcze przyjemna woń ciała. Wydawało mu się, że temperatura w pomieszczeniu spadła, to ogień przygasał w wielkim, kasetowym kominku.

- Nie chciałem, żeby tak się to potoczyło. Mam nadzieję, że Yeontan wróci do domu.

- Wróci albo nie wróci. Nie wymagajmy od niego cudów. Jest tylko zwierzęciem, mądrym i wiernym, ale nie myśli tak jak człowiek. Nie wie kiedy powinien się ukryć, a kiedy biec ile tchu. Może liczyć tylko na łut szczęścia.

Jungkook uchylił zmęczone powieki. Yoongi nie miał na sobie nocnego stroju. Właściwe ciężko było wyobrazić go sobie w łóżku, śpiącego i śniącego. Jego czarna koszula ze śliskiego, połyskującego materiału przypominała tę, w której widział go poraz pierwszy, nie miała jednak na piersi błyszczących drobinek. I tak odbijała nikłe płomienie z kominka i światełka świeczek. Pomarańczowe światło nadawało jego karnacji odrobinę życia. Pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że lekko zarumienił się kościach policzkowych, co było możliwe, bo kończył drugi kielich wina.

Jego zamglone tęczówki spotkały się z mętnym, przejętym snem spojrzeniem Jungkooka. We śnie musiał stracić tę pewność siebie - zaniedbany, poniżony, zepchnięty na kolana, osądzony, a we własnym domu Fatuum zamknięty między ścianami celi.

Tutaj czuł się panem, mógł wszystko. Wszystko prócz krzywdzenia Jungkooka. Byli i ważniejsi niż on, a pod protekcją Seokjina nie groziła mu krzywda ze strony dwójki nienawistnych mężczyzn.

- Dlaczego mówisz to tak, jakbym był temu winien? - zapytał młodzieniec. Coś w nim pękło, widząc to zamroczone alkoholem oblicze. Yoongi, podobnie jak on, był tylko człowiekiem. Miał swoje słabości, tajemnice i przeszłość, której Jungkook mógł odrobinę poznać. Wizja, iluzja czy zwykła mara w swoim śnie był Yoongim, znalazł przy nim tajemniczy proszek, który nadal miał przy sobie, a samotny Min nie stwarzał dla niego zagrożenia. Pozwolił sobie na więcej.

- Nie przypominam sobie, żebym kazał ci przestać mnie tytułować - powiedział z tak dobijającą obojętnością, że strach minął zupełnie. 

- Wybacz, po prostu myślałem, że przy winie tytuły idą w odstawkę.

Mogło mu się zdawać. Pora była późna, a wino mocne, ale zauważył nikły, szybki uśmieszek na ustach mężczyzny, ukryty za szklaną krawędzią kielicha. Wyciągnął nogi przed siebie i skrzyżował je na łydkach, wyciągnięte prosto. Nie brakowało mu dużo, aby dostać do czarnych butów Yoongiego, ozdobionych srebrną, maleńką klamerką.

Doprawdy czuł się jakby igrał z żywym ogniem. Przy Yoongim wszystko obojętniało, nawet jego lęk.

- Tylko, kiedy sobie pozwolisz na zbyt jego wiele.

- Widocznie wypiłem wystarczająco dużo, przepraszam, Panie.

- Może gdybyś nie bał się przy mnie oddychać, urodziłby się we mnie jakikolwiek szacunek do ciebie.

Jak na złość Jungkook nabrał w płuca więcej powietrza. Głupek. Musiał nauczyć się rozmawiać tak jak oni, nie brać wszystkiego dosłownie.

- Źle mi z tym, że nie czujesz do mnie ni szacunku, panie. Ale nie mogę tego od ciebie wymagać.

- Nie możesz - powtórzył, by potwierdzić - bo szacunku nie dostaje się za ładne oczy. Musisz na niego zasłużyć.

- Chciałbym, gdybym tylko dostał szansę.

- Idziesz okrężną drogą, zamiast znaleźć skrót. Dostałeś szansę jak na tacy. Yeontan ją dla ciebie stworzył.

Jungkook zmarszczył leniwie brwi. Wino dogłębnie zadziałało na jego ciało.

- Nie rozumiem - przyznał. Matka nie bez przyczyny nazywała go psubratem i i imbecylem. Z tym, że u niej utarła się taka opinia pod wpływem jego konfliktu z kapłaństwem i braku szacunku do majestatu religii Wietrznego Dziedzica. Sam nie uważał, żeby podążanie pogańską ścieżką czyniło go bezrozumnym.

- Nie wiem z czyjej winy Yeontan zaginął i zapewne nie poznam prawdy. To nie zmienia faktu, że twoja okazja na wykazanie się, jest bardziej oczywista niż pojawienie się słońca za dnia.

Jungkook skupił się na słowach, ale nie układały się one w logiczną całość, był zbytnio pijany, żeby kojarzyć fakty i zajęty szukaniem nieuwagi Yoongiego, by móc przyjrzeć się jego obliczu, zapamiętać je i niejako osadzić go w swojej pamięci, w miejscu wydarzeń sądu oraz zamknięcia w tajemniczym Mudongu.

- Widzę, że nic nie wymyślisz, a pokładałem tej nocy w tobie nadzieje - westchnął.

- Wybacz mi, panie.

- Za często prosisz o wybaczenie. Komuś kiedyś nie starczy cierpliwości.

- Tobie?

- Mnie? Potrafisz sobie wyobrazić moje oblicze w nerwach.

- Nie wiem czy jestem godzien wyobrażać sobie twoją twarz, panie. Co powiedziałaby pan Hoseok?

Mężczyzna uśmiechnął się. Naprawdę jego usta wygięły się w odrobinę ironicznym i ani trochę nie związanym z radością uśmiechu.

- Widzisz tu gdzieś pana Hoseoka?

- Jego oczy są tu cały czas.

Yoongi pochylił się, żeby odstawić na stolik pusty kielich.

- Może jednak nie jesteś taki głupi - przytaknął mu, zakładając nogę na nogę - Yeontan zaginął. Nie myślisz, że człowiek odpowiedzialny, chociażby po części za to zniknięcie, powinien ruszyć za nim w poszukiwania?

- Chcesz, żeby stąd odszedł, prawda? Wyszedł i więcej nie wrócił.

- Przeciwnie. Chcę, abyś sprowadził Yeontana, wrócił tu i zasłużył na mój szacunek. Na nasz wspólny szacunek. Żeby lepiej nam się żyło - dodał po chwili - zapewne trochę nas poznałeś. Wiesz jak trudno dogodzić Hoseokowi, jak bezkompromisowy, ale i bezkrytyczny dla niektórych bywa Seokjin, pobłażliwy i kusicielski Jimin, a Namjoon...

- Nie wiem co o nim myśleć - wtrącił się Jungkook.

- I dobrze. Żaden z nas nie wie, a znamy go lata.

- Dlaczego chcesz, bym dążył do uzyskania waszego szacunku? Skąd wiesz, że nie jestem tu, by żerować na waszej dobroci?

- Znam ludzi, którzy ze spokojem w oczach powiedzieliby dokładnie to samo co ty i myśleli, że nie widać szczerości. Albo raczej znałem. Jesteś jak dziecko, prawdomówny i naiwny. Od początku szukasz swojego miejsca w tym domu, ale takiego miejsca nie będzie dopóki go nie stworzysz. Jeśli nie zbudujesz dla siebie przystani, będziesz dryfował do końca, a przychylność Seokjina cię nie uratuje.
Pierwszy przeciwko tobie stanie Namjoon. Jak na razie jesteś mu niepotrzebny.

Pan Namjoon, grzeczny, dobrze wychowany i skuteczny w trzymaniu domowników w ryzach. Według teorii Yoongiego to on miał stanowić dla niego zagrożenie, nie on sam, nie Hoseok, ale czy miał jakiekolwiek podstawy, aby uwierzyć i zaufać człowiekowi, który nie kiwnął palcem, gdy bliska mu osoba prawie udusiła go na jego oczach? 

- Jesteś myśliwym, prawda? - zapytał Yoongiego, w odpowiedzi otrzymując tylko kiwnięcie głową - znasz się na tropieniu.

- Hoseok jest w tym o niebo lepszy - uśmiechał się chytrze. 

- Wolałbym stawiać mniejsze kroki. Dopiero uczę się chodzić.

- Uczysz się całkiem szybko.

- Czy mógłbyś pomoc mi znaleźć Yeontana? Dla Taehyunga.

- A nie dla ciebie samego?

- Moja korzyść to tylko skutek uboczny dla ciebie, panie. Niewielki. Może przymkniesz na niego oko?

Yoongi wstał z fotela, nie zachwiał się. Blady i wyniosły spojrzał na młodzieńca czarnymi oczami wypełnionymi spokojem.

- Bądź gotów z samego rana. Zanim wszyscy wstaną. O 5 czekaj na mnie pod altaną w ogrodzie. Weź to - podał mu niewielki, odrobinę pordzewiały zegarek kieszonkowy. Czuć było od niego woń starego metalu, a i ciężar miał spory - nie spoźnij się.

- Będę czekał - niepewnie odebrał przedmiot. Zimno metalu poraziło go. Nie był pewny czy to zegarek, a może blada skóra dłoni.

Yoongi wyszedł, a on ponownie został sam. Nikt nie przychodził, by odprowadzić go do pokoju, dlatego zaryzykował tułaczkę po labiryncie korytarzy i wysnuł się w ciemność za drzwiami małego salonu, w którym siedział tyle godzin. Nie poznawał żadnego konkretnego miejsca, ale  jakimś instynktownym sposobem wiedział, gdzie powinien skręcić, jakby droga wryła się w jego pamięć.

Próbował zignorować uczucie obserwowania. Często miał je również w lesie, to tylko strach. Bywał w gorszych miejscach, a czerwone oczy z pewnością wynikały z jego wyobrażeń. Skręcił w kolejną odnogę korytarza, za zakrętem spodziewając się wszystkiego.

Nie spodziewał się jednak Jimina, który wychodził drzwiami jednego z pokoi. Wspomnienie snu powróciło, wywołując na ciele młodzieńca drobny dreszcz. Twarz blondyna szyja oraz usta wyglądały jednak zwyczajnie w mdłym świetle świeczki. Wyglądał na równie zdziwionego spotkaniem co i on.

- Nie śpisz, Jungkookie? - zapytał i dopiero wtedy mógł z pewną dozą pewności stwierdzić, że jest to prawdziwy Jimin.

- Szukam swojego pokoju.

- Kręciłeś się tak od zakończenia naszej rozmowy? - szepnął przerażony.

- Nie, przysnąłem w fotelu, nawet nie wiem kiedy.

- Biedactwo. Pewnie ten dzień cię wymęczył - popieścił jego policzek słodkim oddechem - chodź, zaprowadzę cię - ujął jego dużą dłoń w drobne paluszki i pociągnął za sobą, w drugiej dłoni trzymając świecznik.

Szli i szli, a Jungkook pogodził się z tym, że nigdy nie zapamięta drogi w tej plątaninie korytarzy i schodów. Wiedział tylko tyle, że pokój, który zajął znajdował się na drugim piętrze, nic więcej.

- To tutaj - szepnął Jimin wskazując na drzwi - w dzień droga wydaje się mniej skomplikowana.

- Dziękuję. Nie wiem co bym zrobił bez twojej pomocy. I przepraszam za to co wydarzyło się z Yeontanem i za to, że nie przyszedłem zająć się twoją różyczką i... - przerwało mu podrywające się do galopu, mocne bicie serca i skradziony ostatni wdech przez ciepłe, pulchne usta Jimina.

Znów to zrobił, a Jungkook przeżywał jednakowy szok i euforię. Jego wargi były tak miękkie, wręcz stworzone do darowania całunków. Tym razem to wino zadecydowało i strach przed jutrem. Może już nigdy tego nie zazna, jeśli Yoongi i Hoseok zastawią na niego pułapkę, zestrzelą i oskórują w środku lasu. Bez świadków.

Tym razem oddał pocałunek, a Jimin zamruczał mu w usta i jęknął cichutko. Poruszał wargami sprawnie, gładko, przyjemnie masując jego usta i kolejno język swoim własnym. Zbliżył się, obaj wyraźnie słyszeli jak nierówno i mocno uderzają ich serca.

Nowe smaki i doświadczenia podnieciły i napędzały młodego mężczyznę w zawrotnym tempie. Włosy Jimina pachniały wanilią, cały w niej ociekał. Zagłębił się w pocałunkach, nachylając się jeszcze niżej, a palce wplótł między kilka jasnych pasemek na dolnej, tylnej części głowy. Zakończyli ten powolny taniec warg, by złapać oddech.

- Nie przepraszaj mnie za nic więcej. Podałem ci inną opcję wykorzystania twoich pięknych ustek - musnął rozgrzane, mokre wargi Jungkooka opuszkami palców - mam jeszcze dla nich kilka zastosowań. Wszystkie lepsze niż zwykłe słowa.

- Boję się, że...

- Niczego się nie bój - odparł nie dając mu dokończyć zdania - nic ci z naszej strony nie zagraża. Tego możesz być pewien. Rób co uważasz za słuszne, Jungkookie - uśmiechnął się delikatnie - a teraz śpij dobrze. Odpocznij.

Ostatni raz spojrzeli sobie w oczy i choć Jungkook bardzo pragnął go zatrzymać, pozwolić mu wejść do swojego pokoju i pokazać wszystkie zastosowania swoich i jego ust, nie zrobił tego. Przez wiele czynników i jeden najważniejszy.

Jutro zasłuży na szacunek wśród domowników. Zacznie budować tu swoje miejsce, tak postanowił.

...

Jak podoba wam się rozdział? ^^
Napisałam go szybciej niż się spodziewałam, ale mam nadzieję, że wyszedł znośny 😅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro