Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6 czerwiec 686r. Rozdział 38

Żeby być wyspanym, do tego czasu, ani nie zasnąć w drodze ze zmęczenia, poszliśmy na krótko zasnąć w południe.

Gdy jednak nadchodził czas spotkania, już pół godziny przed czasem czekaliśmy, aż ona przybędzie.

-Gdzie ona może-?-Zaczął Tarant, gdy minęło pięć minut po wyznaczonej godzinie.

-Tutaj jestem.-Usłyszałam głos Wisi dochodzący zza drugiej strony płatu.

Pomimo, że miałam bardzo dobry wzrok to i tak ledwo ją dostrzegłam, a działo się tak, ponieważ cała była ubrana na czarno, a jedynie co dało się dostrzec to były jej zielone oczy.

-Czemu musieliśmy czekać?

-Trochę trudno było się wydostać plus, w pewnym momencie wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi, ale tylko mi się to zdawało.

-Rozumiemy.-Odpowiedziałam.-Ale mam takie pytanie. Jaki masz plan, żeby, na początku, wydostać nas z tej „przysłowiowej" klatki?

Wtedy to, ona wytworzyła roślinę, która, po dostaniu się do nas, ponad bramą, owinęła się wokoło naszej talii, i tak, zostaliśmy przeniesieni na druga stronę.

-W takim razie ruszajmy.-Powiedziała, po czym pierwsza zaczęła biec, a my zrobiliśmy to dopiero chwile później.

Biegliśmy tak, przez ciemny las, mając jednie za światło księżyc, co wyglądało dla mnie jak z jakiegoś horroru, a jeszcze bardziej tak myślałam przez to, że las był niezwykle ciemny.

Biegliśmy tak przez jakiś czas, ale w pewnym momencie musiałam oprzeć się od drzewo ze zmęczenia.

Zdziwiło mnie to, bo od dłuższego czasu potrafiłam przebiec dwa razy więcej i dopiero wtedy miałam dość.

-Wszystko dobrze?-Usłyszałam pytanie Artemista.

-Tak, tak.-Powiedziałam, po czym poczułam jak kręci mi się w głowie, czego również nie rozumiałam.-Idźcie już, a ja zaraz do was dołączę, bo musze odpocząć.

-Na pewno wszystko jest w porządku?-Spytał się, dla pewności, z kolei, Tarant.

-Tak.-Powiedziałam zdecydowanym tonem.-Możecie iść.

Po tym usłyszałam, że idą a ja sama zaczęłam trochę bardziej oddychać, bo zrobiło mi się duszno, choć nie było za specjalnie gorąco tamtej nocy.

Im dłużej odpoczywałam tym bardziej kręciło mi się w głowie, bolała mnie ona i trudniej mi było utrzymać równowagę.

Nie wiedziałam jak długo tak stoję i się opieram, ale zaczęłam słyszeć rozmowy pozostałej czwórki.

-Czy nie niepokoi was, że jej tak dziwnie długo nie ma?-Spytała się Wisia.

-Oczywiście, ale powiedział, że zaraz przyjdzie.-Powiedział Artemist.

-Minęło piętnaście minut.-Odezwał się Tarant.

-A poza tym nie sadze, żeby ona tak długo odpoczywała, bo w ostatnim czasie potrafiła przebiec dwa razy więcej.-powiedział Arkaniusz.

-A ja się dodatkowo boję, że mógł ktoś ją złapać, porwać, a teraz się nam przygląda z ukrycia.-Odezwała się, po dłuższym czasie, Wisia.

Już chciałam im mówić, że wszystko dobrze, ale potrafiłam tego zrobić, bo czułam, że mam już coś w ustach, tylko nie czułam tego smaku.

-Czemu Ci to przyszło do głowy skoro, powiedziałaś, że aktualnie jest organizowany bankiet dla rządu?-Odezwał się znowu Artemist.

-Wolę być naszykowana na wszystko niż na nic.-Powiedziała nasza przewodniczka, a ja usłyszałam jak wyjmuje skądś jakieś ostrze.

Gdy tylko skończyła to mówić, nie wytrzymałam, i wyplułam to co miałam w ustach, a dźwięk, który to po sobie pozostawił brzmiał jakbym wymiotowała o czym, od razu pomyślałam zanim spojrzałam się na dół.

Jednak nie było tym, a nawet gdyby tym było, to by było lepiej, bo tą rzeczą była krew.

Dokładniej czerwona krew.

Od razu wiedziałam co to oznaczało, pomimo wielkiego szoku, jakiego doznałam, w tamtej chwili.

Chorobę obozową.

-Arti?-Usłyszałam przestraszony głos Artemista, jak i po tym, że do mnie biegnie.

-Wszystko gra nie musisz...-Powiedziałam, nawet dla mnie, przerażająco spokojnym głosem, po czym poczułam, że tracę równowagę i zaczęłam padać, jak i to, że prawie w zupełności otuliła mnie ciemność.

-Arti!-Usłyszałam krzyk Artemist, który mnie złapał w swoje ramiona, po czym już na dobre straciłam przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro